Jest takie miejsce na świecie, w którym wszystko jest piękne. Nie ma chorób, wojen; wszyscy są zgodni, życzliwi. Utopia, miejsce dobre, które jest chronione przez bogów. Miejsce, o którym każdy śmiertelnik marzy. Miejsce, gdzie odchodzą bogowie. Miejsce, gdzie sprawiedliwość nie istnieje, bo nikt nikomu nie wyrządza krzywdy. Miejsce dla niewinnych. Miejsce nieskalane.
Gdzie jest nasza Utopia? Oczy, choć patrzą wszedzie- nie widzą nic. Choćby przeszukać każdy milimetr sześcienny Ziemi, nie znajdziemy jej. Jest chroniona nie tylko przez Mgłę, ale też przez jedną z najstarszych mocy na świecie. Nie znajdziemy jej. Nigdy. Nigdzie. Nikt.
—————
– Pobuuudka!- Z radosnym i mściwym uśmiechem na twarzy Rosanne zrzuciła mnie z piętrowego łóżka. Nie mam łatwo. Mieszkanie razem z nią jest istnym piekłem. Taka wypudrowana, wyróżowiona laska, która uważa, że anime to kreskówka, a Justin Bieber jest królem popu. Dołujące, nieprawdaż?
Teraz w skrocie o mnie. Nazywam się Kleopatra Beaute i nie jestem TĄ Kleopatrą jak myśli wiekszość moich współlokatorów. Nawet nie jestem do niej podobna. W żadnym wypadku. Mam białą skórę i to nie jest jakaś metafora. Jestem prawie cała biała oprócz oczu. Oczy to wogóle mam jakies dziwne: zielonofioletowe. Zresztą wszystko jest we mnie dziwne. A może i nie? W każdym bądź razie za dużo myslę nad błahymi sprawami. Ale to ocena moich przeuroczych siostrzyczek przyrodnich.
Na śniadanie zjadłam to co zwykle jemy my dzieci Afrodyty, czyli musli z trzema łyżkami odtłuszczonego mleka. Co jak co, ale o linię trzeba dbać. Po bardzo „obfitym” śniadaniu poszłam razem z Sileną i Maurice’ym do stajni, aby zająć się obozowymi pegazami. Uwielbiam to robić, bo wtedy mam czas na myślenie o różnych sprawach: gdzie tym razem pójdę na randkę z Lou, czy Drew skapnie się, że to ja „pożyczyłam” jej żel pod prysznic oraz dlaczego Percy Jackson jeszcze nie poprosił Annabeth Chase o chodzenie.
Cały dzień minął mi tak szybko, że nie zdążyłam pogadać z Samanthą o tym, że Silena ma pod poduszka zdjęcie grupowego domu Hefajstosa- Charlsa Beckendorfa. Nie jest on specjalnie przystojny, ale ma fajny kaloryfer, więc po części rozumiem Beauregard, mimo, że są na obozie ładniejsi chłopcy: Will Solace, mój kochany Lou Ellen, Archie Breaker, Andy Chudovsky czy Mike Parker. Taka prawda.
Wieczorem, kiedy leżałam już pod kołderką zaczęłam mysleć o mojej przyszłości. To dziwne, ale nigdy nie zastanawiałam się co będzie jak dorosnę. Czy ciagle będę z Lue? Czy dożyję chociaż dwudziestki? Jak będę wyglądać? Czy będę musiała używać kremów przeciwzmarszczkowych? Kim będę z zawodu? Będę sławna czy nie? Jak tak, to z czego będę słynąć? Gdzie będę mieszkać? Czy będę szczęśliwa? Patrząc na wszystko co dzieje się na świecie zaczęłam wątpić w pojęcie szczęśliwości.
Ze snu wyrwało mnie szczekanie psa. Nienawidzę psów bardziej niż węży i myszy. Szybko nakryłam głowę poduszką i próbowałam zasnąć, ale hałas z zewnatrz uniemożliwił mi dalsza drzemkę. Wkurzona wyjrzałam przez okno. No tak, Nico di Angelo przybył. Żyć, nie umierać. Cicho zeszłam z łóżka i delikatnie wyszłam za drzwi, aby nie budzić współlokatorów.
