Po dość długiej przerwie postanowiłam coś napisać i wysłać. Skoro jestem chora, to mam mnóstwo czasu! Więc Difference też się pojawi. Jak na razie pierwsza i ostatnia część Syna Mnemosyne. Poprawcie mnie, bo mam 1039477658 błędów. To przez ten ból głowy. Pozdrawiam!
-Odejdź. Proszę…
Łza zakręciła się w jego oku. Dlaczego ona? Dlaczego teraz? Tyle razem przeszli… Tyle sobie obiecywali.
-Dlaczego? Co się stało?
Odpisał jej. Przecież nie może tak po prostu od niej odejść! Zna ją krótko, ale zbyt bardzo się do niej przywiązał. Pół roku zmarnowane?!
-Odpisz! Skoro jesteś taka odważna, żeby zrywać znajomość przez internet, to może odpisz dlaczego.
Teraz nie jest smutny. Wściekły na siebie, że oddałby wszystko za nią. A ona urywa kontakt. Nawet nie chce napisać, dlaczego. Zabrał gitarę i zaczął wściekle na niej grać. Była 18, więc sąsiedzi nie mogą się doczepić. Jakby grał po 22, to by mieli prawo, ale teraz? Bullet For My Valentine – Waking The Demon. Zagrał 3 razy i postanowił zmienić utwór, tymczasem usłyszał dźwięk wiadomości. Rzucił wszystko w cholerę, żeby przeczytać, co kto mu napisał. To była ona.
-Przepraszam, ale uważam, że to nie ma sensu. Nasza znajomość. Internet i co? Tylko to. Nie chcę takiego czegoś! Wolę mieć 5 znajomych w rzeczywistości, niż jedną osobę przez internet. Uświadomiłam sobie, że mogę odejść od komputera i odbudować stare przyjaźnie. Umocnić te, które posiadam obecnie. Muszę zrezygnować z Ciebie, albo z nich. I wolę Ciebie stracić. Przykro mi.
-Tak długo obiecywałaś, że będziesz. I odchodzisz. Dobrze, niech tak będzie. Pozdrawiam i żegnaj, Jenna.
-Żegnaj Paris.
Usunął ją z kontaktów, wszystko co było z nią wspólnego. Wiedział, że powinien walczyć. Ale odpuścił sobie. Jest herosem, w dodatku wczoraj był 23 styczeń, jego urodziny. Ma 14 lat i jest synem Mnemosyne. Chociaż Mnemosyne była tytanidą, wywodziła się z Grecji, to jego babcia jest potomkinią Plutona, a dziadek Apollona. Italia i Grecja połączone? W jednej rodzinie? Niech tak będzie! Chociaż Zeus (czy tam Jupiter, jak kto woli) nie wyraził zgody na ślub dzieci Plutona i Apolla (tej greckiej wersji), to i tak wzięli ślub i mieli dziecko, które po części związało się z Pamięcią. To znaczy Mnemosyne.
Nie! To, że jego matka jest boginią pamięci, to nie oznacza, że nie zapomni. Bo zapomni. Obiecuje sobie to na Styks!
Dwa lata później. Obóz herosów.
-Nie wierzę! Jesteś lepszy niż niejednych z całorocznych w walce na miecze. Brawo. Jesteś tu na wakacje, od 3 lat… No no.
-Tak czy siak jestem gorszy od Ciebie, Cole. A dobrze walczę, ponieważ tata mnie uczy. Jest mieszańcem.
-Czyli?
-Moja babcia jest córką Plutona, a dziadek synem Apolla.
-Dlatego jesteś taki tajemniczy, pamiętliwy i umuzykalniony…
-Tak, cechy dziedziczne. A tajemniczy jestem nie tylko z powodu Plutona. To przez dziewczynę.
-A tam, jedną się przejmować. Masz ładne brązowe włosy, sięgające połowy karku. Super czarne oczy. I pro charakter. Ogólnie jakbym był dziewczyną, to bym się o Ciebie starał.
-Zapomniałem, że Ty lubisz i to, i to. Sorry.
-Spoko.
Rozdzielili się. Nagle zobaczył coś, co go zszokowało. Dziewczyna jego marzeń! Dosłownie! Jasna brunetka, zielone oczy. I ten głęboki wyraz smutku na jej twarzy…
Zapewne będzie dobrą przyjaciółką. Zaryzykujmy.
-Cześć. Jestem Paris. Nowa?
