Od autorki: Nie ma tu zbyt wiele dialogów, ale mam nadzieję, że wam się spodoba. Bardzo przepraszam, że takie krótkie. 😉
Ściany budynku zatrzęsły się, a ktoś za mną krzyknął. Odruchowo wyciągnąłem Orkana, ale przypomniawszy sobie, iż jestem na zatłoczonym dworcu pozostawiłem go w postaci długopisu. Rozglądałem się czujnie dookoła i czekałem na atak. Nagle wszystko ucichło, zgiełk, głosy śmiertelników, nie słyszałem nawet swojego przyśpieszonego oddechu. Odwróciłem się powoli i krzyknąłem, ale nie usłyszałem żadnego dźwięku. Meggie i Tre stali skamieniali kilka kroków za mną. Możecie sobie wyobrażać, co znaczy owe „skamienienie”, ale i tak nie zrozumiecie co miałem przed oczyma. Podszedłem bliżej, aby lepiej przyjrzeć się towarzyszom. To co najpierw wziąłem za kamień, okazało się spiżem. Głośno przełknąłem ślinę i drżącą dłonią ująłem dłoń siostry – była lodowata. Stała, jak gdyby właśnie miała zerwać się do biegu. Jej głowa był odwrócona, tak, jakby patrzyła na Tre, a oczy miała przymrużone. Tre zastygł w podobnej pozycji dwa kroki dalej, z wyciągniętą ręką i otwartymi ustami. Powiedziałem:
– Co tu się stało…? – Nagle zakryłem usta dłonią. W dalszym ciągu panowała idealna cisza. Poruszałem ustami, jednakże nie wydobywał się z nich żaden dźwięk.
– Perseuszu Jacksonie… wreszcie się zjawiłeś? Już nadszedł czas! – Nie wiedziałem czy ktoś na pewno coś powiedział, czy to wymysł mojego umysłu. Jednak postanowiłem poszukać źródła dźwięku. Odwróciłem się i przeleciałem wzrokiem po peronach. Prezenter na ekranie nowoczesnego telewizora siedział nieruchomo i niewidzącym wzrokiem wpatrywał się w notatki, które trzymał w ręku. Czy on też… ”zespiżył” się? Nie, w lewym górnym rogu ekranu widniał znak pauzy. Czasem można zapomnieć o bardziej przyziemnych sprawach. Śmiertelnicy wokół mnie nie ruszali się, oni też byli „zespiżeni”. Niestety, nie mogę tego inaczej nazwać.
I wtedy znieruchomiałem. Czułem jedynie lodowaty wzrok na karku. Nie mogłem się ruszyć, ani wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Byłem sparaliżowany. Próbowałem przełknąć ślinę, ale usta odmówiły mi posłuszeństwa. Teraz kolejna próba – próbowałem zaczerpnąć powietrza. Nie udało mi się, czułem, że się duszę. Myślałem, że chwilę przed śmiercią, całe życie przelatuje przed oczami. Nic takiego jednak nie ujrzałem. Nic, kompletnie nic. Byłem ślepy. I wtedy, jakby z innego wymiaru, usłyszałem głos, zimny, drwiący, pozbawiony współczucia.
– Ha! Teraz widzisz jak to jest! Nie jesteś zdolny do najmniejszego ruch, choćby do rozejrzenia się! Prawda, że nieprzyjemnie? Ja trwam w takim stanie od dwóch lat! Przeklętych dwóch lat! A inni moi pobratymcy – jeszcze dłużej! – Rozpoznałem ten głos. Metaliczny, głucho brzmiący, jakby wydobywał się z dzwonu. Próbowałem coś odpowiedzieć, jednakże straciłem władzę nad swoim ciałem. Powiedziałbym: usłyszałem kroki. Ale nie zrobię tego, bo to byłoby kłamstwo. Powiem więc: Wyczułem drgania podłogi. Ja… hmm… zadrżałem w posadach. To znaczyło, że ktoś zbliżał się do mnie. I wtedy poczułem ciepło rozchodzące się od mojego prawego ramiona w górę. Powoli odzyskiwałem wzrok. Wolno zamrugałem oczyma, ponieważ widziałem czarne plamy. Po chwili wszystko wróciło do tzw. normy. W krąg widzenia wszedł mój nowy prześladowca, a właściwie prześladowczyni – Pomona, rzymska bogini obfitości. Była, oczywiście jak na posąg i mojego przyszłego mordercę, piękna. Miała długie włosy do pasa, spięte w koński ogon, wąskie brwi, doskonałe (oczywiście wg. mnie 😉 ) usta i figurę, którą powinna pozazdrościć jej nawet Miss America. Trochę mnie to zdziwiło, ponieważ była boginią OBFITOŚCI, ale cóż, wyobraźnia ludzka nie zna granic. Ubrana była w ozdobną rzymską togę, sandały i bransoletę na lewym ramieniu. W ręku trzymała wiklinowy kosz, w którym znajdowały się spiżowe owoce. A to wszystko było oczywiście srebrne – spiżowe. Usta posągu wykrzywiły się do mnie w szyderczym uśmiechu, gdy ściągnęła dłoń z mojego ramienia i oparła ją na biodrze.
