Od autorki…:
Z dedykacja dla Gnomów Pralkowych i wszystkich „blogowiczów”, którzy dobrną do końca tego opowiadania i nie zwymiotują z nudów…
Rozdział 1 i chyba ostatni
„…Krzewy róż wiły się po murach i wokół gotyckich okien ze wspaniałymi witrażami ukazującymi naturę oraz sceny z mitologii greckiej m. in. bliźnięta Apollina i Artemidę, centaury w czasie polowania i…”
Codzienny zapach dezodorantów, farby olejnej oraz zakazanej miętowej gumy do żucia otulał stare mury wnętrza średniowiecznego zamku. Wzdłuż ścian stały rzędem powycierane metalowe szafki, które przed wieloma laty zostały pomalowane chyba na zielono, aby rozjaśnić ponure wnętrze, ale teraz przybrały już swoją zwykłą rdzawo- szarą barwę z wieloma kolorowymi odpryskami i czasem nieudanym grafitii. Korytarzem z podłogą z ciemnych kafli szła dość wysoka postać o nieco niecodziennym wyglądzie. Jej strój wyglądał tak jakby osoba, która go na siebie włożyła robiła to w wielkim pośpiechu nie zwracając uwagi na to co robi. Włosy piętnastolatki, jednak układały się wdzięcznie podtrzymywane misterną przepaską ozdobioną czarnymi guzikami i kolorowymi piórkami. Dziewczyna nie śpieszyła się lecz ze spokojem czytała cienki tomik, chociaż dzwonek na pierwszą lekcję przebrzmiał przeszło piętnaście minut temu. Postukując grubymi podeszwami wysokich martenów stanęła przed pracownią historyczną numer 34. Westchnąwszy głęboko wsadziła książkę do torby i zastukała do drzwi, następnie weszła do klasy właśnie w czasie jednej z wielu niekończących się tyrad Pani Fadedrad o zaletach i wadach fundamentów szkoły. Kobieta widząc wsuwającą się do klasy dziewczynę, która chciała niepostrzeżenie przedostać się na swoje miejsce przy oknie w trzecim i ostatnim rzędzie sali zablokowała jej drogę krzyknęła z furią:
-Panno Diviner, co Ty sobie wyobrażasz!?- lecz nie czekając na odpowiedź dodała- Podwójne zadanie domowe, a teraz siadaj!- dziewczyna zrobiła co jej kazano. Usiadła i wyjęła jeszcze nowy podręcznik oraz zeszyt, postanawiając się skupić, lecz tylko na postanowieniach się to skończyło. Już po paru chwila jej myśli oddaliły się gdzieś w okolice południowej części Afryki, a potem pożeglowały w stronę Nowej Zelandii i Australii. Mniej więcej w połowie jak zwykle nużącej jej lekcji wyjęła „Sen nocy letniej” Wiliama Szekspira i po raz kolejny zaczęła go czytać pod ławką.
