Tą część DEDYKUJĘ ARACHNE za jej opowiadanie, które napisała na konkurs „Oni są prawdziwi?”.
7. Kim jestem?
Dziewczyna podniosła się z jękiem i otrzepała spodnie ze śniegu.
– Czemu zawsze ja?!- mruknęła. Jej głos był lekki, pogodny i miły. Nie, nie mówiła takim tonem, ton był marudny. Sam jej głos był taki. Usłyszałam w nim jednak coś co ja sama czułam. Przepracowanie, powagę zbyt wielką jak na jej wiek i znudzenie życiem.- Czy oni nie mogą sobie znaleźć innej służącej?!- uniosła oczy ku niebu.- Słyszysz mnie, ty różowy idioto! Żądam płatnego urlopu!- wrzasnęła. Po niebie skoczyła błyskawica.- A błyskaj sobie ile chcesz! Mnie nie wystraszysz, Zeusku!- i wtedy jej wzrok padł na mnie.- Widzę, że przynajmniej jakieś towarzystwo mi przysłali. Jestem Artemi…
– Arachne Kalipso Ariadne- przerwałam jej. Poparzyła na mnie wnikliwie.- Już się kilka razy spotkałyśmy.
– Znam tylu ludzi, że się już gubię- odparła przepraszająco.
– Nie przejmuj się. Ostatnio wielu ludzi mnie nie rozpoznaje- odparłam.- Mój wygląd się trochę zmienił.
– A imię?
– Mów mi Atalanta- powiedziałam, zawisłam do góry nogami na gałęzi i podałam jej rękę.- Wchodzisz? Nie chce mi się samej tutaj siedzieć.
– Spoko- powiedziała i zaczęła wdrapywać się na drzewo jak małpa.- Będziesz tak wisiała czy pomóc ci wejść z powrotem?
– Sama wejdę- powiedziałam. Złapałam się lewą ręką gałęzi i puściłam się nogami, nadając impet całemu ciału, przerzuciłam się nad gałęzią i wylądowałam na niej.
– Ładnie- skomentowała Artemi. I zaczęłyśmy gadać. Obie głównie narzekałyśmy na bogów i na to, że nie umieją sobie butów samemu zawiązać.
Dawno nie rozmawiało mi się z nikim tak przyjemnie. Artemi rozumiała mnie w każdej sprawie. Czułam się jakbym powinnam ją znać lepiej, jakbym znała ją od dawna. Ona jedyna naprawdę mnie rozumiała. Też musiała dawać przysługi różnym bogom. Tyle, że bogowie to raczej niewdzięczni pracodawcy. Zero urlopów (no, poza dobowymi zwolnieniami, żeby zregenerować siły) i najczęściej brak snu. Ale na wynagrodzenie można liczyć. Oni po prostu kochają rozdawać prezenty! Zaklęta broń, trucizny, wszelkiego rodzaju gadżety wzmacniające moce, buty zmieniające się w wszelkiego rodzaju obuwie jakie zapragniesz (ale często płatają figle i zmieniają się w jakieś różowe ohydztwa), czyli wszystko czego może zapragnąć heros wybierający się na wojnę.
Nagle mój elektroniczny zegarek z zamszowym, czarnym paskiem zaczął dzwonić. Wyłączyłam alarm.
– Prawie bym zapomniała- powiedziałam. Przeszukałam kieszeń spodni i wyciągnęłam dwa batoniki.- Chcesz?- spytałam, wyciągając rękę z batonikiem do dziewczyny.
– Co to?- spytała.
– Ambrozja- odparłam.- Muszę ją jeść raz dziennie- wytłumaczyłam widząc jej zmarszczone czoło.
– Z chęcią- odparła, przyjmując poczęstunek.
Gdy skończyłyśmy jeść, co nie było w cale łatwe, bo cały czas się chichrałyśmy bez powodu. Czułam się normalnie. Tak jak w niektórych chwilach spędzonych w Polsce z koleżankami. Minęło pół roku, a te czasy wydają mi się tak odległe…
Nagle usłyszałam szelest. Zawsze po spożyciu boskich pokarmów, moje zmysły się wyostrzają. Artemi chyba też to zauważyła, bo powiedziała:
– Zmywajmy się. Ci z Obozu na mną nie przepadają.