– EJ! UCISZ TEGO KUNDLA, DO JASNEJ CHOLERY! JA CHCĘ MIEĆ TU CISZĘ!
– Jak chcesz mieć ciszę, to przymknij twarz- warknął syn Hadesa. Co za kultura! Jak on śmie się do mnie odzywać?
– Nie pyskuj mi tu. Nikt Cię tu nie chce.-odpowiedziałam mu, prychając.
– Ja też nie chce tu być, ale mam ważne sprawy na głowie, które nawet nie zmieszczą się w twojej ciasnej główce, Afrodyciątko.-sposób w jaki to powiedział chyba był obraźliwy. Tak mi się zdaje, bo nikt jeszcze nie był dla mnie niemiły.
– Sam jesteś ciasny!- Ale mu odpowiedziałam! Z dumą weszłam do domku i szybko wskoczyłam do łóżeczka. Uśmiechnęłam się pod nosem, bo rzadko kiedy uda mi się zagiąć kogokolwiek.
„Walczmy, póki krew w żyłach naszych płynie,
z tego ród nasz krwawy słynie.
Wyplenimy zło, które żyje w Nas
Nadszedł już ten najwłaściwszy czas,
By ofiary złożyć w darze,
Przyozdobić ciałem zdrajców ołtarze,
Walczmy ciągle, niech krew spływa potokami
niech spływa po górach kaskadami,
niech doliny zaleją się pożogą,
niech oczy Wasze nie pałają trwogą.
Walczmy, póki krew w żyłach naszych płynie,
z tego ród nasz krwawy słynie.”
ROZDZIAŁ 2
Jest takie miejsce na świecie, w którym wszystko jest piękne. Nie ma chorób, wojen; wszyscy są zgodni, życzliwi. Utopia, miejsce dobre, które jest chronione przez bogów. Miejsce, o którym każdy śmiertelnik marzy. Miejsce, gdzie odchodzą bogowie. Miejsce, gdzie sprawiedliwość nie istnieje, bo nikt nikomu nie wyrządza krzywdy. Miejsce dla niewinnych. Miejsce nieskalane.
Gdzie jest nasza Utopia? Oczy, choć patrzą wszędzie- nie widzą nic. Choćby przeszukać każdy milimetr sześcienny Ziemi, nie znajdziemy jej. Jest chroniona nie tylko przez Mgłę, ale też przez jedną z najstarszych mocy na świecie. Nie znajdziemy jej. Nigdy. Nigdzie. Nikt.
——————————————————————————————————
Bass, perkusja, gitara i zaczynamy grę. Najpierw spokojnie, rytmicznie, zwykła rozgrzewka, a potem…
Nic, co powiem, nie wychodzi dobrze
Nie potrafię kochać bez walki
Nikt nie zna mojego imienia
Kiedy modlę się o słońce, zaczyna padać
Mam już dość marnowania czasu,
Ale w mojej głowie nic się nie rusza
Nie mogę znaleźć inspiracji
Wstaję i upadam, ale
Żyję, żyję, o tak
Pomiędzy dobrem i złem odnajdziesz mnie
Dosięgnę nieba!
Będę walczyć i zasnę, kiedy umrę
Przeżyję swoje życie, żyję!
Każdy kochanek łamie mi serce
I wiem, że tak jest od początku
Za każdym razem, gdy przemyślę coś dwa razy,
I tak kończę w bałaganie
Wszyscy moi przyjaciele po prostu uciekają
Kiedy mam zły dzień
Najchętniej zostałabym w łóżku, ale wiem, że jest jakiś powód
Żyję, żyję, o tak
Pomiędzy dobrem i złem odnajdziesz mnie
Dosięgnę nieba!
Będę walczyć I zasnę, kiedy umrę
Przeżyję swoje życie, żyję!
Kiedy śmiertelnie nudzę się w domu
Kiedy On nie odbiera telefonu
Kiedy trafiam na drugie miejsce
Tego żalu nie potrafię zmazać
Tylko ja mogę zmienić zakończenie
Filmu w mojej głowie
Nie ma czasu na smutek
Nie będę sobie współczuła.
Żyję, żyję, o tak
Pomiędzy dobrem i złem odnajdziesz mnie
Dosięgnę nieba!
Będę walczyć I zasnę, kiedy umrę
Przeżyję całe swoje życie,
Przeżyję swoje życie, bo jestem żywa!