* * *
-To już zupełnie nie do pomyślenia! Spóźniasz się, nie uważasz na lekcji i jeszcze czytasz pod ławką! Co ja mam z Tobą dziecko drogie zrobić?!- nauczycielka ujęła w dwa palce swój ostry podbródek, dopełniający jej szczurowatej twarzy, jakby się zastanawiała co zrobić w takiej sytuacji, co było oczywistą grą aktorską, której stojąca przed nią i udawająca skruszoną Rose doświadczała nie pierwszy raz. Tak się zdarzyło, że uczennica klasy dziesiątej Rose Diviner była najdziwniejszą i najmniej lubianą przez rówieśników i większość nauczycieli osobą w całym zamku, który przed wiekami służył jakiejś rodzinie rycerskiej, a później szlacheckiej. Wszyscy wiedzieli, że jej rodzice nie żyją, a ona sama została przysłana do internatu przez swoich krewnych, którzy mieszkali za granicą. Rodzina wysyłała dziewczynie paczki, lecz niestety nie wiedziała nic o swojej młodej podopiecznej, która większą część życia spędziła w sierocińcu. Dziewczyna otwierając prezenty znajdowała za duże na nią, ogromne indyjskie spódnice, kapelusiki z woalkami, koronkowe rękawiczki, pasiaste rajstopy i inne rzeczy, które w dobie komputerów, powstawania nowych grup społecznych i materializmu były wyśmiewane przez klasowych kolegów i utożsamiane w mało zabawnych żartach, z których wszyscy się śmieją. Rose, jednak uparcie szyła, wykańczała, pruła i zwężała swoje stroje, tak, aby jak najbardziej na nią pasowały, a gdy inni dowcipkowali na jej temat uśmiechała się z politowaniem i wzruszała ramionami. Do tego twarz chochlika osypana na zadartym nosie drobnymi piegami i gęste rude włosy wzbudzały mieszane uczucia w koleżankach, które w wolnych chwilach farbowały sobie w szkolnych łazienkach włosy w kolorowe, fluoroscencyjne pasemka. Cały zamek dzielił się na dwie części. Od strony wschodniej były to przekształcony w budynek szkolny tzw. odnowiony zamek. Budowla w części spłonęła i po latach w tym miejscu stworzono nowoczesną hale sportową, a w ocalałej części sale szkolne. Można się tylko domyślać, że po pożarze ludzie, którzy mieszkali w twierdzy zbudowali drugi zamek, znajdujący się po stronie zachodniej. Obydwie budowle były oddzielone małym parkiem, w którym czasem odbywały się zajęcia wychowania fizycznego. W drugim budynku, który miał cechy bardziej mieszkalne, niż obronne znajdował się internat, gdzie mieszkała część uczniów zamku. Reszta pochodziła z pobliskiego miasteczka. Za szkołą znajdowały się pola, pagórki i gęsty las. Do zamku prowadziła asfaltowa droga, która kończyła się przy żelaznej bramie. Rzadko ktoś nią przejeżdżał, najczęściej szkolny autobus, ciężarówka z jedzeniem i jakiś samotny traktor należący do, któregoś z rolników mieszkających kilka kilometrów dalej w niewielkiej wiosce The end of everything. Jakiś poeta pokolenia przynajmniej ubiegłowiecznego powiedziałby, że szkoła, jak i internat sprzyja kształtowaniu się młodym umysłom, które w przyszłości zostaną przyjęte na prestiżowe uczelnie za granicą. Gdyby te słowa wypłynęły z jego ust w murach cenionej przez niego placówki w czasie, gdy uczęszczała tam Rose, to najprawdopodobniej zostałby wyśmiany przez młodzież XXI wieku, w jej kolorowych ubraniach, z jej wszystkimi najnowszymi gadżetami. Poeta zraniony do żywego mógłby popełnić samobójstwo, strzelając sobie w głowę, a żeby było romantyczniej, to powinien zrobić to w bibliotece lub hali mięsnej rzeźnika, albo powiesić się w sali gimnastycznej szkoły, wpierw rozlewając wokół siebie kilka litrów sosu pomidorowego… To tylko spekulacje.
Wracając do tematu, dla którego najprawdopodobniej popatrzyliście na ekrany swoich komputerów z nadzieją przeczytania czegoś rozrywającego- dosłownie i w przenośni.
Skończyliśmy na chwili najprzyjemniejszej dla nauczycielki historii, jaką było wyznaczanie kary znienawidzonej uczennicy.
-Może pomożesz w ogrodzie dzisiaj po lekcjach?- jak pewnie się domyślacie z kontekstu to nie było pytanie.
* * *
Uparte chwasty, zardzewiały sekator oraz mrożące krew w żyłach krzyki grupy dziewcząt przygotowującej się do występu na kolejnym „wspaniałym” meczu czegoś tam były udręką dla romantycznej duszy głównej bohaterki. Trener Malignant, zwany przez uczniów “Troll Mug” wrzeszczał przez swój ukochany megafon, zagłuszając nawet myśli Rose. Zmęczona usiadła w cieniu wyjątkowo rozłożystego, starego drzewa i przyjrzała się trenerowi. Szczerze mówiąc jego twarz rzeczywiście przypominała jakieś fantastyczne stworzenie, może nawet potwora, a może niedorozwiniętego pluszowego niedźwiadka zabójcę i mściciela. Miał małe, świńskie oczka, nos jak kartofel i grube, nieforemne rysy. Nagle mężczyzna popatrzył jej prosto w oczy, przenikał ją spojrzeniem. Dziewczyna poczuła nieprzyjemne mrowienie gdzieś z tyłu głowy. Automatycznie sięgnęła do wielkiej skrzyni z narzędziami. Wyczuła jakiś ciężki, metalowy przedmiot z długą rączką. Wyciągnęła go- była to stara, zardzewiała patelnia. Rose nie wiedziała skąd się tam wzięła, ale no cóż musiała wystarczyć.
