„Nienawiść”
Chciałam go zabić i tylko to się liczyło. Jak w transie wyszłam z Wielkiego Domu i ruszyłam w stronę domku Hermesa. Wzięłam miecz, który leżał na moim łóżku i wyszłam z domku. Ruszyłam na arenę gdzie stał On. Przez chwilę poczułam pragnienie, aby rzucić miecz i się do niego przytulić na nic nie zważając, ale to pragnienie po chwili zastąpiła chęć mordu. Celem tej zbrodni miał być Jake. Gdy stanęłam przed Jakiem chłopak uśmiechnął się z politowaniem. Rozejrzałam się wokół siebie. Na arenę schodzili się herosi, najwidoczniej chcieli zobaczyć co się dzieje. Tłum gapiów rozszedł się i zobaczyłam Chejrona idącego w naszą stronę. Zmrużyłam oczy wiedząc co się zaraz zdarzy. Chejron stanął kawałek ode mnie i Jake i odezwał się:
-Natychmiast oboje odłóżcie miecze. Po pierwsze żadne z was nie ma ani hełmu, ani zbroi. Możecie się naprawdę groźnie zranić.- wybuchłam śmiechem i podniosłam wysoko głowę:
-Podoba mi się ta opcja, ale wiesz Chejronie ja nie mam zamiaru go zranić. Ja chcę go zabić.- mówiąc to uśmiechałam się delikatnie. Chejron westchnął i wyszeptał:
-Tego się Zeusie nie spodziewałeś, prawda?- nie rozumiałam o co mu chodzi i w tej chwili niezbyt mnie to obchodziło. Spojrzałam na mój strój to dosyć zabawne, że miałam zabić Jake’a, który był najlepszym szermierzem w obozie, w stroju, w którym bardzo łatwo było mnie zranić. Miałam czarne, krótkie spodenki, niebieską bluzkę na ramiączka i tenisówki. Bez problemu będzie mógł mnie zranić. Wzruszyłam ramionami i spojrzałam na Jake’a. Wydawał się bardzo pewny siebie.
Zmrużyłam oczy i już chciałam coś powiedzieć, gdy nagle usłyszałam znajomy głos:
-Julio po co kazałaś mi przyjechać 2 tygodnie wcześniej?- to była Kate, moja przyszywana siostra. Tylko nie to! Nie dość, że ten debil- Jake mnie obraża to jeszcze ona się tu przywlokła.
Odwróciłam się w stronę skąd dobiegał jej głos i zobaczyłam, że przytula się z Julią- córką Posejdona. Gdy się od siebie odsunęły Julia odezwała się:
-Spodoba ci się to co powiem po obozie chodzi plotka ,że Jake daje kosza wszystkim dziewczynom, bo już mu się jakaś podoba. Może to ty?- Kate momentalnie się uśmiechnęła, a ja poczułam się zraniona? Czemu co mnie obchodziło na kogo on leci. Odwróciłam wzrok od tych dwóch świrusek i znów spojrzałam na Jake’a. Jego miecz leżał na ziemi, a obok niego stał Jake rozmawiając z Jessicą. Zmrużyłam oczy i spytałam:
-Będziesz teraz tak stał i rozmawiał czy ruszysz się cieniasie?- chłopak spojrzał ostro na dziewczynę, a ona podeszła do Chejrona dając nam do walki. Nikt nie śmiał nawet podejść do nas, gdy Jake podniósł miecz i spojrzał na mnie mówiąc:
-Pozwolę ci jako przegranej zacząć jako pierwsza. Jestem pewny, że to długo nie potrwa.- prychnęłam, ale nic nie odpowiedziałam.
