Dla wszystkich nauczycieli, na których lekcjach to pisałyśmy (niemiec, dwie przyrody, trzy godziny polaka, infa, anglik i religia), a oni myśleli, że ich słuchamy.
Dla naszej klasowej rodzinki, Myksy, Filio, Sabi, Pip i Mikołaja. I dla Zwiadowcy, żeby wreszcie coś skomentował.
Nie odpowiadamy za:
– wymioty
– zaśnięcie podczas czytania tego czegoś
– żadne urazy psychiczne i fizyczne
Jadę na czele oddziału. Wokół mnie żołnierze, często kilkakrotnie ode mnie starsi, czekają na mój rozkaz.
Uśmiecham się.
Ciemnogranatowe oczy błyszczą okrutnie.
Podbródek uniesiony wysoko w górę.
– Jedziemy do pałacu. Nie mam tu już dziś nic do roboty.
Obracam konia w stronę, z której przyjechałam i ruszam galopem w stronę wysokiego wzgórza.
Zostawiam za sobą płaczące z nędzy dzieci, chudych do granic możliwości ludzi i strażników znęcających się nad nimi. Kocham to miejsce.
***
Spiłowane w szpic zęby szczerzę w stronę nowej przekąski.
Mała, może siedmioletnia dziewczynka zamiera przerażona. Jej wielkie błękitne oczy wpatrzone są we mnie. Złote włoski opadają na drobne ramionka. Po rumianych policzkach płyną łzy.
– Jak się nazywasz, młoda?
– A-a-alice, p-p-pani – wyszeptała.
– Jesteś herosem? Ich krew jest najlepsza.
– N-n-nie w-w-wiem, pani.
– Nic nie szkodzi… – mruczę. – Zaraz to sprawdzimy… Arachne! Chodź tu!
W przejściu pojawia ję niewyraźny kształt. Po chwili w krąg światła wchodzi dziwaczna postać. Wąskie, ciemne oczy. Długie, białe włosy. Wysokie kości policzkowe. A na dole… Odwłok pająka. Czarny, włochaty i masywny odwłok tarantuli.
– Jest herosem? – pytam znudzona.
– Nie mogę wyczuć, pani – Arachne wygląda na zdziwioną. Prostuję się na krześle.
– Jak to nie? – syczę wściekle. – Zresztą nie ważne. Dla mnie liczy się tylko krew!
Rzucam się na dziecko. Ostrymi zębami przegryzam jej gardło, czuję w ustach smak krwi… pije ją jak najszybciej mogę. Moje piękne granatowe oczy zmieniają na chwilę kolor na rubinowy.
***
Leżę na olbrzymim łożu z baldachimem i rozglądam się po pokoju. Czarne, ciężkie zasłony zakrywają do połowy olbrzymie gotyckie okna i powodują, że w komnacie panuje półcień. Przy olbrzymim łożu z czarną pościelą stoją dwa stoliki nocne, oba czarne, jak reszta pomieszczenia, w tym ściany i kafle na podłodze. Pod jedną ze ścian znajduje się rząd manekinów, stojących obok ciemnej, olbrzymiej szafy. Na każdym manekinie wisi inny kompletny gotycki strój ze specjalnie dobraną peruką i biżuterią.
Na, specjalnie do tego celu przygotowanych, półkach stoją tysiące książek i płyt. Na przeciwko łóżka, na ścianie, wisi wielki plazmowy telewizor, a na stoliczku nocnym stoi laptop.
Moje królestwo.
Przeciągam się łagodnie i, głaszcząc kota, zapadam w sen.
~*~
Nic się już nie liczy. Nie obchodzi mnie, czy zginę, czy nie. Czy świat legnie w gruzach, czy nie. Iście po herosowemu. Gdy wsiadam na pegaza, wiatr rozwiewa mi włosy. Moje rodzeństwo tradycyjnie tłoczy się z tyłu. Tchórze.
