Od autorki: Przepraszam was, że to tak długo trwało, ale miałam spory problem z komputerem i nie mogłam nic wysyłać. Mam nadzieję, że moje opowiadanie wam się spodoba. Krytykujcie. Krytyka tworzy nowe wizje.
– Chejronie, Panie D. i Romualdzie to jest Gwendolyn. – Tak, tak- odparł gruby facet otwierając kolejną puszkę coli. – Witaj, Gwen. Masz na nazwisko Jambell prawda?- odezwał się ten mężczyzna na wózku. – Tak, skąd…- zaczęłam mówić. – Och, mamy tu taki spis „być może” herosów. – Aha, okej. – Może truskawkę?- podszedł do mnie ten chłopak z tacą z przekąskami w rękach. – Tak, dziękuję.- sięgnęłam na nią, była taka słodka. – Jet, zaprowadź Gwen do jedenastki, chociaż mam co do niej podejrzenia… A tak w ogóle to jestem Chejron.- uśmiechnął się do mnie i znowu zwrócił do Jet’a.- Potem oprowadź ją po całym obozie i o wszystkim opowiedz, jasne? – Oczywiście. Jet zaprowadził mnie do jednego z tych domków, które widziałam z oddali. Był to zwyczajny domek letniskowy, kiedy weszliśmy do środka zobaczyłam wielu ludzi, naprawdę wielu. Siedzieli wszędzie na: podłodze, schodach, stole, krzesłach, kojach, w hamakach, gdzie tylko się dało. Z nikąd wyrośli przed nami bliźniacy. Mieli łajdackie uśmiechy na twarzy. – Travis, Connor. To jest Gwen. Będzie tu przez jakiś czas mieszkać. Wiecie… dopóki nie zostanie uznana.- powiedział Jet. – Nie ma sprawy!- powiedział… nie wiem, który z braci to powiedział, w każdym razie jeden z nich. – My się nią zajmiemy, prawda, braciszku? – No nie wiem, chyba powinni za to zapłacić, nie sądzisz? – A może nie. Popatrz na nią. Taka piękność ma płacić? – Masz rację Travis. Piękne damy mają to gratis.- powiedział Connor z czarującym uśmiechem. – Zapraszamy…- odezwał się drugi i wciągną mnie do środka jednym szarpnięciem ręki. – Tylko mi ją oddajcie! Muszę ją oprowadzić!- wrzasnął Jet przez zamykające się, stare drzwi. Dostał mi się hamak na piętrze. W sumie to był nawet wygodny. Śpiąc przez tyle lat na twardym i zniszczonym łóżku w domu dziecka, na tym hamaku czułam się jakbym leżała na królewskim łożu. Omiotłam spojrzeniem całe pomieszczenie. Nie było jakieś specjalne. Wyglądało jak środek tych namiotów, które są stawiane po przejściu jakiegoś kataklizmu. Na podłodze leżało mnóstwo śpiworów, koców i poduszek. W kątach wisiały hamaki takie jak moje, a pod obszernym oknem stały dwa łóżka polowe. Zapewne należały do Travisa i Connora. Rzuciłam walizkę pod hamak i zbiegłam po schodach na dół, gdzie wśród przepychanek dotarłam do drzwi. Otworzyłam je mocnym szarpnięciem i odetchnęłam z ulgą. – O, już jesteś! Szybko.- spojrzał na zegarek.- Ostatnia obozowiczka, która oprowadzałem wyszła stąd po dwóch godzinach. Tobie to zajęło ledwie pięć minut. Co im zrobiłaś?- spytał podejrzliwie Jet. – Nic. Wyszłam. Nawet mnie nie zauważyli. Tam w środku wszyscy się wydzierają i są zajęci. – Jeszcze nikomu się nie udało stąd wyjść niezauważonym… Z resztą. Teraz mam więcej czasu żeby Cię oprowadzić. Chodź. To co zobaczyłam było niesamowite. Nigdy nie widziałam czegoś podobnego. Wielki Dom górował nad wszystkim, był ustawiony na wzgórzu. Wszystko dookoła zdawało się być skierowane właśnie w jego stronę. Równolegle do tego budynku znajdował się ogromy i bujny las. Roślinność ta była po zachodniej stronie siedziby Pana D., a po drugiej stronie umieszczona była kuźnia i zbrojownia. Przed lasem założono plantację truskawek i zrobiono boisko do siatkówki. Nieco na południowy-zachód było jezioro z pomostem, do którego przycumowane były kajaki. Promienie słońca odbijały się od tafli wody tworząc oślepiający blask. Po drugiej stronie polany, która znajdowała się obok zbiornika z wodą, była arena. Ćwiczyło na niej pełno chłopaków i dziewczyn To były te punkty, które potrafiłam określić za pomocą kierunków i licznych opisów, ale nie wszystkie dało się umieścić na mapie. Płonąca ścianka wspinaczkowa? Mroczna i niezbadana puszcza? Plaża, Ocean? To miejsce było spełnieniem marzeń. I jeszcze te