– A więc mgła przestała w końcu działać- powiedział trener- No dobrze… Gotuj się na śmierć…!
KONIEC
Bardzo fajne. Trochę dziwne ale mi się podoba.
4+ mam nadzieję, że następnym razem będzie 5
Zapomniałam napisać o nazwie. Jest nieciekawa. Trochę mnie zniechęciła do opowiadania.
Moja mam przez przypadek włączyła RR i prawie dostała zawału na jej widok.
Wow .w takim momencie kończysz? Zamorduję. Opis bardzo dobry, tylko jedno sie nie zgadzalo : opisywalaś Rose, a zaraz potem szkolę.
Bardzo podoba mi sie glowna bohaterka.
Od razu przepraszam za pierwszy akapit-> gotyk i mitologia. Możecie zwalić to garb inwencji twórczej.
Mi się podoba „ten garb”.
Jej, naprawdę bardzo mi się spodobało. Opis zamku zrobił na mnie duże wrażenie. Zaintrygowałaś mnie. Z chęcią przeczytam kolejny rozdział.
Czyżby inspiracja tytulem mojego opowiadania 😛 ?
Ogólnie fajne opowiadanie, choć było parę zgrzytów.
‚Postukując grubymi podeszwami wysokich matenów’ XD Biedny poeta wieszający się w sali gimnastycznej 😀 Bardzo fajne!!!
tytul byl niezbyt ciekawy a reszta…
tez tak srednio mi sie podobala ale to moze dlatego ze mam wybredny gust
Pisz poprawnie!
Zauważ, że każdy kto pisze jakieś słowa krytyki, pisze je poprawnie, z szacunku dla autora i innych blogowiczów.
Świetne! Genialne opisy! Cudownie się czyta, ale błagam więcej akapitów. Poza tym cudne. Lubie taki klimat, a to opko zdecydowanie ma swój niepowtarzalny klimat. Gotyk i mitologia- marzenie. Chciała bym chodzić do tej szkoły… Hehe Pozdrawiam
Trochę mnie zaskoczyłaś bo po tytule spodziewałam się opowiadania w bardziej humorystycznym stylu. Ale to pozytywne zaskoczenie 😉 Masz całkiem fajny i ciekawy
sposób pisania, a opko ma klimat. Czekamy na CD!
Jejku… patelnia. Najbardziej zabójcza broń na świecie wreszcie pojawia się w opowiadaniach! Kilka literówek i faktycznie brakuje akapitów, ale poza tym jest… patelnia. Ach, patelnia…
Pisz dalej błagam. Świetne jest. Jak zobaczyłam tytuł to mnie powaliło. Patelnie żądzą!
Fakt, akapity… Sama siebie za to nienawidzę…
O akapitach była mowa, więc dam im spokój. Bardzo ciekawe, tylko tekst o powieszeniu się był w moim przypadku troszecze nie na miejscu, ale skąd mogłaś wiedzieć.
Akapiciki się wyprowadziły? Bo gdyby nie to… byłoby IDEALNIE.
Super, bardzo mi się podoba (tytuł taki w stylu „FNiN”)… A tak w ogóle to FOCH! Gdzie dedykacja dla mnie?? (bo chyba nie jestem gnomem pralkowym)
doczytalam do konca i sie nie zrzygalam!!!Ha ha!!!!!!!!!!!!!!!!
5—(ocena hyba o wszystkim swiatczy…no nie???
—————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————————
Fajnie to wyglada