Taaaa… jeśli jesteś inna to masz przechlapane. Czy nie wystarczyłoby, że muszę znosić to, że mam boskiego rodzica? Nie, bo po co… Jestem na tyle genialna, że potrzebuję też własne, niepowtarzalne, wyjątkowe umiejętności. Prawda, że super? Wielu by powiedziało, że to wielki zaszczyt, dar, błogosławieństwo.
Dziękuję bardzo za takie błogosławieństwo!
Wiem, może dla niektórych strzelanie w dowolny, wybrany punkt na świecie z łuku jest fajne, ale nie dla mnie.
Odbywał się właśnie mini turniej. Startowało pięć drużyn. Ja (niestety) w jednej z nich. Wybrał mnie Simon. Syn Vitrusa był bardzo zadowolony z mojego towarzystwa. Tylko on wiedział o moim dodatkowym bonusie w strzelaniu z łuku. Reszta dziesięcioosobowego składu nie podzielała jego optymizmu. Wspominałam już, że każdy mnie nienawidzi? Tylko on jakoś się jeszcze utrzymał.
-Tamia, mogłabyś posłuchać. Mówię właśnie o twoim zadaniu. – zniecierpliwił się Si.
-Mam strzelać do wrogów. Nie zabijać. Unieszkodliwić. I dojść do flagi jako pierwsza. Pamiętam. Powtarzasz mi to odkąd tu jestem.
Rozległ się krótki gwizdek, co oznaczało, aby się przygotować. Stanęliśmy na pozycjach. Na dźwięk drugiego gwiazdka wszystkie drużyny ruszyły.
Strzelałam po pięć strzał naraz. Każda trafiała w cel, mimo że ten stał np. za drzewem. Nagle coś śmigło mi koło ucha i wpadło w krzak przede mną. Był to mały sztylet. Nie zastanawiając się wiele, puściłam strzałę przed siebie. Ta zawróciła i usłyszałam za sobą krzyk dziewczyny. Biegłam dalej. Wypuszczając pociski w kolejne osoby, jakie przyszły mi na myśl. Jakie, kiedykolwiek widziałam na obozie. Przez chwilę pomyślałam nawet, aby zrobić kawał Simonowi i w niego także strzelić, ale to chyba był zły pomysł. Zważając na to, że był w mojej drużynie.
W rozmyślaniach nawet nie zauważyłam, że byłam już na polanie, a na jej końcu była flaga obozu. Obok mnie biegł syn Vitrasa.
-Brawo, Tamia! Dzięki tobie mieliśmy czystą pozycje. – krzyczał w biegu.
Czyli już mogłam opuścić łuk. Zwolniłam, a po chwili się zatrzymałam. Na polane wbiegła reszta obozowiczów. No to cel osiągnięty. Wygrana. I co mam z tego?
-O kurcze… – szepnęła jakaś dziewczyna.
Wszyscy gapili się na mnie, co nie powiem żeby mi odpowiadało. A ja poczułam na karku mrowienie. Chyba wolałam nie wiedzieć co to jest. Niestety nie było mi to dane.
–Strzała i łuk. Nie ma wątpliwości. Witaj córko Mitry. – powiedziała Lupa.
Tak, właśnie dowiedziałam się kim jestem. I tak też zrujnowało mi się życie do końca. A myślałam, że gorzej być nie może, jak tu przyszłam. Najwidoczniej myliłam się, zresztą jak zawsze.
Następnego dnia przeniosłam się z domku nieokreślonych do domku Mitry. Nikt nie był zadowolony z mojego towarzystwa (z wzajemnością).
Domek Mitry był na drzewie. Sory, poprawka. Na drzewach. Rozciągał się pomiędzy czterema, ogromnymi dębami. Mogło się wejść tam za pomocą drewnianej, niebezpiecznej windy, drabiny zrobionej ze związanych lin, albo jeśli ktoś nie miał zamiaru czekać na zwolnienie którejś z tych rzeczy była dostępna wspinaczka własna po gałęziach i korze. Ja preferowałam wspinaczkę.
