Dla Adiego, (dlaczego Word to podkreśla?!), Halcika (to też?!) Ovieca (ZŁY WORD!), Romka i wszystkich innych ludzi z cholernego cudownego chatu, którzy popchnęli mnie do napisania tego… czegoś. Poprawka: tych trzech cosiów.
Wesołych WALĘ-tynek! Ups! To znaczy: „Wesołego DNIA GOFRA!”
Alice:
Napędzana przez ADHD chodzę w kółko po maleńkim, zagraconym pokoiku na strychu. Czytaj: „robię trzy kroki, zawracam, kolejne trzy kroki i znów zwrot”- pomieszczenie jest naprawdę mikroskopijne, a pochyłe ściany optycznie „kradną” przestrzeń. Wszędzie zalega gruba na pół centymetra warstwa kurzu, a sterty dziwacznych przedmiotów piętrzą się aż do sufitu, rzucając cienie rodem ze snu szaleńca. Niektóre rzeczy jeszcze błyszczą, niektóre wciąż kuszą żywymi barwami, niektóre nadal przyciągają uwagę… jednak to tylko złuda. Wszystko, co się tutaj znajduje, jest zniszczone, przestarzałe, przeklęte, pechowe, zabójcze dla właściciela, budzące bolesne wspomnienia lub zwyczajnie niechciane. Właśnie dlatego tu pasuję- gdziekolwiek się pojawię, jestem niemile widziana. Wyganiają mnie wulgaryzmami i groźbami (większość), pięściami (dzieciaki Aresa), a nawet kurczakami głębinowymi (długa historia z synem Posejdona w roli głównej). A to wszystko przez moją matkę.
Bycie córką Eris to NAPRAWDĘ badziewna fucha. Dostałam od niej szczególny „dar” zasiewania niezgody- gdy gdzieś wchodzę, momentalnie wszyscy w promieniu pięciu metrów przypominają sobie, kto i jak zalazł im za skórę, a potem zaczynają te pretensje uzewnętrzniać- czasem utarczka jest tylko słowna, czasem dochodzi do ręko/glano czynów [niepotrzebne skreślić], a najgorsze jest to, że dłuższy kontakt ze mną efekt nienawiści utrwala…
Tak więc ktoś inteligentny (siemka, Chejronie) wykombinował by dziś zesłać wysłać mnie na strych Wielkiego Domu, abym „czekała na przepowiednię dotyczącą kolejnej misji”. Taaa… uważajcie, bo uwierzę. Muminek Wyrocznia niezmiennie milczy jak zaklęta. Ani „be”, ani „me”, ani „kukuryku”. Żadnych podnoszących na duchu wierszyków o zagładzie świata i innych planowanych w najbliższym czasie imprezach. Rymowane brednie to po prostu wygodny pretekst, bym trzymała się z daleka od wszystkich i nie psuła im Walentynek.
Wspominałam już, że nienawidzę tego święta?
Nie?
No to wspominam:
NIENAWIDZĘ WALENTYNEK!
###
Fione:
Podczas przejścia ulicami Nowego Jorku prawie gołe nogi i odkryte ramiona marzną niemiłosiernie, a szpilki grzęzną w zaspach. Nic dziwnego- jest środek zimy.
Tylko lewa dłoń jest ciepła, schowana w innej, większej dłoni. Gdy o tym myślę, jakaś część mnie przenosi się do czarnej, wyszywanej cekinami torebki na ramię, gdzie spoczywa czerwona kartka, przycięta w kształt serduszka, a potem do kieszeni krótkiej, skórzanej spódniczki, którą wypycha inny prezent…
-Jesteśmy.- mówię wreszcie i (o dziwo) głos wcale mi nie drży. Razem przekraczamy próg tylnych drzwi do dusznego, wibrującego muzyką i migającego kolorowymi światłami niewielkiego klubu i dosłownie rzucamy się w wir tańca. Głową naprzód.
Na parkiecie temperatura zdaje się być od dziesięć stopni wyższa niż trzy metry dalej, przy wejściu. Stopniowo się rozkręcamy, ruchy są coraz szybsze, coraz bardziej płynne, skoordynowane i zdecydowane. Inni ludzie instynktownie odsuwają się na stosowną odległość, tak więc, jako że nie ma już niebezpieczeństwa, że kogoś czymś zdzielę, jeszcze przyśpieszam i zamykam oczy.
