Jak byście się poczuli, gdyby postacie z waszych ulubionych książek pojawiły się niespodziewanie w waszym życiu? A ich problemy spadły na was? Mnie to spotkało. A wszystko zaczęło się od snu…
Biegłam przez Labirynt. Nie wiem jak się tam znalazła, ani dlaczego biegnę. Wiedziałam tylko, że muszę biec. Nie wiem, jak długo już to robiłam. Jak długo uciekałam. Jak długo jeszcze wytrzymam. Za sobą usłyszałam ryk jakiegoś zwierzęcia. A może potwora? Przyspieszyłam biegu, lecz, na moje nieszczęście, nie zauważyłam korzenia wystającego na mojej drodze. Przewróciłam się i poczułam palący ból w kostce. Powoli odwróciłam się w stronę, z której dochodziły coraz to głośniejsze ryki. Spróbowałam się podnieśc, lecz kostka odmówiła współpracy. Syknęłam z bólu. Nie ma szans. Nie dam rady uciec. Poddałam się. Oczekiwałam najgorszego. Dudnienie kroków i ryki przybierały na sile. Podniosłam głowę i spojrzałam na źródło dźwięku. W ciemnośco zaiskszyło 9 par czerwonych oczu. Usłyszałam cyrkową muzyczkę, a… ZARAZ! Cyrkową muzyczkę?! Co do jasnej ciasnej?! Chimera na rolkach?! Minotaur w stroju clowna?! Cyklop żąglujący trupimi czaszkami?! MEDUZA W STROJU AKROBATKI?! Coś jest ze mną nie tak. Dużo nie tak! Ja chcę się obudzić! To musi być sen!
***
Obudziłam się zlana potem. Nadal miałam w głowie przedstawienie potworów. Wszystko byłoby dobrze, gdyby pod koniec nie zaczęły śpiewać „Baby” Justina Biebera i próbowały mnie zjeść.
Otworzyłam oczy i spojrzałam na budzik. 7.25. Kurcze! Mam do szkoły na ósmą! Nie zdążę! Zwaliłam kota z łóżka i migiem poleciałam po mundurek. Chwyciłam plecak i z kanapką w ręku poleciałam na autobus. W połowie drogi zorientowałam się, że nie wzięłam kurtki. Machnęłam na to ręką i przyspieszyłam biegu.
Autobus spóźnił się 10 min, a ja czekałam na przystanku bez kurtki i trzęsąc się z zimna. Mimo, że był już początek marca nadal padał śnieg. Więc stojąc na przystanku bez kurtki, w śniegu po kostki i puszczając pod nosem wiązanki przekleństw, czekałam na autobus.
Gdy wreszcie nadjechał stary gruchot (czyt. Autobus, jak ja kocham naszą drogą komunikację miejską -.-) było za 10 ósma. W życiu się nie wyrobię. Zwłaszcza, że zaczął się tworzyć korek.
Do szkoły wpadłam w połowie drugiej lekcji. A, że to ja z moim szczęściem, to akurat pisali sprawdzian z matmy. Horror! Ledwo policzyłam dwa zadania, pani zabrała mi kartkę i pod pretekstem ściągania, wpisała mi jedynkę do dziennika. Ciekawa jestem tylko, od kogo miałam zgapiać, skoro siedziałam samotnie w pierwszej ławce, przed biurkiem nauczycielki.
***
Po powrocie do domu, wytłumaczeniu mamie jedynki w dzienniku (wredne babsko zadzwoniło do niej) oraz odrobieniu fury zadań domowych, klapnęłam na fotel, wzięłam do ręki „Zagubionego Herosa” i zaczęłam czytać.
Gdy doszłam do szóstego rozdziału, usłyszałam przeraźliwe miauczenie pod drzwiami. No tak. Jack jak zwykle ucieka przed Weroniką. Odłożyłam książkę na półkę z innymi książkami Rirdana i wpuściłam kota do środka.
