Od autorki: Witam mordeczki ! 😉 Oto moje kolejne jednorazowe opowiadanie. Mam nadzieję, że się Wam spodoba. Wszelkie zastrzeżenia w komentarzach. Miłego czytania!
Z dedykacją dla selene i Filio 😀
Zbliżała się godzina dziewiętnasta. Herosi podzieleni na dwie drużyny udali się do lasu, aby przygotować się do bitwy. Drużyna, w której była Allie omawiała strategię. Tak więc ich sztandar – ustawiony na polanie niedaleko strumyka – pilnował domek Hermesa i troje dzieci od Dionizosa. Dzieci Nike zajmą się zdobywaniem sztandaru drużyny przeciwnej. Obozowicze od Apolla i Posejdona skryli się za pobliskim drzewami, by zaatakować wroga.
Po lesie rozbrzmiał dźwięk konchy, rozpoczynający walkę. Oba zespoły jednocześnie ruszyły na siebie z wyciągniętymi do przodu mieczami czy też łukami. Pewna siebie Allie natarła jako pierwsza na przeciwnika. Płynne ruchy mieczem sprawiały wrażenie, jakby robiła to od wielu lat. W sumie… tak było. Nie ważne. Szybko i zwinnie atakowała rywali. Nie minęła chwila, a pokonała już paru niegodnych walki z nią herosów. Zdumiona, że tak dobrze jej to wychodzi, ruszyła w stronę sztandaru drużyny przeciwnej.
Z odległości dziesięciu metrów dostrzegła flagę wroga. Pełna szczęścia podbiegła w jej stronę. Parę metrów dzieliło ją do zwycięstwa. Już coraz bliżej…
Ku zdziwieniu Allie, zza drzewa wyłonił się przeciwnik. Zaatakował dziewczynę. Ciął w bok, starając się ją rozbroić. Jednak ona się nie poddawała. Natychmiastowy napływ energii, wzbudził w niej instynkt niepokonanej wojowniczki. Wyciągnęła miecz przed siebie i szybko natarła na rywala. Pchnęła go, powodując jego upadek. Zbliżyła się, sztych miecza wycelowała w jego gardło, a stopę postawiła na klatce piersiowej.
– No nieźle.- usłyszała głos bezradnego herosa.- Ale to jeszcze nie koniec.
– Jak to nie? Ja już automatycznie wygrałam. Jestem córką Nike – bogini zwycięstwa i chwały. Mnie się nie da pokonać.- odpowiedziała dumnie.
– To się jeszcze okaże!- warknął męski głos.
Heros, będący wcześniej bezbronny, szybko stanął na nogi. Z niewyobrażalną siłą natarł na Allie. Cięcie, odparowywanie, znowu cięcie, unik. Wyrównana walka ciągnęła się od paru minut, bez chwili wytchnienia.
– Wiesz…- wydyszał rywal.- Ja jestem synem Ereba, boga ciemności. Nie zdziw się, jak będziesz miała…- wziął głęboki oddech, nadal władając mieczem.- ciemno przed oczami.- dokończył.
– O mnie się nie martw. Zaraz to zakończę.- rzekła zdyszana dziewczyna.
I tak jak powiedziała, tak się stało. Ostatni ruch. Allie ugodziła w bok przeciwnika, pociągnęła go z bara i jako, że i tak już wiedziała, że wygrała tę walkę, delikatnie popchnęła go na drzewo.
– Mówiłam. Ja ZAWSZE wygrywam. Teraz pozwolisz…- podeszła do niego i wyciągnęła z dłoni miecz.- że to pożyczę i zrobię to, co zrobić miałam. Miłej imprezy dla przegranych, chłopczyku.
Dziewczyna z zadowoleniem udała się w stronę sztandaru. Z każdym krokiem czuła większe podekscytowanie. Gdy już chwyciła w dłonie flagę, zaśmiała się triumfalnie i podbiegła ku wygranej.
Przebiegając przez granicę obu pól drużyn, podskakiwała wesele. Herosi z jej zespołu wiwatowali głośno. Nawet wzięli dziewczynę na ręce i podrzucali nią wysoko. Będąc w górze, widziała zawiedzione twarze przegranych i też… skutki walki. Wszyscy obolali. W oddali zauważyła kuśtykającego chłopaka, z którym prowadziła ostatnie starcie. Kiedy ich spojrzenia się spotkały, ona uśmiechnęła się zadziornie i wystawiła język. A on? On tylko klasnął w dłonie i ponaglił swoją drużynę do obozu. Allie wiedziała, że to jej najlepsza bitwa…
&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&
Dziewczyna siedziała na schodach domku Nike. W dłoniach trzymała książkę, zafascynowanie ją czytając. Każda stronica wywoływała u niej niemy zachwyt. Ta książka… jakby opisywała jej losy. To taka jakby… przypowieść? Przypowieść jej żywotu? Sama nie wiedziała jak to poprawnie nazwać. Pewne było, że ma coś z nią wspólnego. Musiała ją przeczytać. Przecie dostała tą książkę od własnej matki. W dniu uznania… Zawsze dobrze to wspominała…
W trójkę stały na skraju mola. Mała Allie wraz z równie podobną do niej dziewczynką, spoglądały na piękną kobietę swoimi wielkimi, dziecięcymi oczkami. Bogini była doprawdy zjawiskowa. Proste, czarne włosy z granatowymi pasemkami powiewały na wietrze. Co dziwne, że dzieci nie przeraziły oczy matrony. Białe tęczówki z czarnymi obwódkami. Olśniewający uśmiech, wiecznie czerwone policzki… A ta suknia? Cudo. Wykonana z jakiegoś delikatnego, białego materiału sprawiała wrażenie wyjątkowej. Kobieta przykucnęła do dziewczynek, szepnęła im coś, po czym pogładziła obie po licach. Gdy bogini się od nich odsunęła, oczy Allie momentalnie zaszkliły się. Nike po raz ostatni spojrzała błagalnie na dzieci i przyjęła swoją prawdziwą postać. Na plecach wyrosły jej duże, czarne skrzydła ze złotymi piórami gdzieniegdzie. Kobieta wzięła głęboki oddech i uniosła się ku niebu, pozostawiając małe dziewczynki na mostku. Jedna z dziewczynek, akurat była nią Allie, spostrzegła, że w miejscu gdzie niedawno stała jej matka, leży książka… Teraz, mając dziewiętnaście lat, odważyła się ją przeczytać. A tą drugą, podobną do niej dziewczynką była… ech, przecież to takie oczywiste. Jej rodzona siostra… Bliźniaczka.