-Witam, a ja Helen. Nowa, nowa. Nie wiem co gdzie jest.
-A wiesz kogo córką jesteś?
-Nie. Nie wierzę w mity…
-No cóż. Ja jestem synem Mnemosyne. Czyli pamięci…
-Aha.
-I stawiam, że jesteś córką Afrodyty.
-To się okaże. Poza tym, jak już mówiłam wcześniej, nie wierzę w mity. – uśmiechnęła się do niego! Ten uśmiech przyprawił go o zawał serca.
-To może, ja… Eee… oprowadzić Cię po yyy obozie? – spojrzała na niego, przechyliła głowę na prawe ramię. Znowu zagościł jej uśmiech na twarzy.
-Jasne.
Oprowadzając ją po obozie, świetnie się bawił. Zresztą ona też. Widać, że miała jakąś rezerwę, bała się czegoś, ale przynajmniej nie była smutna. Starał się, żeby ciągle się śmiała. Co mu wychodziło perfekcyjnie.
Po krótkim czasie bardzo się do siebie przywiązali. Paris cały czas myślał o sytuacji sprzed pół roku. Ale kiedy była w pobliżu Helen, wszystko mijało. Niestety, ale miała chłopaka…
-Jak się nazywa? – spytał od niechcenia Paris.
-Maddox. Ale wszyscy go nazywają Dox. – rozmarzyła się. – Jest blondynem. Brązowe oczy. Wysportowany, silny i mądry. Ale czasami wydaje mi się, że woli sport i przyjaciół niż mnie.
-Tylko Ci się wydaje. Ja na jego miejscu nie odrywałbym wzroku od Ciebie. Ale ja to ja, a on to on.
Zaczerwieniła się. Ach słodko wygląda z czerwonymi policzkami…
-Dziękuję. To było miłe. Chyba go nie kocham…
-Dlaczego tak sądzisz?
-Ponieważ zastanawiam się, czy go kocham. A jeśli się zastanawiam, to go nie kocham. Jestem tego pewna. – zmarszczyła brwi. Wszystko robi profesjonalnie…
-Masz rację. Helen… – zobaczył hologram nad jej głową.
-Co?
-Jesteś określona. – podniosła głowę.
-Jestem określona, ponieważ zrozumiałam pojęcie ”Miłość”? A gołąb to kto?
-Afrodyta. Mówiłem! O kurde…
-Co się dzieje?
-Spadam, pa.
Podniósł się dość szybko i uciekł. Przecież mu, dziecku Mnemosyne, nie wolno zadawać się z dziećmi Afrodyty! To wszystko przez to, że Helena była potomkinią Mnemosyne, a Parys wybrał Afrodytę w konkursie… chwila, chwila! Czy to nie są podobne imiona? Paris i Helen? Brzmi prawie jak Parys i Helena. Parys porwał Helenę. Ale przecież on nie ma zamiaru porywać Helen! To tylko zbieg okoliczności. Co nie zmienia faktu, że należałoby przestać się z nią zadawać.
A tam! Mnemosyne i Afrodyta się nie znoszą. Czy z nimi też tak ma być? Paris do tego nie dopuści! Zawrócił. Nie chce być po raz kolejny w kawałkach. Biegnie. Ale jej już nie ma… smutny wrócił do swoich obowiązków. Miał akurat walkę na miecze. To jest coś! Nagle podbiega do niego Chejron.
-Helen miała wypadek. Szybko! – zabrał go na swój grzbiet, co się rzadko zdarza. Sprawnie i szybko przedostali się do Wielkiego Domu. – Ratowała nową obozowiczkę. Tamtej dziewczynie nic nie jest, ale Helen jest nieprzytomna.
-Bogowie, tylko nie to… – szedł zrozpaczony za Chejronem. W końcu dotarli do pokoju, gdzie leżała ona. – Niee! – rzucił się w kierunku jej łóżka. Spojrzał na zamknięte oczy, siniaki na rękach… -Dlaczego?!
-Paris. Nie denerwuj się. Wyjdzie z tego. Jest dzielna, da radę. Poza tym mamy wszystko co potrzeba, ambrozję, nektar. Ma liczne siniaki i uderzyła się w głowę.
Pogłaskał czule dziewczynę po włosach. Jeśli nie wyjdzie z tego sam sobie coś zrobi! Postanowione.
-Podaj Jennie nektar. Proszę.
