Rozmyślałam o tej rozmowie z Tanatosem dość długo. To nie była jego wina! Przecież kto by chciał mieć w domu dziecko, które sprowadza śmierć i nieszczęście. Wszyscy by woleli mieć dziecko z talentem, z promieniejącym wyglądem, a nie wyglądające jak duch. Siedziałam w domku do obiadu. Później poszłam do Wielkiego Domu.
– Chejronie!- krzyknęłam wchodząc do drewnianego pokoju.
– O, Gwen. Co Cię tu sprowadza?- podniósł wzrok znad jakiejś gazety.
– Tanatos do mnie przyszedł…- opowiedziałam centaurowi o mojej rozmowie z ojcem.
– Cóż. To, interesujące…- powiedział z podniesionymi brwiami.
– Niezłe posumowanie…- mruknęłam przewracając oczami.
Chejron drapał się po głowie przez kilka minut. Patrzył prosto przed siebie w zamyśleniu.
– Zostań jeszcze kilka dni w Obozie. Przydzielimy Ci najlepszych z najlepszych. Romualdzie?!- krzyknął centaur.
– Tak?- satyr pojawił się z nikąd.
– Zawołaj do mnie Willa Sloaca i Percy’ego Jacksona.
– Oczywiście.
Czekaliśmy kilka minut i do pokoju weszła dwójka nastolatków. Jeden miał czarne włosy, oczy w kolorze oceanu i… długopis w ręce? Może pocztówkę pisał, swoją drogą z Obozu Herosów można wysyłać pocztówki? Nie chyba nie… Drugi z nich, złotą grzywę, uśmiech z serii „powalający” i łuk przewieszony przez ramię. Obydwoje ubrani byli w szorty i obozowe koszulki.
– Już jesteśmy. O co chodzi?- zapytał zielonooki.
– Percy, Will znacie Gwen?
Przytaknęli.
– Dostała misję od swojego ojca, Tanatosa. Musi odnaleźć swojego brata. Nauczycie ją wszystkiego. Percy ty szermierki, Will ty łucznictwa i nauk leczniczych. Najpierw szermierka, do obiadu. Później łucznictwo, do kolacji, a na końcu nauki lecznicze, aż do zaśnięcia. Zrozumiano?
– Oczywiście, Chejronie.- mruknęliśmy wychodząc na zalaną popołudniowym słońcem werandę.
Krajobraz Obozu Herosów zachwycał. Był wspaniały. Drzewa tonęły w blasku słońca, który odbijał się od tafli jeziora tworząc tańczące cienie w rosnących trzcinach.
– Słuchajcie…- zaczęłam.- Wiem, że nie przepadacie za ludźmi z mojego domku ze względu na ojca…
– Gwen, to nie tak…- przerwał mi Percy.
– Och, błagam! Przecież tak jest!- krzyknęłam wznosząc oczy do nieba.
– Masz trochę racji. Ale poza tym, jeszcze to spojrzenie…- drgnął Will.
– Ono działa tylko na potwory! My nie jesteśmy tacy jak wam się wydaje. Jesteśmy normalni, tylko udajemy…
– Po co?
– Nie wiem, jestem tu od wczoraj.- powiedziałam z niemałym wyrzutem.
– Fakt, zapomniałem…
– Spójrzcie mi w oczy i powiedzcie co widzicie.- ociągali się z podniesieniem wzroku.
– Ja widzę tylko czerń. – powiedział Percy bez większego zainteresowania.
– A ja nie. Widzę czający się strach, przerażenie. Widzę ukryty smutek. Widzę czar czystej czerni. Widzę czyhającą śmierć, śmierć gotową zabić w ułamku sekundy, ale śmierć nieszkodliwą dla przyjaciół. Ale przede wszystkim, widzę piękno, czyste piękno.- oznajmił Will, po czym szybko się otrząsną i zmienił pozycję udając, że nic nie mówił.
– Och i ach. Poeta się znalazł.- szczerzył się synalek Posejdona.
– Spadaj!- syn Apolla dał mu kuksańca w bok.
– I? Czy wyglądam tak jakbym chciała was zabić?
– Nie.- mieli spuszczone głowy.
– Więc przestańcie mnie traktować jak kogoś pomylonego i nie zamykajcie mnie w wyimaginowanej izolatce!- warknęłam.- Muszę już iść, to do zobaczenia rano.- uśmiechnęłam się i pomachałam im na pożegnanie.
Wróciłam do domku. Wszyscy byli w salonie i wsłuchiwali się w muzykę graną przez Deana na gitarze. Wyjęłam mu ją z rąk.
– Ej, Gwen!- żachnął się chłopak.
– Tak nie może dalej być!- powiedziałam.
– To znaczy jak?- spytał Harley.
– Tak, że wszyscy nas unikają. Jestem tu dopiero jeden dzień, a mój przyjaciel już się ode mnie odwrócił!
– To niby co mamy robić?- Scarlet podniosła oczy znad wydania New York Timesa.
– Może zaczęlibyśmy uśmiechać się przy ludziach i coś mówić? Może zaczęlibyśmy rozmawiać z innymi? I może byśmy brali udział w ogniskach?
– To nawet nie najgorszy pomysł.- Johnny uśmiechnął się.
– Od teraz wszędzie zachowujemy się jak w domku.- Annabell zadecydowała wykorzystując dodatkową uwagę.
Oddałam Dean’owi jego gitarę. Odstawił ją opierając o sofę.
