Thalia Grace odkręciła kran. Tak jak się spodziewała, zamiast krystalicznej, orzeźwiającej wody, spod prysznica wyleciała czerwono-brązowa ciecz. Krew.
Zamknęła mocno oczy, gdy poczuła na swym ciele jej ciepłe, gęste krople.
-Do końca pozostało 3 minuty – oznajmił jej metaliczny głos, dobywający się z przymocowanych głośników na ścianie.
Choć myśl kąpania się w ludzkich płynach wydawała jej się odrażająca, nie miała innego wyboru. Od chwili zakończenia Wielkiego Pogromu Człowieczych Istnień upłynęły 2 miesiące.
Czas Wieczystej Nocy – tak powszechnie nazywane był okres, w którym dane im było żyć. W ciągu tego czasu, córka Zeusa nie zaobserwowała na niebie ani jednej gwiazdy. Jedynym źródłem światła w tym nowym świecie były upiornie świecące, blado-żółte neony. Tak bardzo podobne do Jego oczu.
Luke – pomyślała. Zmienił się? A może przestał istnieć? Nie znała na te pytania odpowiedzi. Nie była też pewna swoich emocji. Wściekłość? Tak. To jedno nie ulegało wątpliwości. Jej nienawiść wymyślała najgorsze scenariusze, w których to syn Hermesa cierpiał niewyobrażalne męczarnie. Do czasu gdy nie stawał przed nią twarzą w twarz. Wtedy w jej myślach rodziła się niepewność i strach przed spojrzeniem złotych tęczówek.
Westchnęła zirytowana, gdy lampa świecąca nad jej głową zgasła. Koniec kąpieli. Dokładnie się wytarła, by nie zostawić na sobie ani śladu po krwistej kąpieli. Tak, Luke dobrze to wymyślił. Krew, o którą tak bardzo walczyli, teraz plamiła ich ciała.
Ubrana w czarną, znoszoną koszulkę i podarte jeansy wyszła z domku letniskowego na plażę. Ku jej zdziwieniu, zamiast dobrze już znajomemu, zgniłemu odorowi unoszącym się w powietrzu przywitała ją orzeźwiająca bryza. Z niedowierzania zatrzymała się, pozwalając wiatru bawić się jej włosami. Zesztywniała, gdy na swoim ramieniu poczuła chłodną dłoń. Gdy jednak zobaczyła brudną twarz szarookiej blondynki, uśmiechnęła się lekko. Bo oprócz pustki, która ostatnimi czasy tkwiła w jej spojrzeniu, teraz dostrzegała blady promyk nadziei. I słaby uśmiech na twarzy Annabeth.
-Zaczęło się.
-Zaczęło się. Tylko jaki będzie tego koniec?
W milczeniu przyglądały się czerwonemu słońcu, leniwie budzącemu się do życia po długim śnie.
Travis. Travis. Travis. Nosz jasna mać Hood, obudź się ty debilu!
Odpowiedzią na nieudolne próby obudzenia syna Hermesa było tylko głośniejsze chrapanie.
Connor Hood wyjął przygotowane wcześniej wiadro. Wiedział, że nie doła przywrócić do życia swojego brata w inny niż ten sposób. Szturchanie nigdy nie zdawało rezultatu. Kołdry nigdy by mu nie zabrał, bo nawet takowej nie posiadali. Co do łaskotek, jedynym skutkiem tak potężnej broni mogłoby być jedynie oślinienie jego nowej bluzki. A bluzek za darmo nie rozdawano, nawet tych najbardziej poszarpanych, które obecnością dziur konkurowały z najdorodniejszymi serami szwajcarskimi.
Connor założył na głowę brata blaszane wiadro, po czym z całej siły zaczął walić w nie drewnianym kijem. Przeraźliwy krzyk towarzyszący hukowi podpowiedział mu, że misja została zakończona pomyślnie. Zdjął naczynie z głowy Travisa, którego mina wyrażała poranne otępienie.
-Wolisz na śniadanie ogórka kiszonego, czy może ogórka kiszonego?
Odpowiedział mu odgłos opadającej głowy na drewniane deski, udające łóżko.
-Czyli kiszony – podsumował, sięgając do plastikowego słoika z napisem: najlepiej spożyć do 2005 roku.
Nie zwrócił uwagi na tak błahy fakt, jak zalewające ich budkę telefoniczną czerwone światło.
Przecież i tak nie zmieni to smaku zgniłych ogórków.