Nagle stało się coś dziwnego. Książki z półki zaczęły dygotać i dziwnie świecić. Rozdygotały się do tego stopnia, że pospadały z półki. Stałam jak zaklęta z oczami wytrzeszczonymi i szczęką na podłodze, a z moich książek najspokojniej w świecie zaczęły wylatywać postacie.
– Auć! Connor! To boli!
– Zamknij się Percy!
– Ale on depcze mi rękę!
– Grover! Zabieraj te kopyta z mojej twarzy!
– Sory, ale mógłbyś mi nie pchać łokcia do oka? – na mój świeżo wyprany dywan wypadli po kolei: Connor, Travis, Percy, Thalia, Nico, Annabeth, Grover, Rachel, Piper, Jason, Leo, Sadie i Carter.
– Grover! Zabieraj ten swój kozi tyłek z moich pleców! – wydarła się Thalia. Po chwili piramidka postaci z moich ulubionych książek zaczęła się niebezpiecznie chwiać.
– Uwaga na wazon! – krzyknęłam. Spojrzało na mnie trzynaście par zdziwionych oczu.
– Kim jesteś? – odezwała się po chwili milczenia Annabeth.
– Teraz to nieważne, chcę wiedzieć co robicie w moim pokoju? Przecież wy nie istniejecie! Wymyślił was amerykański pisarz i napisał o was książki! Herosi, magowie, satyrowie… To mity! Mity i moje ulubione książki!
– Eeee… Wiesz kim my jesteśmy? – inteligentnie zauważył Percy. Prychnęłam i pokazałam im ksiązki wciąż latające po pokoju. Zapomniałam wspomnieć, że unosiły się w powietrzu? To teraz to robię. Latały po pokoju i sypały sadzą, która nie wiadomo skąd się wzięła.
– Perseusz Jackson, syn Posejdona, uratował Olimp. Annabeth Chase, córka Ateny, architekt nowej siedziby bogów. Connor i Travis Hood, synowie Hermesa, ZABIERAĆ ŁAPY OD MOJEJ BIŻUTERII! – bracia Hood z minami niewiniątek stali z moim kuferkiem z drobną biżuterią w rękach. Posłałam im mordercze spojrzenie i kontunuowałam wyliczanie. – Thalia Grace, córka Zeusa, łowczyni Artemidy. Nico di Angelo, syn Hadesa, stracił starszą siostrę Biancę. Grover Underwood, satyr, sprowadził do obozu Thalię, Luke’a, Annabeth i Percy’ego. Rachel Elizabeth Dare, człowiek widzący przez Mgłę, wyrocznia. Piper McLean, córka Afrodyty, potrafi zauraczać innych. Jason Grace, syn Zeusa, brat Thalii. Leo Valdez, syn Hefajstosa, panuje nad ogniem. Sadie i Carter Kane, egipscy magowie z 21 nomu, pochodzą od dwóch bardzo potężnych rodzin królewskich. Wystarczy? Wierzycie mi?
– Dobra, nie wiem jak wy, ale mnie przekonała! – odezwał się Leo z szerokim uśmiechem na twarzy.
– Zaraz, zaraz. Od kiedy wy umiecie mówić po polsku?
– Jak?!
– No przecież was rozumiem, a z angielskim jestem nie bardzo. Może dlatego, że książka była polskojęzyczna? Dobra, nie ważne. Jak się tu znaleźliście?
– Eee… Prawdę mówiąc nie wiem. Otworzyłam portal do Londynu, a gdy go przeskoczyliśmy znaleźliśmy się tu – po raz pierwszy odezwała się Sadie. Carter tylko pokiwał głową.
– Ja z chłopakami użyliśmy iryfonu, któryt nas wciągnął – Piper odpowiedziała za siebie, Lea i Jasona.
– Czyli każde z was dostało się tu, wbrew własnej woli, tak? – pokiwali głowami. – Więc jest za to odpowiedzialny ktoś inny. Najpewniej bóg. Czyli, żeby was odesłać wystarczy dowiedzieć się, dlaczego tu jesteście i jak wypełnicie zadanie, o ile takowe będzie, wrócicie do swoich powieści.