Gdy Allie była pogrążona w świecie literackim, pewne było, że coś musi się stać. Coś musi jej przeszkodzić w rozkoszowaniu się opowieścią. A więc… Tylko nikłe centymetry dzieliły córę Nike od zranienia czy też śmierci.
Otóż, kiedy dziewczyna zaparcie czytała książkę, koło jej ucha przeleciała strzała. Na szczęście czy też nie… trafiła w środek drzwi domku. Widzieliście kiedyś wściekłą heroskę? Na dodatek będącą córką Nike. Nie? To mniej więcej starajcie sobie wyobrazić to, co teraz opiszę. Allie zaczęła wrogo podnosić głowę znad książki. Oddech miała ciężki. Oczy paliły złością i żądzą krwi. Gdy powoli i z gracją wstawała, wiadome było, że długo nie będzie na tyle opanowana. Tak więc, rzuciła książkę o drewnianą podłogę werandy, szybko podbiegła do drzwi i z dużą siłą oraz towarzyszącym temu przerażającym wrzaskiem wyciągnęła strzałę. Zaraz po tym obróciła się na pięcie i ruszyła w stronę strzelnicy.
Kiedy już dotarła do celu, postarała się nie poznać po sobie tego, iż jest zła. Wzięła parę głębokich oddechów i przemówiła słodkim głosem:
– Heej chłopcy! Czy któryś z Was nie zgubił strzały? Wiecie, jako że jestem uprzejma, pragnę ją oddać właścicielowi.- po tych słowach zmusiła się do przyjaznego uśmiechu.
Wszyscy obecni obrócili głowy w stronę dziewczyny. Z szeregu łuczników wystąpił chłopak. Niepewnie podszedł do dziewczyny i powiedział:
– No siemka. Wiesz to moja strzała…
– Och, doprawdy?- zironizowała Allie.
– Tak. Możesz mi ją oddać?- zapytał błagalnie.
– Ależ oczywiście.- wyciągnęła dłoń ze strzałą w stronę chłopaka.- Ach tyle, że wiesz…- cofnęła rękę do tyłu.- zrobię to jak się chłopczyku nauczysz dobrze strzelać!
– Wiesz kochana, nie jestem już takim chłopczykiem jak Ci się wydaje. Jeżeli uważasz mężczyznę, mającego dwadzieścia jeden lat za „chłopczyka” to radzę Ci, zwróć się do okulisty.- odparł, wyrywając jej z dłoni strzałę.
– Ej!! Oddawaj! To moje!!- wrzasnęła Allie.
– Droga dziewczynko, ile Ty masz lat, żeby się kłócić o broń jak o klocka w przedszkolu?- zapytał z irytacją.
– Hm, przemiły chłopcze. Otóż żyję na tym świecie lat dziewiętnaście i jeszcze nigdy nie spotkałam równie ohydnego i wrednego człowieka.- odparowała mu.
– Pf, a czyją jesteś córką? Bo na pewno nie Afrodyty. Przepuszczam, że ten cepek Dioni robi Ci za ojczulka.- powiedział z sarkastycznym uśmiechem.
– Dla Twojej nieświadomości – mylisz się. Moją matką jest Nike. Wiesz kim jest, nieprawdaż? Ach, przepraszam pewnie teraz powiem coś, co Cię w zupełności zaskoczy. Ona jest opiekunką wojowników i SPORTOWCÓW… Ciemnoto- rzekła z naciskiem na niektóre słowa.
– Wiesz, zabawne. Bo określenie „ciemnoto” to dla mnie komplement. Teraz ja powiem, co Cię na pewno zdziwi i wprowadzi w niedowierzanie. Mój ojciec to Ereb. Władca ciemności. No … to dzięki za komplement, piękna.- odpowiedział chłopak.
– Odwal się!! I radzę Ci, potrenuj więcej. Dużo więcej, bo ta Twoja niezwykle trafna strzała o mało co nie pozbawiła mnie życia!- wrzasnęła.
– Bogowie! Czy Wy wszystkie od Nike jesteście takie złośliwe?! Nie do wiary normalnie … – rzekł chłopak i wykrzywił usta.
– Jak to wszystkie? To ile Ty znasz moich sióstr?- spytała z ciekawości Allie. Momentalnie przypomniała sobie o swojej rodzonej siostrze – Melanii. Poczuła ból, rozdzierający jej serce, jednak starała się tego nie okazywać.
– Nie wiem… Była taka jedna, z którą walczyłem podczas bitwy o sztandar. Dosłownie tak samo wredna jak Ty. Nie dziwię się, że siostry…
– Głupcze!! Cały czas mnie wyzywasz!! Zero szacunku do kobiet!! Och! Nawet mnie głupia szujo nie znasz a już obrażasz!!- wykrzyczała dziewczyna.
– Przecież pierwszy raz z Tobą rozmawiam, to jak mogę Cię cały czas obrażać?- zapytał, unosząc brew.
– Nie ee. To ja Cię wtedy pokonałam.- powiedziała z cisnącą się jej na usta irytacją.
– TO BYŁAŚ TY?!
– Tak , „jasnoto”. – wrzasnęła oburzona.
– Dobra, wiesz co. Nie chcę doprowadzić do kolejnej walki, więc weź mi po prostu zejdź z oczu…
– Allie.- wtrąciła córka Nike.
– Co proszę?- zapytał zdumiony chłopak.
– Mam na imię ALLIE.- odparła.
– Ja to Max, ale mniejsza z tym. Tak jak powiedziałem, proszę odejdź. Muszę potrenować, bo ktoś uważa, że tego potrzebuję do doskonałości.
– Dobrze, jak sobie życzysz chłopcze. Obyś zrobił sobie krzywdę.- rzuciła i oddaliła się.
************************
„Zwycięski” domek wyglądał teraz jak jeden, wielki, nieogarnięty sklep z ubraniami. Mianowicie tak jest za każdym razem, gdy dziewczęta przygotowują się do publicznych zbiorowisk. Każda biegała od szafy do szafy poszukując odpowiednich ubrań.
– Jessie!! Widziałaś mój czerwony top z nadrukami?!- wrzasnęła jedna z sióstr.
– Na bogów!! EVE!! Masz go na sobie!!- warknęła w odpowiedzi Jess.
– Oo, no tak. Sorki kochanie! Jestem dzisiaj taka zakręconaaaa…
– To się ogarnij, bo zaraz wychodzimy.- powiedziała najstarsza.- ALLIE, GOTOWA?!- wykrzyczała w stronę łazienki.
