Opowiadanie dedykuję wszystkim osobą, które nie boją się iść pod prąd. Mam nadzieję, że się nie spodoba i nikt nie będzie chciał więcej 😛 Story by Haz nie jest odzwierciedleniem prawdziwej historii Hazel, którą poznamy w „Synie Neptuna” tylko moim chorym wymysłem. I proszę zostawcie mi jakieś komenty dot. wszystkiego co wam tu nie pasuję (nie przepisujcie tylko mi całego opowiadania!).
****************************
Powietrze było przesycone wilgocią. Piasek wsypywał mi się do butów, więc ściągnęłam je i szłam dalej boso. Ocean szumiał, wiatr pchał mnie naprzód. Na plaży nie było nikogo. Taka samotność mi nie przeszkadza. Między ludźmi i tak jesteś samotny.
Zmierzałam na północ, do Seattle. Tam mieszka matka Tanyi. To pewnie ona będzie wiedzieć coś o Brianie. A poza tym mieszkał tam też Aaron Blonsky- jeden z żołnierzy taty. Będę musiała go przesłuchać. Na osobności.
Pani Windy, babcia Briana zamieszkiwała jedno z tych małych mieszkanek, w których zrobienie domówki nie wchodzi w grę. Adres znałam. Mam pamięć absolutnie doskonałą.
Kiedy zapukałam, drzwi otworzyła mi starsza pani o ogromnych gabarytach. Włosy, zafarbowane na krwistoczerwony kolor, opadały na świńskie oczy. Kawowa skóra była obwisła i pomarszczona. Momentalnie zachciało mi się żygać.
-A kto ty?- zaskrzeczała stara wiedźma. Nie mam innego określenia na ten pasztet.
-Twój koszmar senny.- Odparłam szorstko.-Gdzie Brian?!
-Nie wiem o czym mówisz.- I zatrzasnęła mi drzwi przed samym nosem. Że niby mam sie poddać? Nigdy.
Z impentem wyważyłam drzwi. Po prostu wykopałam je i wparowałam do środka. Najpierw padam na samym początku bitwy, blondyneczka zajmuje sobie moje stanowisko, Dakota i Gwen wtryniają się w moje życie, a w dodatku ten babsztyl mnie olewa! To trochę za dużo na tak krótki okres czasu.
-LICZĘ DO PIĘCIU I MASZ MI PODAĆ MIEJSCE POBYTU BRIANA, SZUJO! INACZEJ BĘDZIE BARDZO, ALE TO BARDZO NIEMIŁO!!!
Zbyt późno zorientowałam się co gra. Mojego małego braciszka przetrzymywał jeden z Lajstrygonów. Drugi blokował pani Windy. Byli uzbrojeni. A ja schowałam miecz w plecaku. Zanim zdjęłabym plecak, olbrzymi zmietliby mnie z powierzchni ziemi. Jestem debilką. I ja na serio jestem córką Minerwy?
Większy z potworów ruszył na mnie niczym lawina, przygniatając mnie do ziemi. Pół tony pasztetu leżało na mnie, miażdżąc i dusząc mnie jednocześnie. Jedyne co widziałam to okrutna radość Lajstrygona na widok umierającej piętnastolatki. Iskierki w jego oczach były chyba spowodowane wizją obfitej kolacji składającej się ze mnie, mojego braciszka i tej wiedźmy. Czyli ogólnie podsumowywując całej mojej rodziny.
Brak tchu… Powoli zaczęłam tracić przytomność. Czarne plamy zaczęły pojawiać mi się przed oczami. Zaczęłam otwierać i zamykać usta, próbując złapać oddech. I tak nic z tego nie wyszło. Próbowałam zrzucić z siebie potwora, ale nic to nie dało. Ostatkiem sił rozcięłam ramię olbrzyma ostrym kawałkiem wazonu stłuczonego przez potwora. Brzydal odskoczył ode mnie, więc szybko złapałam oddech i stanęłam na równe nogi, ale po sekundzie upadłam na podłogę. Miałam mniej niż pięć sekund na wyciągnięcie miecza. Cztery… złapałam plecak… trzy… rozpięłam zamek… dwa… wkładam rękę do plecaka… jeden… gdzie ten miecz? Bestia rzuciła się na mnie, na pomoc ruszył drugi olbrzym uwalniając Briana. Pewnie byłoby po mnie gdyby złoty sztylet nie utkwił w piersi Lajstrygona. Po chwili zmienił się w kupkę złotawego pyłu. Pasztet numer dwa był zdumiony zaistniałą sytuacją, więc nawet nie zauważył jak wysoki chłopak skoczył na niego i zaczął go targać za włosy. Zawodnik numer jeden, Jason Grace, zaczął przyduszać zawodnika numer dwa, dwumetrowego oblecha. Nr 2 próbował zrzucić mojego pretora, ale chłopak trzymał się go kurczliwie. Podniosłam się i ruszyłam na mu pomoc.