Czekam na rozkaz. Rozkaz, który przyniesie mi śmierć. Wzrokiem lustruję wrogą armię. Setki tysięcy potworów i dziesiątki zwykłych śmiertelników. Jesteśmy słabi. Za słabi.
– A-a-alvin… – odwracam głowę w kierunku mojej siostry Kelly. Po jej policzkach płyną łzy. – A-a-alvin… Boję się.
Patrzę na nią z niechęcią.
– Nie becz – warczę w jej stronę.
Dłonie zaciskam na lejcach Ptysia i znów zwracam głowę ku wrogiej armii.
~*~
Znowu jadę na czele armii. Na kolejny podbój.
Mój czarny smok, ubrany w spiżową zbroję, kroczy dumnie w stronę zielonej doliny. Z jego pyska wylatuje czarny ogień.
Z góry pikuje na nas odział herosów na pegazach. Obrońcy.
Wybucham śmiechem. Oni mają mi przeszkodzić?
Żałosne.
– Wyślijcie kogoś. Powybijajcie. Zróbcie cokolwiek, ale chcę mieć trochę rozrywki – zauważam małą dziewczynkę na pegazie i dodaję: – Przyprowadźcie ją. Zgłodniałam.
~*~
Nurkujemy w dół. Czterdziestu herosów w pełnych greckich zbrojach na pegazach. Widok z dołu powinien być bajeczny. Ale nie jest. Strzały świszczą nam koło uszu. Co rusz, któryś z pegazów spada, lub ucieka bez pasażera. Spadają kolejni zabici herosi. Prosto na Wzgórze Herosów, ostatnie miejsce, które widzą, zanim wejdą do obozu.
Jedna ze strzał rani Ptysia w bok. Lepiej już być nie może.
Spadamy zygzakiem na ziemię. Prosto przed wściekłym smokiem.
~*~
Siedzę na Nubisie i patrzę na bitwę powietrzną. Herosi, jeden po drugim, spadają ranieni strzałami. Jeden z nich, białowłosy, spada wrzeszcząc przede mną.
Patrzę na niego ze zdziwieniem.
Nubis warczy.
– Nie, mały. Jeszcze nie. Zobaczymy co zrobi.
~*~
Ciężko upadam na ziemię, pegaz mnie przygniata. W głowie mi huczy.
– No, no, no… Kogo my tu mamy?
Z trudem podnoszę głowę. Widzę wysoką, bladą dziewczynę w gotyckiej sukni do kolan, z mnóstwem falbanek i koronek. Na fioletowych, prostych włosach do połowy pleców widać białe refleksy. Wielkie granatowe oczy błyszczą jak gwiazdy.
O bogowie.
Jaka ona… brzydka!
~*~
– Co masz na swoją obronę? – pytam szczerząc szpiczaste zęby. – Lądujesz tuż przede mną i nawet nie przepraszasz!
Chłopak przełyka ślinę.
– Kim jesteś? – pyta chwytając za miecz.
– Kimś, kto pyta cię o coś. Kimś, kto może napuścić na ciebie głodnego smoka. Kimś, kto może cię zabić bez zmrużenia oczu. Kim ty jesteś?
– Kimś, kto broni tego, co kocha, przed takimi jak ty. Kimś, kto…
– Podoba mi się – stwierdzam cicho. – Zabiję cię kiedy indziej. Arachne! Zabierz go.
– Gdzie, pani? – potwór odwala ciało pegaza i zabiera chłopaka.
– Skąd niby mam to wiedzieć? – warczę wściekła. – To ty jesteś więziennym. A teraz zejdź z moich oczu. Chcę popatrzeć, jak niszczymy obóz.
Potworzyca znika szybko z klekotem swoich włochatych odnóży.
~*~
Leżę na trawie. Z trudem łapię oddech. Ta dziewczyna… Obóz… Próbuję się podnieść. Jednak coś mnie przytrzymuje.
– A ty gdzie się wybierasz?! – wysoki, damski, lekko klekoczący głos rozbrzmiewa mi nad uchem. Krzywię się z bólu.
