„ Po to umieramy, żeby znowu rodzić się”
– Śmierć, śmierć- wołały swoim syczącym głosem drakiny.
– Śmierć, śmierć- wtórowali odziani na czarno herosi. Stałem na środku niewielkiej polany, otoczony przez zgraje potworów i wrogich półbogów. W prawej ręce trzymałem długi, półtoraręczny miecz, a w lewej okrągłą, niewielką tarczę. Nie miałem żadnej drogi ucieczki. Jedyne, co mogłem zrobić, to stanąć do nierównej walki i zginąć honorową śmiercią.
Krąg moich oprawców zaciskał się wokół mnie, niczym pętla na szyi. W moją stronę leciało mnóstwo kamieni. Wszystkie je odtrąciłem tarcze. Z szeregu potworów wyłoniła się drakina, jedna z największych jakie widziałem w życiu. Na głowie miała prosty hełm, a w obu rękach miecze. Potworzyca zasyczała na mnie, a potem spojrzała na jednego z herosów, który stał krok przed swoimi towarzyszami. Był wysoki, miał długie, ciemne jak noc włosy, piwne oczy i haczykowaty nos. Półbóg nieznacznie kiwnął głową, a wężowa kobieta ruszyła na mnie. Mocniej ścisnąłem miecz w ręce.
Gdy drakina natarła na mnie, poczułem ogromną chęć walki. Sparowałem tarczą jej cios i skontrowałem. Z brzdękiem odbiła uderzenie mojego miecza i odepchnęła mnie od siebie. Udało mi się nie stracić równowagi, ale wycofałem się do głębokiej defensywy. Parowałem, robiłem uniki, próbowałem kontr, a mimo to nie zdołałem przejąć inicjatywy. Czułem coraz większe zmęczenie. Na czole perlił mi się pot, a ręka była jak z ołowiu. Przypomniałem sobie słowa Chejrona „ Jeśli brakuje ci sił i umiejętności, zawsze możesz wygrać sprytem”. Mobilizując resztę sił, spojrzałem na wężową kobietę. Głośno krzycząc ruszyłem na nią z mieczem uniesionym nad głową. Widząc moją szarżę odsunęła się, wystawiając przed siebie broń. Pozwoliłem, by jej ostrze drasnęło mnie w biodro. Poczułem ciepłą ciecz, spływającą z mojego ciała. Rana była płytka i niegroźna, ale upadłem na kolana, a mój wzrok wzniósł się ku niebu. Drakina ryczała z uciechy. Napawając się swoim zwycięstwem, zbliżała się do mnie. Wrodzy herosi wiwatowali, a potwory wydawały z siebie najróżniejsze odgłosy. Wężowa kobieta stanęła przede mną. Uniosła oba miecze, szykując się do ostatecznego ciosu. W tym momencie pchnąłem swoim orężem, trafiając ją prosto w serce. Jej twarz przybrała zaskoczony wyraz, a potem rozpadła się w proch.
Na całej polanie zapadła głucha cisza. Potwory i herosi posyłali mi wrogie spojrzenia. W końcu jeden z półbogów, ten sam, który zezwolił drakinie na moją śmierć, wstał i zrzucił z siebie czarny płaszcz. Ubrany był w prosty napierśnik, w dłoniach dzierżył dwuręczny miecz.
– Mogę pozwolić Ci przeżyć- odezwał się młody wojownik grubym głosem- wystarczy, że do nas dołączysz..
– Nigdy w życiu- odparłem gniewnie. Byłem wyczerpany, ledwie trzymałem broń, ale nie miałem zamiaru się poddawać.
– A więc giń- odpowiedział ze znużeniem mój rywal, po czym rzucił się na mnie.
Po wyminie kilku ciosów stwierdziłem, że nieznany heros był świetnie wyszkolonym wojownikiem. Miał niezwykle prowokujący i ofensywny styl. Posiadał ciężką broń, a mimo to poruszał się z niezwykłą gracją. Obcy półbóg zepchnął mnie do głębokiej defensywy. Walczyłem zażarcie, starając się być jak najbliżej mojego przeciwnika. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że gdybym odszedł od niego odrobinę za daleko, czekała by mnie niechybna śmierć. Taka była przewaga dłuższej broni nad krótszą.
