Od autorki: Tę część dedykuję Pallas Atenie i Arachne, za miłe słowa otuchy. Mam nadzieję, że udało mi się poprawić. Miłego czytania wszystkim!- Rodos ;D
– Naprawdę, widzisz tu wszystkich?- spytał ten drugi
– Nie -odparł Posejdon- jak bóg mógł zostać porwany?
– Śmiertelniczka go uwiodła, zabrała gdzieś i jakoś pozbawia mocy, dlatego do stu piorunów nie podoba mi się, że zrobiłeś herosa jakiejś kobiecie!
– Nie jakiejś kobiecie, tylko Terpsychorze i ona jest piękna, tak jak jej dziecko. Bracie, nie denerwuj się tak.
– O, bogowie. Tak właśnie zaginął Apollo!
– Zeusie, zapomniałeś, że ona jest muzą, mnie nie porwie. Martwmy się lepiej o bieżącą sytuacje, a nie o spładzanie jakiś herosów. Czy Atena i ta jej wilka mądrość jest w stanie coś wymyślić, czy to dla niej za dużo? Zapytaj ją.
Nagle obraz znikł. O co w tym chodzi? Posejdon, Zeus, Apollo, Atena. Czy to nie bogowie olimpijscy z mitów? Moja wyobraźnia płata mi figla. Co to w ogóle znaczy, że bóg zaginął? Może zadzwonię do tego kulawego? Choć mówili by nikomu nie mówić, bo będzie chaos. Oni są w Grecji, a ja w Dallas, co mi tam, zresztą to mnie nie dotyczy. Wyszłam z basenu, nikogo nie było widać, a słońce chyliło się ku zachodowi. Ruszyłam do domu, by przymierzyć strój.
Sukienka jest zielono czarna, długa i szeroka i bardzo mi się nie podoba. Ubrałam ją szybko i stwierdziłam, że jest niewygodna. Buty miały być szkolne i miałam mieć związane włosy. Przecież to będzie katastrofa, jeśli nie gorzej. Ja, scena, dziwaczna sukienka, rude włosy, rzesze ludzi i wszyscy wpatrzeni w moją stronę, to będzie najgorszy dzień w moim życiu!
Następnego dnia, tego zapewne beznadziejnego dnia, odbyć ma się występ. Jestem tak szczęśliwa, że chyba będę skakać pod sufit. Jak ja tego nienawidzę, argh. Po drodze spotkałam Jessikę i Stevena. Ona była ubrana w miodową sukienkę, co świetnie wyglądało z jej włosami. On miał czarną marynarkę, berło z czachą, koronę i pierścień, nie zgadniecie z czym, z czachą, wyglądał jak pan śmierci. Od rana miałam pochmurną minę, więc Stev pocieszał mnie za każdym możliwym razem, mówiąc.
– Będzie dobrze, Debby. Tylko Cię porwę.
Nie spodziewałam się, żeby ten dzień miał być jakiś super czy co. Po pewnym czasie zawitaliśmy do szkoły i do sali ze sceną. Jest tam tyle krzeseł, że nawet nie chciało by mi się ich liczyć. Scena drewniana, z zapadnią prawie nie widoczną i dwoma czerwonymi kurtynami. Okna od sufitu aż do podłogi dają dużo światła, akurat dziś słońce miało ochotę wyjść z za chmur Wszyscy już są na miejscu i przebierają się do sztuki, kiedy my już gotowi. Przecież mogłam przynieść tą szmatkę tu, a nie pałętać się miastem do szkoły.
