Od autorki:
Póki co fabuła nie zachwyca, wiem o tym doskonale, ale to dopiero początek. Mam nadzieję, że to uwzględnicie. Miłego czytania.
Delfia
Zeszłyśmy do salonu, który spełniał wszystkie wymogi nowoczesnego świata; telewizor plazmowy, barek z napojami i przekąskami, kilka skórzanych sof oraz tego rodzaju rzeczy. Plazma stała na komodzie obok biblioteki, w której stały obite czerwonym aksamitem fotele oraz mahoniowy stół, nad którym płonął ogień oświetlając wszystko. Skórzane sofy były ustawione wokół telewizora na kształt litery „U”. Pod sufitem, zamiast lampy, unosiły się płomienie wytwarzające ciepłą poświatę. Na kanapach leżały aksamitne poduszki. Miejsca te zajmowało sześciu herosów.
– Gwen, zaraz Ci się wszyscy przedstawią!- powiedziała Annabell.
– Jestem Mitchel Moriarty.- podszedł do mnie wysoki chłopak z czerwoną grzywką.
– Harley Johanson, tak jak motocykl.- mrugnął swoimi złotymi oczami chudy jak szkapa nastolatek.
– Scarlet Johanson, siostra tego tam…- dziewczyna z iskrzącymi, rudymi włosami wskazała na poprzednika.
– Eisabeth Picket.- przyrodnia siostra podała mi rękę.
– Dean Martin.- grający na gitarze elektrycznej, chłopak, uśmiechnął się.
– Smith, John Smith… nie no, mów mi Johnny.- mówiąc to szybkim ruchem zdjął okulary, w bardzo zabawny sposób.
– A mi możecie mówić Gwen, lub Gwenny, jak wolicie.
Nieśmiało usiadłam na oparciu kanapy.
– Masz jakieś hobby?- spytał wypuszczając ze strun gitary dźwięk akordu, Dean.
– Niespecjalnie. Jeszcze niedawno malowałam, rysowałam, szkicowałam… Rysowanie to była moja pasja.
– Czemu to porzuciłaś?
– Ja… nie pamiętam… To było parę lat temu. Wspomnienia widzę, ale jakby we mgle.
– To się często zdarza herosom…- powiedział ktoś stojący w cieniu regałów. –Nazywam się Christopher, Christopher Steel. Syn Hekate.
– Chris?! Co ty tutaj robisz?!- warknęła Annabell podnosząc się z kanapy z furią.
– Przyszedłem aby powitać Gwendolyn.
– Idź sobie, jesteśmy zajęci!
– Dobrze, już znikam…- wypowiadając ostatnie litery rozpłynął się w czarną mgłę i zniknął.
– Tak jest zawsze?- spytałam.
– Tak. Dzieci Hekate są nieprzewidywalne. Szczególnie Chris. Kiedy podczas jednej z bitw wdaliśmy się w groźną wojnę między naszymi domkami, po wtargnięciu Chejrona zaprzestaliśmy sporów… Czary to ich specjalność.- Mitchel zabrał głos.- Nigdy nie możemy wiedzieć co akurat zrobią.
Nastała głucha cisza. Słychać było tylko szum wody w oceanie. Przerwała ją Scarlet.
– To co dzisiaj oglądamy?
– A co mamy?– Harley się włączył.
– A skąd mam wiedzieć, mamy większość filmów jakie do tej pory powstały! Chodź poszukamy czegoś.- kliknęła przycisk, wyglądający jak zwykły przełącznik, i ze ściany wysunęły się cztery długie pułki z filmami.
– Mam ochotę na komedię…- Johnny z zapałem 3-latka zabrał głos.
– Hmm… mam „Johnny English”. Oglądamy?
– Idę po popcorn i napój zakazany…- powiedziała Annabell z bananem na ustach.- Elisabeth, rusz tyłek i chodź ze mną! Zupełnie nic nie robisz, chudy ciulu!- zaśmiała się po raz ostatni i zniknęła w ukrytym przejściu.
Harley uruchomiła wszystkie urządzenia i włączyła film. W tym czasie dziewczyny wróciły.
Kiedy na ekranie pojawiły się pierwsze klatki filmu zaczęliśmy się histerycznie śmiać oraz jeść i pić wszystko co tam mieliśmy.
