DLA WSZYSTKICH LUDKÓW KTÓRYM ODWALA. NIECH SZAJBA WAM DOPISUJE.
Dla Sog, Filio i Selene, osobom które zawsze podziwiam.
Dla tego małego wkurzającego krasnoludka, który uniemożliwia napisanie owej dedykacji.
***
Czy kiedykolwiek kochałeś kogoś tak bardzo, by oddać za niego ramię?
Nie w przenośni , nie! Dosłownie, czy oddałbyś swoje ramię?
Kiedy wiedzą, że są twoim sercem
I ty wiesz, że byłeś ich zbroją
I kiedy odejdę, po prostu idź dalej, nie płacz lecz się raduj
każdą chwilą. Kiedy usłyszysz dźwięk mojego głosu
Wiedz, że patrzę z góry i się uśmiecham.
JA nic nie poczułem, więc dziecinko ty też nie czuj bólu
Po prostu uśmiechnij się do mnie.
Eminem, When I’m Gone
***
Obudziłem się w tym samym namiocie co dzień wcześniej, ale tym razem zauważyłem więcej rannych żołnierzy. Na moje nieszczęście obok mnie leżał… Schwarz!
Popatrzyłem w górę ze złością i w myślach wypowiedziałem serię przekleństw do bogów. A w szczególności do mojego KOCHANEGO ojca.
Z jednej strony nie chciałem, żeby Schwarz wyżywał się na mnie, ale z drugiej, ucieszyłem się, że nie będzie się znęcał nad żadnym z naszych licznych więźniów.
Znajdujemy się bowiem w Piaśnicy. Tak w Piaśnicy. Zbierają więźniów. Po co? Żeby ich najzwyczajniej w świecie zabić. Nikt nie przeżyje. Tak przynajmniej mówi ta świnia.
Wzdycham ciężko.
Nie mogę się poruszyć.
Moja siostra…W jednej chwili mam ochotę wybiec z namiotu i biegać w kółko pytając, gdzie ona jest.
-Ona NIE żyje-zadrwił głosik w mojej głowie-NIE żyje. Przez CIEBIE.
Do oczu napłynęły mi łzy. Zrywam się na równe nogi. W głowie mi huczało.
-Nie żyje. Ona nie żyje.
– Tak, nie żyje – warknął jakiś obleśny głos tuż obok. – I zdradzę ci jeszcze coś: jak nie wyliżesz się z tego do jutra, to cię zostawimy – Schwarz, właściciel znienawidzonego przeze mnie głosu był już w lepszej formie. Rana postrzałowa nie była głęboka, więc siedział i palił fajkę.
Po policzku spłynęła mi łza. Za nią następna. Chwilę później szlochałem już leżąc na łóżku. Nie mogłem utrzymać się na nogach. Straciłem za dużo krwi.
***
– Wstawaj gnoju! WSTAWAJ! Rusz ten leniwy zad i do bramy! – nasz „cudowny” dowódca wydzierał się na mnie. Otworzyłem ciężko oczy. Nie mogłem się poruszyć.
– Schwarz! On jest ranny! Musi wypo…
– I CO Z TEGO?! DO BRAMY!
– SŁUCHAJ TY KUPO GÓWNA! W SZPITALU TO JA RZĄDZĘ! I JESTEŚ TU TYLKO DLATEGO, ŻE ZOSTAŁEM POSTRZELONY!
Nie wytrzymał. Nikt nie śmie kwestionować jego dowódca, chyba, że śpieszy się mu do Hadesu. Do mojego ojca.
– Uważaj! – krzyknąłem. Niestety było już za późno…
Schwarz wyjął zdrową ręką pistolet i strzelił w głowę lekarza. Ten padł martwy.
Poruszyłem nogą. Była jak z ołowiu, głowa ciążyła mi, a na policzkach poczułam łzy. Mój szef spojrzał na mnie z odrazą.