Miecz wyleciał z mojej dłoni i uderzył o twardą ziemię polany. Osłoniłem się tarczą prze jednym ciosem wroga, ale ten uderzył mnie pięścią w twarz. Zachwiałem się, a on wykorzystując to, że nie doszedłem do siebie, walnął mnie płazem broni w biodro. Ból był tak silny, że do moich oczu napłynęły łzy. Upadłem na kolana, wypuściłem z ręki uchwyt tarczy. Wrogi heros z całej siły kopnął mnie w twarz. Poczułem w ustach słodki smak krwi, plecy ciężko upadły mi na bruk. Jego twardy but osiadł na moim gardle, miażdżąc moją tchawicę i odbierając dech. Pragnąłem śmierci. Chciałem, żeby to wszystko już się skończyło, aby nie odczuwać bólu. Pomyślałem o moich przyjaciołach na obozie, o Oliwi, która zawsze mnie wspierała, o Chejronie, jeziorze kajakowym, o skale wspinaczkowym. Potok łez spływał po moich policzkach. Wróg stanął nade mną. Uniósł wysoko miecz, chcąc zadać mi bolesną i powolną śmierć. Jego oblicze było spokojnie, jakby był przyzwyczajony do zadawania bólu i niesienia śmierci. Mocno zacisnąłem powieki, ale usłyszałem odgłos wystrzelonej strzały. Zniknął ucisk na moim gardle. Otworzyłem oczy. Mój niedoszły zabójca chwiał się na nogach, a z jego ramienia sterczała druga strzała. Wśród herosów i potworów wybuchła panika. Ludzie i monsta rzuciły się do ucieczki, wśród nich biegł także ich dowódca. Próbowałem się podnieść się na nogi, ale byłem zbyt osłabiony. Czyjeś silne ramię uchroniło mnie przed upadkiem.
– Jesteś bezpieczny- odezwał się znajomy głos. Odwróciłem głowę, a moje serce biło jak szalone…
Nono, mi sie bardzo podoba! Końcówka świetna ! Cd CD CD CD PLEASE!!! Aha.. Pierwsza ^^
Super opko.
O kilka sekund Nyks:(
świetne opowiadanie Cesarzu biję pokłony na stojąco, bo jednakże to dzieło jest za krótkie, aby padać na kolana jak na widok moich obrazków (moja szczerość i skromność powraca :D).
Adi! To jest boskie! Dosłownie. Już myślałam, że zabijesz nam bohatera, a jednak ktoś ko uratował. Masz własny, niepowtarzalny styl.
Jedno zastrzeżenie: JESZCZE RAZ SKOŃCZYSZ W TAKIM MOMENCIE, TO CIĘ ZAMORDUJĘ!
Hadrianie, zainwestuj w długość! No i podejrzewam, że „Wszystkie je odtrąciłem tarcze.” to nie to, o co Ci chodziło („tarcza” miała być w narzędniku, zgadłam?), a poza tym jest kilka słów, które są doskonałymi zamiennikami dla „bólu” i „śmierci”- mógłbyś się pofatygować i zaprosić je do opowiadania, by było jeszcze bardziej wciągające.
CZEKAM NA CD, JONIE H+! I SPRÓBUJ MI NIE NAPISAĆ!
Jak nie napiszesz CD, to… Naślę na ciebie Apollina podczas napadu weny!!! Błędy, różne, szczególnie to: „Wszystkie je odtrąciłem tarcze.” się rzyca w oczy. Popracuj jeszcze nad długością.
Zajeadiaste!!! Boskie!!! Cudowne!!! GE-NIA-LNE!!!
WOW!!!
WOW!!!
WOW!!!
WOW!!!
WOW!!!
A teraz czas na moje uwagi:
wszystko co wyłuszczyła Arachne i inni, także zauważyłam, ale ja leniwe dziecko jestem (nie pod względem pisania opowiadań i czytania książek z prędkością światła), dlatego pisać tych błędów mi się nie chce :).
Weny życzę
Chione
tytul … trafiony , to wg mnie najważniejsze co być może , co do reszty … geniusz , ale tytuł naprawdę dobry .