– Kim ty znowu jesteś?! – pytam wnerwiony.
– Jakbyś nie wiedział, marny synu Iris!
Zaciskam pięści.
~*~
Pani, co z nim zrobimy? –Nubis wygląda na zdenerwowanego. Odpowiadam mu wściekle:
Teraz to nie ważne. Dam ci na przekąskę tych herosów, na których będziesz miał ochotę, ale teraz musimy zdobyć obóz, bo nigdy nie będziemy bezpieczni. Zajmiesz się tym ich smokiem, strażnikiem runa, a ja je wezmę. Wtedy granica zniknie i nie będzie problemów z wejściem do doliny.
Mądry plan. Godny córki Ateny.
Nie przypominaj mi o nich! Wiesz jak bardzo nienawidzę tej bogini!
Jesteś córką Asterii, należysz do plemienia herosów. Co zrobisz ze swymi współbratyńcami?
Zobaczysz.
~*~
Słyszę krzyki. Krzyki moich przyjaciół. A ja nic nie mogę zrobić. Widzę tylko dym. Krztuszę się.
Mam dość. I pomyśleć, że parę lat temu, moim największym problemem było bycie „tęczowym kucykiem Pony”.
Odchylam głowę w tył. Ogarnia mnie ciemność.
~*~
Nubis rzuca się na srebrnego smoka. Mam kilka minut, żeby zdobyć runo i oddać je gryfom, by odniosły je daleko stąd.
Biegnę. Przeskakuję nad trupami, toruję sobie drogę mieczem. Jeszcze trzydzieści metrów… Dwadzieścia… Piętnaście…
Gdy jestem dziesięć metrów od celu, drogę zagradza mi chłopak. Celuje do mnie z łuku.
– Z drogi – warczę nie zatrzymując się. Wyciągam wachlarze ze smoczej skóry.
Jedna, dwie, trzy, pięć strzał pędzi do mnie z zawrotną szybkością.
A ja się uśmiecham. Jeszcze czerwone, od niedawno spożytej krwi, zęby odbijają się wyraźnie na tle bladej, owalnej twarzy.
Gdy strzały są na wyciągnięcie moich rąk, zasłaniam się wachlarzami. Przez zmrużone oczy obserwuję przeciwnika.
– Będziesz smaczny – stwierdzam i kończę jego żywot jednym cięciem wachlarza.
– Najpierw muszę wziąć runo, ale potem się tobą zajmę – robię podkówkę w stronę trupa, po czym mijam go i biegnę w stronę sosny.
Zaciskam palce na szorstkiej wełnie. Od razu czuję się silna. Mogę zrobić wszystko!
– Zamówię z tego zbroję – mruczę do siebie, po czym gwiżdżę na gryfa. – Zabierz to do mojego pałacu i pilnuj, a nagrodzę cię sowicie.
Gryf odlatuje, a ja wracam spokojnym krokiem w stronę czołówki armii. Jeden z herosów podaje mi wodze czarnego Pegaza. Tak, tego Pegaza. Pierwszego latającego konia. Złapano go specjalnie dla mnie.
Uśmiecham się słodko i szybko mrugam.
– Casz na zdobycie Obozu Herosów! – krzyczę rozanielona. – Zadajmy druzgocący cios naszemu wrogowi! Najpierw obóz, potem Olimp, a na końcu cały świat!
Moja armia wrzeszczy radośnie i rzuca się ku granicy. Bariera zniknęła, więc nie mamy problemów z dostaniem się do środka.
– Bierzcie ich żywcem! – wrzeszczę. Prawie jak we „Władcy Pierścieni”!
Jestem szalona. Ale nic na to nie poradzę.
– Jestem szalona, jestem szalona, jestem szalona! – wrzeszczę na cały głos, gdy potwory wywlekają herosów poza dolinę. Kręcę się jak wariatka drąc się na całe gardło.
Na Olimpie dziś została zorganizowana narada na mój temat, na którą zaproszono Dionizosa i Chejrona. Obóz jest bez opieki.