– Już nie jesteś taki sprytny, co? – Próbowałem coś odpowiedzieć, ale były to jedynie mizerne próby. – Ah, przecież nie możesz mi odpowiedzieć! – Pomona zaśmiała się szyderczo. – Miło się rozmawiało, ale… – sięgnęła do kosza i wyjęła z niego lśniący sztylet. – Mam nadzieję, że będzie bolało. Jakieś ostatnie życzenia? – Mrugnąłem, co bogini chyba uznała za tak. – A więc dobrze. – Położyła mi dłonie na ramionach. Poczułem jak wraca mi czucie w rękach. Kontrolnie poruszyłem też głową, udało się! Zacisnąłem pięści, napiąłem mięśnie i przygotowałem się do uderzenia.
– AAA!!! – przeraźliwie wrzasnąłem i z całej siły uderzyłem Pomonę w brzuch. Następnie znów wrzasnąłem, tym razem z bólu. Mam dla was przydatną radę: NIGDY nie boksujcie się ze spiżowym posągiem. Mrucząc przekleństwa, spoglądałem z nienawiścią na Pomonę. Podczas tej całej akcji nawet się nie ruszyła. Teraz spoglądała na mnie z politowaniem? Nie, raczej zapewne myślała, jaki ze mnie głupek. Raczej z bezsilności, przepełnionej złością, niż odwagi bądź siły, uderzyłem ją jeszcze raz.
– Już skończyłeś? – Zapytała ironicznie – Nie pokonasz mnie. A już na pewno nie gołymi rękami. – Myśląc, jaki ze mnie idiota, masowałem obolałe kostki. Raz, po raz przeklinałem swoją głupotę. W końcu bogini powiedziała:
– Zmarnowałeś swoją szansę. Teraz muszę Cię zabić. – Przyłożyła ostrze do mojego gardła i… cięła.
zaskakujące zakończenie… ale po za tym nic specjalnego. Nie wykryłam za to żadnej literówki. Brawo!
Podobają mi się Twoje opowiadania, bo w pewien sposób przypominają książki Ricka Riordana. Podobnie jak one zawierają swoiste poczucie humoru i dobrą akcję. A słówko ” zespiżył”- bezcenne. 😉 Przeczytałam wszystkie części Problemów herosa i są naprawdę fajne.
A tak przy okazji jestem nowa na blogu i bardzo mi się tu podoba. 😉
Verine a czytalaś moje opowiadania? kurcze co za autopromocja XD a opko rzeczywiście jest EMEJZING 😀
Przeczytam na pewno;-) Ale obawiam się że trochę potrwa nim ogarnę wszystkie opka… A Ty Erynio pisz szybciutko, kolejny fragment bo inaczej umrę z ciekawości i będziesz musiała przyjść na pogrzeb… 😉
ZARĄBIASTE! Po prostu zarąbiaste i tyle xD. Pisz szybko bo
meine samobójstwo będzie scenariuszem w, ,, TRUDNE SPRAAWY,,XP
Oszty! Kończyć w takich momentach?! To było bardzo ciekawe! Pisz szybko cd. Percy nie może deathnąć 😉 w tym opku… Supcio 😀
Verine a czytałaś moje opka? 😉 I witamy wśród nas na blogu
Ja również Cię witam Verine. 😉 Dziękuję za przychylne opinie i już piszę dalszą część.
O my dear! Opis tego, co się działo z Percy’m na początku, czytałam z otwartą gębą. ZAMORDUJE za przerywanie w takim momencie!
A ja- za długość opka.
Ale „sespiżenie”… BEZCENNE 😀
Opko fajne, ale nie zachwycające.
Witam Verine:-D, polecam moje opko.