Clarissa siedziała na brzegu pustego krateru, który niegdyś był jeziorem. Jej głowa spoczywała na kolanach opartego o uschnięte drzewo Chrisa. Milczeli. Nie potrafili już rozmawiać o niczym innym, niż o walce – tej co już przeżyli, jak i tej, na którą dopiero czekali. Ten temat przytłaczał nawet ją, córkę Aresa. W ich umysłach migotały wciąż te same sceny – krzyki egzekutowanych ludzi, śmiech potworów, oczy. Te złote oczy.
Dlatego też, gdy pierwszy raz od tak długiego czasu dostrzegli czerwone promienie zwiastujące ten długo oczekiwany dzień, objęli się mocno.
Był to początek ich sądu Ostatecznego.
Noclegownia w zgliszczach. Duże odłamki tynku udające meble. Kamienny stół, kamienne krzesła. Ale jakiej jakość! Obecność syna Hefajstosa była widoczna na pierwszy rzut oka.
-Jake?
-Tak, Willu?
-Przyniosłem jedzenie.
Jake leniwie otworzył oko. Leżał na kamiennym łóżku. Nie brak mu było czasu by zrobić coś lepszego – brak mu było narzędzi.
Podziękował w myślach za obecność kolegi. Bez niego nie przetrwałby nawet tych dwóch miesięcy, nie mówiąc już o „Przestawieniu”.
Ti tak, tik tak, tik tak.
Metalowe wahadło zakończone pudełkiem po Kinder Niespodziance, załadowanym kamieniami, raz po raz uderzało o 2 rozwieszone naprzeciwko siebie talerze.
Ti tak, tik tak, tik tak.
-Dziękuje Willu.
-Jake?
-Tak?
-Boisz się?
Tik tak, tik tak, tik tak.
Syn Hefajstosa spojrzał w kierunku swojego przyjaciela. Dawniej nie byli w najlepszych stosunkach. Jake nigdy nie przepadał za towarzystwem. Choć daleko mu było od aspołecznej postawy jego ojca, przebywanie wśród innych nigdy nie było jego mocną stroną. Jednak nie było to spowodowane tym, że nie lubił ludzi. O nie, on był po prostu za bardzo skupiony nad pracą.
Potem jednak nadeszła wojna. I dzięki niej zrozumiał, że bliscy są ważniejsi od techniki. Wynalazki można naprawić, zmarłego do życia nie przywrócisz – te słowa zawsze powtarzał mu Backenford. Tęsknił za nim.
Tik tak, tik tak, tik …
Zegar stanął. Obaj chłopcy spojrzeli równocześnie w kierunku zegara, a następnie unieśli głowy do dziury w ścianie.
Świt.
-Boję się.
Noc wcale nie jest czarna. Fiolet, ciemna zieleń, granat, brąz – to tylko jedne z nielicznych barw opisujące bezgwieździstą noc – świat, do jakiego przywykła Rachel.
Jej palce umazane w kolorowych farbkach delikatnie kreśliły po jej udzie wzory. Kółko, krzyżyk, gwiazdka, fala.
Nie widziała efektów rysowania. Dla niej liczyło się tylko poczucie spełnienia, towarzyszące malowaniu.
Leżała z głową opartą o konar drzewa. Wzrokiem szukała gwiazd. Nie znalazła.
Obok niej skulona spała Katie. Rachel uśmiechnęła się pod nosem, gdy do jej uszu dobiegł jej cichy oddech. Córka Demeter wierciła się niespokojnie. Rudowłosa osóbka znała ten ból. Każdej nocy wracała w snach do tamtych wydarzeń. Zadrżała, gdy nad jej głową zaszumiały liście. Niespokojna zerknęła na przytomną już koleżankę. Ich oczy się spotkały.
Początek końca.
Nico po raz pierwszy czuł się wolny.
Nie słyszał. Nie wiedział.
Od czasu jego śmierci ani razu nie poczuł myśli konających istnień. Choć widział, jak miliony z mnich umierały w męczarniach przy jego obecności, nie odczuwał tego w swoim umyśle.
Jednak to, że nie słyszał, nie znaczyło, że był odizolowany od świata. Miał przy sobie Grovera. Był on jedyną osobą, która go rozumiała. Satyr wyczytywał w jego emocjach obawy, marzenia i myśli kolegi. To był ich jednostronny sposób porozumiewania się. Nie można jednak powiedzieć, że Nico był darmozjadem, ciężarem na barkach starszego kolegi.
Rozumiał jego ból po utracie najlepszego przyjaciela. A to było dla Grovera najważniejsze.
Dlatego też w milczeniu, przypatrywali się rozpoczynającemu się, nowemu dniu.
[Poczekaj, pozbieram szczękę z podłogi… Ku*de, do piwnicy wpadła! *** *** ***…]
Dobra, wdech… wydech…
TO JEST WSPANIAŁE!!!