Dolina płonie. A ja się śmieję.
~*~
Powoli otwieram oczy. Wszędzie panuje ciemność. Nie widzę własnej ręki.
– Obudził się?
Zdenerwowany rozglądam się wokół.
– Nie wiem, prze pa…
– NO TO ZOBACZ!
Blada smuga światła pada mi na twarz. Do środka wchodzi jakaś wysoka postać. Trąca mnie włochatą nogą w brzuch. Jęczę cicho.
– Obudził się, pani!
– Wyjdź!
Postać szybko wycofuje się. Jej miejsce zajmuje ta dziewczyna.
~*~
Wchodzę do zapleśniałej celi. Na przegniłej słomie leży ten chłopak.
– Kim jesteś? – pytam. Przekrzywiam głowę na bok, jak mały, ciekawski kotek.
– Nie wiesz, kogo więzisz? – pyta zdziwiony. Wzruszam ramionami.
– Po co mi ta wiedza? Gdybym miała znać imiona wszystkich moich więźniów musiałabym nauczyć się na pamięć grubej księgi. Ty jesteś inny, zaciekawiłeś mnie – uprzedzam pytanie i ciągnę dalej: – Możesz mnie ignorować, ale i tak będę przychodzić. Do skutku – odwracam się i wychodzę. Słyszę cichy szept:
– Jestem Alvin Collins. Syn Iris – uśmiecham się i odpowiadam:
– Kamelia di Trevi. Córka Asterii.
Wychodzę zostawiając go.
– Daj mu jeść – rzucam do Arachne i idę do pokoju.
***
Odwiedzam go codziennie. Opowiada mi o sobie, o życiu w obozie, o swoich kłopotach. Ja opowiadam mu o swoich planach.
Przygotowuję się też do inwazji na Olimp. Wielka Trzynastka nie może dalej rządzić.
Gdy powiedziałam o tym Alvinowi, chłopak zbladł.
– Naprawdę chcesz to zrobić? Bez Rady na świecie zapanuje chaos! A ty jesteś szalona! Wszyscy zginiemy!
– To dla mnie nie ważne. Będę mieć władzę, a tylko to się liczy.
– Jesteś egoistką. Myślisz tylko o sobie, nie obchodzi cię los innych.
Oczy zalśniły mi łzami.Zaczęłam na niego wrzeszczeć.
– Miałam cię za przyjaciela! Zmieniłam się, nie spożyłam krwi od wieków! Myślałam, że tak już zostanie! Wszystko robiłam dla ciebie! A ty…
Zaczęłam płakać. Wybiegłam, szlochając, byle dalej od niego i jego hipnotyzującego, tęczowego spojrzenia.
***
Nie odwiedzam go już. Pozwalam, by zgnił w więzieniu, w którym go kiedyś zamknęłam.
Mogłabym poddać go wymyślnym torturom, po czym zabić, ale coś mnie przed tym powstrzymywało. Jakiś mały, uporczywy i dokuczliwy głosik.
~*~
Tracę rachubę czasu. Nie wiem ile dni, tygodni, czy miesięcy tu siedzę. Wiem tylko, że powoli umieram. Nic nie jem ani nie piję. Po prostu całymi dniami siedzę i wpatruję się tępo przed siebie. Opieram się o zimną ścianę. Wszystko co znam jest już pewnie zniszczone. Jeśli ta dziewczyna mówiła prawdę, era bogów już się zakończyła.
Mój ciężki oddech echem odbija się po celi.
Nie daję rady.
Przyciskam dłoń do piersi.
Przymykam oczy. Nie tak sobie wyobrażałem swoją śmierć.
Ogarnia mnie dziwna lekkość. Zamykam powieki. Ostatni raz.
Mam wrażenie, że lecę w górę. Zostawiam za sobą wszystko, co złe i bolesne. Delikatnie unoszę się w powietrzu. Widzę z góry swoje chude ciało. Do rany dostało się zakażenie.
Oddech ustaje.