Naczelny domku – Tom, po burzliwych obradach przydzielił mnie najgorzej jak mógł. Trafiłam do pokoju czterech dziewczyn. Lily, Sammy, Charlie i Andie były uwielbiane przez każdego obozowicza. Fakt, nie można powiedzieć, że były brzydkie. Cztery blondyny, mające każdego w garści. Były inteligentne, a to wykorzystywały na manipulowanie innymi. Nikt nie dostrzegał, jak bardzo są fałszywe. Były gorsze niż córki Wenus. Te były może głupie, ale nie wredne. Charlie byłą przywódczynią tej małej sfory. Uwielbiana przez Lupę i chłopaków, miała nadzianych rodziców i władzę w domku. Kręciła z każdym, a była oficjalnie dziewczyną Toma.
Nie żebym coś do tego miała. Po prostu wkurzają mnie fałszywe osoby. A jakby tego miało być mało, to na dodatek musiałam wysłuchiwać, co wieczór ich głupie gadanie. W końcu wpadłam na inteligenty pomysł. Założyłam słuchawki. Tak, co wieczór słuchałam w kółko tych samych piosenek ze skradzionego iPoda.
Nie było dnia bym się z nimi nie pokłóciła. Oczywiście, te zołzy myślały, że jak będą podsycać nienawiść innych do mnie to mi zaszkodzą, ale chyba im nie wyszło. To, że każdy mnie nienawidzi to było wiadome. Nie żebym narzekała na brak towarzystwa. Podobało mi się to. Blondyny robiły mi nawet przysługę. Każdy trzymał się ode mnie z daleka. No, prawie każdy. Tylko Simon nie mógł się odczepić. Wciąż za mną łaził. Jako jedyny ze mną rozmawiał. Musiałam go tolerować, a to nie było łatwe. Ale tylko on mógł mi pomóc uciec stąd.
-Breen, zacznij walczyć. Od siedzenia na ławce jeszcze nikt bitwy nie wygrał. – zrzędził nasz nauczyciel walki na miecze, Mark, syn Kwirynusa.
-Za dziesięć minut przechodzimy do łucznictwa. – zwrócił się do wszystkich.
-Simon, powalcz jeszcze z Breen.
Wstałam. Jemu tyłek z przyjemnością tłukłam. W sumie nie. To on przeważnie wygrywał. I tylko z nim walczyłam. Inni uciekali. Mimo że dobrze wiedzieli, że potrafię tylko strzelać z łuku.
Stanęłam naprzeciw syna Virtusa i wyciągnęłam miecz. Uśmiechał się jakby ukradł komuś coś naprawdę fajnego i nie mógł się powstrzymać przed pochwaleniem się zdobyczą.
-No to co? Gotowa?
-Zawsze.
I się zaczęło. Cięcie, unik, pad, cięcie, szrama czerwonej krwi, cięcie. I tak w kółko. Aż w końcu Mark zagwizdał swoim jakże wkurzającym gwizdkiem, zawsze przewieszonym na szyi.
Simon pomógł mi wstać i razem poszliśmy na strzelanie z łuku. Chyba nie muszę mówić, że jestem w tym najlepsza? Przez ostatnie treningi siedziałam cały czas na ławce. Dzisiaj akurat miałam wenę.
Oczywiście nie ćwiczyłam z innymi, do tarcz. Miałam własne pole. Z pułapkami, przeszkodami itp. Strzelanie zaczęło mi się podobać. Co mnie trochę martwiło.
Po którymś strzale z kolei stało się to nudne. Nawet strzał w ziemię już mnie nie cieszył.
Stwierdziłam więc, że pójdę do lasu. Chciałam odpocząć. Wsłuchać się w odgłosy puszczy.