Nie ma trzech linijek długości, nie zawiera debilnych błędów i nie uświadczysz tu ani jednego płytkiego opisu.
GRATULACJE!!!
Jestes geniuszem!!! Moja szczena wrocila z powrotem do Legnicy (a miedzy Berlinem a Legnica jest dosyc duza odl. !!!). Czekam z niecierpliwoscia na CD . 😀
E… e… e…
WOW
Jak Myksa stwierdzi, że jej się to nie podoba, to chyba jej oczy wyłupie! Albo zamorduję!
Popieram Arachne. nie ogarniam… mój mózg nie jest w stanie przetrawić informacji, że nie pisał to zawodowy pisarz… najlepszą odpowiedzią na to opowiadanie będzie cisza, w której każdy przemyśli sobie to dzieło. Masakra totalna wgnieciona w fotel nie potrafię złapać oddechu. ty wiesz jaka to przyjemność czytać takie cudo?
jedyne rzeczy do których się przyczepię to w Ameryce nie je się ogórków kiszonych, bo to polska zagrycha. Moje ulubione zdanie to: Wynalazki można naprawić, zmarłego do życia nie przywrócisz. Wymiękłam przy tym. pisz dalej jak najszybciej.
ALEA LACTA EST
Powiem tyle: gdybym była właścicielem jakiegoś wydawnictwa, nie dałabym Ci uciec z moich rąk, zmusiłabym prośbą i groźbą do wydania u mnie książki.. Jesteś Mistrzem przez duże M. A to opowiadanie jest po prostu piękne, w pełnym znaczeniu tego słowa. Uczucia, które mi towarzyszyły przy czytaniu tego… Nie potrafię ich opisać… Błagam na kolanach o kontynuację!
Powoli, powoli dochodzę do siebie…
Odzyskuję zdolność racjonalnego myślenia…
I mogę stwierdzić, że właśnie przeczytałam opowiadanie GENIUSZA.
Podziwiam Cię.
*Koniec przekazu*
Ja wymiękam przy tym, brak mi słów… to jest nie wiem świetne, genialne, rewelacyjne, mogłabym tak w nieskończoność, choć po minucie by mi się skończyły pomysły xD
Bardzo, bardzo dobre Strasznie dobrze napisane
Widzisz? Wszyscy cie chwala 😀 😀 😀 Takze pisz szybko CD 😛
Bardzo fajne opowiadanie. Mam kilka drobnych zastrzeżeń ale.. Takich drobnostek się nie pisze.
Czy mam iść po siekierę, czy po tasak? Bo jak cd nie będzie szybko, to cię zabiję!!!!!! (Oczywiście przyjmij to jako komplement.) 😀
Boginko szykuj narzedzia. Mozesz mnie zabic (ale najpierw musisz mnie zlapac 😉 )
Błąd jest już w tytule ,,… zostału …” Nie podobało mi się i tyle. Nie czuje emocji tego opowiadania, a ten styl pisania działa mi na nerwy. Inaczej nie umiem tego ująć. To opowiadanie po prostu działa mi na nerwy. Miałam już sobie dać spokój i tego nie czytać, ale no cóż…
Zgadzam się, że to przypomina plagiat. Choć z drugiej strony w opkach Myksy Apokalipsę Chris a nie Luke.Ale mi się podobalo. Styl też. Jakw idać, nie mogę się zdecydować.
jaki plagiat? Opowiadanie jest przegenialne. A tak po za tym czy zastanawialiście się, że pisząc fanfiki w pewien sposób okradacie pisarza? No bo jakby nie było wykorzystujecie jego pomysł. Ale to opowiadanie jest tak jak inni pisali (poza pewnym wyjątkiem) cudowne, tragiczne, dramatyczne, charyzmatyczne, zaje***** itd. czekam na cd 😀
To jest boskie! Normalnie siedzę i lampię się w ekran laptopa! Aż nie wiem co napisać! Super, super, super! Oprócz krwistej kąpieli, podobało mi się wszystko!
Plagiat? Przecież u Myksy o ile pamiętam wątek apokalipsy został pociągnięty w zupełnie inny sposób. A poza tym Przyjaciel pisze w innym, bardziej emocjonalnym i uroczystym stylu. A Myksa pisze całkiem inaczej z humorem i dystansem do bohaterów. Możecie mieć inne zdanie, ale dla mnie to opowiadanie jest rodzajem dramatu, a opowiadanie Myksy ( choć również mi się podoba 😉 ) jest bardziej w stylu przygodowym. Więc nie ma sensu ich porównywać…
Po pzeremyśleniu sprawy – bardzo mi się podoba i nie jest to żaden plagiat.