– Znowu beczysz?! I TY śmiesz się nazywać synem Hadesa?
Nie odpowiedziałem. Skupiłem się na tym jak bardzo go nienawidzę. Poczułem, że opadam z sił, ale wokół Schwarza pojawiły się… szkielety. Około dwudziestu szkieletów w mundurach armii z różnych epok.
Śmiertelnik cofnął się nerwowo. Był śmiertelnikiem, ale wiedział wszystko o bogach. Kiedyś zabijanie zwykłego człowieka było dla herosa nie do pomyślenia, lecz teraz nie obchodziło mnie to. Wziąłem głęboki oddech.
– Za…Zabijcie go.
Szkielety rzuciły się na niego. Nie wrzeszczał. Patrzył na mnie wielkimi ze strachu oczyma. Gdy szkielety miały go rozszarpać, ale coś je powstrzymało. To samo coś ściągnęło mnie w dół.
A Schwarz… zaczął płonąć. Płonął żywcem. Czarne płomienie lizały jego ciało, ale on nie wrzeszczał. Patrzył na mnie uważnie. Nie wiem, co w tamtej chwili czułem. Przede wszystkim zdumienie Nie mogłem podnieść się z łóżka. Mój mundur wisiał obok na krześle, a bandaże przesiąknęły krwią.
– Jesteś… – przełknął ślinę, jakby niepewny co chce powiedzieć. – Jesteś prawdziwym synem Hadesa… Idealnym moim zastępcą.
– Nie! Nigdy nie będę taki jak ty! – wrzasnąłem, ale on uśmiechnął się paskudnie i chwilę później zmienił się w pył.
***
Nie wiem ile czasu minęło. Wpatrywałem się w to, co zostało ze Schwarza. Wokół panowała cisza. Z trudem uniosłem głowę. Do namiotu wpadały pierwsze promienie wschodzącego słońca, które oświetlały nieruchomą postać lekarza w kałuży krwi. Zacisnąłem powieki z nadzieją, że to wszystko w ogóle nie istnieje. Że jest tylko koszmarem. Że ta wojna to wymysł mojej wyobraźni. Jednak, gdy ponownie je otworzyłem nadal znajdowałem się w namiocie.
Wtedy się zaczęło. Czułem się, jakby ktoś przyłożył mi w głowę rozgrzanym żelazkiem. Ból rozsadzał mi czaszkę, a potem… wszystko zniknęło. Zapadałem się pod ziemię. Dosłownie.
CDN*
*jeśli chcecie i licznie nam to skomentujecie
ehhh taki geniusz nieskomentowany? świetne, zajeiste etc. Jeśli poziom gustu użytkowników jest taki sam jak w wakacje to tu powinno być co najmniej 30 komentarzy 😀
Hmmm… Ciekawe 😀 Dziwne, że tylko jedna osoba skomentowała. -.-
1. DŁUGOŚĆ ZABIJA!!!
2. Literóweczki się wprosiły, zatrudnijcie jakiegoś ochroniarza czy kogoś, coby je za drzwi wywalał.
3. DLACZEGO TO MUSI BYĆ TAKIE KRÓTKIE?! CHCĘ CD!!!
FAjne, zajebiaszcze i pomysłowe. ALE DLACZEO TAKIE KRÓTKIE?
Łoszty w mordę! 😀 Biedny (super!) lekarz…. XD Jeszcze tego poproszę 😉 CD musi być, albo… hm… no musi być xdd
Bardzo fajne :). Weny życzę
Chione
Trzeba przyznać, że robi się coraz ciekawiej, ale jeszcze ciekawiej będzie jeśli opowiadanie będzie dłuższe 😀 (to tylko taka luźna sugestia). Jedyny jak dla mnie błąd to literówki. Niewiele ale jednak. Czekam na bezliterówkowy i równie fajny cd
Bardzo fajne opowiadanie.
Dziękuje za dedykacje.