– Nie ma czasu- odparłam pośpiesznie zdejmując rękawiczki.- Nawet na teleportację- powiedziałam, gdy zauważyłam, że chce coś powiedzieć.
– To co robimy?- spytała. Skończyłam zdejmować moje uparte skórzane rękawiczki bitewne.
– Podaj mi rękę- poprosiłam. Podała, a ja dopiero wtedy zauważyłam, że też nosi rękawiczki. Zdjęłam jedną z nich zanim zdążyła zaprotestować. Złapałam jej gołą dłoń. Oczywiście zauważyłam blizny na jej rękach, ale ich nie skomentowałam. Nie teraz. Skupiłam się i poczułam moc przenikającą przeze mnie. Otworzyłam i zobaczyłam, że się udało. Nie umiałam odróżnić mojego ciała od otoczenia. Byłam jak kameleon. Przeniosłam wzrok na koleżankę. Ona też wtapiała się w tło. Uśmiech wykwitł na moich ustach. Jednak natychmiast zgasł, gdy usłyszałam znajomy głos.
– Meggie, znam te twoje sztuczki, pokaż się!- krzyknął Jason. Oczywiście nie pokazałam się. Zastanawiałam się czy go nie uśpić.- Jak chcesz- wycedził chłopak. Zamachnął się swoim mieczem na drzewo. Gdyby ostrze dosięgnęło celu, driada mieszkająca w roślinie zginęłaby. Ale nie dosięgnęło.
Zeskoczyłam z drzewa i odparowałam cios. Jaka ja jestem głupia! Tylko, że on też nie przemyślał swojego ruchu. Źli by byli z nas szachiści. Zaczęłam walczyć z synem Jupitera. Po chwili stał rozbrojony, sycząc z bólu z wywiniętą do tyłu ręką. Dotknęłam jego nadgarstka i powiedziałam coś, za co moja matka by mnie zabiła.
-Zawsze byłeś moim sprzymierzeńcem, przez większość mojego życia nawet przyjacielem, lecz teraz zdradziłeś mnie i stałeś się moim wrogiem- odparłam poważnie i złowrogo. Moja ręka zajaśniała i zgasła, a chłopak krzyknął z bólu.
I wtedy z krzaków wyszli obozowicze otaczając nas kręgiem.
– Meggie, nie chcemy zrobić ci krzywdy- powiedziała Clarisse. Takie słowa z ust córki Aresa?!
– Dziwne, miałam powiedzieć to samo- powiedziałam kpiąco i posłałam dziewczynie krzywy uśmiech. Gdybym chciała, wszyscy by już spali. Anabeth wystąpiła o krok z szeregu.
– Meggie, dziwnie się zachowujesz- w jej głosie słyszałam troskę, ale to co powiedziała było jak cios w brzuch. Wkurzyłam się.
– A co ty o mnie wiesz?!- wysyczałam przez zęby.- Znałaś mnie dwa tygodnie! Wszyscy znaliście mnie tylko dwa tygodnie!
– Nie wszyscy- powiedziała córka Ateny spokojnym tonem, jak nauczycielka tłumacząca coś uczniowi.- Aleks znał cię niecały miesiąc, uściślając cztery tygodnie.
– I?! Czy to według ciebie, Panno Wiem Wszystko Co Wiadomo, starczy, żeby kogoś poznać?!
– A sześć lat?- spytał jakiś spokojny głos za moimi plecami. Po wypowiedzi nastąpiło przeciągłe ziewnięcie. Raczej ziewnięcie niż głos zdało mi się znajome. Odwróciłam się na pięcie i spostrzegłam osobę tak znajomą, że zdziwiłam się, że nie rozpoznałam jej kilka godzin wcześnie, zanim rozpoczęła się bitwa.
– Maje?- spytałam brązowowłosą dziewczynę z podkrążonymi oczami.
– We własnej osobie- powiedziała moja stara sąsiadka.
