Hej! To moje pierwsze opowiadanie, więc… nie bądźcie wyrozumiali i walcie śmiało! Wszystko mi pomoże się polepszyć! Zapraszam więc do czytania i mam nadzieję, że się wam spodoba…
Często zastanawiałam się jak właściwie mogło się to wszystko potoczyć. Było tyle różnych dróg…tak wiele „co by było gdyby”, że naprawdę, aż dziw bierze jak w rzeczywistości się to rozegrało… Być może moja historia zaczęła się od matki, która szesnaście lat temu związała się z niewłaściwym mężczyzną, ale zawsze wierzyłam, że to my jesteśmy kowalami własnego losu i to nasze podejmowanie decyzji wpływa na kształt rzeczywistości. Nie zmienię tej wiary tak łatwo… cięty charakterek ma różne cechy, m.in. upartość.
Trudno by znaleźć moment, w którym tak naprawdę zaczęła się cała opowieść. Może przed wiekami… a może całkiem niedawno. Z braku miejsca na tysiącletnią historię opiszę tylko to co przydarzyło się mnie, chociaż w tym wypadku „tylko” to dość łagodne określenie…
***
Nie wiem, czy już wspomniała, ale od dzieciństwa mieszkałam w szkole z internatem, a właściwie rzecz ujmując, w Domu Dziecka ze szkołą. Mówiono mi, że znaleziono mnie na progu, gdy byłam małym noworodkiem (zupełnie jak w książce, całkiem nierealnie, ale cóż… to nie ja wybrałam ten rodzaj transportu). Mamy nigdy nie miałam szczęścia poznać, choć zawsze tego pragnęłam. Jakby na podkreślenie mojej, przyznajcie niezbyt fajnej, sytuacji, trafiłam chyba do najbardziej ponurego Domu Dziecka w całych Stanach (chociaż szczerze mówiąc nie widziałam ich zbyt wielu. Zresztą… każdy uważa, że to jego miejsce jest najgorsze) Nie będę was zanudzać opisem tego ponurego przybytku diabła, gdyż każdy sam potrafi to sobie wyobrazić; obdrapane mury, których jedyną ozdobą, jeśli tak to można nazwać, jest graffiti, niektóre pozabijane okna, gdy szyby zostały stłuczone, itd. Nic szczególnego. Jedynym promykiem nadziei, dodającym otuchy w tych jakże cudownych czasach, była moja współlokatorka Kaliope (Trochę dziwne imię, ale można się przyzwyczaić). Jako jedyna była ze mną od zawsze. Jeśli chodzi o inne dziewczyny, to znajdowały rodziny zastępcze, albo odchodziły do, cudem odzyskanych, dalszych krewnych. My nie miałyśmy tyle szczęścia. Może dlatego się zaprzyjaźniłyśmy, chociaż, dla zewnętrznego obserwator mogło być to niepojęte. Różniłyśmy się pod każdym względem. Ja miałam czarne włosy, bladą karnację i niebieskoszare oczy. Sprawiałam też tzw. problemy wychowawcze, gdyż albo nie słuchałam nauczycieli, albo zadawałam trudne pytania, na które nie zawsze umieli odpowiedzieć. Kaliope zaś została obdarzona złocistymi włosami, kremową karnację i migdałowymi oczami, a także delikatną i poetycką naturą. Tyle na razie wystarczy, byście się zorientowali w sytuacji. Resztę dowiecie się później.
***
Ta opowieść nie zaczyna się w mroźny i mglisty grudniowy poranek, gdzie wiatr smaga twarze przenikliwymi biczami powietrza, lecz pewnego letniego popołudnia, parnego i dusznego…
Wreszcie nadszedł ten wymarzony moment. Dzwonek po ostatniej lekcji. Oznaczał odzyskaną wolność i koniec nudnego wykładu o genetyce prowadzony przez panią Milen.
-…Czy ty mnie w ogóle słuchasz, Rozalie?- usłyszałam jej głos za swoimi plecami.
-Tak, tak…-odpowiedziałam myśląc już o jak najszybszym wyjściu z tej sali- Dobrze,
do widzenia – mruknęłam jeszcze i wybiegłam na świeże powietrze (o ile tak je można nazwać w mieście) Tego dnia postanowiłyśmy pójść do pobliskiego parku, by znaleźć schronienie w tej garstce zieleni. Wyciągnęłam się na ławce leniwie patrząc w niebo i nie myśleć kompletnie o niczym. Nagle coś mnie tknęło. Takie dziwne uczucie, że zaraz coś się stanie, coś jest nie tak… Rozejrzałam się dookoła, ale nic nie wyjaśniało tego dziwnego wrażenia.
-Kaliope, może mi się wydaje, ale sądzę, że powinniśmy się stąd ulotnić. Coś mi tu nie pasuje
– Nie wygłupiaj się, dopiero co przyszłyśmy
– Nalegam- powiedziałam stanowczo. Widocznie wyczuła w moim głosie nutę paniki, bo już nie oponowała. Starałam się iść spokojnym krokiem, ale najwidoczniej mi nie wychodziło:
– O co chodzi? Nawiedził Cię czyjś duch?- próbowała żartować- A może …- Dalsze jej słowa utonęły w głośnym trzasku. Szybko się odwróciłam, choć raczej spodziewałam się tego, co ujrzałam. Dokładnie nad miejscem gdzie przed chwilą siedziałyśmy, stał spalony kikut tego, co jeszcze niedawno było rozłożystym drzewem… Dziwne, ale wyglądało to tak jakby walnął w nie piorun, mimo iż na niebie nie było żadnej chmurki. Spodziewałam się przestrachu Kaliope, ale nie takiej miny; gniew mieszał tu się z takim przestrachem, jaki ma matka, gdy dziecko odkryje najbardziej strzeżony sekret lub zbije zabytkowy wazon u konserwatywnej ciotki.