– Jeszcze chwileczkę Cami… Jeszcze chwileczkę…- przedłużała dziewczyna.- I już.- powiedziała jednocześnie wychodząc z pomieszczenia, w którym się wcześniej znajdowała.- I jak?
– Łaaał.- odpowiedziały w trójkę jednocześnie.
– Dzięki.- odparła Allie, mimowolnie zarumieniając się.
– Dobra, no to ruchy dziewczęta! W szeregu stanąć i wymaszerować w kierunku ogniska!- rozkazała grupowa domku – Camila.
– Za momencik do Was dołączę… tylko muszę… muszę coś zrobić.- rzekła Allie.
– Słuchaj słonko, jesteś śliczna, czym się tak martwisz?- spytała Cami.
– Nie, to nie o to chodzi. Muszę coś przemyśleć…
– Ech, no dobrze. Masz 5 minut. Potem już nie będę się za Ciebie tłumaczyć, okej?- powiedziała, po czym puściła oczko do Allie.
– Spoczko. No już, idźcie.- odparła z uśmiechem.
Po chwili domek Nike opustoszał. Jedyną istotą żywą, będącą w nim, była Allie. Dziewczyna podeszła do wielkiego lustra i zaczęła bacznie przyglądać się odbiciu.
– Allison Fletcher, jak Ty się zmieniłaś.- powiedziała do siebie.
Rzeczywiście, tak było. Przez te dziesięć lat pobytu na obozie dopiero zauważyła jak wydoroślała. Nie miała już tych samych, wiecznie radosnych, złotych oczu. Jej czarne włosy nabrały jeszcze większego blasku, a uśmiech… uśmiech wcale się nie zmienił. No… może poza tym, że ma już wszystkie stałe zęby i są bialutkie jak śnieg. A różane policzki? Są jeszcze bardziej widoczne niż kiedykolwiek indziej. Zgrabna i wysportowana sylwetka, na dodatek jeszcze te nieziemskie, długie nogi. Ideał.
Nie była jedną z tych dziewczyn, które poprzez duże dekolty uwydatniały biust. Ona wolała nosić zwykłe, różnokolorowe koszule, pod które zakładała bluzki na ramiączka. Do tego jej ulubiona para szortów oraz czerwone trampki za kostkę, no i ta dam! Było doskonale.
Charakter… Z każdym rokiem robił się coraz to ostrzejszy. Nie wiadomo czemu. Może to dojrzewanie? Kto wie, kto wie… Najważniejsze cechy, takie jak uczciwość, wierność, szczerość czy też pomoc innym – Allie posiadała. Choć nie często dawała to po sobie poznać. Nie zawierała zbytnio przyjaźni z innymi obozowiczami. Wiodła czasem taki tryb samotnika. Dla własnej wygody.
Tym przykrym wydarzeniem z jej przyszłości, które spowodowało… Melanii. Ona… Ona nie żyje. Jej śmierć nadeszła niemal miesiąc od pobytu na obozie. Tak znienacka. Najzwyczajniejsza śmierć. W nocy… był zanik pracy serca, a porankiem stwierdzono zgon… Nie znano przyczyny, bo przecież ona była zwykłym, cieszącym się życiem dzieckiem. Nie miała problemów ze zdrowiem. A tu nagle… Allie przez dłuższy czas nie mogła się pozbierać po utracie siostry. Tak bardzo ją to bolało. Jakby część jej umarła razem z nią. Od niemowlęcych lat robiły wszystko razem. Były wzorowymi siostrami. Do teraz nie potrafi się z tym pogodzić… Często o niej myśli i zastanawia się, co by było gdyby… gdyby nie jej śmierć. Jak mijało by im wspólne życie. Niestety, nigdy się tego nie dowie….
Dziewczyna wzięła głęboki oddech, starła palcem spływającą po licu bladą łzę i po raz ostatni spojrzała w lustro. Przez moment jakby widziała w odbiciu stojącą za nią Melanii. Wiedziała, że to zwykłe złudzenie. I aby nie doprowadzić się ponownie do stanu bezsilności i rozpaczy, szybko oddaliła się od lustra i ruszyła w stronę ogniska.
^^^^^^^^^^^^^^^^^
Dotarłszy na miejsce, wytężyła wzrok, by odnaleźć w tłumie tu zebranych herosów – swoje rodzeństwo. Trochę wysiłku i odnalazła je. Cała trójka siedziała na starym, dębowym pieńku, śpiewając głośno greckie pieśni wraz z innymi obozowiczami. Zachwyt gościł na twarzach wszystkich tu obecnych.
Allie zwinnie ominęła grupkę młodzieży smażącej pianki tuż przy ogniu.
Gdy siostrzyczki Nike dostrzegły zmierzającą ku nim Allison, ścisnęły się bardziej, robiąc sporo miejsca dla niej. Nie minęła chwila, a siedziała już wśród swojego rodzeństwa, śmiejąc się i wesele przyśpiewując.
Dziewczyna zauważyła siedzącego naprzeciw, po drugiej stronie paleniska- Maxa. Wpatrywała się w niego badawczo, mierzyła wzrokiem każdy centymetr jego ciała. Od głowy aż po stopy. Nie wiedzieć czemu, ale miał doprawdy ciekawą urodę. Tak jak Allie, miał czarne włosy tyle, że krótko przystrzyżone. Oczy… popielate, a ta ich głębia była taka… ekscytująca. W sumie powinna się bać każdego jego spojrzenia, jednak ona nic takiego nie odczuwała. Cerę miał śniadą, a uśmiech taki niezwykły. Pewnie powalał każdą dziewczynę na kolana. Wysoki, wysportowany i na dodatek taki męski.
– Wykapany synek Ereba.- pomyślała.
Nagle ich spojrzenia spotkały się. Allie poczuła niemiłe zawstydzenie, czemu? Przecież tak jakby darzyła tego chłopaka nienawiścią. To jaki jest powód jej onieśmielenia? Pewnie i tak się tego nie dowie, no cóż. Bywa. Po chwili wzajemnego przyglądanie się sobie, odwróciła wzrok. Napięcie opadło. Postanowiła się dobrze bawić.
*
Allie pochłonięta rozrywką z innymi obozowiczami bardzo się otworzyła. Była zupełnie inna. Po raz pierwszy. Jak widać, ktoś postanowił to wykorzystać. W kierunku córki Nike zmierzał nie kto inny, jak Max.