– Nie widziałam cię od wieków!- powiedziałam na chwilę zapominając o całej sytuacji. Poczułam podekscytowanie, tak jak wtedy, kiedy byłyśmy sąsiadkami, a ja czekałam na to, czy dostanie nową książkę lub płytę i pozwoli mi ją pożyczyć.
– Megs, nie odwracaj mojej uwagi! Zadałam ci pytanie.
– Tak, sześć lat raczej starczy- odparłam z wahaniem.
– No to ja ci mówię: nie zachowujesz się jak ty!- powiedziała stanowczym tonem z nutką wyrzutu w głosie. Tylko, że efekt popsuło przeciągłe ziewnięcie. Wbiłam wzrok w ziemię. Wiedziałam, że ma rację, ale po ostatnich miesiącach coś we mnie pękło. Sama nie wiedziałam już kim jestem. Miałam ochotę upaść na kolana i płakać, ale wiedziałam, że to nic nie da. A matka, jeżeli w ogóle mnie czegoś nauczyła, to tylko tego, że trzeba być twardym i właśnie tego ode mnie cały czas wymagała.
– Może pójdźmy gdzieś indziej- zaproponowałam, kiedy przypomniało mi się, że Artemi siedzi wciąż na drzewie.- W Wielkim Domu będzie nam wygodniej.
– Dobry pomysł- powiedział Jason. Rzuciłam mu mordercze spojrzenie, a on… zasnął.
– No to kretyna mamy z głowy- powiedziałam z uśmiechem, odwróciłam się na pięcie i poszłam w kierunku Obozu.
***
Usiadłam wygodnie na sofie w salonie Wielkiego Domu. Chejron ustawił się naprzeciwko mnie swoim wózkiem.
– Czemu patrzy pan na mnie jakby pan wiedział wszystko, nawet to kim jestem?- spytałam. Jego wszechwiedzące spojrzenie sprawiało, że miałam ochotę pozbyć się spoczywającego na mnie spojrzenia za pomocą łyżki.
– Bo wiem- odparł spokojnie. Żeby nie widzieć jego oczu odwróciłam głowę w kierunku Travisa Hooda.
– Travis, był byś tak wspaniały i przyniósł mi mój plecak- uśmiechnęłam się do niego. Miał głupkowaty wyraz twarzy, jakby ktoś mu wyjął mózg i wręczył zwycięski los Lotka, jednym słowem: głupi, ale szczęśliwy. Przebiegł przez pokój i wyskoczył na śnieg bez kurtki.
– Tak więc – powiedziałam zwracają się znowu do centaura- kim jestem?
– Sama nam to powiedz- odparł nauczyciel.- Ja nie ułatwiam niczego moim uczniom.
– Ja nim nie jestem- powiedziałam chytrze.
– Jesteś tego pewna?- spytał.
– Tak- odparłam od niechcenia.
– Tak czy siak powiedz im co się z tobą działo przez miesiąc- powiedział.
– Jak Travis przyniesie mój plecak- odparłam.
– Teraz- warknął Jason.
– Czemu my wszyscy musimy być tacy niecierpliwy i wredni?- jęknęłam unosząc oczy ku niebu.- No, a twoje dzieci w szczególności, dziadziu- usłyszałam huk.- Ta, ta, ta…
– Czy ty gadasz do Zeusa?- spytała Anabeth.
– Tak, z dziadziem- pokój przeszył błysk.- Nie lubi jak go tak nazywam- wyjaśniłam.
– Zeus to twój dziadek?- dziewczyna domagała się wyjaśnień. Wywróciłam oczami.
– Powiem, kiedy dostanę plecak- odparłam. Jak na złość do salonu wpadł syn Hermesa. Był zdyszany i spocony mimo mrozu. Podszedł do mnie i nieśmiało podał mi torbę.- Dziękuję, Travis- uśmiechnęłam się do chłopaka. Znowu na jego twarz wstąpiła ta rozanielona mina.
– Nie ma za co- odparł nieprzytomnym tonem. Jego wzrok był nieobecny. Nie przejmując się spojrzeniami innych, wyjęłam kilka sakiewek z mojej czarnej kostki i przytwierdziłam je do paska. Trochę mi to zajęło, ale nikt nie odezwał się słowem. Z plecaka wyjęłam blok techniczny A4.