Nie muszę patrzeć, by widzieć. Ta twarz jest jakby wypalona po wewnętrznej stronie powiek. Pojawia się, gdy mrugam. Spogląda na mnie, gdy śpię. I uśmiecha się do mnie teraz. Wyczuwam to szóstym zmysłem, każdą cząsteczką ciała z osobna. Na pseudozdjęciu jednak nie ma śladu wesołości- niesforne, czarne włosy delikatnie falują, a oczy, głębokie i mroczne niczym starożytne studnie patrzą czujnie spod sarkastycznie uniesionych brwi…
Ciepłe dłonie spoczywają na mojej talii, a twarz przysuniętą tak blisko do mojej własnej rzeczywiście rozjaśnia uśmiech. Podejmuję decyzję, dosłownie w ułamku sekundy. Wychodząc dziś z domu nie wiedziałam, co z tego wyniknie. Teraz jednak mam już pewność.
Łagodnie uwalniam się z niezbyt mocnego uścisku, chwytam go za rękę i prowadzę na zaplecze.
-Nie było nas tu.- rzucam do mijanego pracownika klubu i puszczam do niego oko. Nie chcę, żeby przypadkiem „coś” sobie pomyślał… tak w sumie to miałby rację, ale nic mnie to nie obchodzi. To nie jego sprawa i tyle.
Szatnia personelu pod wieloma względami przypomina przedział w PKP- ciasno jak w kocim transporterku i zimno jak w psiarni, a wisienką na torcie są zapachy, których źródła wolę sobie nawet nie wyobrażać. Ale to wszystko nieważne.
Ujmuję się pod boki, staję na palcach, przywołuję na twarz ten szczególny uśmiech i… czekam. On najpierw stoi w miejscu, jak przymurowany, a po chwili powoli, z wahaniem robi krok w moją stronę, wyciągając jednocześnie drżącą dłoń…
„Teraz albo nigdy!”- mówię sama do siebie.
Błyskawicznie sięgam do kieszeni i wyprowadzam precyzyjne cięcie w gardło, płynnie przechodzące w sztych w okolone złotymi lokami ucho, który przebija się wprost do mózgu. Jeszcze stoi, gdy się odsuwam. Jego błękitne oczy rozszerzają mu się z przerażenia i zaskoczenia, a potem pada, przewracając wieszak na płaszcze, który uderza o posadzkę z okropnym hukiem.
Gdy śmiertelnik rzuca się i charczy, ja lustruję ubranie. Tak jak zaplanowałam, na żadnej części garderoby- ani na bluzce typu gorset, ani na skórzanej spódniczce, ani nawet na czarnych, aksamitnych rękawiczkach do połowy przedramienia- nie widać choćby najmniejszej plamki. Starannie wycieram nóż i chowam go do kieszeni, zanim w końcu wydobywam z torebki przyciętą w kształt serduszka kartkę i ostrożnie układam na niej niewielki, czarny kamyk, a następnie z pietyzmem umieszczam ją w ustach chłopaka.
Z satysfakcją obserwuję, jak pod wpływem posoki papier się rozmywa, Krwawą Pocztą zanosząc do Nico słowa:
Wesołych Walentynek! Czy podoba Ci się prezent?
-Nikomu nie wolno bezkarnie porzucić córki Afrodyty.- szepczę- Nikomu!
Na odchodnym odcinam z bezwładnej głowy kosmyk złotych włosów, związuję go mocno czerwoną nitką i wrzucam go do torby, gdzie spoczywają już cztery podobne.
Wychodząc, wmawiam śmiertelnikom, że wcale mnie nie widzieli, zastanawiając się jednocześnie, ile kartek będę jeszcze musiała wysłać, by syn Hadesa zrozumiał swój błąd.
###
Horkos:
„Przepraszam, że uciekłam. Ale, widzisz… nie miałam innego wyjścia. Przepraszam, przepraszam, PRZEPRASZAM! Pewnie najchętniej byś mnie zabił, ale zrozum… nie wybaczaj, tylko zrozum… ja się bałam. To samolubne, wiem, ale… po prostu zbyt wiele razy zaufałam i wystawiono mnie do wiatru, zbyt wiele razy składano mi obietnicę, a potem łamano słowo, zbyt wiele razy umawiałam się z kimś i zostawałam na lodzie… Po prostu nie zniosłabym kolejnego zawodu… Pewnie jesteś na mnie wściekły, nie dziwię się, sama też bym była, ale po prostu przez te parę tysięcy lat zebrałam spory bagaż gorzkich doświadczeń i dowiedziałam się o was, mężczyznach, kilku niezbyt pochlebnych rzeczy: mówicie „zawsze”, „do końca” i „na wieczność”, a jak przychodzi co do czego, to się okazuje, że dla was „zawsze” po pewnym czasie staje się przeterminowane, „koniec” następuje jakoś szybciej, niż planowaliście, a „wieczność” trwa jakby krócej, niż się wam z początku zdawało…
Jeśli nadal Ci zależy… nie postępuj jak oni wszyscy. Nie wyskakuj z tymi bezsensownymi zapewnieniami, bo niedotrzymane przysięgi mnie bolą. Nie obiecuj-bądź!