-Oczywiście Chejronie. – Paris spojrzał na krzesło w rogu. I nie mógł uwierzyć. Jenna. Rozumiem, jest dużo nastolatek o tym imieniu. Ale dlaczego ona? Tak, na krześle siedziała blondynka, z tym fioletowymi oczami, które tak dobrze znał z fotografii.
-Jenna?
-Hej Paris. Nie podejrzewałam, że się spotkamy.
-Niestety, nastąpiło to spotkanie.
-Nie tęskniłeś?
-Nie. Miałem lepsze rzeczy do roboty.
-Np?
-Na przykład granie na gitarze. Ucieczka przed potworami. Walka. Spotkania z przyjaciółmi. – sięgnął do szafki i wyciągnął stamtąd termos. Podszedł do Jenny i podał jej go. – Pij. Jeśli dobrze pójdzie, to się nie spalisz. – zwrócił się w kierunku Helen. Usiadł na krześle obok i wziął ją za rękę.
-To Twoja dziewczyna?
-Nie Twój interes.
-Dlaczego mnie tak nienawidzisz?
-Domyśl się. Nara.
-Pa.
Wyszła. Na szczęście. To mu pozwoliło myśleć. I zrozumiał. Kocha Helen ponad wszystko i mimo wszystko. Chociaż prawie jej nie zna. Nie obchodzi go to.
2 tygodnie później.
Spojrzała w jego czarne oczy. Przeszły ją ciarki, jego zresztą też.
-Dobra, to było głupie pytanie.
-Nie, sensowne Puciu! – ojj Paris nie lubił, kiedy Helen go tak nazywała. Wkurzył się. Zadał jej bardzo sensowne pytanie. ”Czy gdyby miała do wyboru jego albo swojego byłego, kogo by wybrała? Jego, swojego najlepszego przyjaciela, czy Maddoxa, byłą miłość swojego życia.”. W dodatku nazwała go Pucią! Uch. Grać w pytania, w stodole, na stojąco? Głupi pomysł. Uśmiechnął się chytrze. Można by rzec, że bezczelnie. Chwycił za ręce, podniósł do góry i przycisnął do ściany. Spojrzał na nią rozbawiony. Kiedy zobaczył jej minę, spoważniał. Miała taką minę, jakby ktoś zabił jej matkę. Co jest niemożliwe…
-Co jest? – pyta smutno Paris.
-Nie, nic…
Paris chce się poddać i ją puścić. Ale nagle czuje ogromną chęć na… Całowanie się. Z nią. Tu i teraz. Zastanawia się, a Helen patrzy na niego z wyczekiwaniem. Nie wytrzymuje i… Namiętnie przyciska swoje wargi do jej warg. Ona mu oddaje z równą żarliwością. Ona kładzie mu ręce na głowie i zaczyna czochrać. Po chwili odrywają się od siebie. Helen patrzy na niego i zaczyna się śmiać. Ale on słodko wygląda w rozczochranych włosach i zaczerwienionych ustach.
-Kocham Cię. – stwierdził Paris. Serce Helen zaczęło robić niebezpieczne koziołki, a w brzuchu zaczęły jej latać motyle.
-Ja Ciebie też, Puciu. – Odparła. A on pogodził się z tym, że na zawsze zostanie Pucią.
Pucia. 😀 Super. Świetne opko. 😉
PIERWSZA! 😀
Brak mi słów .. jesteś po prostu naj Aneta uwielbiam Cię… <3
iście zarąbiste !
Trochę mi brak wyrazów wprowadzających, są „gołe” dialogi. Ale plus za Pucię 😀
świetne, nie mam do czego za bardzo się doczepić
Hmmm… Spoks, ale czegoś mu tu brakuje. Nie wiem czego, ale czegoś na pewno. Jakieś to suche I nieskladne. I zaserwowałam sobie zdecydowanie niepasujacy podkład… Jednak w końcu coś nowego, było sporo opek o miłości ale czegos TAKIEGO jeszcze nie
Ta Pucią mnie urzekłaś. Świetne. 😀
Hmm, czasem zdania były źle zbudowane i brakło wyrazów wprowadzających … Sporo czytałam opek miłosnych i łatwo przewidziałam co się stanie, ale wykonanie tego opowiadania jest świetne. Oby tak dalej
Już mam powyżej uszu tych opek miosnych, ale Paris ma fajne pochodzenie.
Extra! Pisz dalszą część, bo to opowiadanie jest boskie!
Fajen, bardzo fajne!!!
Fajne*