– Dobra, od czego by tu zacząć?- rozejrzałam się po obecnych. Tak jak przypuszczałam, odezwał się Jason.
– Co się stało po tym jak zniknęłaś- podpowiedział.
– No, może być- powiedziałam niechętnie. Wtedy przypomniało mi się coś, co przysięgłam na Styks pewnej wrednej krowo babie.- No, ale tutaj będzie problem. Musicie przysiąc, na Styks, że nie będziecie pytać mnie o położenie żadnego z miejsc, które wymienię. Żadnego- ostatnie słowa powiedziałam takim tonem, że wszyscy ucichli. Po chwili Jason powiedział to co chciałam usłyszeć.
– Przysięgam na Styks, na mój honor i na imię mego ojca- powiedział uroczyście. Uśmiechnęłam się chytrze.
– Na to liczyłam- odparłam, a po jego minie wiedziałam, że już żałuje.- To możemy zaczynać.
– Ale przysiągł tylko on- zaprotestowała Anabeth. Ale upierdliwe te córeńki Ateny.
– Was mogę zlać, pogrozić śmiercią i w ogóle- powiedziałam znudzona.- Ale Herze obiecałam, że mu krzywdy nie zrobię.
– Co?! Ale…- zaczęła dziewczyna.
– Chcecie usłyszeć co się stało czy nie?!- krzyknęłam. Córka Ateny zrobiła zawstydzoną minę.- No, więc proszę mi więcej nie przeszkadzać- I zaczęłam opowieść.- Wtedy kiedy zniknęłam, przeniosłam się do mojego prawdziwego domu.- Przeniosłam poważny wzrok na syna Jupitera.- Miejsca w którym się wychowaliśmy. Do Castra Heroium.
– Rzymski obóz- wymsknęło się Piper.
– Tak- potwierdziłam.- Tam powitała mnie Lupa i jej wilki. Zabrali mnie do głównego namiotu. Opowiedzieli mi moją historię.
Kiedy się urodziłam, czekał mnie inny los niż resztę herosów. Zamiast śmiertelnego rodzica zaopiekowała się moja boska matka- skrzywiłam się.- Taaa, zaopiekowała. Umieściła mnie w Castrze, ale nie miała czasu opiekować się niemowlęciem. Zajęły się mną Mojry. Nudziło im się i tyle. Przez sześć lat widywałam się z matką tylko na treningach szermierki. Czyli od trzeciego roku życia dosyć często. Wiele ode mnie wymagano. Musiałam mówić to co chciała mama, ubierać się w to co chciała i być tym kim ona chciała żebym była. Jednym słowem: musiałam być jej zupełnie posłuszna. Kiedy miałam pięć lat uciekłam. Złapała mnie po miesiącu. Dostało mi się- skrzywiłam się i dotknęłam lewego przedramienia. Pociągnęłam rękaw bluzki i oczom osób zgromadzonych wokół mnie pokazała się długa blizna w kształcie błyskawicy. Poczułam stary ból i potarłam bliznę. Nikt się nie odzywał.
– Twoja matka zrobiła ci to kiedy miałaś pięć lat?- spytała z niedowierzaniem Piper. Uśmiechnęłam się krzywo.
– On to pamięta- powiedziałam ponuro i wskazałam Jasona ruchem głowy.
– Co?! Nie!- krzyknął chłopak.
– Naprawdę?- spytałam wątpiąc. Chłopak stanął jak wryty.
– N-i-e-e- wyjąkał chłopak.- Ja ci pomogłem- powiedział powoli.- A później musiałem przez dwa miesiące sprzątać stajnie i myć gary.
– Tak, ale przynajmniej, matka też oberwała- uśmiechnęłam się z satysfakcją, trochę jak morderca po wykonanej zemście.- Jak cię zaatakowała to się wkurzyłam i wybuchłam. Nieźle było.
– Tak, rozwaliłaś obóz- odparł smętnie.