Po jakiś dziesięciu minutach, pani Diego ogłosiła rozpoczęcie się przedstawienia. Początek był nudny jak flaki z olejem, a ja tylko bujałam się na scenie, aż do momentu gdy zapadła się pode mną scena, dosłownie. Chyba nie jestem taka ciężka, myślałam krzycząc. Czułam się jakbym naprawdę została porwana, poczułam, że coś mi grozi dopóki nie znalazłam się w umięśnionych ramionach Stevena. Nigdy nie wiedziałam, że jest aż tak silny, zawsze przypomina bardziej kujonka niż sportowca, a tu proszę. Poczułam się bezpieczna ale tylko przez chwilę bo, później postawił mnie na ziemię i ogarnęła mnie dziwna fala. Czułam coś złego, nawet bardzo, nie umiem tego opisać, czułam też smród. Bałam się zrobić cokolwiem, ale uspokajałam się, że to tylko znowu moja chora wyobraźnia. Rozejrzałam się dookoła, po jednej stronie nic, za mną jest ściana i przede mną. To jest taki wąski tunel i na końcu po drugiej stronie są drzwi, po patrzyłam w tamtą stronę i zamiast drzwi ujrzałam coś bardzo dziwnego. Do niczego nie mogłam go porównać. Stał przede mną i wpatrywał się we mnie krwisto czerwonymi oczami. W półmroku dało się zauważyć… futro?, sierść. Na głowie miał dwa rogi, stał tak jak człowiek i miał skórzane spodenki. Zaczęłam się wiercić, Stev zachowywał się tak jakby tego nie widział. Czułam nieświeży oddech tego czegoś. Zaczęłam się bać, przecież w tej sukience nie da się uciekać, ani skakać, rozejrzałam się, nie ma nigdzie żadnej kryjówki. Nagle „to coś” zaczęło zbliżać się do mnie mówiąc coś w stylu heros, ale to nie mogło być do mnie, nie jestem odważna. Zrobiłam unik gdy potwór się zamachnął i poczułam jak ziemia się pode mną rusza, ale nie spadłam wręcz przeciwnie szłam jakby do góry. Jaka jestem głupia!, przecież stoję na platformie i już jest koniec przedstawienia. Uff. Ale co to było, czyżby znowu to ta moja chora wyobraźnia?! Teraz wiem, że muszę zadzwonić do tego kulawego może mi pomoże. Zresztą i tak gorzej być nie może prawda? Jako, że braliśmy udział w przedstawieniu to możemy wrócić do domu wcześniej. Zaraz jak opuściłam budynek szkoły zadzwoniłam do kulawego. Długi sygnał nieodbierana zaczął mnie irytować, mam tak ważną sprawę, a ten co? Nie odbiera o wreszcie odebrał, wzięłam oddech i wesoło się go zapytałam.
– Cześć, tu Debby. Jak masz na imię tak na początek?
– Nick. Masz jakieś pytanie, słuchaj spotkajmy się w parku ok.? Nie mogę gadać, zaraz tam będę.
Rozłączył się, a ja poszłam w stronę parku. Trochę to trwało ale w końcu znalazłam się tam, po drodze kupiłam dwie puszki coli. W parku koło fontanny zakochane w sobie pary całowali się, jaką mam ochotę wrzucić ich do tej wody lub niech na nich ptak nasra, będzie ubaw ale nic takiego się nie stało. Starsze panie spacerowały z psami i kotami, no cóż nie będę tego komentować. Jakiś facet sprzedaje hot-dogi po drugiej stronie parku. Ptaszki ćwierkają, grając przy tym całkiem niezłą melodię aż mam ochotę tańczyć. Napiłam się łyka coli i usiadłam na najbliższej ławce. Rozglądałam się po parku i komentowałam każdego człowieka dopóki Nick nie przyszedł. Wymieniliśmy miedzy sobą cześć i on usiadł obok mnie. Od razu zadałam mu pytanie.
– Słuchaj no bo mówiłeś, że mogę się Ciebie zapytać o wszystko, więc mam kilka pytań.
– Dobrze- zaczął przygryzać paznokcie, jakby bał się tego pytania
– Wiesz, gdzie jest moje rodzeństwo i jak się tam dostać?
– Tak i tak. Co więcej moim obowiązkiem jest zabranie tam też i Ciebie. Ponad rok szukałem miejsca, w którym mieszkasz.
– Jak to obowiązkiem?
– Jestem satyrem, a ty jesteś heroską. Nie wiem jeszcze kto jest Twoim boskim rodzicem ale dowiemy się w Twoje 12 urodziny. Kiedy je masz?