Szybko ruszyłam w jego stronę i zaatakowałam go. Jake bez problemu odparował mój cios. Oboje walczyliśmy jak maszyny. Pchnięcie, unik, cięcie, unik, znów pchnięcie i odparowanie ciosu. Nie potrafiłam go pokonać tak samo jak on mnie. Każde z nas miało lepsze chwile, w których udawało się zranić przeciwnika i gorsze gdy to przeciwnik ranił. W pewnej chwili Jake’owi udało się mnie wywalić, gdy podstawił mi nogę, a ja nie zdążyłam odskoczyć. Zaatakował mnie, gdy po podniesieniu się z ziemi uklękłam po mój miecz, ale dzięki bogom mogłam obronić się przed jego mieczem łapiąc swój i zderzając mój miecz z jego. Na moje nieszczęście Jake był silniejszy. Nasze złączone ostrza były coraz bliżej mojego gardła. Czułam przerażenie ogarniające całe moje ciało. Jeszcze kilka cali dzieliło moje gardło od ostrych mieczy. Mój wzrok spotkał się z jego wzrokiem. W jego oczach zobaczyłam niepewność. Trwało to kilka sekund. Usłyszałam grzmot pioruna wszystko momentalnie ucichło. Wzrok Jake’a zmienił się niesamowicie, jego oczy z prawie czarnych znów zrobiły się pięknie miodowe. Zniknęła z nich chęć zabicia mnie, a pojawiło się zdziwienie. Cała moja nienawiść wobec niego zniknęła. Teraz czułam nienawiść do samej siebie. Miecz Jake’a przestał napierać na mój. Chłopak szybko odsunął miecz od mojego i rzucił go gdzieć w bok. Zrobiłam to samo z moim mieczem. Jake, który dotąd nachylał się próbując rozciąć mi gardło, teraz ukląkł obok mnie i odezwał się oniemiały:
-Co tu się dzieje? Vanesso nie chciałem ci zrobić krzywdy.- patrzył na mnie i w jego oczach widziałam obrzydzenie do samego siebie. Nie rozumiałam czemu, ja też teraz czułam obrzydzenie do siebie, ale dla mnie Jake nie był tylko przyjacielem. Był dla mnie dużo ważniejszy.
Oboje oddychaliśmy nierówno. Czułam jak po mojej szyi spływa krew wypływająca z rany, którą zrobił mi Jake, gdy próbował rozciąć mi gardło moim własnym mieczem. Gdy się siłowaliśmy w chwili gdy spojrzeliśmy sobie w oczy Jake wygrał. Udało mu się zranić mnie w gardło. Nie była to śmiertelna rana, nie była nawet duża,ale jednak była, więc krew płynęła. A ja bałam się krwi. Już podczas walki czułam jak kręci mi się w głowie od chwili, gdy Jake pierwszy raz mnie zranił.
Ciągle patrzyłam Jake’owi w oczy, gdy byłam już pewna, że oboje odzyskaliśmy jasność myślenia wyszeptałam:
-Nic mi nie jest. Spokojnie nie zrobiłeś mi krzywdy- to było kłamstwo. Ja, tak samo jak Jake miałam wiele ran. Jake patrzył z przerażeniem na moje gardło. Dotąd patrzyłam jedynie przelotnie na rany Jake’a tak samo jak na swoje, ale teraz popełniłam ten błąd i przestałam patrzeć Jake’owi w oczy. Jego miodowy wzrok był dla mnie ostoją spokoju to tylko dzięki niemu jeszcze nie zemdlałam. Gdy spojrzałam na niego całego poczułam jak zaczynam dygotać. Jake miał rozciętą koszulkę, która ukazywała kilka ran na jego torsie. Właśnie te rany przykuły moją uwagę. Leciała z nich krew. Czerwona ciecz, która tak bardzo mnie przerażała była także na mnie. Zaczęła dygotać jeszcze mocniej. Jake był zmieszany nie wiedział, że mam hemofobię. W pewnej chwili odezwał się:
-Vanesso, powiedz mi co cię uspokaja, gdy widzisz krew i musisz jakoś zaradzić drgawkom albo co gorsza omdlewaniu.- nie rozumiałam skąd on wiedział, że boję się krwi, ale dzięki niemu przypomniałam sobie co mnie na tyle uspokoiło, że zapomniałam o krwi. Odwróciłam wzrok od torsu Jake’a i spojrzałam mu w oczy. Jake nie protestował. Nawet nie odwrócił wzroku, ale w jego oczach widziałam zdziwienie.