– Nie powiedziałaś nam jeszcze jak się nazywasz.
– Sorka. Jestem Agata, ale mówcie mi Elissa.
– Dlaczego?
– Bo nienawidzę tego imienia, a tym nickiem podpisuję większość moich opowiadań.
– Jeśli tak, to ok. Ale jak mamy się dowiedzieć, czyja to sprawka?
– Chyba wiem – uśmiechnęłam się do swoich myśli i kazałam pozostałym iśc za mną. Jakoś (nawet nie wiem jak) udało nam się wyjść z domu niepostrzeżenie.
– Wow. Słuchasz takiej muzy?! – Connor wyglądał na szczerze zdziwionego. Popatrzyłam na niego i zauważyłam, że drań trzyma moje uochane MP3 i je przesłuchuje. Wściekłam się. Podeszłam do niego i, dając mu z liścia, zabrałam mu je.
– Aua! To bolało!
– Gdybyś była heroską, myślę, że byłabyś córką Aresa – zauważył Jason.
– Albo Zeusa – dodała Thalia uśmiechając się. Odwzajemniłam uśmiech.
– Nie sądzę. Mam lęk wysokości. Z wyglądu też nie pasuję. Na Aresa jestem zbyt delikatna. I nie cierpię walki. Szermierka i łucznictwo to wyjątek.
– Nie wyglądasz na Aresa, to prawda. Zastanawiałaś się kiedyś, czyim dzieckiem mogłabyś być? – zapytała Piper. Zarumieniłam się.
– Tak, ale na pewno tak nie jest. Wzięłam pod uwagę wygłąd, cechy i to, że umierają przy mnie rośliny. Wyszedł mi Tanatos.
– Co?! – Nico odezwał się po raz pierwszy.
– Wiem, że to dziwne. Ale nikt inny nie pasuje. O! Jesteśmy na miejscu – doszliśmy do niewielkiej chatki na skraju lasu. Znaczy parku krajobrazowego.
Zapukałam i weszliśmy do środka.
– Halo? Madam Rosso? Jest pani w domu? – nagle oczy Rachel zajęła zielona mgła i zaczęła mówić urywkami zdań.
– …herosa… …zniszczenia… …więź niezniszczalna… …śmierć pisana… …władca…- po wypowiedzeniu tych słów dziewczyna zaczęła się chwiać i upadłaby, gdyby nie bracia Hood, którzy podbiegli do niej w ostatniej chwili.
– Tak… Nadeszły trudne czasy, moje dzieci. Wy jesteście przyszłością. Jak zawalicie tę misję ten świat legnie w gruzach. Apopis nie został jeszcze pokonany, tak jak Gaja, a jest jeszcze większe zło, które może połączyć obie te siły i wspomagając je zniszczyć ten świat – drgnęliśmy zaskoczeni, gdy siwowłosa staruszka pojawiła się niewiadomo kiedy i najspokojniej w świecie piła zioła.
– Madam Rosso! Możesz nam pomóc?
– Mogę wam powiedzieć niewiele. Znaleźliście się tu nieprzypadkowo, moi drodzy. A wszystko przez ciebie Elisso.
– Jak to?
– Myślałaś o nich prawda? Myślałaś o nich dotykając talizmanu, który znalazłaś w paczce. Drugi taki talizman, a właściwię drugą jego połówkę dostała w identycznej paczce twoja przyjaciółka. To medalion chaosu. Jak oni go zdobędą to ich moc wzrośnie. Twoja połówka sprowadza tylko postacie dobre, a jej – złe. Tak moja droga. Twoja przyjaciółka sprowadziła tu Apopisa i Gaję. A także coś gorszego. Nie mogę wam powiedzieć co.
– A-a-a-l-l-l-e-e… to oznacza, że coś jej grozi, tak?
– Spiesz się, to może uda ci się ją uratować. Wiesz, gdzie jej szukać – Madam rozwiała się w mgłę, a jej słowa wciąż brzmiały echem w mojej czaszce. Dotknęłam talizmanu i pomyślałam o Mrocznym i innych pegazach, a także o Festusie i o Świrze, gryfie Cartera. Po chwili najwększy na świecie koliber wpadł do chatki i przewrócił Cartera.