domki. Każdy inny. Nie ma dwóch takich samych. Jeden szczególny przykuł moją uwagę. Domek, który wszyscy zdawali się okrążać szerokim łukiem. Domek Tanatosa. Domek Śmierci… Był cały czarny. W oknach zasunięto bordowe zasłony. Nad werandą unosił się płomień czerwonego ognia. Drzwi były masywne. Wykonane z lakierowanego na czarno drewna. Skończyliśmy zwiedzanie siedząc na złotym pisaku plaży. Wpatrzeni w horyzont i zachodzące słońce. – I, jak Ci się tu podoba? – Jest wspaniale. Jestem trochę… oszołomiona. – Nie przejmuj się przyzwyczaisz się. Ja też tak zaczynałem. Będzie dobrze. A teraz się rusz. Zaraz kolacja, a ja umieram. Nie jadłem dzisiaj niczego i to przez Ciebie! – Dobra, dobra. Już idę!- powiedziałam i pognałam za moim przyjacielem śmiejąc się na całego. Jet odprowadził mnie do jedenastki, a sam wrócił do siebie. Czyli do dziewiątki- domku Hefajstosa. Kilka minut później rozbrzmiał dźwięk konchy zwiastujący czas kolacji. – Jedenastka do szeregu!- wrzasnął Travis z całej siły, a traf chciał, że stał akurat obok mnie. – Nie drzyj się tak! Ogłuchnę przez Ciebie!- krzyknęłam i zdzieliłam go ręką po głowie. – Au! Idiotka!- odkrzyknął w odpowiedzi.- Ale piękna idiotka.- dodał z czarującym uśmiechem. Ruszyliśmy na kolację do pawilonu jadalnego. Doszliśmy jako ostatni. Z trudem zajęliśmy miejsca. Jedzenie już stało na suto nakrytych stołach. Nigdy nie widziałam tyle jedzenia w jednym miejscu. Nałożyłam sobie kurczaka z grilla i pieczone ziemniaczki. Kiedy wszyscy wstali ponieśli mnie razem ze sobą. Jak się okazało, kolejka, ustawiała się po to, żeby wrzucić trochę jedzenia do ognia i zrobić przy tym idiotyczny ukłon. Ale jak inni to robią to ja też muszę. Pozbyłam się znacznej części kurczaka z myślą: – Kimkolwiek jesteś wiedz, że nie będę się na Ciebie wściekać, chociaż zostawiłeś mnie na pastwę tych głupich dzieci z sierocińca. – Musiałem tak postąpić, inaczej byś nie przeżyła. A tego bym nie zniósł. Twoja matka rozświetlała świat, a teraz jest pusto…- odpowiedział głęboki głos w mojej głowie. A więc mam boskiego ojca. To już jakaś informacja…
aha
faktycznie dlugo czekalem
ACHTUNG! Format się *** [popsuł]. Wyjustowało się, czy jak?
Ciężko się połapać, no i gały bolą niemiłosiernie.
Gdyby nie to, powiedziałabym, że fajne. Nie jakieś zachwycające i porywające (w końcu to wprowadzenie), ale fajne.
Gwendolyn ? Z książki Czerwień Rubinu ?
Opko super, ale trzeba przyznać – oczy bolą xD
to samo pomyślałam!
o widze ze mamy niemieckich szpanerow
Achtung to również rodzaj petardy.
Fajne, ale dostałam oczopląsu od sformatowania. Nie porywające, ale może być. 😀
petardy powiadasz
Moje oczy! format troche się zepsuł, ale tak to mi się podoba
Jejku! Głupi format! A tak długo się trudziłam nad ogólnym wyglądem! F*CK! Jak ja tego nienawidzę! I tak imię podkradłam K. Gier z Trylogii Czasu. 😉
Weeeeeee! Siostra!!! Dobrze zgadłam? Bo wszystko wskazuje na to, że to córka Tanatosa. Domek mi się powoli zapełnia…
Opowiadanie musiałam skopiować na worda i dopiero wtedy przy użyciu entera przeczytać. -.-
Poza tym świetne i czekam na cd w trybie natychmiastowym ❗
Oczy mnie strasznie bolą po przeczytaniu. Ale przeżyję. To opko jest GE-NIA-LNE. Ogólnie świetne opisy i świetne wszystko, oprócz tego diabelnego formatu. Pisz dalsze części, ale bez takich wpadek z formatowaniem. Proszę cię. Cały czas mam przed oczami białe kropki.
Pozdrawiam
Chione
PS. 😀 😉 Pisz dalsze części, bo będzie z tobą źle
@Chione
Z formatem raczej nic nie zepsułam, tak się czasami dzieje, niestety.
@Wszyscy
Kolejną część już wysłałam.
Bardzo fajne w mojej skromnej opinii 😀 Rzeczywiście, jedynym minusem jest format, który bardzo utrudnia czytanie i odbór tekstu. Poza tym, super! ^^
Fajne ale bez akapitów i oddzielonych wypowiedzi to masakra to czytać.
Zgadzam się z poprzednikami. Ale znam twój ból. Mi pocztą ciągle robi głupie numery (zjadanie akapitów, odformatowywanie i zjadanie całych wielgachny kawałków tekstu eh) ale opo fajne