Obudziłam się z głową na podłodze i nogami na brzuchu Mitchela, który miałczał przez sen. W pokoju wszyscy spali więc dorysowałam mu słodkie wąsy i koci nosek na twarzy. Popatrzyłam jeszcze raz na swoje dzieło i wtedy weszła Annabell sprzątając puszki po coli, resztki chipsów i popcornu.
– O, już wstałaś!- powiedziała.- Szybko… Hmm, śliczne wąsy.- uśmiechnęła się na widok mojego rysunku na czerwono włosym chłopaku.
– Dzięki.
– Idź na górę. Masz tam przygotowaną koszulkę obozową. Ogarnij się. Tylko się pospiesz, zaraz śniadanie.
Weszłam na górę schodami, ogarnęłam się i wróciłam na dół. Wszyscy już wstali, a raczej zostali brutalnie obudzeni i wyglądali jak zombie.
– Który to?! Kto mi namalował wąsy?! Kto?!- Mitchel wrzasnął z męskiej łazienki.
Wszyscy zaczęli się z niego śmiać, kiedy on starał się zmyć z twarzy moje „arcydzieło”, które trzymało się go jak wielka przylepa.
– Jak się dowiem kto to zrobił to nie chcecie wiedzieć co się z nim stanie!- żachnął się i odwrócił na pięcie. Parsknęliśmy śmiechem, ale Annabell nas uciszyła.
– Gwenny, wychodzimy ze smętnymi i się nie odzywamy, jasne?
– Okej…
Wyszliśmy na zalany słońcem plac między domkami. Większość obozowiczów stała już przed swoimi domkami, oczywiście Jedenastka jeszcze się nie wygrzebała. Driady wychodziły z pni drzew, najady wynurzały się z jeziora i ruszyły w stronę pawilonu jadalnego. Zakładając okulary przeciw słoneczne na oczy poszliśmy na śniadanie w zupełnej ciszy.
Zjedliśmy posiłek w spokoju. Wróciliśmy do domku i poszliśmy na arenę. Ćwiczyliśmy pchnięcia i uniki przez trzy godziny w upale i żarzącym słońcu. Pot lał się z nas. Mój rysunek na twarzy Mitchela zmył się dokładnie. A był taki piękny! Wąsy wyszły mi doskonale. No ale ten marker był bardzo tani, co znaczy szybko zmywalny. Na szermierce dostałam miecz z rzeźbioną klingą. Ostrze dokładnie dopasowywało się do mojej dłoni. Było idealnie wywarzone.
Po wielogodzinnych katuszach była greka prowadzona przez domek Ateny. Mózgowcy przybliżyli nam powstanie świata i obalenie Uranosa.
Później została nam ofiarowana godzina wolnego. Cóż za łaskawość! Przebrałam się i poszłam poszukać Jet’a. Znalazłam go w kuźni. Przygotowywał coś, przy stole nr. 5, wśród kilku krzepkich chłopaków. Wszyscy mieli silne ramiona i kręcone włosy.
Ścięli mnie wzrokiem kiedy się przed nimi zjawiłam.
– Cześć, jak tam?
– O, Gwenny. Jest dobrze. Jak Ci się tu podoba?- mruknął wpatrując się w obiekt swojej pracy.
– Jest wspaniale, wszystko jest takie… niesamowite!
– Wiesz, mam dużo pracy. Czy mógłbym Cię prosić, żebyś sobie poszła?
– Jasne, nie ma sprawy.- spuściłam głowę i wyszłam z zatłoczonej kuźni.
Usiadłam na kamieniu i podparłam głowę rękami. Teraz to nawet mój przyjaciel mnie unikał! To było bez sensu! Wkurza mnie to! Jak ja nie cierpię odseparowania z powodu rodziny. A myślałam, że Jet jest inny. Nie przeszkadzało mu, że mieszkam w domu dziecka. Tylko jemu! A teraz?! Teraz co?! Nawet on się odemnie odwrócił! Muszę coś zrobić, muszę!
– Wiem jak się czujesz… Masz prawo być na mnie wściekła. Dziwiłbym się gdybyś nie była…- rozległ się głos za moimi plecami.
Odwróciłam się i zobaczyłam mężczyznę. Miał czarne, potargane włosy, przebiegłe oczy i bladą skórę. Miał na sobie długi płaszcz.