-Tak bardzo cię przepraszam Vanesso.- szepnął Jake.
-Za co?- spytałam zdziwiona.
-Za to, że cię obrażałem i o mało co nie zabiłem.
-Skoro tak to ja też cię za to przepraszam.- jego oczy znów nabrały wyrazu, którego nie potrafiłam odczytać.
-Napewno nic ci nie jest?- spytał Jake z troską.
-Na pewno- szepnęłam. Jake nachylił się do mnie i zrobił coś o czym skrycie marzyłam. Pocałował mnie. Chociaż może to za mało powiedziane. Gdy poczułam jego wargi na swoich zupełnie zapomniałam o wszystkim. Zamknęłam oczy i oddałam się namiętnemu pocałunku. Jake całował mnie tak jakby czekał na to tak samo jak ja. Nasze pocałunki były zachłanne. Każdy dotyk jego warg sprawiał, że moje serce szalało. Jake objął mnie w pasie, jakby pilnował żebym mu nie uciekła. Nawet mi to przez myśl nie przeszło. Mogłabym go całować przez wieczność. Niestety coś nam to przerwało a raczej ktoś. W pewnej chwili usłyszeliśmy ostry męski głos:
-Nie chcę wam przeszkadzać, ale proszę abyście się od siebie odsunęli.- ja i Jake powoli się od siebie odsunęliśmy. Spojrzałam na kolesia, który nam przeszkodził. Nie znałam go, ale biła od niego moc, na dodatek byłam pewna, że gdzieś już widziałam tę twarz. Co najgorsze obok niego stało kilkanaście innych osób. Przypomniałam sobie skąd znam jego twarz, tak samo jak twarze pozostałych. To z nimi rozmawiał Chejron, gdy pierwszego dnia na obozie Jessica zaciągnęła mnie do centaura, bym powiedziała, że Ares mnie zaatakował. To byli greccy bogowie. Wśród nich była Artemida, a ja miałam głupie przeczucie, że to nie jest fryzjerka, a jej imię to nie jest zbieżność z mityczną boginią to była bogini łowów-Artemis. Tak wiem szybko to ja tego nie pojęłam, ale czasami jestem nieogarnięta. Usłyszałam śmiech, spojrzałam w miejsce skąd dochodził ten śmiech i zobaczyłam Aresa- śmiał się w najlepsze:
-Co cię tak bawi Aresie?- spytałam.
-Widzisz Jake codziennie z tobą walczy i często jesteś bliska śmierci z jego rąk. Przed chwilą poturbował cię lepiej niż kiedykolwiek, ktokolwiek inny, a ty go jeszcze całujesz. Nigdy nie zrozumiem nastolatek. Tym bardziej ciebie Vanesso.- gdy tylko to powiedział obok niego przeleciała srebrna strzała.
-Aresie, możesz być pewny, że nigdy więcej już go nie pocałuje- huknęła Artemida. Spojrzałam na nią zdziwiona. Obok niej stała niesamowicie piękna kobieta. Nigdy nie widziałam kogoś równie pięknego, więc stawiałam, że to Afrodyta. Utwierdziły mnie w tym jej słowa:
-Chyba żartujesz Artemis. Jeśli masz zamiar zabronić im spotykać się, to najpierw będziesz miała do czynienia ze mną.
-Oczywiście Afrodyto. Ale wybacz nie boję się ciebie. Zajmij się lepiej swoim wyglądem i tymi miłostkami.- odpowiedziała z pogardą Artemida.
-Dla twojej wiadomości właśnie się zajmuje. Dbam byś nie zniszczyła uczucia, które rodzi się między tą dwójką.
-Moim zdaniem ono się już narodziło.- odezwała się szarooka kobieta. Była podobna do Annabeth, dziewczyny Percy’ego. Byłam więc pewna, że jest to Atena- bogini mądrości.
-Ono się nie narodziło i nie narodzi.- huknęła Artemida.
