Dla Myksy i Arachne
Od autorki:
Cała legenda o srebrnym jabłku zawarta w tym rozdziale, jest wytworem mojej wyobraźni na potrzebę tego opowiadania jak i „Perłowych Łez”. Sztylet czerni również.
Życie zsyła czasem na nas nieszczęścia, czy tak? Bogowie mnie pokarali, pozwalając wejrzeć w przyszłość, nie mówiąc co ona oznacza. Czyż mam sama do tego dojść? Jeśli tak, nie potrafię. Niech więc ktoś mi wyjaśni, po co widzieć mi siebie samą jako mordercę. Jako istotę bez duszy? Czy mam szansę zmienić przeszłość? Czy mogę odmienić swój los?
Znajdę odpowiedzi na te pytania…
Melissa
-Widziałaś potwora i siebie? – zapytała Rachel. – Czy dobrze zrozumiałam?
Melissa pokręciła energicznie głową.
– Nie. Widziałam siebie jako potwora – powiedziała kładąc nacisk na ostatnie słowa.
Wyrocznia przełknęła ślinę i spojrzała zaniepokojona na dziewczynę.
– Co to znaczy? – zapytała słabo.
– Byłam… czymś. Nie wiem co to było, ale wyglądało trochę jak wampir. Miałam skrzydła jak nietoperz i kły. i… – łzy popłynęły po jej policzkach. – … zabiłam kogoś.
Melissa nie chciała mówić kogo. Nie wiedziała czemu, ale miała jakieś przeczucie, że jeśli tak postąpi będzie lepiej. Po wielokrotnym oglądaniu śmierci tego chłopaka zdała sobie sprawę, jak trudne stało się to dla niej, w dniu kiedy go poznała.
Rachel była przerażona. Wampir? To trochę dziwne, przecież to nie ta mitologia. Nagle coś jej się przypomniało.
– „Wizje wskażą, człowieka bez duszy”- wyrecytowała trochę bezmyślnie jeden z wersów przepowiedni.
– Co? – zdziwiła się Melissa.
– „Wizje wskażą, człowieka bez duszy”- powtórzyła raz jeszcze Rachel. Tym razem głośno i wyraźnie. – Chodzi o ciebie!- krzyknęła.
Melissie jednak nie było tak do śmiechu. Nie cieszyła się z tego w najmniejszym stopniu. Jednego dnia dowiedziała się że jest wampirem, a zaraz potem, że człowiekiem bez duszy. Chociaż, w sumie to jedno było równo znaczne drugiemu.
Potrząsnęła głową. Chciała pozbyć się takich myśli, przecież nie miała powodów, żeby wierzyć w to co mówi Rachel. Nawet pomimo tego, że dziewczyna była wyrocznią i przemawiał przez nią Duch Delf. Ale inaczej było, jeśli chodziło o to, co widziała na własne oczy, czy raczej umysł. Bo ona nie potrafiła wytłumaczyć jak to się działo, ale ona nie widziała to normalnie oczami, ale raczej oczami duszy. Duszy, której nie miała. Wszystko, cały jej światopogląd zaczynał się walić. Nic już nie rozumiała. To wszystko, było dla niej zbyt nierealne.
-Powtórz cało przepowiednie- poprosiła ją nagle Rachel.
Dziewczyna posłusznie zrobiła o co ją proszono.
– Sztylet czerni? – zastanawiał się na głos wieszczka. – Masz pomysł co to może być? – zwróciła się do rudowłosej dziewczyny, która przebywała wraz z nią w pokoju. Ona tylko pokręciła głową.
– co jest ostrzem czerni? – zapytała centaura, otwierając drzwi i pozwalając Chejronowi wejść już do pokoju.
– Chodzi ci o Sztylet Czerni z twojej przepowiedni, czyż nie?
Skinęła głową.
-Myślę, że chodzi tu o mistyczne Ostrze. Sztylet, którym Persefona ścięła pierwsze srebrne jabłko dając je ludziom. Było to ostrze koloru nocnego nieba. O ile w ogóle istnieje, nikt nie wie gdzie on jest. Choć… – koordynator się zamyślił. – Mogę mieć pewne przypuszczenia, gdzie się znajduje.
Obie dziewczyny spojrzały na niego z nadzieją.
-Melisso czy znasz mit o srebrnym jabłku?- zapytał zanim wyjawił dziewczętom tajemnice ukrycia tajemniczego sztyletu.
Dziewczyna pokręciła głową i spojrzała na Chejrona ciekawsko. Centaur domyśliwszy się, że dziewczyna chciałaby ją poznać zaczął jej opowiadać.
Na początku ludzkości, gdy Pandora wypuściła z puszki wszystkie nieszczęścia, Persefona zechciała wspomóc ludzkość. Wyhodowała w swym ogrodzie dwanaście drzew, czyli tyle ilu jest olimpijczyków. Drzewa te były niezwykłe.