– Za dwa dni. Sroki, że pytam ale co to satyr?
Kulawy zaczął ściągać spodnie, poczułam się niezręcznie. Chciałam go powstrzymać ale się nie udało. Ciągle patrzyłam się wszędzie byle nie na niego. Patrzyłam na pary osób całujące się na jakiejś ławce, ptaszki ćwierkały. Nick odchrząknął ale ja nadal się nie odwracałam.
– Satyr to pół-kozioł pół-człowiek. Heros to pół-człowiek półbóg. Nazywa się też was dziećmi półkrwi, łapiesz? Jest też jeszcze dużo innych mieszanin zwierząt i ludzi czy coś w tym stylu.
– Chyba, zrozumiałam.
– A! Zapomniałem, wiesz te wszystkie mity, które macie w szkole to w rzeczywistości prawda. Bogowie muszą uznać swoje dzieci do 12 roku życia. Na Long Island jest Obóz Herosów i to tam jest Twoje rodzeństwo. Udamy się tam jak najszybciej.
– Aha. Fajnie. Ale jak się tam dostaniemy, jesteśmy w Dallas.- odrzuciłam grzywkę na bok i spojrzałam w jego kierunku, właśnie drapał się po głowie. Nie znam się na mapie ale wiem jak daleko od mojego miasta jest do tamtego miejsca. To kilkaset kilometrów jak nie więcej, ludzie lecą tam samolotami, ja nigdy nie leciałam nim i bardzo się z tego cieszę, niekiedy mam objawy lęku wysokości ale nie na koniach, ponieważ im ufam i kocham je. Natomiast tymi wielkimi ptakami wole nie podróżować, tyle wypadków nimi jest.
– Polecimy na pegazach.- wzruszył ramionami.
– Pegazach czyli skrzydlatych koniach? Ale tu nie ma takich, przynajmniej żadnego nie widziałam.
– Twój brelok załatwi sprawę.
– Mówisz o tym długopisie z brelokami? Niby jak on może coś zrobić to tylko długopis.
– Tak, właśnie. Mamy mnóstwo kilometrów do pokonania w dwa dni, pora wyruszać jeśli chcesz?
– Czekaj, dlaczego w dwa dni? Jakie niebezpieczeństwo mnie czeka skoro jestem tym… całym herosem?
– Potwory. Dziwne, że żadnego jeszcze nie spotkałaś, każdy heros jakiego znam spotkał je na kilka dni przed poznaniem mnie lub jakiegoś mojego kolegi.
– W szkole widziałam jakiegoś- szybko mu go opisałam- wyglądał tak paskudnie, fuj.
– Miałaś szczęście, mógł Cię zabić. Chodźmy, spakuj najważniejsze rzeczy masz pół godziny. Po tym spotkamy się w stajni.
Pół godziny? To jakiś żart, 15 minut zajmie mi dojście… jak nie więcej. Zamówię Taxi lub służbę. Nie chętnie wybrałam numer domowy, nie lubię jeździć jak jakaś księżniczka czy tam gwiazdka. Po kilku minutach podjechała limuzyna, wsiadłam automatycznie i przy okazji łamiąc swoją obietnice, by nigdy tego nie zrobić. Powiedziałam, że muszę dojechać szybko i przyznam, że facet wie co znaczy to słowo. Kilka minut i byłam na podjeździe. Wyskoczyłam z samochodu jak oparzona i pobiegłam na górę. Tylko służba pałętała się po domu, więc nie spotkam się z rodzinką. Poprosiłam o kilka kanapek i kilka butelek soku. Spakowanie zajęło mi kilka minut, panienka Eva, kucharka przyniosła mi wszystko o co poprosiłam, opisując co z czym jest oraz zapytała czy gdzieś jadę. Odpowiedziałam, że wybieram się na wycieczkę z przyjaciółmi. Ubrałam najwygodniejsze rzeczy jakie tylko miałam, inne spakowałam i pobiegłam do stajni. Satyr już tam był i żuł puszkę? Chyba nic mnie już nie zdziwi. Zagwizdałam na pasące się konie, które na mój widok przybiegły, tylko moje były tego nauczone inne miały to gdzieś. Wypuściłam je i satyr podszedł w moim kierunku.