Wszyscy zebrani bogowie zaczęli się kłócić. W pewnej chwili przestałam słuchać tych wrzasków. Jake wstał i pomógł mi wstać. Gdy się wyprostowałam Jake po cichu zaczął mi przedstawiać wszystkich bogów. Dowiedziałam się, że tutaj prócz wielkiej 12 bogów są także Hades, Persefona i Hekate, a mężczyzna, który nam przeszkodził w pocałunku to ojciec Jake i Jessici- Zeus.
Po kilku minutach wszyscy zaczęli odchodzić włącznie ze mną i Jakiem.
Poszliśmy nad jezioro. Żadne z nas nie przejmowało się ranami. Usiedliśmy na plaży i zaczęliśmy rozmawiać. Rozmawialiśmy o wszystkim.O bogach, o tym czemu zaczęliśmy walczyć, o tym, że to wszystko co gadaliśmy obraźliwego dzisiaj to sterta bzdur. Nie rozmawialiśmy o pocałunku. Bałam się zacząć ten temat, bałam się, że on powie, że to chwila słabości. Bałam się odrzucenia. W pewnej chwili Jake przysunął się do mnie i spytał:
-O czym myślisz Vanesso?- byłam tak zamyślona, że powiedziałam mu prawdę:
-O naszym pocałunku i odrzuceniu- dopiero po chwili dotarło do mnie co ja właściwie zrobiłam.
Westchnęłam i odezwałam się:
-Zapomnij. Jake robi się późno wracajmy już.- Jake pokiwał zgodnie głową. Wstał, a ja poszłam za jego przykładem. Jake odprowadził mnie pod domek. Powiedziałam mu na pożegnanie jedynie:
-Dobranoc.
-Miłych snów Vanesso- odezwał się po chwili Jake. Odwróciłam się od niego i weszłam po schodkach prowadzących do domku Hermesa. Weszłam do domku nawet się nie odwracając.
Olałam wszystkich, którzy rzucili się do mnie gdy tylko usiadłam na swoim łóżku. Wiedziałam, że chcą bym im powiedziała co łączy mnie i Jake’a, ale co ja miałam im powiedzieć?
-Okej. Uspokójcie się wszyscy.- huknął Connor. Wszystkie dotychczasowe rozmowy ucichły.- Dajcie Vanessie spokój. To jej sprawa co ją łączy z Jake’iem, a was nie powinno to obchodzić.- wszyscy niechętnie zaczęli wracać do swoich zajęć. Uśmiechnęłam się z wdzięcznością do Connora, a on odwzajemnił uśmiech.
Zaczęłam rozmyślać o dzisiejszym dniu. Usnęłam z myślą, że jestem zakochana w Jake’u.
Jeju to było naprawdę dziwne że się pogodzili. Ale jak to mówią „Kto się czubi ten się lubi”. Być może.
POWTÓRZENIA WON!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
[Nie będę przepisywać komentarzy. Zajrzyj pod swoje poprzednie opowiadanie].
Kłótnia bogów… momentami bezcenne 😀
Fajniaste. Lubie to opko. Nast oje bohaterów zmieniają się również szybko jak moje
Mogłaś dać więcej wyzwisk w tej kłótni z bogami, np.: (wyzwisko na Afrodytę) Ty lafiryndo! (wyzwisko na Artemidę) Ty babo chłopie! Było by realniej. No i często zapominasz znaków interpunkcyjnych.
Ale mimo to świetne!
Babo chłop- magiap, jak Ty coś wymyślisz… 😀
Twoje opo wymiata, Alexis :). Kiedy CD???????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????????
Mnie normalnie zżera niecierpliwość! Chcę wiedzieć co było dalej!!!
~~~~~~~~~~~~~~~~~~ LOFFCIAM TWOJE OPA~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
ALE PAMIĘTAJ: POWTÓRZENIA TO CZYSTE ZUO!!!!!
Gdzie jest CD?!?! My tu czekamy!!!
O BOŻE MOJE WYPOCINY NADAL TU SĄ!
Okej a teraz bez Caps locka
Halo kochani ? Ktoś tu jest jeszcze ze starych czasów ? Odkopywać opowiadanie ?