– Tak czy siak, kiedy miałam sześć lat Mojry powiedziały mojej matce, że kiedy znowu ją zobaczę, zginę- ciągnęłam.- Matka odesłała mnie do Polski. No tam żyłam sześć, siedem lat. No, a później dostałam się tu. Po powrocie do Castry wyrządzałam różne przysługi bogom. Wróciłam kiedy dowiedziałam się o pewnej sprawie. Matka nigdy nie mówiła mi za wiele o ojcu, tylko, że był herosem. A tu nagle Mojry powiedziały mi, że miał drugą córkę i przepowiedziały, że spotkamy się tu, na Obozie Herosów, kiedy przybędę tutaj po raz drugi. Musiałam wrócić, poznać do końca moje pochodzenie.
– Czy Mojry powiedziały ci jak ją rozpoznasz?- spytał Chejron.
– Tak- powiedziałam powoli.- Ma mieć jedną z moich blizn.
– Yhm- mruknął.
– A kim konkretnie jest twoja matka?- spytała Anabeth.
– Jest córką Zeusa, mianowaną boginią kolorów, opiekunką Castra Heroium- powiedziałam i z sakiewek przyczepionych do paska wysypałam kilka barwników.- Jest jedną z przedstawicieli starożytnego rodu wywodzącego się od Eneasza. Nazywa się: Elein Kirke Penelopa Mad- powiedziałam. Wystawiłam rękę nad kartkę bloku i wysypałam spiłowane kredki. Kolory ułożyły się w portret szczupłej kobiety z opaloną skórą, ciemnymi ustami, fioletowo granatowymi włosami, jednym okiem niebieskim i drugim odblaskowo fioletowym oraz o dumnej postawie. Jej elfie uszy były identyczne co moje.- To ona- wskazałam ruchem głowy obraz.
– Ładna mama- usłyszałam znajomy głos. Za mną stała Artemi.
– Ty- syknął Aleks.
– Odłóżmy spory na później- powiedziała łagodnie.- Muszę załatwić jedna rzecz.
– Jaką?- spytałam
– Pokaż swoje blizny- rozkazała. Odwinęłam rękawy obu bluzek aż po ramiona, a dziewczyna uśmiechnęła się na widok jednego z moich znaków, a konkretnie znamienia w kształcie żaby.- Tak jak sądziłam- stwierdziła i podciągnęła rękaw swojej bluzki. Miała identyczną bliznę.- To o mnie mówiły Mojry. Jesteśmy siostrami.
Cóż, do długości mi się nikt nie przyczepi (2177 słów), ale do całej reszty może, bo jest do chrzanu.
uwielbiam twoje opowiadania! SĄ MEGA ! I nie mogę się powstrzymać, muszę zapytać: Kiedy będzie następna część Historii Córki Koszmaru?!? Kocham to <3
Właśnie nad nią pracuję, ale idzie mi jak po grudzie.
Dziewczyno, TY JESTEŚ GENIALNA!!
Jeśli chcesz, mogę powyrzekać na długość. Dla mnie opowiadanie NIGDY nie jest zbyt długie. 😀
Dziękuję za dedykację (nie wszyscy podzielają Twoje zdanie), jest mi bardzo miło, ale… to nie znaczy, ze zaprzestanę czepiania się. Buhahaha!
„Anabeth”- byłaś aż tak głodna, ze zjadałaś literki?
„Wyrządzać przysługi”- wyrządza się szkodę, przysługę można oddawać.
niefajne… troche takie…
No jakie?
Mi się podobało.
takie niefajne i dziwaczne 😛
niepelne
I CO JESZCZE?!?!?!?!!?!!?!
niewiem musze jeszcze raz przeczytac aby stwierdzic czy cos mi sie jeszcze nie podobalo ale mysle ze juz chyba nic
a z reszta nie badz nerwowa bo kazdy ma prawo do wlasnego zdania
JEDNO SŁOWO!
JESZCŹE JEDNO SŁOWO TO POPRZESTAWIAM CI FACJATE
ŻE CIE WŁASNY SMOCZEK NIEPOZNA!
Sorka magiap ale ta pomyłka genetyczna mnie „lekko” wkurzyła.
jak mi mozesz facjate poprzestawiac
nie rozumiem cie i mowie jedno slowo: o co chodzi z ta facjata
Jak coś krytykujesz, to przynajmniej pisz poprawnie.