– Teraz weź ten brelok i przyłóż do konia.
Wyciągnęłam z kieszeni długopis i przyłożyłam do konia odpowiedni brelok. Z niedowierzaniem patrzyłam jak wyrastają mu skrzydła. Piękne, wspaniałe i silne. Przynajmniej taką miałam nadzieję. Przyłożyłam też do drugiego, po czy odwróciłam się do Nicka. Stał za mną i kończył jedzenie puszki po coli, którą mu dałam w parku.
– Co teraz?
– Wsiadamy na jednego konia, drugi będzie na zmianę, żeby ten wypoczęty był przygotowany na zamianę. Mam też takie pytanie, bo widzisz każdy kogo zaprowadzam do obozu, zasypuje mnie pytaniami jak to jest możliwe itp. Ale ty nie pytasz, czemu?
– Bo, wcześniej miałam wizję, chyba. Widziałam Posejdona, Zeusa i wielu innych bogów.
– Co mówili? wiesz takie rzeczy herosi widzą bardzo rzadko, często natomiast śnią im się jakieś potwory, jedna boginka lub bóg. Zwykle nie jest to sen tylko koszmar, mają obowiązek spisywać każdy nawet najgłupszy i najgorszy.
– Nie obraź się ale wolałabym z tym poczekać. Teraz ruszajmy, zostawiłam kartkę moim rodzicom i przyjaciołom, przecież nie mogą mnie szukać. A właśnie czy ludzie nie będą się na nas dziwnie patrzyć jak będziemy lecieć na pegazie?
– Takich rzeczy zwykły śmiertelnik nie widzi. Wszystko dzięki Mgle.
– Co to? Hah
– Ciężko to wyjaśnić, to taka osłona, dzięki której możesz wmówić śmiertelnikowi wszystko poza prawdą.
– Jeszcze jedna sprawa jak mam kazać im lecieć?
– Tak jak ruszasz na nich, przyłóż łydkę i jazda!
Tak też zrobiłam i koń wzniósł się ponad budynki lecz ja nie czułam się zbyt dobrze w powietrzu, czułam się jak na obcym terenie. Następny przystanek gdzieś w St. Louis, później w Nowym Jorku.
Droga była długa i męcząca przynajmniej dla mnie, ciągle czułam na sobie gniewny wzrok. Nie wiem co zrobiłam, że ktoś mnie tak nie lubi. W pewnym momencie przysnęłam i satyr prowadził. Droga zajęła nam połowę dnia i całą noc. Gdzieś tak o dziewiątej zawitaliśmy do hotelu z pensjonatem dla koni. Pani w recepcji była bardzo miła i zaprowadziła nas do pokoi. Poczułam ulgę gdy zobaczyłam prysznic i łóżko. Tyle godzin na grzbiecie konia, trochę meczą. Postanowiłam zamówić obiad na śniadanie i kilka rzeczy na wynos. Dobrze, że wzięłam moją nigdy nie używaną kartę debetową. Zrzuciłam ubranie i weszłam pod ciepły prysznic, potrzebowałam chwili dla siebie i na przemyślenia. Minęło kilkanaście minut zanim wyszłam i rzuciłam się na łóżko. Zasnęłam bardzo szybko. W moim śnie moje ciało wybrało się na podroż. Byłam pod wodą, pływałam ze syrenkami czy konikami morskimi. Każda miała inne włosy lub różne odcienie, nie widziałam dwóch takich samych. Czułam się świetnie, popłynęłam do zamku, Wszędzie było pełno muszelek, perełek i wszystko wyglądało wspaniale. Wpłynęłam do środka. Wnętrze było równie wspaniałe, nie było przesadzone jak u Navidów- moich przeszywanych rodziców. Na tronie w wielkiej sali siedział Posejdon z trójzębem i oglądał przedstawienie wykonane przez jakieś syrenki. Widocznie bardzo mu się podobało, jego uśmiech był bardzo szeroki kiedy nagle popatrzył na mnie i uśmiechnął się jeszcze bardziej, kiwnął na mnie. Poczułam jak coś mną trzęsie, nie chcę znowu zapaść się po ziemię i otworzyłam oczy. Nick stał nade mną.
