Dla Piper
Selene siedziała na podłodze po turecku. W dłoni trzymała srebrny nóż. Ze zranionej ręki dziewczyny sączyła się krew, której stróżka spływała po nadgarstku i skapywała na ziemię. A w miejscu, gdzie jakaś kropla wsiąkła w podłogę, deski, którymi była wyłożona, robiły się czarne i zaczynały dymić.
Percy patrzył na to z przerażeniem, aż w końcu podniósł wzrok, aby spojrzeć w oczy córki Persefony. Jego własne zielono-morskie oczy w kolorze Pacyfiku były zaszklone. Po policzkach spływały wielkie, słone łzy zostawiając po sobie mokre ślady.
-Co robisz? – zapytał.
Selene spojrzała mu prosto w oczy, a jej własne, srebrne tęczówki błyszczały niezwykłym światłem.
-Wiem jak ją uratować – szepnęła. – Krew nieśmiertelnych daje życie – delikatnie przejechała palcem po zakrwawionym ostrzu sztyletu.
Trochę krwi pozostało jej na dłoni, ale ona się tym nie martwiła. Wykonała nad raną jakiś ruch i krew znów zaczęła mocnej płynąć.
-Moja krew odbiera życie, a twoja uzdrawia – powiedziała cicho. – Ale razem jest to życiodajna krew. Krew pierwszego, który wykąpał się w Styksie. Krew ludzka, która po zmieszaniu zamienia się w krew nieśmiertelnych. Złotą krew bogów – ostatnie słowa właściwie wyszeptała.
Na jej twarzy malowała się melancholia. Zupełnie nie zrozumiała do pozostałych. Pani Cienia natomiast pochwyciła leżący przy zwłokach dziewczyny sztylet i raz jeszcze rozcięła jeszcze mocniej ranę.
-Moja krew – wyszeptała, zamykając oczy.
Złapała dłoń syna Posejdona i mocno rozcięła naskórek.
-Twoja krew – nadal szeptała.
Przycisnęła swoją rękę do ręki chłopaka, i zamknęła.
-Krew nieśmiertelnych …- szepnęła i zagryzając zęby pozwoliła stawać się temu, co miało się stać. Odczuwała przy tym potworny ból. Percy tak samo, ale jednak mimo to, żadne z nich się ani na chwilę nie zawahało.
Po ich nadgarstkach spłynęła kropla.
Gęsta kropla, o złocistym kolorze.
Za nią szybko zaczęły płynąć następne.
A każda z kropel spadała na ranę Annabeth.
Klatka piersiowa córki Ateny powoli i delikatnie, prawie wręcz niezauważalnie zaczęła się podnosić i opadać.
Każdy oddech jaki łapała był płytki. Szybko się urywał. Ale jednak był. I tylko to się dla Percy’ego liczyło.
– Dziękuję – wyszeptał chłopak i spojrzał na Selene z niewymowną wdzięcznością. Potem się uśmiechnął.
Tylko się uśmiechnął.
Ale czasem najprostszy gest znaczy najwięcej…
&&&&&&&&&&&&&&
`-Moja? – zapytał Nico z niedowierzaniem.
Bóg śmierci przywołał na twarz najstraszniejszy z diabolicznych uśmiechów, i potwierdził jego słowa.
-Przecież ta cena nie jest wysoka, jeśli jest ona za dwie najważniejsze osoby w twoim życiu – myśli chłopaka zawirowały. Tantos miał właściwie rację.
-Dobrze – powiedział.
Bóg wyjmował już nożyce zza paska, gdy niespodziewanie chłopak postawił warunek.
-Ale najpierw muszę mieć pewność, że nic im nie jest.
Na te słowa Tantos aż syknął z wściekłości. On wiedział doskonale, że uciekły. Nie miał jak dać chłopakowi pewności. Gdyby syn Hadesa dał sobie po prostu obciąć te włosy, już byłoby po sprawie. Niewiele później, bóg dostałby do swojej kolekcji jeszcze dwie dusze – Selene i Jessici.