A opowiadanie jest super, bardzo intrygujące 😀
nie krytykuje tylko wypowiadam sie na temat tego co przeczytalem
a czy ty jestes jakims nauczycielem bo nie rozumiem
O stary mam do cb sprawe napisze na meila
A ty mi tu nie pyskuj!!
Fakt, ale krytyka ZAWSZE powinna być uzasadniona. @magiap nie rozumiem jak CI może iść „jak po grudzie” opowiadnie. Załamie się!
do kogo na meila napiszesz a kto ma niepyskowac bo sie pogubilem
kto pyskuje niby???!!!
Meila DO ADRIANA.
TY mi tu NIEPYSKUJ.
I kończmy ten idiotyczny temat bo mnie coś trafi.
ale to ty zaczelas wiec chociarz nie wsciekaj sie
kamillos moim zdaniem nie powinieneś wdawać się w dyskusję z ClarisseXD. I na przyszłość lepiej uzasadnić swoją ocenę, bo sa tutaj takie osoby, co zawsze i wszędzie bedą szukać zwady
kamillos, nie podważam twojego prawa do wyrażania opinii, ale powinna być uzasadniona. Co ci nie pasuje? Słownictwo? Styl pisania? Zachowanie bohaterów? Dialogi? Sformatowanie tekstu? Dynamika akcji? Ilość i jakość opisów? A może ci się nudzi i krytykujesz dla rozrywki?! Wyraź dokładnie o co ci chodzi, to potraktujemy cię poważnie i nikt się nie będzie przyczepiać. No, może poza Clarisse XD, ale z nią nie wdawaj się w dyskusje, jeżeli nie masz DOBRYCH argumentów. A z twoich komentarzy wynika, że nie masz nawet byle jakich. Nie chcę cie obrażać, tylko mówię jak powinieneś wyrażać swoją opinię, żeby nikogo nie obrażać i żyć z nami pokojowo.
PS. Ludzie biorą cię nie poważnie, ponieważ piszesz swoje komentarze z tak gigantyczną ilością błędów, że trudno je rozszyfrować. Sprawdzaj je.
CZŁOWIEKU!
1. Pisz po ludzku (tzn. z polskimi znakami, wielkimi literami i poszanowaniem zasad ortografii).
2. Uzasadniaj opinie (szczególnie te negatywne). Co Magiap przyjdzie z tego, że jej napiszesz „niefajne”? Gó*** jej przyjdzie! Ale jeśli przyczepisz się do czegoś KONKRETNIE (tak jak ja do Twojej ortografii) to jest szansa, że ona poprawi rażący Cię błąd.
3. Przepraszamy (zbiorowo) za zachowanie PEWNEJ OSOBY (cześć, Alex). Jeśli chodzi o tego typu komentarze (zahaczające o trollowanie) to jesteśmy przewrażliwieni- zdarzają się naprawdę niemiłe osoby i niestety mieliśmy „przyjemność” się z takimi zetknąć… Sorry, reagujemy nieco ostro, ale personalnie nic do Ciebie nie mamy. Jeszcze raz PRZEPRASZAMY.
Fajniaste. Lubie to opko. Jest ciekawe I intrygujace 😀
przepraszam jesli cos powiedzialem nie tak ale wy tez na mnie napadacie jak na innego i obcego…
Chciałbym wszystkich przeprosić, a w szczególności magiap. Mam nadzieję, że nie jesteście na mnie bardzo obrażeni i nie jesteście na mnie źli. Nie chciałem żeby tak wyszło. Teraz macie mnie za zarozumiałe dziecko, które ciągle wdaje się w kłótnie. Dlatego jeszcze raz przepraszam wszystkich użytkowników bloga oraz tych, których uraziłem czy obraziłem.
kamillos, nie mam ci tego za złe. Sama zachowałam się trochę za impulsywnie, przepraszam. Ale i tak chciałabym się dowiedzieć, czemu nie podobało ci się moje opowiadanie. Może mogę coś poprawić?
Twoje opowiadania są świetne, jedne z moich ulubionych na tym blogu, masz dziewczyno talent!!! 😉