Ostatnie uderzenia pałeczek o gary i dźwięki gitary zaczęły rozchodzić się echem po garażu. O taaaak! To było świetne.
– Rocky Rock rządzisz!- wykrzyczałam na całe gardło.- Dobra chłopaki wy też. Trochę. Znaczy się trochę mniej niż zero.- i pokazałam im jezyk.
– Żeby Ci ktoś kiedyś przypadkiem nie odrąbał języka siekierą, Rocky.- zaśmiał się Timmy, nasz basista. Jest to niski i raczej mało przystojny chłopak o czarnych, długich włosach i stalowych oczach.
– Jak ktoś- palcem wskazywałam po kolei na chłopaków- odrąbie mi język, to nie bedę już nigdy śpiewała.- powiedziałm dosadnie.
– I?- powiedział z uśmiechem Dylan. Z udawanej złości kopnęłam go w piszczel.
– Auu… – zajęczał przeraźliwie- Jak ja teraz bedę grał?
– To już twój problem Stugowski!- wycharczałam jak nasza woźna w szkole. Cały zespół parsknął śmiechem. Uwielbiam ich.
Nasz band nazywa się „Flying Pigs” i w jego skład wchodzi: urokliwa i osobliwa Rocky Rock jako wokalistka, brudny i śmierdzący Timothy Parks grający na basie, super ekstra ciacho Dylan Stugowski walący w gary i Lou Ellen ze swoją gitarą elektryczną. Taaa… to nasz zespół. Co do nazwy jakoś nie byliśmy zgodni. Ja głosowałam za „Rocky Rock i reszta” , Timmy za „Brudnymi Pieluchami”, Dylan za „Heroes of Olympus” (ja i Lou byliśmy trochę za bardzo przeciw). Dopiero syn Hekate wymyślił ” Flying Pigs”. Chociaż potem mi wyznał, że to wykombinowała jego dziewczyna- Cleo Wielka Zołza Beaute, córka Afrodyty.
Już jutro jadę z Lou do Obozu Herosów. Jeździmy tam co wakacje i ferie zimowe. Znam go od dziecka, bo zawsze mieszkaliśmy okno w okno. Razem chodzimy do szkoły, razem jemy kanapki na przerwach, razem walczymy z potworami, razem jeździmy na obóz. No i razem gramy w zespole.
-Może na dziasiaj koniec?- zapytał Dylan.- Już nie fałszujesz Rocky.- dodał złośliwie.
-Miałam wtedy anginę i piłam jeszcze gorącą czekoladę, frajerze!- wykrzyczałam z uśmiechem na wspomnienie naszego występu w szkole. Z powodu mojej chrypy zaczęliśmy grać ostry rock i dyrek tak się wkurzył, że cisnął gdzieś w kąt swój brudny tupecik. Ale grunt, że uczniowie świetnie się bawili i nawet pojawienie się dwóch empuz nie zakłóciło nam imprezy.
– Ależ oczywiście.- powiedział Dylan i mrugnął porozumiewawczo do reszty chłopaków. Barany jedne! Z uśmiechem na twarzy zaczęliśmy pakować sprzęt. Powoli zwijałam kable, włożyłam ostrożnie gitary do pokrowców i pomogłam Dylanowi spakować perkusję. Kiedy pozostałam tylko ja i Lou, postanowiłam w końcu z nim porozmawiać o bogach, satyrach, herosach i innych problemach. Ale najpierw musiałam sprawdzić czy teren jest „czysty” tzn. bez śmiertleników proszę!
– Myślisz, że Kronosowi nie uda się opanować świat itd.?- wypaliłam w końcu. Lou popatrzał na mnie z niepokojem.
– Mam nadzieję, że nie. Znaczy się wierzę, że Percy napewno nas nie zostawi. Taaak. On nas uratuje.- Powiedział z namysłem.
– Obiecujesz?- spytałam jak mała dziewczynka, mimo, że mam pietnaście lat. No dobra: PRAWIE piętnaście lat. Za 11 miesięcy mam urodziny, więc tak jakby mam tą piętnastkę, nie?
– A czy ja kiedykolwiek Cię okłamałem?- odpowiedział pytaniem na pytanie.
– Yyyyy… Tak?