Szłam, szłam, nie bacząc na to, że aktualnie mam ćwiczenia. Kochałam ten spokój. Tą samotność.
No, nie całkiem samotność. Byłam ulubienicą dzikich zwierząt. Nie bały się mnie, a ja ich. Podchodziły do mnie rysie, pumy, sokoły, orły. Nawet lwy tutaj były. Wolałam nie wiedzieć skąd się wzięły. Taaa, tylko jak tu się nie bać takiego dużego kota. Sama nie wiem. Chyba mnie zafascynowały. I wyglądało na to, że z wzajemnością.
Cieszę przerwał świst strzały. Na pewno nie mojej. Zwierzęta pouciekały, podniosłam łuk. Nikt na razie z krzaków nie wyskakiwał. Stwierdziłam, że to sprawdzę. Co mi szkodzi? Najwyżej mnie ktoś zabije.
Podeszłam do krzaków, skąd dochodził tamten dźwięk. Rozsunęłam je. Tam niczego nie było. Przeszłam. Słyszałam stanowczo za głośno bicie swojego serca. Poszłam dalej. Usłyszałam kolejny przeszywający powietrze świst, ale tym razem bliżej. Przyspieszyłam kroku. W końcu przyczaiłam się za drzewem. Za nim była mała polanka, a na niej intruz. Stał tyłem, więc nie mogłam zobaczyć jego twarzy. Poczułam uścisk w żołądku. Nie ze strachu. To było co innego. Jeszcze nie wiedziałam co. Ale to nie było fajne uczucie.
-Tamia Breen. Nie wiedziałem, że cię tu spotkam.
Nie widziałam większego sensu ukrywania się. Tylko skąd on wiedział, że tam jestem?
-Kim jesteś? Skąd mnie znasz? – zapytałam celując w jego plecy.
Odwrócił się, a mi zebrało się na mdłości.
-Chyba już wiesz kim jestem, prawda?
-Mitra. – powiedziałam przesyconym nienawiścią głosem.
-Zgadza się.
TO SIĘ NAZYWA OPOWIADANIE! A nie pitki po sto słów!
Uwielbiam Twój tekst, więc ocena jest nieobiektywna… CHRZANIĆ TO!
Czasem brak mi wyrazów wprowadzających (pierdół typu „powiedział”, „rzekł”, „krzyknął”, „wrzasnął” etc.), ale to olewam. Jej odzywki, opisy i stosunek do innych mnie rozwalają i przyćmiewają wszystko inne.
Super! Fajnie, że jest to o Rzymianach. Nie oriętuję się za bardzo w bogach Rzymskich, więc parę razy korzystałam z pomocy Wikipedii, ale tak to spoko. Pododawaj jeszcze więcej opisów, bo czyję niedosyt po przeczytaniu tego
W twoim opowiadaniu podoba mi się w szczególności to, że twoja bohaterka jest na prawdę żywa, ma swój konkretny charakter. Ja mam z tym ogromny problem, więc to wprawia mnie w podziw. Pisz szybko cd, bo już się doczekać nie mogę. 😀
Kurczę od razu wiedziałam że jest od Mirty, ale charakterek nie pasi.
dlugie ale czasem brakuje dopełniajacych slow
Jak dla mnie przy mało poetyckich opisów (ale ja jestem po prostu wybredna xD). Generalnie super, bardzo szybko i przyjemnie się czytało, chociaż wujek Google musiał mi troszkę pomóc w sprawie bogów rzymskich. Ogólnie naprawdę extra! Mam tylko małe pytanko. Ile czsu czekałaś na opublikowanie? Po prostu sama wysłałam opowiadanie i jeste ciekawa, ile czasu sobie poczekam 😛
Świetne! Genialnie piszesz! Tamia jest zabójcza. Kocham to opko. Wszystkiego naj w new roku 😀
to opko rządzi , a temperament głównej bohaterki i jej charakter jest wspaniały