-Wahasz się – stwierdził syn władcy podziemia. – Są bezpieczne – wyszeptał chłopak. A bóg przeklął w duszy, której nie miał samego siebie, za to, że najzwyczajniej w świecie nie spróbował sfałszować obrazu w iryfonie. –Chciałeś mnie wrobić – wykrzyknął Nico, a w jego czarnych oczach zapłonęły dzikie ogniki wściekłości. – Zabrać moją duszę. Zapłacisz więc za to – głos chłopaka stał się lodowaty, sprany z emocji. – Przysięgam ci na Styks. Zapłacisz za to – jego głos ani na chwilę nie zdradził grających w nim emocji.
Na dźwięk wypowiedzenia przezeń słów niezłamywalnego przyrzeczenia ziemia nad nimi zadrżała przypieczętowując to raz na zawsze. Przysięga ta nigdy nie będzie zapomniana. Zdaniem syna Hadesa nie było sensu czekać na ten moment. Postanowił wyrównać swoje rachunki od razu, gdy tylko nadarzyła się ku temu okazja.
Wysoki, czarnowłosy chłopak o oczach jak dwa węgle stał naprzeciw boga śmierci. U boku wojownika wisiał długi, czarny, chropowaty miecz. Jego broń, dzięki której był niezwyciężony. Problem był tylko jeden. Niezwykłą moc miecz miał tylko nad powierzchnią. W królestwie mroku, był jedynie najzwyklejszym w świecie mieczem.
Bóg miał u pasa srebrzysty miecz. Broń piękną, wykutą w kuźniach Hefajstosa, przez samego mistrza kowali. Głowica miecza idealnie płaska, ostra i nie zarysowana, aż prosiła aby użyć jej w walce. Rękojeść, była parą czarnych nożyc.
Nico wysunął miecz i w błyskawicznym tempie rzucił się na przeciwnika, tak, iż dwa pierwsze cięcia zadał nieuzbrojonemu przeciwnikowi. Bóg jednak szybko wydobył swą broń z pochwy i obronił kolejne ciosy młodego chłopaka. Każdy wymierzany starannie cios jaki zadawał mu syn Hadesa, był dlań jak dziecinna przepychanka.
Nie wiedział jedynie, że chłopak początek walki również traktuje jak dziecinną grę. Grę w kotka i myszkę.
Zwodził swoją ofiarę, aby potem zadać raniący cios. Płaz miecza chłopaka był chropowaty, co uniemożliwiało ślizganie mieczami i prawie całkowicie uniemożliwiało wyłuskanie mu broni z ręki. Bóg natarł z całej siły z góry, ale chłopak z niezwykłą łatwością obronił się przed jego ciosem, a nawet obrócił go na swoją korzyść, gdyż zablokował miecz, między dwoma uwypukleniami w płazie swojego ostrza i wytrącił broń z ręki przeciwnika.
Bezbronny Tantos opadł na ziemię. Jego miecz leżał kilkanaście metrów dalej więc nie miał żadnych szans na odzyskanie broni. Syn pana podziemia wziąwszy zamach, z mieczem nad głową, syknął:
-Masz jedno życzenie, bo nie wrócisz do siebie bardzo długo.
A potem bóg poczuł rozdzierający ból w klatce piersiowej, jakby rozsadziło mu serce i nie widział już nic.
Złota krew sączyła się z rany na piersi pana śmierci.
Nico zabrał swój miecz i ukrywszy go uprzednio w pokrowcu, rzucił się pędem w stronę głównego budynku pałaców królestwa podziemi, w których kiedyś mieszkał i które uważał za dom, a które teraz stawały się polem bitwy…
&&&&&&&&&&&&&&&&&&&
Zeus siedział nisko opuszczony na swoim fotelu. Patrzył na obrazy, które pojawiały się na wiszącej przed nim w powietrzu złotej tarczy. To co widział, nie napawało go w żadnym przypadku optymizmem.
Szczerze mówiąc, to nic, co działo się ostatnimi czasy, nie napawało go specjalnym optymizmem.
Scena widoczna na tarczy rozgrywała się w jakimś ciemnym pomieszczeniu. Jednym źródłem światła był nikły blask gwiazd wpadający przez nieoszklone okno. Chociaż. Była jeszcze jedna rzecz, która dawała światło. A światło to miało srebrny kolor.
Jego źródłem były oczy.
Oczy dziewczyny.
Oczy Selene.