– Śpisz już jakieś dziesięć godzin, zaraz wyruszamy. Zjedz coś
Zjadłam szybko i ruszyłam do stajni, dwa pegazy już czekały. Maiły koce derki na sobie by nie było im zimno. Wsiadłam i lecieliśmy dalej, prosto do Obozu Herosów. Prowadziłam końmi przez całą noc, kiedy dopadł mnie sen. Nick w porę złapał wodze i prowadził dalej, a ja spałam.
Parę godzin, później.
– Debby, dalej nie możemy lecieć, bo smok nas usmaży.
– A gdzie jesteśmy, ile spałam?
– Kilka godzin, jesteśmy już kilka kroków od twojego rodzeństwa i jedzenia.
– Okej, to chodźmy.
Satyr prowadził drogą między drzewami, droga nie miała końca, a wszystko przypominało mi coś, już tu byłam, tak w moim śnie. Wszystko wygląda tak samo, ale przecież nie byłam sama i nie biegłam. Wciąż nie mogę zrozumieć o co w tym chodzi ale muszę się spotkać z Miley i Zackiem, chcę im zadać tyle pytań. Droga zdawała się nie mieć końca i po długim czasie dotarliśmy do bramy, była jakby trochę przypalona i miała pełno jakiś obrazków. Jest napisane po grecku „Witamy w Obozie Herosów” jakoś z przeczytaniem tego nie miałam problemu. Moją uwagę przyciągnął ktoś inny, to coś wyraźnie na nas czekało i nie wróżyło to nic dobrego…
CDN
Dziękuję za dedykację! Już po przeczytaniu pierwszych kilku zdań tego opa stwierdziłam u Ciebie znaczną poprawę. Opisów jest O WIELE więcej, normalnie miałam to wszystko przed oczami. :)Zdania też niczego sobie. 😉 Tylko jeszcze skaczesz bo czasach. Ale tak – CHHCĘ CD. 😀
mam już napisaną część czwartą ale muszę poprawić, dziękuje za szczerość ponownie i coś jest z tym moim czasem chyba lubię żyć w kilku xD następną dam za niedługo
Bardzo, ale to bardzo SUPER opowiadanie!!! Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy! Nie mogę się doczekać i kiedy tak czytam to opowiadanie to już raczej na pewno swojego nie dam —> przy Twoim moje jest (chyba) do bani…
Pisz dalej 😀
dziękuje ;* ale ty jak najbardziej możesz dodać czytałam tu już kilka takich klap, że no masakra ale też czytałam takie bardzo dobre, że moje może się schować. W takim razie czekam na Twoje! Naprawdę tu nikt nie gryzie, a pomagają w polepszeniu swoich prac. Śmiało pisz, bo warto 😉 to tyle z mojej strony ^^
Świetnie napisane!!!!! Kiedy CD? 😀 😉
dziękuje, właściwie to mogę dodać już za kilka dni ;p muszę je poprawić i piszę kolejne zupełnie nowe opo z koleżanką więc no nie mam już tyle czasu ;D cieszę się, że się komuś podobają
Nie ma za co, Rodos :).
Coraz lepiej ale interpunkcja emocje skróty
Coś zjadło pogrubienia itd.? Bo tak mi się zdaje… było jakieś powtórzenie, interpunkcja robiła, co chciała, ale… DŁUGOŚĆ!!! LUDZIE, TYLE SIĘ PISZE, A NIE PITKI PO TRZY SŁOWA!!!
Zgadzam się z tobą, Arachne! Większość osó teraz tak pisze, że przeczytanie dla osoby, która czyta sto stron na godzinę zajmuje 10 sekund No, ale może teraz zobacza ludzie, że można tworzy dłuższe 😉