– Muszę wam jeszcze o czymś powiedzieć…- zaczęłam opowiadać im o mojej rozmowie z Tanatosem
– To był pierwszy kontakt z ojcem od wielu lat!- Elisabeth podniosła się z kanapy i podeszła do jednego z regałów, wyciągnęła stare zdjęcie.- Ostatnio pojawił się w Obozie w 1987 kiedy Marley Kingston uśmiercił wzrokiem jedną z gorgon.
– Naprawdę?
– Tak, nikt w Obozie nie miał z nim kontaktu.- przytaknął Mitchel.
– Ciekawe…- powiedziałam nieświadomie. Wszyscy siedzieli w milczeniu.
Z zamyślenia wyrwał nas dźwięk konchy wzywający na kolację.
– Pamiętajcie, uśmiechamy się, rozmawiamy… I no, wiecie!
Wyszliśmy śmiejąc się i rozmawiając. Wszyscy obozowicze byli zdziwieni. „Domek Tanatosa uśmiechnięty?”, „Czy oni rozmawiają?” i „Oni się śmieją” takie szepty i krzyki przewijały się w tłumie idącym w stronę Pawilonu Jadalnego.
Usiedliśmy do swojego stołu i nałożyliśmy sobie pełne talerze jedzenia. Podeszliśmy do trójnogu i złożyliśmy ofiary. Kiedy wszystko zostało zjedzone Chejron zabrał głos.
– Dzisiaj po kolacji odbędzie się bitwa o sztandar!
Rozległy się głośne krzyki zachwytu i wiwaty.
– Bitwa o sztandar? Co to takiego?- spytałam siedzącego obok mnie Harleya.
– Dwie drużyny herosów zmagają się ze sobą walcząc o sztandar drużyny przeciwnej, w bitwie bierze udział cały Obóz.
– Cały?
-Tak. Wszystkiego domki łączą się w dwie drużyny. Im więcej masz sojuszników tym lepiej.
– A my jakichś mamy?
– Tak, nie wiem czemu, ale dzisiaj przyszli do nas przedstawiciele drużyny niebieskich. Poprosili o dołączenie do nich.- powiedział przełykając czerwoną lemoniadę.
– A kto przyszedł?
-Percy Jackson i Will… Will Sloac.
– Interesujące…
Uśmiechnęłam się promiennie do Percy’ego, który odwzajemnił to co zrobiłam. Odwróciłam wzrok w stronę Will’a, który wpatrywał się we mnie, ale z prędkością światła spuścił oczy.
Po kolacji poszliśmy na chwilę do domku, żeby wziąć najpotrzebniejsze rzeczy i pobiegliśmy z powrotem. Na stołach leżał pełen rynsztunek wojenny. Zbroje, miecze, łuki, kołczany, sztylety, tarcze i różne inne. Kiedy wszyscy przygotowali się do udziału w bitwie, głos zabrała Annabeth Chase, drużynowa szóstki, córka Ateny, jedna ze strategów niebieskich.
– Sztandary wprowadzić!
Z dwóch stron pawilonu wkroczyli sztandarowi. Sześć osób odpowiedzialnych za honor danej drużyny. Czerwoni wprowadzili krwawy sztandar przyozdobiony głową dzika i kolczastą włócznią, niebiescy , błękitny z sową i z gałązką oliwną.
– Dzisiejsza bitwa jest wyjątkowa!- Chejron w całej okazałości stanął pośrodku pawilonu.- Domek Tanatosa zgodził się w niej uczestniczyć!
Rozległy się głośne okrzyki ze strony naszej drużyny i jakieś niewyraźne pomrukiwania ze strony drugiej.
– Dzisiaj obie drużyny do swojej dyspozycji mają po dwie baszty każda. Wewnątrz baszty muszą umieścić swój sztandar. Pilnować go będą sztandarowi. Baszty powstały po obu stronach strumienia, w jak najbardziej oddalonych miejscach. Mają magiczne bariery, które da się przebić tylko magiczną bronią.- tu znacząco popatrzył na dzieci Hekate.- Magia nie wchodzi w grę.
Ruszyliśmy w głąb lasu.
Kocham to opko! Kocham moją siostrę! Kocham twój styl pisania!
Bardzo fajne,ale powinnaś lepiej wytumaczyć, dlaczego domek Tanatosa tak nagle wączy się do towarzystwa i dlaczego wczesniej tak nie byo.
Bardzo, bardzo świetne 😀
Nieco literówek, ale do przeżycia. Z tłumaczeniem nie musisz się spieszyć, tajemnica dodaje tekstowi smaczku (czyt. nie przeszkadza mi).
Opowiadanie wciąga, czasem jest trochę zbyt „kubicowate” (tzn. wali na łeb na szyję, głównie przez „gołe” dialogi), ale ogólnie SUPER.
To opko jest GE-NIA-LNE. Pisz szybko CDN, bo będzie z tobą źle :).
No właśnie za te dialogi muszę was przeprosić. Tak wyszło. :<
I like it! Generalnie nie mam nic do zarzucenia, oprócz tych nieszczęsnych ‚gołych dialogów’ xD I długość. Proszę, proszę, piszcie dłuższe! Podoba mi się 😉
Boże.
Nie mogę z Tobą.
Celujący, przewyborny, świetny, wyśmienity, wzorowy, znakomity, wspaniały, wybitny, znakomity, doskonały w każdym calu, godny podziwu, idealny, imponujący, kapitalny, olśniewający, perfekcyjny, kapitalny.
Wybaczcie. Nie mogłam się powstrzymać. Praktycznie po każdym przeczytanym zdaniu mam banana na twarzy. A zdania o Willu wymiatają. CHCĘ WIĘCEJ! 😉
Kolejne wspaniałe dzieło pióra Delfii. Jak tu wyrażać swój zachwyt, skoro i tak nic go nie odwzoruje? Chy?