– Ej, dziewczyny. Chodźcie tam! Bliżej ogniska!- krzyknęła Cami.
Właśnie w tej chwili do sióstr doszedł syn Pana ciemności.
– Czeemuuu?- powiedziała zażenowana Eve.
– Idziemy!- warknęła Cami i rzuciła jej wyzywające spojrzenie. Pozostałe dziewczęta wstały.- Allie, Ty zostań. Popilnuj miejsca.- po tych słowach oddaliła się czym prędzej z resztą rodzeństwa.
Do córki Nike dosiadł się Max.
– Nie przeszkadzam Ci?- zapytał.
– Nie. Po co tu przylazłeś?- spytała z irytacją.
– Żeby dotrzymać Ci towarzystwa i dobrej zabawy.- odparł chłopak.
– Taak? Jakoś póki tu nie przyszedłeś wszystko było jak należy.- warknęła.
– Wiesz… nie tylko po to tu przyszedłem.
– Och, jestem tak bardzo, baaaaardzo ciekawa powodu Twojego przyjścia.- zironizowała.
– Przepraszam… Chciałem Cię przeprosić za ten dzisiejszy… incydent.- powiedział cicho.
– Słyszałam lepsze przeprosiny… coś się chłopczyku nie wysiliłeś.- rzekła żartobliwie dziewczyna.
– Ech, to jest okej?- zapytał z nadzieją Max.
– No wiesz… Nie padłeś na kolana, nie śpiewałeś dla mnie, nie widzę bukietu róż, orkiestry, ale… jest okej.- powiedziała z przyjaznym uśmiechem.
– No to super. Wiesz, możemy zacząć od początku…- zaproponował chłopak.
– Co? Walczyć? Sprzeczać się?- zapytała dziewczyna.
– A skądże, nie to miałem na myśli.- odparł.- Mniemałem na odnowieniu znajomości.
– No dobrze. Podoba mi się ten pomysł.- rzekła zadowolona Allie.
Przez resztę tego przeuroczego wieczoru ta dwójka bawiła się w najlepsze. Poznali się na tyle, na ile pozwalała im panująca atmosfera. Allie nabrała nowych przypuszczeń… Stwierdziła, że to może być naprawdę dobry początek znajomości.
W pewnym momencie wydarzyło się coś dziwnego. Bowiem ogień wzrósł na wysokość czterech metrów i zaczął przybierać podejrzany kształt. Przerażeni herosi cofnęli się do tyłu, kryjąc się za czym popadło. O dziwo stopy obozowiczów zaczęła delikatnie podmywać woda z jeziora. Zaś niebo rozjaśniały przebłyski światła z towarzyszącymi grzmotami. Nagle ni stąd ni zowąd przy palenisku pojawiła się osobiście Wielka Trójka z Olimpu. Zeus, Posejdon i Hades. Po chwili przygalopował do nich Chejron, a za nim spokojnym krokiem podążał Dionizos, popijając swoją Coca-Colę.
– Norma.- pomyślała Allie.- No to teraz się zacznie….
Do przodu wystąpił Pan Niebios, klasycznie ubrany w garnitur oraz z idealnie wypastowanymi lakierkami. Siwe włosy zaczesane do tyłu oraz równo przystrzyżona broda dodawały mu lat. Przez parę sekund przyglądał się wszystkim uważnie, po czym przemówił:
– Herosi! Niestety, ale musicie nas wesprzeć. Nas – bogów. Otóż nasza prośba polega na tym, iż piątka z Was wyruszy na arcy ważną misję. Ktoś może nie wrócić, jednak jesteśmy w stanie zaryzykować. A Wy?- spytał Zeus.
– Panie, pozwól, że ja wyjaśnię.- wtrącił Chejron.- Tak więc, jak słyszeliście pięcioro herosów musi wyruszyć na misję w poszukiwaniu nowego bóstwa… Możecie tego nie zrozumieć…
– Di immortales, zaginął mały bobasek, bóg jutrzenki – Nelfos1. Te głupkowate nimfy górskie miały się nim zająć, nie podołały zadaniu i teraz Wy naiwniacy macie wyruszyć na poszukiwania.- zwięźle wytłumaczył Hades.
– Bracie, jak Ty zawsze potrafisz wszystko racjonalnie wytłumaczyć.- rzekł Posejdon.
– Lata praktyki… Też masz teściową, co nie? Tyle, że moja osiągnęła już poziom głupoty starczej…- po tych słowach stopy Pana Podziemi poczęła porastać trawa.- Dobra, przepraszam… Demeter krowo.- dodał cicho.
– Dziękujemy za zwierzenia Hadesie. W każdym bądź razie musicie wyruszyć na misję i to jak naj….- podczas mowy Zeusa usłyszeć można było jakiś dziwny odgłos. Tak jakby… siorbanie? Jednocześnie wszyscy spojrzeli na Pana D., a ten tylko przewrócił oczami i rzucił puszkę przez ramię.- najszybciej. – dodał.
– Mieliśmy wcześniej krótką naradę i wytypowaliśmy już czwórkę herosów, którzy czy tego chcą czy też nie, wyruszą na misję. Ostatnią osobę dobiorą sobie sami.- powiedział Pan Mórz.
– Niech wystąpią Ci, których wymienię.- oznajmił centaur.- Drake – syn Zeusa, Nina – córka Hadesa, Patrick – syn Posejdona oraz Max – syn Ereba. Proszę podejść do nas.
Gdy Chejron wymówił imię Maxa, Allie doznała szoku. On? Na tak ważną misję? Czemu? Miliony pytań krążyło jej po głowie. Jednak ocknęła się, gdy usłyszała grzmot. To Pan Niebios starał się uciszyć pomruki rozmów. Córką Nike dostrzegła tak zwany „team” stojący tuż przed Olimpijczykami. W pewnym momencie krok do przodu postawił Max. Kulturalnie skłonił się i powiedział:
– Z całym szacunkiem, ale dlaczego to ja mam być jednym z piątki herosów?- zapytał.
– Otóż Maxie, masz wiele doświadczenia i na dodatek, Twym ojcem jest Ereb, czyli władca ciemności. Bóg, którego poszukujecie to Nelfos – Pan świtu. Myślę, że Twoja wiedza, jak i również korzenie rodzinne mogą wiele pomóc.- odparł Chejron.
– Oczywiście.- rzekł cicho Max.