– Dobra, może masz rację.- wymusił uśmiech.- Ale ja myślę, że wygramy tę bitwę.
– A kto wygra wojnę?- zapytałam szeptem. Chyba mnie nie usłyszał albo nie chciał usłyszeć.
Następnego dnia moja mama zawiozła mnie i Lou na lotnisko. Za pięć minut mieliśmy mieć odprawę na lot do Nowego Jorku. Obozie przybywaj!
Dzięki Mgle byliśmy w stanie wnieść na pokład naszą broń. W porównaniu do mojego rodzeństwa (przyrodniego!) wolę strzelać z mojego P- 83 niż z tradycyjnych łuków. Oczywiście mój pistolet jest przystosowany do zabijania potworów. I nie tylko potworów.
Chyba Zeus był w dobrym humorze, bo podróż odbyła sie bez zbędnych turbulencji czy katastrof lotniczych. Lot był czystą przyjemnością dla mnie, ale nie dla Lou. Kiedy ja siedziałam przy oknie obok bardzo eleganckiej damy, mój przyjaciel miał za sąsiadów irytującego smarkacza z chorobą lokomocyjną i ważącą grubo ponad sto kilo babę z farbowanymi na platynę, tłustymi włosami.
W terminalu lotniczym już czekał na nas Malik i Argus. Pierwszy z nich był naszym opiekunem, który wyczuł w nas boskie pochodzenie (taaak, jestem boska), a drugi to szef ochrony na Obozie Herosów. Po wyściskaniu Malika, ruszyliśmy całą czwórką w stronę firmowego busu.
Po trwającej około godziny jazdy, byliśmy już tak nakręceni na Obóz, że nie zauważyliśmy, jak dotarliśmy na miejsce. Wyszłam z samochodu i od razu poczułam magię. Zapach sosny Thalii przypomniał mi pierwszy dzień tutaj. Po trwającej sześć dni tułaczce z Santa Cruz w Arizonie do Long Island w Nowym Jorku byliśmy tak wyczerpani, że cała nasza trójka: przyszła gwiazda rocka Rocky Rock, Lou Ellen i Malik zasnęliśmy pod drzewem i wyruszyliśmy do obozu dopiero następnego dnia.
Przybyliśmy w samą porę na obiad. Ruszyłam w kierunku stolika mojego domku, gdzie czekali na mnie już moi bracia i siostry. Nałożyłam sobie kurczaka z frytkami i wrzuciałam trochę do ogniska w ofierze mojemu ojcowi Apollinowi oraz Zeusowi Gromowładnemu za udany lot.
– Jak tam podróż Rocky?- zapytał się Michael Yew, grupowy Siódemki.
– Moja była udana. Gorzej z Lou.- odpowiedziałam z uśmiechem.
– Idziesz z nami po obiedzie na strzelnicę?- tym razem pytanie padło z ust Melody Symphony.
– Ty się pytasz czy stwierdzasz?- popatrzałam na nią z udawanym zaskoczeniem.
– To za dziesięć minut zaczynamy.
-Dobra, tylko skończę konsumpcję tego oto przetworzonego Solanum tuberosum oraz Gallus gallus domesticus.- i zaczęłam szybko wcinać frytki z kurczakiem. Po dwóch minutach mój talerz był opróżniony i bardzo nieelagancko wylizany. Biegiem ruszyłam w stronę strzelnicy, potrącając (przypadkowo oczywiście!) Cleo. Z impentem zderzyłyśmy się głowami i na chwilę miałam ciemno przed oczami. Guz murowany.
– Jak lezieś!- pisnęła dziewczyna.- A to ty. Czemu mnie to nie dziwi?- dodała po spojrzeniu na mnie.
– Jak zmachana córka Apollina, która biegnie z prędkością światła w celu dotarcia na strzelnicę.- wypowiedziałam jednym tchem. Wstałam gwałtownie i podałam dłoń Cleo. Ta popatrzyła na mnie z odrazą i wstała bez mojej pomocy. Odeszła machając zamaszyście swoim tyłkiem w kierunku swoich siostrzyczek. A ja pobiegłam sprintem w kierunku moich braci.