– Tym razem ja się spytam:, „ o co chodzi?”
– No… nie wydaje Ci się to straszne?- odpowiedziała, ale odwróciła twarz. Tu jest autentycznie coś nie tak…
Wieczorem, a właściwie już w nocy, leżałam na swoim niewygodnym łóżku wsłuchując się w spokojny oddech Kaliope i rozmyślając o tym co się wydarzyło. Z czymś mi się to kojarzyło, ale nie miałam pojęcia z czym. Ostatnią moją myślą przed odpłynięciem w lepkie ramiona snu była ta, w której szłam do biblioteki. Taak, to dobry pomysł…
***
Szarość i chłód. Tak można by opisać kolejny poranek. Całkiem niepodobny do dnia poprzedniego. Mimo grubego swetra i tak zimno przenikało mnie aż do szpiku kości. Objęłam się ramionami i zacisnęłam zęby. Nie można rezygnować za łatwo, gdy już sobie postawiło cel. Mój jawił mi się już kilkaset metrów przede mną; błyskające neonami centrum handlowe. Gdy weszłam do niego poczułam rozlewające się po całym ciele przyjemne ciepło i uśmiechnęłam się do własnych myśli. Momentalnie skierowałam się do mojej ulubionej (i jedynej) biblioteki. Gdy ujrzałam serdeczny uśmiech pani Glennon od razu poczułam się lepiej.
-Jak tam, moja ptaszynko? Może Ci pomóc?
– Chyba nie, poszperam sama- odpowiedziałam
-Wiesz… mam taką jedną książkę, może Cię zainteresuje. To nie nowość, ale może…-obróciła się do regału za swoimi plecami i wyjęła grube tomisko. Jęknęłam głucho. Lubiłam czytać, ale żeby aż tak…Spojrzałam na tytuł i zdębiałam. Wróciły wspomnienia…Na okładce złotymi literami wypisane było „Mitologia”, co żywo przypomniało mi inną wersją tej książki; kieszonkową, która leżała koło mnie na schodach sierocińca wiele, wiele lat temu. Skojarzyłam od razu pewne fakty; wczoraj to rzeczywiście był piorun… i to pochodzenia Boskiego…
***
W tym momencie podłoga zaczęła drżeć. Po chwili rozległ się głośny trzask, a z głośników zamiast muzyki wydobył się czyjś przerywany głos, zupełnie jakby nawalała elektronika: „…budynek…li się…ekać…uciekać!”- ostatnie słowo potoczyło się echem po hali i wdarło w najmniejsze zakątki. Wybuchła panika. Ludzie biegali jak opętani dzikim szałem tak, że nie można było nic zrobić. Mimo iż drzwi obrotowe się zablokowały, to i tak bezładny motłoch napierał na nie całym ciężarem. Po chwili ogłuszający trzask, przypominający odgłos łamanej kości, spowodował pęknięcie posadzki i część ludzi zapadła się pod ziemię z głośnym lamentem i płaczem. Kolejni ludzie popchnęli mnie pod ścianę i osunęłam się po niej chyba tylko po to, by zobaczyć jak sufit nienaturalnie szybko opuszcza się niżej. Potem nie było już nic oprócz ciemności. Ciemności gęstej jak smoła…
Ty masz talenta!!!!! 😀 Twoje pierwsze opo i tak wciągające??? SZACUN. Biję pokłony! 😀 😉 PS.: Ona jest córką Ateny?
Nie jest córka Ateny, ale więcej nie mogę powiedzieć… no wiesz tajemnica zawodowa 😉
W takim razie nie pozostaje mi nic innego, jak tylko czekać na CD. 😉
Mam pewne podejrzenia, co do Ciebie, moja droga Rosalie… 😉
Opowiadanie cudowne, wiedziałam, że to będzie przebłysk geniuszu! Nie mam absolutnie żadnych zastrzerzeń. Powiem tylko: masz ogromny talent!!! (ale już Ci chyba o tym wspominałam, prawda?… 😛 )
I Nie jest to Twoje pierwsze opowiadanie! Jestem tego ABSOLUTNIE pewna!!! 😉
To NA PEWNO Twoje 1. opo? Jesteś pewna? Jeśli tak, to Cię wielbię pod niebiosa!
świetne opowiadanie 😀 tylko jedyne co mi nie pasuje to ******** bo mnie to wkurza nie jest to takie hmmm… książkowe
Po części masz rację Carmen, bo czasami piszę ze swoją przyjaciółką ( myślę, że ją znasz) różne takie historie, ale to było jako pierwsze pisane dla publiki ;-), więc starałam się zrobić ciekawie
Publika chyba dobrze je przyjęła 😛 Serio z przyjaciółką? To musi być bardzo miła osoba… 😉
Faktycznie… To mi nie wygląda na debiut…
Nom, masz juz wypracowany styl, wiec to nie jest pierwsze opko. Bardzo dobry styl. Opowiadanie wciaga. Poza tym nie pomijasz faktow ani nie scinasz fabuly z czym spora czesc ma problem… Bardzo fajne
Podobało mi się i to bardzo. 😀
Bardzo fajne, czekam na więcej
Bardzo fajne, piszesz tak dobrze, ze az oczy wychodza ze zdziwienia, kiedy sie slyszy, ze to twoje pierwsze opko.
Genialne opowiadanie! Naprawdę gratuluję! Żałuję, że przeczytałam je dopiero teraz, ale przez szkołę nie mam czasu.