– Tanatos…
– Gwendolyn, jak się masz?
– Nie jest tragicznie, ale brakuje mi poprzedniego domu.
– A, no właśnie… muszę Ci powiedzieć dlaczego trafiłaś do domu dziecka. Poznałem twoją matkę na koncercie. Pokochaliśmy się od pierwszego wejrzenia. Spędzałem z nią dnie i noce. Pokazywałem jej magiczne rzeczy. Po twoich narodzinach powiedziałem jej kim jestem. Zrozumiała to, że nie mogę z wami zostać. Odwiedzałem was bardzo często. Ale kiedy miałaś cztery lata nie mogłem was odwiedzać, bo zaniedbałem swoje obowiązki. Wtedy okazało się, że twoja matka ma kolejne dziecko, z Apollem. Razem z nim wytłumaczyliśmy jej, że wychowywanie dwóch herosów grozi śmiercią. Zdecydowała się oddać jedno dziecko do domu dziecka. Oddała Ciebie, ponieważ wolała mieć dziecko, które będzie szczęśliwe. A nie takie, które będzie się wszystkim kojarzyło ze śmiercią. Wymazałem Ci większość pamięci, żebyś nie wiedziała dokąd masz wracać.- zrobił przerwę.- Twoja matka zerwała ze mną kontakt, ale całe twoje życie uważałem na Ciebie. Obecnie twoja matka nie żyje. Zginęła w wypadku. Jednak twój brat żyje i ty musisz go tu przywieść. Nazywa się Braian Leed. Przyjął nazwisko ojczyma. Mieszkają w Nevadzie. Musisz go tu przywieść całego i zdrowego, jasne?
– Ale dlaczego ja?
– Bo ty jesteś jego siostrą! Idź z tym do Chejrona.
– Ale ja jeszcze nic nie umiem! Jestem tu od wczoraj!
– Musisz dobrać osoby towarzyszące.
– A ile mam czasu?
– W sumie to dwa tygodnie. Możesz zostać w obozie kilka dni.
– Dobrze…- próbowałam wszystko sobie poukładać. Dlaczego to akurat ja, skoro on ma przyrodnie rodzeństwo, a oni przynajmniej coś umieją!
– Muszę już iść. Żegnaj, Gwen.- powiedział i rozpłynął się w powietrzu.
Stałam tam z rozłożonymi rękami i otwartymi ustami. Uświadomiłam to sobie i poszłam do domku.
Opko z wspaniale rozwiniętą fabułą. Podoba mi się. Czekam na kolejne części!
Opko z wspaniale rozwiniętą fabułą. Podoba mi się. Czekam na kolejne części! Oby tak dalej
Pierwsza!( O ile w między czasie nikt mnie nie wyprzedził 😉 ) Nie ma czego uwzględniać, po prostu boskie i, jak dla mnie, genialne. Drobne błędy wyłowiłam (jakieś przecinki itp.), ale tak drobne, że nawet nie warto pisać Chociaż, w gruncie rzeczy, coś mogło umknąć mojej uwadze. Podoba mi się pomysł z dziatkami Tanatosa. Dla mnie extra! 😀
A jednak komuś się udało 😛 Pozdrawiam Arachne 😉
Bardzo dobre opowiadanie. To chyba odpowiednie określenie. Współczuje Gwen. Tego, ze porzuciła ją matka i tego, że Jet jej unika.
Alle suuper! Nie no, to jest genialne. 😀
Serio mówię – extra.
Ja po prostu BŁAGAM O NASTĘPNĄ CZĘŚĆ!!!!!! To jest wspaniałe, genialne, idealne i… Brak przymiotników! Nieeeee! Nie wyrażę wspaniałości!
Jeszcze chciałam dodać:
Błagam o następną część i CD !!!
Pozdrawiam, Arachne 😉
Co za wredna matka! Jak można moją siostrę tak sobie oddać do domu dziecka?!
Opowiadanie ciekawe i nietypowe, dobrze rozwinięte i chyba nie wyłapałam błędów!
Geniusz! To opko jest cudowne. Masz dobry styl. Naprawde mi sie podoba. Pozdrawiam
Megagigasuperfenomenalnofantastycznegenialnonajlepsze 😀 ;).