Reszta dnia przeminęła bardzo przyjemnie. Gdyby nie incydent z dziewczyną Lou byłby to udany dzień. Po lekcjach łucznictwa, poszłam na ściankę do wspinaczki razem z Albertem Dawsonem , Cho Czin Czin , Mirandą Gardner- moimi kumplami na obozie. Oczywiście Lou również jest moim kumplem. Może i kimś więcej? Kurczę, czemu on chodzi z tą krową? Ona nawet nie jest ładna! Patrząc całkiem obiektywnie uważam, że każdy chłopak wolałby randkę ze mną niż nią!
Moje włosy są miodowe z mnóstwem kolorowych pasemek. Zwijają się w drobne pierścionki i sięgają mi za pas. Włosy Cleo to po prostu białe wytwory naskórka. Są krótkie i proste. Moja skóra jest ładnie opalona i gładka, a ona jest albinosem. Skóra jak mleko. Nie lubię mleka. Tak jak nie lubię krów. Moje oczy są orzechowe ze złotymi obwódkami. Jej ocze są dziwne. Fioletowozielone. Kiedy ja jestem średniego wzrostu (prawie każdy chłopak jest wyższy ode mnie), ona jest wysoka na metr osiemdziesiąt pięć i przewyższa mojego Lou. Znaczy JESZCZE nie mojego. Dalszą kategorią jest figura. Może w tym przegrywam. Ale ja jeszcze się wyrobię. Mam przecież dopiero piętnaście lat! A ona? Siedemnaście! TO jest różnica. Ale chłopcy nie powinni zwracać uwagi na tyłki tylko na charakter. Wygląd przecież się nie liczy.
Kiedy nałożyłam poduszkę na głowę (Indina postanowiła nauczyć się grać na skrzypcach. O 22.00!) zaczęłam planować swój ślub z PKnM, czyli z Potencjalnym Kandydatem na Męża. Lou świetnie sprawdzałby się w roli mojego współmałżonka. Jest przystojny i ma tak samo rockową duszę jak ja. On świetnie pasuje do mojago image’u. Następnym PKnM jest Dylan. On również pasuje na mojego męża. I jest znacznie przystojniejszy od Lou.
Po wyprawieniu sobie w myślach ślubu z Lou, Dylanem, i Johnym Deppem, wyszłam na chwilę z łóżka, aby napić się wody. Może to gra świateł czy coś podobnego, ale w szklance zaczęły pojawiać się różne obrazy. Najpierw las świerkowy, potem pola pszenicy, a na końcu wszystko zapadło się pod ziemię. Ciemność, ciemność, ciemność… i nagle ukazało mi się miasto. Budynki były zbudowane ze złota, rzeka płynąca pośrodku była tak czysta, że widziałam dziwne ryby na dnie. Nad brzegiem grupa dzieci rzucała ziarnami zbóż w stadko ptaków. Te ptaki wyglądały całkiem jak dodo. Miejsce było niesamowite. Pełno kolorowych kolibrów latało to w te, to w tamtą. Bajkowa sceneria jak ze snu.
Nagle usłyszałam miarowe uderzenia w bęben. Rytm zaczął przyspieszać jak moje własne tętno. Najpierw było raz, dwa, trzy i cztery, potem raz, dwa, trzy, raz, dwa, ale coraz szybciej. Raz i dwa, raz i dwa, raz, raz, raz. Poczułam jak gorąco zalewa mnie od stóp od głów, miałam ochotę zacząć dziko tańczyć. Poczułam coś jak zew czegoś starożytnego, czegoś starszego od bogów. Raz i raz, tańcz poki czas. Muzyka zaczęła mnie parzyć od środka.
„Walczmy, póki krew w żyłach naszych płynie,
z tego ród nasz krwawy słynie.
Wyplenimy zło, które żyje w Nas
Nadszedł już ten najwłaściwszy czas,
By ofiary złożyć w darze,
Przyozdobić ciałem zdrajców ołtarze,
Walczmy ciągle, niech krew spływa potokami
niech spływa po górach kaskadami,
niech doliny zaleją się pożogą,
niech oczy Wasze nie pałają trwogą.
Walczmy, póki krew w żyłach naszych płynie,
z tego ród nasz krwawy słynie.”
Masz fajny styl, choć trochę tu „zagmatfałaś”( czy jakoś tak ) Podoba mi się! Czekam na CD.