– No to jak? Już skończyliśmy? Bachory wybrane, jutro pójdzie któryś do wyroczni i niech mi się na oczy nie pokazują, póki nie wrócą z Nelfosem.- wtrącił dyrektor obozu.
– Drogi Dionizosie, nie wiemy, czy herosi podejmą się wyzwania no i nie mamy pełnego składu…- powiedział Posejdon.
W odpowiedz bóg Wina głośno westchnął.
– To ruszycie swoje tyłki, aby ocalić kolejnego, nieznośnego boga czy nie?- warknął Pan D.
– Tak.- odpowiedzieli równocześnie.
– No to teraz wybierzcie piątego uczestnika misji.- powiedział Zeus.
Cała czwórka nachyliła do siebie głowy i zaczęli cicho dyskutować. Wszyscy zebrani nerwowo rozglądali się po okolicy. Nikt nie wiedział, kogo wybiorą. Po krótkiej konsultacji głos zabrała Nina.
– Ustaliliśmy, że razem z nami na misję wyruszy Sandie. To córka Apolla. Myślimy, że jej wiedza również może się przydać. Sandie, możesz wystąpić i podać swoją odpowiedź?
Zza ławki wyszła niska blondynka. Wzięła głęboki oddech i…
– Podejmuję wyzwanie.- rzekła dumnie.
Zeus klasnął dłońmi i zakomunikował:
– Resztę informacji przekaże Wam Chejron. Dziękujemy za chęć udzielenia nam pomocy. W każdym bądź razie – obowiązki wzywają. Żegnam!
Po czym znikł w złotym pyle. Tak samo stało się z Posejdonem i Hadesem. Również się ewakuowali.
– Osoby wyruszające na misję niech zaraz zgłoszą się do mnie w Wielkim Domu. Omówimy misję. A teraz rozjeść się do domków!- rozkazał Chejron.
Allie, będąc posłuszna, obróciła się na pięcie i zmierzała w stronę domku Nike. W pewnym momencie ktoś położył dłoń na jej ramieniu. Okazało się, że to dłoń zmachanego Maxa, który prawdopodobnie biegł za dziewczyną.
– ALLIE! STÓJ PROSZĘ! CZY TAM ZWOLNIJ!- wrzasnął jej do ucha. Dziewczyna zaśmiała się cicho.
– No dobrze, dobrze. Coś się stało chłopczyku?- spytała chytrze.
– Tak! To znaczy… Nie! To znaczy chciałem zapytać, czy się jutro spotkamy…- odparł chłopak.
Na twarzy Allie od razu pojawiły się rumieńce. Na jej szczęście było już ciemno, więc Max nie mógł ich dojrzeć.
– No… oczywiście. Ale czy Ty nie powinieneś być teraz na tym ważnym spotkaniu?- zapytała z ciekawości.
– SPOTKANIE! NA BOGÓW!! TAKI BYŁEM PRZEJĘTY POŚCIGIEM ZA TOBĄ, ŻE ZAPOMNIAŁEM!- wrzasnął Max.
– No to leć chłopczyku, nie wiem na co czekasz!- odpowiedziała Allie.
– Na pożegnanie, droga koleżanko.- powiedział syn Ciemności.
Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie i wyciągnęła rękę w stronę chłopaka. Ten – uścisnął ją. Jej oczy zabłysnęły, a serce rozpalił miły ogień.
– Do zobaczenia jutro oraz powodzenia!- rzuciła na pożegnanie Allie, po czym oddaliła się nie dając odpowiedzieć Maxowi.
###########################
Następnego dnia…
Obudziła się wczesnym rankiem. Niechętnie. Miała tak przyjemny, lekki sen, że nie chciała za nic otwierać oczu. Niestety, musiała. Co za ironia losu, człowiek sobie chce pospać, a tu nie wiadomo jakie siły wyciągają go z krainy snów. Przeciągnęła się niezadowolenie, mruknęła coś cicho i niewyraźnie, po czym sięgnęła ręką w stronę szafki nocnej. W dłoń złapała zegarek, którego historia jest przepiękna…
W czasach drugiej wojny światowej, kiedy to Niemcy oblegały Polskę narodziła się miłość. Miłość dwojga ludzi – polskiej emigrantki i niemieckiego żołnierza. Zakazane uczucie. Gdyby ktoś się dowiedział … W tajemnicy spotykali się przy starym świerku na opuszczonym cmentarzu. Z dala od ludzi, miasta, rzeczywistości. Oni razem tworzyli swój własny świat.
Spotkali się w równonoc jesienną. On czekał na nią, ubrany w mundur, z bukietem róż… W sumie z bukietem liści, które zostały przekształcone w różyczki. Ona – zwiewna błękitna sukienka w białe groszki… Włosy splecione w warkocz – uśmiechała się stale.
Namiętnie rozmawiali, nigdy nie brakło im tematu. Siedzieli oparci o konar drzewa. Mężczyzna obejmował ją ramieniem. Śmiali się donośnie ze zdjęć. Ze zdjęć, które przyniosła kobieta. Była na nich ona w okresie dzieciństwa. Było tak cudownie. Spojrzenia zakochanych spotkały się. Kobieta poczuła jak jego dłoń gładzi jej policzek. Delikatnie przymknęła oczy. Po chwili zaczęli się całować. Całować tak … zjawiskowo. Tak… prawdziwie i szczerze.
Soczyste, załzawione, długie, odręcznie pisane listy miłosne. Tak wyznawali sobie miłość. A miłość to… Właściwa interpretacja tego uczucia to… odcień życia.
To było ich ostatnie spotkanie, ostatnie chwile życia. Zaraz potem, nadal będąc w objęciach, nie słysząc nic! Żadnego szmeru! Rozstrzelano ich. Zostali wydani… Wydał ich ojciec dziewczyny. Dowiedział się o tym z pamiętnika, jaki skrycie prowadziła jego córka. Opisywała tam wszystko. Każde ich spotkanie, ich uczucie, ich samych. Gdy ojciec to znalazł, oddał to dowódcy wojska niemieckiego, a ten od razu zainterweniował. Wysłał paru żołnierzy w opisane szczegółowo miejsce i nakazał rozstrzelać „zdrajców”. Tak zginęli. A ten bezduszny ojciec zrobił to dla własnych korzyści.