Najważniejszy z Olimpijczyków przyglądał się scenie rozgrywającej się w komnacie Selene, gdzieś w krainie umarłych. Gdy dziewczyna przecięła swoją dłoń i pozwoliła krwi płynąć z rany bóg niespokojnie ruszył się na swoim fotelu. Po chwili dziewczyna rozcięła dłoń syna Posejdona, i wymieszała jego krew ze swoją. Po ich nadgarstkach płynęły złote krople krwi, które skapywały na ranę w boku dziewczyny, nad której ciałem się pochylali. Wówczas Zeus rozwścieczony dumą i ignorancją dziewczyny, wypadł przez piękne, rzeźbione w złocie drzwi pałacu i złapał pierwszego ze swych skrzydlatych, anielskich wartowników za kołnierz podnosząc na wysokość swojej twarzy.
-Zgładzić Ją – nakazał starszemu sierżantowi, a następnie cisnął nim o ziemię i zawrócił na pięcie zpowrotem do Sali tronowej. Zatrzymał się jeszcze jednak jeszcze na chwilę i rzucił przez ramię lodowatym tonem:
-Za wszelką cenę…
&&&&&&&&&&&&&&&&&
-Co się stało- zapytała Annabeth, krzywiąc się z bólu.
Kilka minut wcześniej odzyskała przytomność i leżała na ziemi, krzywiąc się z bólu przy każdym najmniejszym ruchu. Za pomocą krwi udało im się przywrócić jej życie, ale nie wyleczyli rany na żebrach. Sprawili jedynie, iż stała się na tyle płytka, że nie zabije dziewczyny.
-Wróciłaś do żywych – powiedziała Thalia, która zajmowała się owijaniem Percy’emu dłoni kawałkiem materiału urwanego z jego koszulki.
-Jakim cudem? – zapytała z niedowierzaniem dziewczyna.
– Krew nieśmiertelnych może zdziałać cuda – Selene również zajęta opatrywaniem swojej dłoni uśmiechnęła się do dziewczyny lekko.
-Ale tu nie ma żadnego boga – zdziwiła się córka bogini mądrości.
-Musieliśmy sobie poradzić, bez boga – tym razem odezwał się Percy, który ani na chwilę nie przestawał się niespokojnie wiercić. – Auuua! – wrzasnął nagle, a córka Zeusa uśmiechnęła się mściwie i odwiązała węzeł na dłoni chłopaka, aby tym razem zawiązać go nie sprawiając mu bólu.
Przynajmniej nie aż takiego
Selene syknęła z bólu, gdy próbowała zawiązać opatrunek na ręce. Danniel pochylił się nad nią i zawiązał bandaż. Robił to bardzo delikatnie, aby nie sprawić jej bólu.
-Mnie tak łatwo nie zaboli – szepnęła.
-Wolę nie ryzykować – odpowiedział i posłał jej uśmiech. Dziewczyna spojrzała na opatrunek. Był dość gruby i uniemożliwiał jej strzelanie z łuku. Z posługiwaniem się mieczem też będą problemy. Westchnęła i podniosła się z podłogi.
-Trzeba będzie ruszać – oznajmiła swoim towarzyszom. – Prawdopodobnie już wysłali po nas kolejne oddziały. Albo, co gorsza Tantosa – spojrzała uważnie wokół, jakby pragnęła sprawdzić, czy boga nie ma gdzieś w okolicy.
-O niego bym się nie martwił. Z tego co wiem, leży teraz nieprzytomny gdzieś w okolicy bramy wiezienia – rozległ się za nimi dobrze znany głos.
-Nico – szepnęła Selene i uśmiechnęła się do brata.
Danniel i Nico wzięli Jessice na ręce, a Thalia pomagała iść Annabeth. Selene mimo bandażu dzierżyła w ręce miecz, będąc gotowa do obrony. Stąpając na palcach zmierzali ku wyjściu z pałacu. Jeśli im się uda, będą mogli wyjść do normalnego świata. Musieli tylko uważać, aby nie natknąć się po drodze na jakiś oddział kościotrupich wojowników.
Dotarli do wyjścia. Stali przed ogromnymi, rzeźbionymi, czarnymi, dwuskrzydłowymi drzwiami, które z pewnością trudno będzie im otworzyć bez robienia hałasu.
-Wszystko na nic? – zapytała Łowczyni.