No,no no, po prostu magiczne!
eh fajne fajne
Czekam na cd <333
eh wolałabym się nie zgadzać z Adim no ale cóż tu nie można się nie zgodzić jestem pod wielkim wrażeniem i wydaje mi się że to jest jedno z najlepszych twoich opek
mam jeszcze jedno w trakcie pisania (prolog), które jest o tyle ciekawsze, że jest trochę w stylu steampunk, bohaterami nie są herosi, ale bogowie istnieją wraz z całą mitologią 😉
kurcze piszę strasznie nie po polskiemu. Otóż głównym bohaterami jest dwójka śmiertelników, którzy żyją w świecie mitologii, ale w stylu steampunk
Powiem tak: teksty piosenek mnie powaliły (mam już nawet melodyjki w głowie 😀 ), ale RZYGAM gadaniem córeczek Afrodyty i Apollina. A to tylko mój spaczony gust, więc się nie przejmuj.
Była jedna literówka, ale poza tym nie znalazłam defektów.
LUDZIE, UCZCIE SIĘ OD NIEJ!!! Połączyła dwie części!
ta w 2 cz. to jest piosenka od Becci „I’m alive” http://www.youtube.com/watch?v=WP4GaB9hgZs tu jest link do niej. i Arachne już dawno postanowiłam, że będziesz 3. bohaterką 😉 tylko imię Ci zmienię, bo nie pasuje mi do jej nazwiska ;P
Fajne. O wiele ciekawsze od innych i co tu dużo mówić… Czekam na cd!
Opowiadanie jest genialne! Strasznie mi się podoba i czekam na CD.
Córeczki Afrodyty to zuo , ale to moje osobiste zboczenie opko fajne błędów umiarkowane opady, ale teksty piosenek wybitne ( powiedziała uzdolniona muzyczka , bez krzty skromności w tym komencie) 😀 tak jak Arachne w głowie chodzi mi już melodia idealna
pozdro, elisabeth
musiałam wybrać Afrodytę, gdyż jest ona boginią piękna. Apolla, bo jest bogiem sztuki, więc i też tak jakby kultury. i wybrałam A****, bo przecież miasto musi być ****** 😉
Świetne, dwie różne perspektywy. Iiiii wielki + za, czy ja wiem, przepowiednię? W każdym razie za ten długi tekst pisany kursywą. c:
pieśń plemienna XD
Boskie, magiczne cudowne! Dziewczyno, powiem Ci pokrótce, masz nas na widelcu, weź tylko sztućce! ( Grupa Operacyjna) Błagamy, Błagamy o ciąg dalszy
jeśli to ty Adi to wiedz, że masz przerąbane
Jaki Adi?
taki frajer co śpi w pieluszce i z misiem tulisiem -.- adi nie udawaj głupszego niż jesteś
adi to down
nienawidze.go
dziękuję, że mówisz to pod moim opowiadaniem. Serio ten twój komentarz BARDZO nawiązuje do „Utopii”.
Wrzuć na luz, Clarisse XD. Serio, przeginasz. Wymieńcie się mailami i przesyłajcie sobie nawzajem takie „wyznania”, a nie róbcie wieś na chacie i pod opowiadaniami.
Down jest chorobą polegającą na jednym więcej chromosonie. Widziałaś kiedyś dziecko downa, widziałaś jakie to jest cierpienie?
Dlatego nie używałbym tak łatwo tego słowa.
Świetne. Tak szczerze to twoje najlepsze. Akcja leci w normalnym tępie, i nawet długość jest ok. 😀 Wczułam się czytając i nie mogę się doczekać ciągu dalszego.
Czytałam to wcześniej i znasz mą opinie: geniusz 😉 A piosenkę żecz jasna znam w oryginale, bo ja Ci ją polecam 😉
teksty piosenek są the best
GE-NIA-LNE. Najlepsza była końcówka w rozdziale drugim. Pisz dalej. Jedno z moich ulubionych opowiadań na tej stronie to właśnie Utopia. I jeszcze te teksty piosenek. One są The best jak to określił kamillos. Całkowicie się z nim zgadzam. Powodzenia w dalszym pisaniu życzy ci
Chione 😀 ;).
Wstęp jest taki niesamowity… Magiczny… Jakby pisała go prawdziwa pisarka… DAWAJ CD!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!