– Świr! Jak dobrze cię widzieć! Tęskniłeś?
– Pospieszmy się! Inaczej będzie z nami krucho – zawołałam wybiegając z domku i kierując się w stronę pegazów.
– Festus! Ty żyjesz! Mój mały smoczek! – wniebowzięty Leo pewnie zaraz zacząłby tańczyć, gdybym nie przypomniała mu, że się spieszymy.
– Dziękuję! Dziękuję! – rzucił się mi na szyję.
– Spokojnie świrze! Zaraz mnie udusisz! – powiedziałam śmiejąc się, po czym, już poważnie powiedziałam:
– Musimy się pospieszyć. Ola jest twarda, ale boję się o nią, nie wiem co ona wymyśli, ale mam nadzieję, że nie czytała „Wroga” z talizmanem na szyi. Inaczej będzie z nami krucho.
Na miejsce lecieliśmy pół godziny. Miejsce, z którego widać całe moje miasto. Sea Towers. Wywołalibyśmy niezłą sensację, gdyby nie fakt, że zbierało się na potężną burzę. Naprawdę potężną. Chyba wiem czyja to sprawka. Wymieniłam z Sadie porozumiewacze spojrzenia. To musi być on! Set. Czyli kolejny bóg do pokonania. Czyżby to on był tym ogniwem? Jeśli to coś gorszego, to nawet nie chcę wiedzieć co to jest. Wylądowaliśmy na parkingu przy Centrum Gemini i pobiegliśmy do Sea Towers. Zobaczyłam moją przyjaciółkę. Związana i zakneblowana leżała obok kobiety. Niestety nie była to Gaja. Gaja i Apopis (pod postacią człowieka) razem z Setem stali za kobietą.
– Kali – wyszeptałam, a w moich oczach odbiła się panika. Niestety znałam tę boginię. Okrutna, krwiożercza Kali. Bogini o stu rękach. Na jednej z nich miała zawieszony talizman Oli, który zaczął świecić na czerwono. Spojrzałam na mój. Świecił się na zielono i unosił się lekko w stronę indyjskiej bogini. Pokazując innym, żeby zostali na miejscu, podeszłam do Kali.
– To ty jesteś tym ogniwem, prawda? Tym, które połączyło bogów chaosu z książek, które czytałam – zaśmiała się i wysłał w moją stronę kulę z energii. Z łatwością uskoczyłam. Lecz z następną nie było już tak łatwo. Trafiła mnie, ale połówka medalionu przechwyciła ją i zmieniła w broń. A dokładniej w piękny, srebrny łuk i strzałę, które bardzo przypominał łuk i strzały Thalii.
– Dziękuję Artemido! – wyszeptałam, po czym wycelowałam w czerwony medalion. Jakimś cudem trafiłam, lecz siła uderzenia odrzuciła mnie na drugi koniec dachu, na którym się znajdowaliśmy.
W tej chwili reszta moich przyjaciół zaatakowała. Nie pamiętam co stało się dalej, bo straciłam przytomność.
***
– Ellie! Obudź się! Nie mogę cię stracić! – do mojej świadomości przebił się zrozpaczony głos mojej przyjaciółki. Spróbowałam ruszyć ręką. Jakimś cudem mi się udało. Westchnęłam otworzłam oczy. Zobaczyłam nad sobą stojących przyjaciół.
– Całe szczęście! Już myśleliśmy, że po tobie – euforia mojej przyjaciółki nie znała granic.
– Co z Kali i spółką? – zapytałam zaniepokojona. Piper szeroko się uśmiechnęła i pomogła mi się podnieść.
– Załatwieni. Kiedy zniszczyłaś połówkę amuletu, stali się strasznie słabi. Poradziliśmy sobie z nimi bez problemu.
– A jak wrócicie do domu?