-Nie – odparła Selene i zaczęła szukać czegoś na drzwiach. – Jest – szepnęła gdy natrafiła na to, czego szukała.
Nacisnęła na jedną z licznych postaci wyrzeźbionych na drzwiach, a otworzyło się mniejsze przejście ukryte w wielkich dwuskrzydłowych wrotach. Przejście to było wysokości przeciętnego człowieka, i prowadziło na teras poza pałacem.
-Skąd wiedziałaś? – zapytał zdumiony Nico.
-W tym pałacu było bardzo nudno – wzruszyła ramionami Pani Cienia i posłała bratu zadowolone spojrzenie. – Idźcie przodem – nakazała chłopakom, którzy nieśli córkę Apolla. Za nimi przeszła Thalia prowadząca Annabeth. Potem Percy, a Selene była ostatnia, gdyż wychodząc starannie zamknęła za sobą drzwi.
– Tędy – zawołała córka Persefony i pomachała swoim towarzyszom, aby poszli za nią.
Percy spierał się cały czas z Dannielem, że teraz on może ponieść Jessice, bo bardzo chciał być potrzebny. W końcu syn Zeusa ustąpił i poszedł pomóc Córze Nocy. Dziewczyna cicho skradała się do murów i sprawdzała, czy jej przyjaciele mogą przejść. Raz prawie wpadła na szkieletowego wartownika, ale zdążyła zamienić się w cień i pojawić z powrotem, gdy on już przejdzie.
Tak prowadzeni przez czarnowłosą dziewczynę dotarli prawie do samej bramy. Tam zaczęły się natomiast problemy.
Podczas gdy herosi zmierzali ku bramie, posłańcy Zeusa dotarli już do Los Angeles, i dostali się do krainy podziemia. Zabezpieczeni specjalnym czarem, zdołali dostać się na dół i nie rozsypać w pył. Wysiadając z potwornej windy, w której muzyka nie pasowała do panującego nastroju, wiedzieli instynktownie w którym kierunku powinni ruszyć. Ich zadaniem było zabić Selene. Do tego zawsze byli szkoleni.
Do zabijania.
Selene stała przed wielką stalowo-szarą bramą.
-Gdzie jesteśmy? – zapytała słabo Jessica, która w międzyczasie zdołała odzyskać przytomność i teraz szła wsparta na ramieniu Nica.
Selene obrzuciła brata badawczym spojrzeniem. Chłopak był lekko przerażony. Dziewczyna poznała po tym, że wiedział gdzie są.
-„Życie nie miewa słodkiego smaku, to tylko chwilę, które trzeba łapać i zamykać w sercu” – córka Zeusa odczytała napis widniejący nad bramą. Selene pokręciła głową.
-Nie tak. To trzeba odpowiednio odczytać to, co widzisz, jest jedynie wskazówką. – stwierdziła. Wzięła głęboki wdech i podnosząc oczy na napis, postarała sie przypomnieć sobie, prawdziwy sens tych słów.
-„ Słodyczy smaku, życie nie ma. Słodkie są jedynie chwile, które trzeba łapać i zamykać w sercu jak najcenniejszy skarb, gdy są ulotne”- powiedziała Selene, a oczy Thali zaszkliły się łzami.
Dziewczyna nie umiała stwierdzić czemu tak było. To po prostu się stało. Może to wspomnienie, które do niej wróciło. Jak w transie przeszła przez otwartą bramę wciąż myśląc o tamtym zdarzeniu. Oparła się o pień drzewa plecami i ukrywszy twarz w dłoniach zaczęła przypominać sobie tamte zdarzenia, nie zauważając niczego co, działo się dookoła niej. I choć wokół wkrótce rozpoczęła się walka, to ani ona nie widziała nic, a nic nie widziało jej.
Miała wtedy dwanaście lat. Było to kilka dni przed znalezieniem Annabeth, przed chwilą, która na wszystko zmieniła.
Siedzieli na skraju lasku, pod ich stopami rozciągała się piękna, malownicza dolinka, przed nimi zachodziło słońce. Było lato, wiec wieczór był ciepły. Dziewczyna rozłożyła swoją kurtkę i położyła się na niej. Chłopak przyglądał się jej z lekkim uśmiechem na twarzy i przekrzywioną głową.
-O co chodzi? – zapytała.