Co ma do tej historii zegarek? Zegarek ten odnalazła młodsza siostra dziewczyny, przechowywała go w tajemnicy. Potem, na łożu śmierci przekazała go swojej córce. I tak wędrował on z pokolenia na pokolenie, aż dotarł do Allie. Okazało się, że tą kobietą była jej pra- pra- pra- babka…
********************************************
Powolnym, lecz pewnym siebie krokiem Allie wracała ze śniadania. Uważnie przyglądała się otoczeniu. Spostrzegła trenujących już herosów na arenie szermierczej, przecinające powietrze strzały nad strzelnicą, obozowiczów dosiadających pegazów… Ten obóz żył własnym życiem. Każdy by się tu odnalazł. Każdy. Ci ludzie, mimo, że niektórzy nie dojrzali, drudzy osamotnieni, no i wiele, wiele innych typów – zawsze znajdziesz tutaj bratnią duszę. Córa Nike znalazła chyba swojej dopełnienie. Drugą osobę, wypełniające tą pustkę w sercu. Na której jej zależy, której nie chciała by stracić… W pewnym momencie przypomniało się jej coś bardzo ważnego. Przecież miała się spotkać z Maxem! Od razu zmieniła cel, do którego podążała. Skierowała się w stronę domku dzieci Ereba…
Roztargniona wbiegła na werandę domku. Szybko przegarnęła dłonią włosy, poprawiła koszulę i zapukała. Drzwi otworzył jej na oko dwunastoletni, ciemnowłosy chłopak.
– Ym, hej. Jest może Max?- zapytała z nadzieją Allie.
– Ty do Maxa przyszłaś?- spytał z kpiną.
– No tak, nie widzę w tym nic złego. To jest czy go nie ma?- powtórzyła.
– No nie wiem… Musiałbym to sprawdzić, ale to coś kosztujee…
– Słuchaj młody, sprawdź łaskawie czy jest Max, albo inaczej to się skończy.- powiedziała gniewnie dziewczyna.
– Nie boję się Ciebie starucho! I nie sprawdzę, spadaj!- wrzasnął chłopiec, zamykając drzwi z hukiem tuż przed nosem córki Nike.
Dziewczyna oburzona sytuacją prychnęła i zaczęła wściekle uderzać pięścią w drzwi. Po chwili zostały otworzone…
– SŁUCHAJ TY MAŁY GÓWNIARZU!!- wydarła się Allie w stronę osoby naprzeciw, nie spoglądając nawet na nią. Ona jedynie groziła nerwowo palcem.- JAK TY SIĘ DO STARSZYCH ZWRACASZ!! ZARAZ CIĘ TU NAUCZĘ KUL…- urwała, gdyż ktoś przytrzymał jej obie ręce. Dziewczyna podniosła wzrok.
Tuż przed nią stał wysoki, około siedemnastoletni chłopak. Miał gęste, opadające czarne włosy i takie niesamowite oczy… tęczówki w odcieniu pomarańczu. Prosty nos i wyraźne kości policzkowe upodobniały go do modela. A te białe zęby i dołeczki? Coś niezwykłego. Ubrany był w szarą koszulkę na krótki rękaw wyciętą w serek oraz żółte szorty i dopasowane granatowe trampki…
– Prze… przepraszam. Ja myślałam, że to ten mały … – wyjąkała dziewczyna.- Yyy, mógłbyś… mógłbyś mnie puścić?
– Och tak, przepraszam.- powiedział słodkim głosem chłopak.- A tak w ogóle, to witaj. Jestem Roy.
– Eee… Cześć. Mam… Mam na imię Allie. Miło mi.- wybełkotała córka Nike, nadal będąc zachwycona urodą chłopaka.
– Mi również. A więc… co tak piękną dziewczynę tu sprowadza?- zapytał Roy i oparł się o drzwi.
– Szukam Maxa… A właśnie, jest może?
– NIE MA GŁUPIA KROWO!!- doszedł ich chłopięcy głosik ze wnętrza domku.
– Ej! Kane! Trochę szacunku! Bo inaczej będziesz dzisiaj sprzątał w całym domku!- wykrzyczał w jego stronę Roy.- Przepraszam, on jest… inny. Możesz powtórzyć kogo szukasz?
– Maxa.- powiedziała cicho.
– Oo. Tak mi przykro… Z samego rana wyruszył na misję. Nikt Ci nie przekazał?
– Niestety nie. No cóż…- rzekła Allie.
– Kurde, a już myślałem, że mój dzień będzie piękny, a teraz się nieprzyjemnie zepsuł.- powiedział zrezygnowanie Roy.
– Skąd te pochopne wnioski?- zapytała córka Nike.
– Budzę się rano – piękny dzień. Otwieram drzwi – a w nich stoi piękna dziewczyna. Teraz okazuje się, że mój bracholek sobie ją zajął. Może być gorzej?- postawił znaczące pytanie syn Ereba.
– Uwierz, może być gorzej, ale nie chcę Ci przybliżać przykładowych wydarzeń, jakie tworzą się teraz w mojej wyobraźni.- stwierdziła Allie.
– Jest jeszcze szansa na poprawę humoru?- spytał błagalnie chłopak.
– Każdy ma szansę, która zawsze jest.- powiedziała z uśmiechem na twarzy dziewczyna. Zaczęła się teraz powoli oddalać od drzwi.- Wiesz… możemy o tym pogadać.- dodała schodząc po schodach.- Cześć, Roy.- rzuciła.
– TO WYKORZYSTAJMY TĘ SZANSĘ DZISIAJ O 19 NAD JEZIOREM!- krzyknął za nią chłopak.
Allie w odpowiedzi uniosła wysoko rękę i wystawiła kciuk do góry. Nie chciała się obrócić. Nie chciała, żeby dostrzegł jej rumieńce. Wielce dumna wróciła do swojego domku…
########################################
– Przeestaań!! To jest dziwne!!- wrzeszczała Allie śmiejąc się zarazem.
– Co przestań??!! Przecież to Ci się podoba!!- odpowiedział Roy.
– Ohyda!!- powiedziała i znów się zaśmiała, nie mogąc się powstrzymać.- Ściągaj z nosa tego żelkowego węża!! To wygląda jak glut!!
– Uważaj, bo Cię ten wężyk zaraz…- mówiąc to stopniowo ściszał głos.- UKĄSI!- wykrzyczał i rzucił się na Allie.
Leżała ona na piasku, a Roy nachylał się teraz nad nią, mając ręce rozstawione obok ramion dziewczyny. Była to ciepła, letnia noc. Obarzanek księżyca unosił się nad taflą jeziora z towarzyszącym mu miliardem srebrnych gwiazd.