A ja unoszę się coraz wyżej. To już koniec.
Jedyna myśl, jaka mnie zasmuca, to ta, że Kamelia o mnie zapomniała.
~*~
Odbijam gumową piłkę od sufitu. Ta uporczywa myśl ciągle do mnie wraca. „Odwiedź go. Porozmawiaj. Zapomnij.”
– Nie – warczę w pustkę. Czarne ściany pokoju są jedynymi świadkami mojej histerii.
Nie wytrzymuję. W końcu ulegam.
***
Szybkim krokiem idę mrocznymi korytarzami. Pochodnie wiszące na ścianach sprawiają, że na ścianach tańczą cienie, tworząc historie.
Dochodzę. Przez chwilę kłócę się ze strażnikiem, a potem wpadam do celi.
Stoję jak zaklęta.
Szok. Tak, to jedyne odpowiednie słowo.
Zaczynam płakać. Padam na kolana przyciskając do siebie głowę Alvina. Jest zimny. Nagle coś zauważam. Wielką, zieloną ranę na jego brzuchu. Nigdy wcześniej jej nie zauważyłam, ale nie zauważałam też, że krzywił się za każdym razem, gdy ze mną rozmawiał.
Całuję lekko jego lodowatą dłoń. Wychodzę.
***
Od jego pogrzebu minął tydzień. Cały czas jestem cicha, całymi dniami gapię się w sufit.
Armia się sypie. Nie przejmuję się tym.
Teraz wreszcie zrozumiałam, że go kochałam.
***
– Uwolnijcie wszystkich herosów, rozdajcie to, co będzie potrzebne do nowego życia, a potem podpalcie pałac – mój głos drży, ale jestem szczęśliwa.
Epidemia dotknęła też mnie. Nareszcie.
Leżę w swoim pokoju, na olbrzymim łożu, a moja kotka mruczy, gdy głaszczę ją po raz ostatni. Wokół mnie stoją moi najwierniejsi słudzy. Nikt z nich nie płacze. Jedynie Nubis, czarny smoczy mędrzec, wtykając olbrzymi łeb przez balkon, roni smocze łzy.
Zamykam oczy. Nie mogę zostawić ich żywych. Nie posłuchają mnie, zniszczą świat, kontynuują moje dzieło.
Podnoszę się słabo na łóżku i wyciągam z rękawa sztylet, by wbić go w brzuch pierwszego herosa. Nubis mi pomaga i po chwili nie ma tu już nikogo, oprócz mnie, smoka i kotki. Opadam ciężko na poduszki.
– Zrób o co prosiłam. Wiem, że nie byłam dobrą władczynią, więc chcę, aby chociaż po mojej śmierci wszystko wróciło do normy. By na świecie zapanował pokój, radość i dobrobyt.
– Trafisz do Elizjum pani – smok znowu zaczyna płakać. Uśmiecham się lekko.
– Nie tym razem mój mały. Nie tym razem… – odpowiadam. Zamykam oczy zapadając w błogi sen. Po raz ostatni.
***
Widzę Alvina. W Elizjum. Zauważa mnie i ze łzami w oczach próbuje podejść, ale uciekam. Nie chcę nikomu już szkodzić.
Zmierzam do namiotu sędziów. Wiem, jaki będzie ich wyrok.
– To TY zabiłaś tylu herosów! Żądam natychmiastowego wtrącenia jej do Tarta…
– Spokojnie Minosie. Ja myślę, że powinna trafić do Elizjum.
– Ty! Szekspir! Chciałbyś wszystkich wrzucić do Elizjum! Nie, nie i jeszcze raz NIE!
– Popieram Minosa. Tylu ludzi, tylu herosów… Równina kar będzie dla niej odpowiednim zadośćuczynieniem.
Uśmiecham się, gdy dwa upiory zabierają mnie z namiotu.
– Dziękuję! – krzyczę jeszcze w stronę sędziów.
CDNNN*
*Ciąg dalszy nigdy nie nastąpi
Od autorek:
Jak myślicie, czyją narrację pisałam ja, a którą Clar?