Pnie były czarne, a kora sama w sobie miała tak słodki zapach, że kusiła aby ją zerwać i skosztować. Gałęzi nie wolno było zrywać, gdyż oznaczało to, że za każdą urwaną gałąź umrze jeden potomek, osoby, która ją zerwała. A zakazany owoc kusi…
Ale największym darem, jaki miały ofiarować te drzewa ludziom były jabłka, wyrastające z ich gałęzi. Srebrne jabłka. Cenne owoce, niczym złote jabłka w ogrodzie Hesperyd, lecz te dane był ludziom. A dar ten był tym bardziej nie zwykły, gdyż jabłoń wypuszczała owoce tylko gdy ludzie wierzyli i mieli nadzieję.
Była lekarstwem na wszelkie zło.
Napar z pachnącej kory potrafił uratować życie, ale tylko jeśli osoba, która go piła miała nadzieję.
Komu raz dane było skosztować pysznego owocu, stawał się ponoć odmienionym człowiekiem.
Ale ludzie nigdy nie potrafili szanować niczego co jest tak cenne. Nie mieli nadzieji, więc jabłonie nie wypuszczały pędów. Wkrótce jedenaście jabłoni umarło. Pozostała jedna. Utrzymana tak mocną wiarą jednego człowieka, że Persefona postanowiła go poznać. Przybrawszy postać pięknej młodej dziewczyny o hebanowo czarnych włosach i oczach w kolorze takim, jak niezwykłe owoce jabłoni. Czekając na tego człowieka zaczęła podśpiewywać sobie piosenkę, a jej złocisty niskim i aksamitny głos poniósł się echem po lesie i zwabił do niej owego człowieka.
Okazało się, że był to młodzieniec o niebywałej urodzie. Złocistych włosach niczym świeże kłosy, i oczach w kolorze głębokiej toni morskiej. Syn Nemezis. Jedenasty syn bogini. Najbardziej ukochany, przez nią.
Królowa podziemi ujrzawszy młodzieńca zapałała do niego gorącym uczuciem. Młodzieniec ten również zakochał się w bogini. Spotykali się pod tym drzewem. Chłopak nigdy nie miał zaszczytu skosztowania tego jabłka. Persefona postanowiła wiec, że zerwie mu jedno.
Skradła Hadesowi czarny nóż i ucięła nim jabłko z gałęzi. Nie wiedziała, jak wielką moc ma sztylet, którego użyła. Gdy jej ukochany skosztował niezwykłego jabłka- zmarł.
Nóź, którego użyła bogini był bowiem sztyletem nocy. Sztyletem, którego śmierć używała, aby odbierać dusze. Zrozpaczona bogini Zemsty, po stracie ukochanego dziecka poprzysięgła zemstę Persefonie. Jej jedenasta córka (gdyż bogini bliższe były dziewczęta) miała być mordercom. Doprowadzić do upadku Olimpu i zgładzić bogów, jeśli ktoś jej wcześniej nie zabije. Zemsta ta, była tak straszliwa, że Persefona przez wiele stuleci nie miała potomków. Aż do czasu…
Chejron posłał Rachel wymowne spojrzenie.
-Piękna historia – rzekła Melissa. – Ale nie rozumiem, jaki ma to związek z naszą misją.
– To już druga historia. Równie długa, lecz o wiele bardziej niewiarygodna. A zaczyna się gdy ta się kończy…
Melissa uśmiechnęła się do centaura.
– Co jest w niej tak niewiarygodnego? – głos dziewczyny był cichy.
Podniosła wzrok i spojrzała na koordynatora zajęć. Chejron spojrzał badawczo na Rachel Elizabeth Dare. Dziewczyna nieznacznie pokręciła głową i uniosła brew do góry.
-Nie mogę ci powiedzieć.
Spojrzał smutno na szarooką dziewczynę.
-Przepraszam. Wystarczy, że będziesz wiedzieć… – wstrzymał oddech, a potem dokończył zdanie ze spuszczonym wzrokiem. – Iż, gdy nadejdzie czas, dowiesz się wszystkiego.
Tego samego dnia wieczorem Melissa czekała pod sosną Thalii na Chrisa i Marka, aby ruszyć na tą dziwaczną i wzbudzającą w niej niepokój misję. Z jakichś przyczyn czuła, że na tą misję nie powinna zabierać żadnego ze swoich towarzyszy.
Chris i Mark stawili się na miejscu piętnaście minut spóźnieni. Obaj ze zniesmaczonymi minami i… kilkoma siniakami.
– Idiota – warknął Chris.
-Dureń – odparował syn Posejdona.
-Spokój!- wrzasnęła Melissa. Obaj dość niechętnie przeprosili.
-To będzie długa podróż – mruknęła dziewczyna i wsiadła do ciężarówki Argusa, która miała ich zawieźć na samolot.
Nowojorskie lotnisko, było ogromne, ale niespecjalnie imponujące.
Melissa wyszła poza granice obozu pierwszy raz od dwóch lat i zastanawiała się jak wiele potworów postanowi ją zaatakować.