– RATUNKU!! S.O.S.!! ZMUTOWANY GIL NOSOWY MNIE ZAATAKOWAŁ!- wykrzykiwała córka Nike, z chwilowymi przerywami na śmiech.
– DZIEWOJO, TOBIE JUŻ NIC NIE POMOŻE.- rzekł chłopak głosem niczym Darth Vader.
– Mam się bać?-zironizowała Allie i uniosła brew.
– W mojej obecności… nic Ci nie grozi.- wyszeptał Roy, po czym przybliżył się bardziej do dziewczyny. Nie minęła chwila, a poczęli się całować. Delikatnie muskając usta… Namiętnie stykać wargami… Allie nie była w stanie się powstrzymać. To było silniejsze od niej…
&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&&
Z dnia na dzień Allie z Roy’em tylko wzmacniali swoje relacje. Stali się sobie bardzo bliscy. Bardzo. Co też nie oznacza, że córka Nike tak po prostu zapomniała o Maxie. Nie. Wręcz przeciwnie. Jeszcze więcej o nim myślała. O wiele więcej. Roy i Max tak bardzo się od siebie różnili. Mimo, że są braćmi, każdy z nich miał inne podejście do świata, do miłości, do Allie… I to tak na prawdę stawiało ją w trudnej sytuacji. Sytuacji, która ważyła losy aż trzech osób, no bo cóż… Tylko dwójka z nich będzie szczęśliwa… Niestety, ale bracia teraz wręcz współzawodniczą. Dziewczyna właśnie do tego nie chciała doprowadzić. Najwyraźniej los chciał inaczej… Może to próba? Jakieś wyzwanie wierności? Allie nie wiedziała. Jedyne co teraz utrzymywało ją przy zdrowym rozsądku był Roy. To on pilnował by dziewczyna nie popełniła jakiegoś głupstwa. Czy ich uczucie jest warte zaprzepaszczenia tego co jest też zarówno między nią a Maxem? Którego z nich tak naprawdę kocha? Nie była teraz w stanie odpowiedzieć sobie na te pytanie. Z każdym dniem Roy był dla niej ważniejszy, ale też z tym samym dniem bardziej tęskniła za Maxem… Martwiła się o niego. Im dłużej go nie było, tym bardziej dręczyła koordynatora zajęć – Chejrona, pytaniami dotyczącymi misji, tak jak wtedy…
– Jak to nie ma żadnych wieści?!- wrzasnęła oburzona córka Nike, a jej głos rozniósł się echem po amfiteatrze, a ręce uniosła w geście kapitulacji.
– Herosi przeżywają teraz tzw. punkt kulminacyjny misji. Wykonują teraz to najważniejsze zadanie. Nie mogę im w tym przeszkodzić, nie jestem w stanie sprzeciwić się ich woli. Sami prosili, byśmy się z nimi nie kontaktowali w najbliższym czasie. Tak więc czekamy na iryfon z ich strony.- odpowiedział uspokajającym tonem centaur.
– No… No a jak wpakowali się w jakieś kłopoty… Albo są więzieni, albo muszą pracować na rzecz jakiegoś okrutnego faceta, luuub zostali pożarci… Wszystko mogło się wydarzyć, musimy do nie zatelefonować!- rzekła stanowczo Allie.
– Widzę, że się martwisz, ale musisz mnie zrozumieć. Gdyby mieli jakiekolwiek problemy, ktoś, może któryś z bogów, poinformował by nas o tym. Daj im czas. Niech na spokojnie wykonają misję. Dasz radę wytrzymać jeszcze tę parę dni, na pewno Allison. – powiedział Chejron, klepiąc jednocześnie dziewczynę po ramieniu.
– Oczywiście, dziękuję.- stwierdziła smętnie.- Gdyby zadzwonili, proszę przekazać Maxowi, że w niego wierzę i… że czekam.- dodała.
– Żaden problem. Od razu Cię poinformuję jak czegoś się dowiem. Nie masz się czym przejmować. Max to duży chłopiec.- pocieszał dziewczynę.- No a ja teraz lecę rozegrać partyjkę makao z Panem D. Jeśli chciałabyś… możesz wpaść, jesteś zawsze mile widziana.
– Z chęcią i jeszcze raz dziękuję. Do widzenia Chejronie.- oznajmiła Allie i ruszyła w stronę lasu.
************************************************
Po paru dniach…
Córka Nike siedziała na jednym ze schodków przed swoim domkiem. Czarne włosy splecione w kłoska zarzuconego na bok delikatnie połyskiwały w słońcu. Złote oczy jak zwykle wesołe, policzki różane i na dodatek ten subtelny uśmiech. Tradycyjnie miała na sobie czerwoną koszulę w kratę, której nie zapięła, a tuż pod nią bordową bluzkę na ramiączka. Do tego krótkie, dżinsowe szorty, żółte trampki za kostkę i Allie czuła się jak ryba w wodzie. Wygodny i praktyczny ubiór. Tak więc siedziała przed swoim domkiem przeglądając kartki jakiejś książki, którą dostała od Chejrona na zabicie czasu. Nie był to najlepszy pomysł. Ale co miała do wyboru? Mimo iż ogarniała ją wszelka niechęć i tak ją czytała. Zanurzona w lekturze o mały włos, malutki!, zostałaby znowu zraniona. Otóż dziwnym przypadkiem, strzała przefrunęła jej koło ucha i po raz kolejny trafiła w drzwi. Pewnie myślicie, że reakcja Allie była taka sama jak poprzednio? Jesteście w błędzie. Córka Nike kompletnie zignorowała tą sytuację i fakt, że mogła z niej wyjść z uszczerbkiem na zdrowiu. Nagle usłyszała znajomy jej głos:
– EJ DZIEWCZYNKO!! A GDZIE TWÓJ BULWERS?? CHYBA NA MARNE ĆWICZYŁEM TRAFIANIE DO CELU!!
Serce dziewczyny zabiło szybciej. Gdy tylko usłyszała ten przeuroczy głos od razu oniemiała. Nie mogła wręcz uwierzyć. No… nie była pewna czy to właśnie JEGO usłyszała. Bała się sprawdzić. Bała się rozczarowania. Postanowiła zaryzykować. Powoli uniosła głowę do góry, ale oczy pozostawiła zamknięte. Kiedy już uniosła głowę do granic możliwości, zaczęła powoli otwierać lewe oko. Baaardzo powoli. Powieka delikatnie unosiła się do góry. Z początku obraz był zamazany, ale gdy już całkowicie otwarła oko ujrzała to, co oczekiwała. Od razu otworzyła prawe oko, rzuciła książką o werandę i pobiegła w stronę chłopaka. Nie mogła powstrzymać łez, które spływały jej po polikach ze szczęścia. Gdy już dobiegła do niego, rzuciła mu się w ramiona. Ten zaskoczony opuścił na ziemię torbę i przytulił Allie.