Ja mam swoją nieskończoność. Ty masz własną. My mamy tylko teraźniejszość.
A jeśli nie chcesz z niej zrezygnować, to mnie goń! TERAZ!
H.”
Kilka błędów ortograficznych, np. nie szepczę, tylko szepcę.
Ogólnie bardzo fajna historia. Napisz koniecznie CD.
[CENZURA]! Przepraszam za ortografy!!! [wali łbem w stół] Szczerze mówiąc, od kiedy pamiętam zdawało mi się, że forma „szepczę” jest poprawna… A jakie jeszcze błędy ortograficzne znalazłaś? Bo z chęcią je wykopię.
Celahir, wyprzedzieś/aś mnie! Genialne, wspaniae, co chcesz! Narracja Fione – wstrzącająca, wspólczuję Alice i Horkos.
haha dedykacja genialna! no i zgadzam się z arwen
Ja nie mówię, że mi się ta historia nie podoba, jest super. Tylko ta córka Afrodyty za krwiożercza.
Córeczki Afrodyty uważają, że są najpiękniejsze na świecie i wszyscy powinni padać im do stóp. Jak ktoś im ten pogląd rozpiep***, to… wpadają w szał. Jeśli dodasz do tego odrobinę niezrównoważenia… robi się naprawdę nieciekawie. Więc stwierdziłam, że Fione mogłaby się tak zachować. Zwłaszcza, jeśli popatrzysz na jej imię pod innym kątem (np. sprawdzisz w WCpedii hasło „Fonos”).
Dobrze, że word mnie nie podkreśla bardzo fajne historyjki, oczywiście 2 najlepsza, bo łączy to, co lubię, czyli miłość, Hadesa, Nica, krew, zimę i dyskotekę.
Fajne opko, Arachne :).
Pierwsza część: CUD
Trzecia część: MIÓD
Druga część: I PAPUCIE 😀 😀 😀
Opowiadanie, zwłaszcza ostatnia część, boleśnie prawdziwe. Świetne opisy uczuć i nie tylko. Fione podoba mi się najbardziej 😉
Cud, Miód, Malina. Jak mawia klasyk( znany tylko mi) ” Dziewczyno, powiem Ci pokrótce : Masz nas na widelcu, weź tylko sztućce”.
Dzięki za oryginalną dedykację.
Bardzo ciekawe.
Jak to jest, że to co Ty piszesz jest takie oryginalne? Nigdy jeszcze nie spotkałam się z czymś takim… I tak, u mnie tez czasami dochodzi do glano-czynów. A ja tak dla odmiany nie wiem kto jest najlepszy. Fiona nie przypadła mi do gustu, nie mogę znieść Afrodyty co wiąże ze sobą jej dzieci… A Alice? Nie wiem co o niej sądzić, jej postać jest inna…
Arachne – jak zawsze wspaniałe! Tyklko tylę mogę powiedzieć. Już zaczynało mi brakować Twojuch cudnych opek. 😉
Cholera jasna mac. Poklony bije. I tyle. Wiecej nie mam nic do powiedzenia. Bo, co tu mowic??? Geniusz. I kropka.
I jeszcze raz przepraszam za brak polskich liter. Komputer odmowil wspolpracy ( z tego tez powodu w najblizszym czasie nie pojawia sie moje opowiadania).
Szczęka opadła, więc mogę seplenić….Boże, to jest genialne, w sam raz na walentynki…, o przepraszam w sam raz na Dzień Gofra 😉
Bardzo fajne opowiadanie.
6
Fione najlepsza 😀 Arachne rulez 😀
Bardzo fajne opko nic dodać nic ująć.
Ja nie zdażyłam ze swoim opkiem walentnkowym. Jest już 15, a nie mam nawet 1/4
Faaajneee. 😀
Fione najwspanialsza! Kłaniam się do stup. 😀
Cztam to już drugi raz, ale chyba nigdy mi się nie znudzi ten geniusz! Coraz bradziej podoba mi się narracja Fione i Horkos.