– O nic – wzruszył ramionami. – Patrzę po prostu.
-Aha – odparła zdumiona.
– A nie mogę? – zapytał ze śmiechem.
Uśmiechnęła się i spuściła wzrok, aby nie ujrzał rumieńca, który pojawił się na jej twarzy.
-Możesz – szepnęła. – Nie wiedziałam, że chcesz.
Chłopak położył się na plecach obok niej i spojrzał dziewczynie w oczy. Miały kolor wzburzonego nieba. Kosmyki włosów wysmyknęły się z warkocza i opadły dziewczynie na twarz.
-Thalia? – odezwał się po chwili milczenia blondyn, wyrywając ją z zamyślenia. Wówczas miała mu to za złe, ale teraz oddałaby wszystko, aby miał szansę zrobić to chociaż raz jeszcze.
-Tak? – zapytała leniwie otwierając oczy.
– Powiedz mi, kim jestem dla ciebie? – zapytał nagle.
Przechyliła głowę i spojrzała na niego.
-Nie wiem – wzruszyła bezradnie ramionami.
-Jak to nie wiesz? – zapytał.
-Nie wiem kim jesteś dla mnie. Zawsze myślałam, że jesteś dla mnie przyjacielem, ale teraz zastanawiam się czy nie jesteś… czy nie jesteś dla mnie kimś więcej – spojrzała w jego błękitne oczy.
Spojrzał na nią zdumiony i … szczęśliwy.
-Wiesz, że taką odpowiedź chciałem usłyszeć? – zapytał, pochylając się bardzo blisko niej.
Zaprzeczyła ruchem głowy.
Chłopak wzruszył ramionami i delikatnie ją pocałował.
Obudziła się w nocy przytulona do niego. Podniosła głowę i spojrzała na jego twarz. Chłopak wyczuwszy, że dziewczyna się rusza otworzył oczy.
-Coś się dzieje? – zapytał.
Dziewczyna znów pokręciła głową.
-Wszystko w porządku, Luke…
PRZYŚLIJ W KOŃCU PROJEKT TEJ CHOLERNEJ ŚWIĄTYNI!!!
Czy ma mieć kolor „wzburzonego nieba”? „Burzowego” chyba…
Nie ma błędów 😀
OMG G E N I O!!!!.!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
MASZ WIIIIIIIIIIIIIIIIIIEEEEEEEEEEEELKI TALENT 😀
Czekam na cd. 😀
Jak zwykle świetnie. Wspomnienia Thalii to było po prostu cudo!
GENIUSZ! Selene rządzi nie zginie, nie uda im się!
Czy ty kiedyś napiszesz coś na tyle złego, żebym mogła wyrazić mój zachwyt słowami?! To zaczyna mnie wkurzać, szczególnie, że naprawdę rzadko brak mi słów. Muszę się zadowolić nędznym porównaniem twojego geniuszu do moich ideałów geniuszu, Ricka Riordana i Andrzeja Pilipiuka. Ale czy to wyraża chociaż uszczerbek mojego zachwytu? Nie!
Fuck yeah, kocham to <3
Oh Sel! Cuuuuuudniaste! Emocjonujace, wspaniale, swietne 😀 lovciam to xd 😉 Naprwde genialne. Jak ty to robisz?
Cudowne! Kocham to opko – jest po prostu genialne. 😀 Pięknie… nie, nie pięknie, PRZEpięknie piszesz. Cuuudo. 😀 😀 😀
Dziękuję za dedykację 😀 Wiem, że to opko ma parę określeń … wspaniałe, genialne, emocjonujące, trzymające w napięciu. bla bla bla 😀 Wszyscy wiedzą do czego dążę : PRZEPIĘKNIE, OBY TAK DALEJ ! Czekam na cd
O mamusiu… Znasz takie dziwne uczucie w brzuchu, tzw. „latanie motyli”? mam to zawsze jak widzę tytuł któregoś z Twoich opowiadań… Cudowne. Naprawdę. Doskonale trzyma w napięciu. No i zgadzam się z Arachne – co z tą świątynią?
kiedy CD?!? My juz tyle czekamy!!! I nie waz sie przestac to pisac, bo przyjde do ciebie i bede siedziec kolo ciebie,dopoki nie napiszesz nowego rozdzialu. Takze dodawaj szybko CD!!!