Odczekali na swoją kolej w dłuuuugiej kolejce po bilety.
-W czym mogę państwu pomóc? – zapytała rutynowo kasjerka, nie podnosząc oczu znad monitora komputera.
– Trzy ulgowe do Vancouver– powiedziała dziewczyna.
Kobieta podniosła na nich wzrok i wyraz zrozumienia błysnął w jej oczach.
– Oczywiście- uśmiechnęła się do nich i podała im bez słowa trzy bilety. Jednak gdy odchodzili Melissie wydawało się, że usłyszała jak kobieta mówi cicho „Powodzenia”, lecz gdy dziewczyna się odwróciła kobieta pochylała się nad monitorem komputera i nic nie wskazywało na to, aby coś mówiła. Rudowłosa dziewczyna zmarszczyła brwi i poszła dalej.
Fotele w drugiej klasie nie były specjalnie wygodne.
-Jak chcesz możesz się do mnie przytulić- zaproponował Chris.
„Pfffff…” westchnęło coś za plecami dziewczyny.
-Przestań się podlizywać – stwierdził Mark ziewając.
Melissa osunęła się nisko na swoim fotelu i po raz tysięczny tego dnia, pomyślała, że ma przed sobą dłuuugą i męczącą podróż.
&&&&&&&&&&&&&&&
Postać w kapturze śmiała się głośno i nieprzyjemnie. Melissa wyraźnie słyszała ten diaboliczny śmiech. Zobaczyła też czarny nóż, który postać dzierżyła w ręce. Po chwili obraz się zmienił. Teraz widziała zakapturzoną postać pochylającą się nad jakąś mniejszą skuloną istotą. Sztylet był uniesiony wysoko, ponad głowę ofiary. Zakapturzona osoba zamachnęła się nim i prawie przebiła serce swojego wroga, ale ktoś wyrywał mu sztylet z rąk. Dziewczyna. Wysoka i … rudowłosa. Krzyczała coś, ale Melissa nie wie co takiego. Błagała jakby o litość, a może wybawienie dla skulonego w kącie człowieka. Herosa. Mimo, że nie wie skąd, to jest pewna że jest to heros.
Brutal odepchnął jednak dziewczynę w daleki kąt.
Z wielką siłą uderzyła w podłogę, lecz szybko się podniosła. podbiegła w stronę ciemnej istoty, która zamachuje się na swoją ofiarę i … sztylet przebiła jej serce. Osuwa się na ziemię. Mężczyzna w kapturze pochyla się i mierzy jej puls. Mruczy coś pod nosem niezadowolony i odbiega.
Złoty nóż leży przy ciele martwej dziewczyny.
Ta otwiera nagle oczy. Są całe czarne. Rude włosy opadają bezwładnie na twarz. Z piersi sączy się krew. Z głowy tak samo. Ale dziewczyna szybko się podnosi i podbiega do leżącego nieopodal chłopaka. Pomaga mu wstać i wyprowadza.
&&&&&&&&&&
Promienie słońca przedarły się do świadomości Melissy. Dziewczyna powoli otworzyła oczy. Światło wpadające przez małe okienko w samolocie ją obudziło. Westchnęła ciężko i potarła dłońmi skronie po czym ciężko osunęła się spowrotem na oparcie fotela.
-Dzień dobry – uśmiechnął się do niej Mark.
-Hej – przywitała się dziewczyna zastanawiając się nad swoim snem.
Widziała dziewczynę o rudych włosach i czarnych oczach. Tak podobną do tej z ostatniej wizji, ale jednak inną. Litościwą. Błagającą o darowanie życia.
Nagle jej przymknięte oczy szeroko się otworzyły.
Bo przecież tą dziewczyną była ona sama….
WOW.
Chcesz świątynię z ciasteczek?
Pomogę wybudować!!
jJa teź xP.
Sel mordo ty moja JESTEŚ
G
E
N
I
A
L
N
A
I ja, i ja! Cuuuudaśne. ale było trochę błędzików…
Dzięki za dedykacje 😀 to jest cudowne! Genialne! Wspaniałe! Cudniaste! Ekstraśne! Uwielbiam to! Padam na kolana 😀
Ona jest wampirem? Geniusz! Ten mit był naprawde niezły! Tylko tak dalej!
Genialne! Wykop jeszcze literówki i będziesz miała DWIE świątynie. 😀 I wieeeeeelki plus za ten, jakże wspaniały mit. 😀
Mam dziwne wrażenie, że ta bohaterka i bohaterka „Perłowych łez” to ta sama osoba, albo przynajmniej jakieś blisko związane osoby.
Dziwię się, że Grecy nie wymyślili takiego mitu.
PS: „mordercom”?
magiap, powiem ci tak: mają wspólne korzenie. Obie pochodza z mojej głowy xD
nic wam nie zdradzę, wszystkiego się dowiecie. W odpowiednim czasie 😛