– WRÓCIŁEŚ!- wykrzyczała piskliwym głosem.
– No najwyraźniej. Skąd ta radość? – spytał zdumiony Max.
– Tęskniłam.- powiedziała dziewczyna i powoli odsunęła się od chłopaka.- Czy coś w tym złego?
– A skądże. Myślałem, że na powitanie podasz mi rękę i zaczniesz się nabijać, że wróciłem żywy…
– To była dawna Allie. Teraz miałam wiele czasu na przemyślenia. I się zmieniłam. I wybrałam Ciebie. I … – nie dokończyła, gdyż nie była pewna czy to co teraz powie będzie stosowne.
– I?- zapytał dociekliwie chłopak.
– Kocham Cię.- wyszeptała.
– Dziewczynka na reszcie dorosła. I to najmilszy prezent na powitanie jaki kiedykolwiek mogłem dostać.- stwierdził syn Ereba.
– Aa… Ty mnie kochasz?- zapytała, patrząc na chłopaka podejrzliwym wzorkiem.
– Wyruszyłem na niebezpieczną misję, by wywrzeć na Tobie wrażenie. Nie było mnie masę czasu. Walczyłem z potworami. Chroniłem tyłek jakiemuś zasranemu, małemu dziecku. I to dla Ciebie. Przecież to takie…- podszedł do dziewczyny i pocałował ją. Pocałował ją tak jak… może to dziwne porównanie, ale dokładnie tak samo jak jej pra- pra- pra- babka całowała się ze swoim mężczyzną. Prawdziwie i szczerze. To dopiero dowód miłości.- oczywiste.- dokończył po pocałunku.
– Ciemnota nabrała trochę wprawy, brawoo! Brawo!- rzekła żartobliwie Allie.
– Tylko dla tej jedynej.- powiedział czule Max i przytulił dziewczynę. Córka Nike bezgłośnie wyciągnęła z pochwy miecz chłopaka, następnie odskoczyła i wycelowała sztych w jego gardło.
– Synalek Ereba nie ma refleksu, trzeba to naprawić.- oznajmiła dumnie.
Chłopak zwinnie wyciągnął miecz z dłoni dziewczyny i znów ją pocałował.
KONIEC!
__________________________
1Nelfos – bóg jutrzenki. (bóstwo wymyślone przez autorkę opowiadania)
kocham to, potworku :*
Nareszcie doczekałam się kolejnego Twojego opowiadania… I nie żałuję. ^^ Piszesz lekkim, bardzo dobrym stylem. Uwielbiam Twoje opowiadania chyba najbardziej ze wszystkich na tym blogu. Ponieważ piszesz jednorazówki, każdy w Twoich opkach może znależć coś dla siebie. GENIALNE! 😀
Bardzo mi się podobalo! Wreszcie jakieś opko, w którym gówna bohaterka nie idzie na misję! Od początku byam za Maxem.
Tak w ogóle, to wczoraj skończyam 3 cz. MZG, dzioś ostatnie poprawki i wysyam! 3 cz. ma 7 stron!
Super. Pisz więcej jednorazowych opek. 😉
Łiiii, Twoje opko!!! Doczekałam się ^^
Dziękuję za dedykację 😀
Świeeeetne. Uwielbiam Twoje opowiadania.
Napisz jeszcze jakieś! I wyślij mi od razu na gg, proszę.
Świetne! Trochę ckliwe, ale dobre.
Ale tak w ogóle to jest BOGINI jutrzenki. Różowo palca bogini Eos.
Zaiste : )))))))
bardzo piękne
Chyba mam uczucie deya-vu (czy jak to sie tam pisze), ale mam wrazenie ze czytalam to opowiadanie. Jest bardzo fajne, ale ja tam wolalam Roya… Napisz cd, please
cuuuuuuuuuuuuuuuuuuudo <3 <3 <3
brakuje mi tu tylko jednego
DEDYKACJI DLA MNIE 😛
oczywiście żartowałam 😀
jak się już zabiorę do opka o którym ci opowiadałam to bd zaszczycona otrzymując twoją pomoc <3
bo moje opka są jakieś dziadowe jak je sama piszę 😀 więc jakieś urozmaicenie się przyda 😀
Ty wiesz, że kocham to opko<33333333333333
Dzieki za dedykacje potworku :***
No i oczywiście widać, żre nie napisąłabyś nez mojej pomocy… żartuje
kocham potworku, i kończu już tamto <333
Aaa! Uwielbiam to opowiadanie! Jest takie romantyczne!
czy mi się zdaje, ale czy ty piszesz tylko romanse??? ale opowiadanie naprawde wspaniałe chociaż mogłaś dodać reakcje Roya np. olal laskę i zaczął zarywać do córki Afrodyty czy coś. Jednakowóż opowiadanie na poziomie i bardzo mi się podobają. Jak kiedyś napiszesz jakieś romansidło to poproszę Cię o autograf 😉 nawet jeśli musiałabym lecieć przez pół kraju
W sumie to jest tak ; napisałam dwa smutne opka, to kazali mi napisać coś ze szczęśliwym zakończeniem, no to proszę bardzo 😀
przestań, ja miałabym niby cokolwiek napisać w przyszłości jako pisarka? Dobre sobie, ale autograf zawsze mogę Ci bazgrolnąć xD haha 😉
ja tam lubie twój styl, bo twoje opisy wcale a wcale mnie nie nużą tylko ciekawią. Masz bardzo bogaty język i to widać. Jesteś chyba jedyną osobą przy której opisy są plusem a nie minusem. moja ocena opowiadanie to 9,5 na 10
Ahh, uwiellbiam too !!! XD
Pisz więcej jednorazowych opowiadań
Piper, a napiszesz jeszcze jekieś smutne opowiadanie? Ty piszesz chyba najlepsze… Please… (oczy kota ze Shreka)
W sumie to jest tak … Jestem w połowie dramatycznego opka, piszę świąteczne opowiadanie o Aresie i wysłałam przed chwilą nową jednorazówkę św. Ewentualnie pomyślę jeszcze nad tą propozycją 😀 i dam znać !
Suuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuu( trzy zamiecie śnieżne później)uuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuper!!!