– Wystarczy złamać na pół tę część amuletu, a wrócimy tam i, jak oczywiście będziecie chciały, możemy was wziąść ze sobą – Rachel uśmiechnęła się powodując banan na mojej twarzy.
– A czy u was, no wiecie, będziemy herosami?
– Możliwe. Nie wiem, naprawdę. To zależy, czy przejdziecie Próbę, ale o to będziemy martwić się kiedy indziej.
– Więc na co czekamy? – spojrzałam na moją najlepszą przyjaciółkę i zgodnie chwyciłyśmy za dwa różne końce medalionu i pociągnęłyśmy w dół. Fala energii stworzyła przejście, w które wchodziliśmy po kolei.
Przejście do nowego życia.
GRATULACJE! Zasłużyłaś na tą nagrodę!
PS: Inspiracją była chatowa walka z Kalionem? 😀
Martwisz się o wazon, gdy do twojego mieszkania wparowała banda herosów;p
Zgadzam się z Arachne – świetne opko:)
😀 thnx Arachne
mniej więcej. końcówka jest do niczego, ale czasu miałam mało 😀
P.S.: Kontynuować? Bo mam pewien pomysł, ale nie wiem, czy się wam spodoba.
dlaczego tak krótkie? i akcja gna jak moher na miejsce w autobusie 😀 a ogólnie to fajnie tylko powinno byc bardziej rozbudowane 😀 ale to tylko zdanie osoby, która nie zrobiła nic, aby wygrać
Akcja pędzi… Jak na mój gust za dużo bohaterów, za mało uczuć. To opko było… Hm… Po prostu dziwne. Ale I tak fajne
Podpisuję się rękami, nogami, nosem i prawym uchem pod słowami Myksy. Oprócz jej ostatniego zdania. Jeśli mam być szczera, nie przypadło mi do gustu twoje opowiadanie. Wszystko dzieje się za szybko, bohaterów jest multum, a opisów niewiele. Teraz powinnam przejść, do kwestii fabuły, ale no… Jaka fabuła?! Jak dla mnie, jest tu głównie lanie wody. Plus, nie podoba mi się przeskok, kiedy to, jest już po walce. Z chęcią poczytałabym, co tam się wydarzyło. Akcja okropnie pędzi. Czytając, czułam się, jakbym miała przed sobą opowiadanie do szkoły, pracę domową. Nie sądzę, by była to praca adekwatna na konkurs, ale to nie ja oceniałam opowiadania, więc nie pozostaje mi nic innego, jak pogratulować, prawda?
Pierwsze primo:
Akcja pędzi pędzi (jak Android przed zjeberem)
Drugie primo:
Zajebi*cie ciekawe xD.
Trzecie primo:
Jak Android jest w tym opku to serio ZAJE XD
Gratuluję wygranej!
Bardzo podoba mi się pomysł i z chęcią przeczytam kontynuację. Mam tylko nadzieję, że akcja nie będzie tak pędzić.
ok wiem, że akcja pędzi, ale przypomniałam sobie o konkursie mniej więcej ok. godziny 16 w niedzielę 😀 końcówkę pisałam ok. godziny 22.40, więc nie wyszło tak jak chciałam. co do ilości bohaterów będą mi wszyscy potrzebni w kontynuacji, o ile ją napiszę. wiem, kiczowaty pomysł, ale wysłałam to opo dla beki i nie spodziewałam się wygranej. to nie znaczy, że mniej się cieszę 😀
i dzięki luna za wytknięcie błędów, postaram się je naprawić
Dosyć fajne, ale bardziej mi się podobało Arachne. Lekko mi się nudzą opka o ratowaniu świata ( ale tylko te riordanowskie, bo te w stylu „Władcy Pierścieni” jeszcze nie). Arachne mistrzowsko wplotła świat herosów w swój, a ty zrobiłaś odwrotnie.
Dla mnie akcja aż tak nie pędzi, ale zdziwiło mnie to, żę tak po prostu idzie ratować świat. Poza tym literóweczki.
Trochę za krótkie, ale i tak genialne :).