-Uciekajcie!- krzyknęłam do Briana i jego babci. W tym samym momencie Lajstrygon zrzucił z siebie chłopaka i zaczął go przyduszać. Złapałam sztylet Jasona i starałam się zranić potwora, ale splótł się tak z chłopakiem, że bałam się zranić syna Jupitera. Zaryzykowałam i kopnęłam z całej siły.
-Ałłł!- Jason pisnął jak mała dziewczynką, którą przecież był. Chyba spudłowałam. Spróbowałam jeszcze raz. Znowu chybiłam. Trafiłam chłopaka prosto w czoło. Trudno, do trzech razy sztuka. Zebrałam w sobie całą energię, zamknęłam oczy i… trzask łamanego ludzkiego nosa nie był jakoś specjalnie przyjemny. Jedynym plusem tej sytuacji było to, że olbrzym widząc tak poranionego przeze mnie Jasona począł się przeraźliwie śmiać. Ledwo zszedł z chłopaka, łapiąc się za brzuch. Patrzałam raz to na monstrum, to na Jasona i z powrotem. Chłopak też wodził oczami to ode mnie, to do potwora. Potwór również patrzał na nas z łzami w oczach. Wzruszyłam oczami i wbiłam mu sztylet prosto w czaszkę. Zamienił się w proch szybciej niż zdążyłam podać dłoń mojemu przyjacielowi. Objęłam go w pasie i posadziłam na krześle.
– Sorry za nos.- rzuciłam krótko. Chłopak chyba nie zrozumiał o co mi chodzi. Zaczął wrzeszczeć jak wykastrowany knur. Przecież ostrzegłam go, że nastawie mu ten nochal!
– Dzięki.- Mógł znowu normalnie oddychać. Podałam mu zwilżoną szmatke do otarcia twarzy. Siedzieliśmy pięć minut w ciszy, którą przerwała blondyneczka.
-Co ty tu robisz? Martwiliśmy się o Ciebie.- wyszeptał chłopak.
– To moja sprawa i nikogo nie powinno obchodzić co ja robię.- wycedziłam przez zęby. Wyszłam z salonu i poszukałam pokoju Briana. Pokoik był mały, z dwa metry na dwa. Znajdowało sie tam tylko łóżko, stolik, krzesła i parę kartonów z ubraniami i zabawkami. Ściany były pomalowane na stanowczo niemęski odcień różu. Naprzeciw drzwi znajdowało się wielkie, brudne okno z potarganymi i szarymi od tytoniu firankami. Widok z niego nie był jakiś zachwycający. Szary przystanek z szarymi ludźmi czekających na szary autobus, który jedzie do kolejnych szarych miejsc. Usiadłam na łóżku. Sprężyny zaczęły wbijać mi się niemiłosiernie w siedzenie. Moją uwagę przykuły zdjęcia na stoliku. Wzięłam pierwsze z brzegu. Była tam cała nasza czworka: ja, tata, Tanya i dwumiesięczny Brian. Fotografia została zrobiona w Miami przez moją pierwszą i jedyną miłość- Franka. Tak, miałam osiem lat, ale chłopak mi się podobał i tyle.
Ciagle pamietam jak razem budowaliśmi babki z piasku i kiedy zasiadaliśmy razem do kolacjii, bo mieszkaliśmy w tym samym hotelu przy smażalni ryb „U Andromedy”. Chłopak był dość wysoki jak na ośmioletniego brzdąca, ale twarz miał strasznie dziecinną. Jak u niemowlaka. Mimo, że widziałam go siedem lat temu, pamietam jak często kłócił się ze swoją babcią. Ich sprzeczki były całkiem zabawne. Pani Zhang ciągle, 24 godziny na dobę, mówiła Frankowi o ich chińskich tradycjach, co powodowało u niego odruchy wymiotne.