O odpowiedzi proszę w komentarzach. Mam nadzieję, że się (nie) podobało.
Boginka
Genialne! tkaie wzruszjaace. PIErwsza
Aaaaaaaa.. Ja już to czytałam ale przeczytałam jeszcze raz BO TO JEST BISKIE!!! 😀
Jejku ,normalnie nie wiem co powiedzieć , a ja duzo mówie ( mam mase świadków , bo mimo , że w komentarzach dużo nie pisze bo błedy robie ,to mówić mogę ciągle )Coo do narracji nie mam pojęcia ,bo wg mnie sie zlewa , w jedną całość , więć ca za rużnica ,jak jest świetne ?
I co tu dużo pisać… Genialne, jak zwykle! ^^
Rewelacyjne, naprawdę, dlaczego nam to robicie? Brak ciągu dalszego?
Nie nie nie to nie możliwe ja chcę więcej teraz ! Plissssssss. :))
Nie połapałam się… Ale wzruszające! Odpowiem na pytanie: Clar pisała narracje chłopaka a Boginka dziewczyny (zgadłam??) tak myślę. Troche chaotyczne, ale dlaczego tam jest CDNNN??????? Ja ŻĄDAM CD, ale jak nie chcecie… to nie wiem co zrobić
[Wali głową w monitor laptopa]
CZEMU, CZEMU, CZEMU JA TAK NIE PISZĘ?????!!!!!
Kobitki moje, toż to genialne jest! 😀 Takie dramatyczne i wzruszające… Bohaterowie mają swoje własne charaktery, nie są, że tak powiem, „sztuczni”. A do tego macie przefajny styl, który sprawia, że opowiadanie czyta się przyjemnie i w mgnieniu oka. 😉 A jeśli zostawicie to od tak bez CD… I’M GONNA KILL YA, NORMALNIE!!! 😀
Wspaniałe opowiadanie. Gdzieś tam na początku zauważyłam jakies powtórzenie (chyba, łoże, łoże) ale sie przestało liczyc kiedy czytałam dalej. Naprawde wspaniale piszecie i piszcie jeszcze więcej
CUUUUUUUUUUUUUUUU( 3 dni później)UUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUUPER!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Mimo wszystko interesujące. Hmmm… Boginka tego chłopaka Alvina a Clar Kamelii? Nie no, dobra nie wiem… A co do CDNNN to trochę nie fair. Gdzie ona w końcu trafi? Może jednak mimo wszystko (spolszczając) Szekspir wygra z Minosem? … 😀
Jutro niespodzianka będzie A co do narracji to się pomyliłeś 😀 Jak zwykle odwaliłam większość czatnej roboty (patrzy wściekle na Clar) i napisałam narrację wyjątkowo tej złej 😀 Tak, to ja piszę jako Kamelia 😀 Zdziwieni? Pewnie nie 😀
Ekhem….jakiej czarnej roboty? (niewinna mina)
A wam sie coś w łebki stało, czy macie jakiś udar, że wam sie to coś podoba?
Super, genialne. Poprostu zaje.iste:-)
Bardzo fajne.
Tylko lekko zrobiło mi się smutno.
Fajne ALE.
FATALNA FORMA. Zero dłuższych opisów. Bezsensownie porozwalane akapity. W sumie słaba forma. I lekko denerwująca przewidywalność. Fabułka oprócz tych mankamentów fajna.
3 za fabuła
GE-NIA-LNE.
Tylko dlaczego takie porozwalane akapity, ja się pytam? Jakby je ktoś siekierą rąbał ;). To psuje efekt. Ale oprócz tego opko świetne :).
Obiecałam skomentować to skomentuje 😉 Przepraszam że tak późno.
Opowiadanie mi się podoba, ale mogłoby być więcej opisów (każdego rodzaju). Wciągnęłam się czytając, ale gdyby było więcej opisów to już bym się nie oderwała 😀 i dodatkowo byłoby więcej do czytania.