Pogrążona we wspomnieniach nie zauważyłam nawet jak Jason wszedł do pokoju, usiadł obok mnie i delikatnie, po przyjacielsku objął mnie ramieniem.
wiem, że krótkie a akcja gna jak justin bieber przed metalowcami, ale weźcie pod uwagę to, że jestem beznadziejną pisarką
dobra wzialem i tez mnie nudzi
heh
Koleś, jak masz się wyzłośliwiać, to… idź to robić gdzie indziej. Albo napisz własne opowiadanie i je wyślij. Wtedy pogadamy.
A co do opowiadania to:
1. „żygać”- ekhem, słownik Ci uciekł że nie mogłaś z niego skorzystać?
2. „Z impentem wyważyłam drzwi. Po prostu wykopałam je i wparowałam do środka.”- te drzwi musiały być serio słabe, a zawiasy to chyba z Biedry. Nawet glany nie załatwiają normalnych drzwi na raz.
3. Masz „dobrą” opinię o Jasonie. 😀
4. „chłopak trzymał się go kurczliwie”- „kurczowo” byłoby lepszym słowem.
Nie jest źle, nie słuchaj złośliwców.
to żygać sie pisze przez „rz”? no fakt, mój błąd
arachne co do punktu nr 2- widzialaś kiedyś wku***** kobietę?
Wyobraź sobie, że tak. Mam lustro.
no…
bardzo elokwentna wypowiedź kamillos
Dwa na dwa i zmieścił się tam stolik, łóżko, krzesła i kartony? Tak to spoko
Student potrafi??? ^^ Fakt, dwa na dwa to trochę za mało powierzchni na tyle mebli ;P
łóżeczko takie małe, do tego maluczki stolik i krzesełko takie maluteńkie. kartony pod łóżkiem i pod stolikiem i ta-daaam!
Hehe
tak Io, aj em geniusz 😀
no, no irenko znowu „pożyczyłaś” sobie Apollowe dzieło?
Mi się podobało. Ja osobiście nie przepadam za Jasonem i podzielam opinię bohaterki, że jest „blondyneczką”. Napisz szybko następna część, bo nie chce mi się czyścić krwi polonistki siekiery, a brudnej nie użyję. (Oczywiście to komplement.) 😀
na razie nie mam słów, więc sobie poczekasz. co jak co, ale ja też nie przepadam za Jasonem,
Fajne. Bardzo fajne. Nawet cholernie fajne. 😛 Denerwują mnie tylko literówki, błędy, o których mówiła Arache – patrz wyżej ( wiem, strasznie leniwa jestem XD) oraz fakt, że na początku mieszasz czasy (teraźniejszy z przeszłym) i przez to ciężko się połapać. Nic wielkiego, po prostu, na przyszłość staraj się trzymać jednego ^^ Poza tym super!
Też wyłapałam jeden błąd. No i te inne, które wyłuszczyła Arachne. Ale to już inna historia. Oto błąd, który złapałam: nie zaczyna się zdania od „że”. Ale oprócz tego to opko jest genialne. Pozdrawiam 😀
Chione
„Że niby mam się poddać?”- to są przemyślenia bohaterki, więc powiedzże mi cna niewiasto, któż dba o poprawność języka polskiego w ówczesnych nam czasach?
Fajne! Uwielbiam to opko. Kopanie Jasona – bezcenne.,, żygi” niestety już nie… Ale i tak swietne
taaa… już nie będzie kolejnych części, bo mam zamiar swój i tak mocno zminimalizowany wolny czas poświęcić na „Utopię” i „Pandemos Thalassia”
to fajnie
a wiesz co będzie jeszcze fajniejsze? jak ci się klawiatura połamie albo sąsiad odkryje, kto mu neta kradnie. a najfajniej będzie jeżeli przestaniesz wypisywać prowokujące komentarze, bo to się źle skończy. może inni lubią (patrz: chyba Myksa) to opko i może chcieliby znać dalsze losy tych bohaterów. Czasem lepiej jest przemilczeć kilka zdań niżby potem te zdania wracały do ciebie spotęgowane siłą zwrotną. Na razie nie wyciągnę wniosków z tego twojego zachowania, bo kiedyś zachowałam się podobnie (ale nie w stosunku do innych prac).
Lubię Hazel podoba mi się sposób, w jaki pokonala tego Lajstrygona.
oryginalna Hazel jest o niebo lepsza od tej tutaj 😀