Minęły dwa tygodnie, a ja wróciłam do normalnego funkcjonowania. Nie poruszałam tematu mojej mamy, gadałam normalnie z Jake’iem i Percy’m. Misji na szczęście nie dostałam i zaczynałam się zastanawiać czy słusznie pokłóciłam się z ojcem. No, ale trudno, już przepadło. Łucznictwo znów szło mi dobrze, ale niestety wywalili mnie z domku Hermesa. A dokładniej zrobił to Hermes, który oznajmił wszystkim, że tata mnie uznał. Skończyły się wakacje…. Wszyscy wrócili. Annabeth, Clarisse i Rachel. No i wszyscy z domku Apolla, przez co domek był trochę ciasny. Clarisse kilka razy pobiła się ze… wszystkimi oprócz mnie. To było dziwne zwłaszcza, że nie darzymy się wzajemnie sympatią. Dionizos jak to Dionizos wrzeszczał na wszystkich, narzekał i pił swoją Colę. Kofeina powinna być zabroniona. Nie mówię tylko o tym, że w Coli jest kofeina i działa ona jakoś na Pana D., ale również na Grovera, który upił się kilka razy kawą. Ale w sumie co się czepiam. My, obozowicze nie lepsi. Ktoś sprowadził napoje energetyczne. Kiedyś już to piłam, ale nie w takich ilościach. W nocy mieliśmy halucynacje. Wydawało nam się, że widzimy UFO, a dopiero po godzinie okazało się, że to lampa. No i ktoś zaczął twierdzić, że widzi jakiegoś smoka, który się do niego dziwnie uśmiecha. Teraz już wszyscy go widzą. Ogółem wszyscy zachowywali się jak debile i byli niewyżyci. Co ta kofeina robi z człowiekiem.
– Christie! – usłyszałam głos Jake.
Siedziałam na pamiętnej plaży, która pamiętała zapewne moją kłótnie z Apollem, ale pewnie i też różne imprezy organizowane ostatnio przez braci Hood.
– Co? – odwróciłam się i ziewnęłam.
– Jesteś zmęczona? – uniósł brwi.
– Wiesz ile ja wypiłam wczoraj Black’a? Przez całą noc nie spałam, a teraz… – znów ziewnęłam.
– To może idź spać? – zaproponował.
– Nie. Dzisiaj na kolacji ma być pizza. A jak trochę dopłacisz dzieciom Hermesa to dostaniesz też Colę gratis. – uśmiechnęłam się.
– Przecież to też zawiera kofeinę…
– Oj tam, oj tam. Bardzo mało. Chociaż to już chyba lekkie uzależnienie… Wiesz może czy Grover sprzedaje kawę? – przeciągnęłam się.
– Tak, jesteś uzależniona. – stwierdził chłopak.
– No dobra… Nie będę dziś piła niczego z kofeiną. To jest gorsze niż alkohol. – pokręciłam głową.
– To idź spać.
– Ale pizza i Cola! To znaczy się pizza. – popatrzyłam na niego błagalnie.
– Idź spać, to zapłacę Hood’om i jutro bedzie KFC. – uśmiechnął się.
– KFC?! Bogowie jak ja dawno tego nie jadłam! Zgadzam się! A bedzie Cola?
– Nie.
– Wiem, wiem. Tak tylko pytam. – westchnełam. – To idę.
Wstałam z piasku i otrzepałam ubranie. Powlokłam sie w stronę domku Apolla i opadłam na łóżko. Zasnęłam natychmiast. Nie zdążyłam nawet wypić nielegalnej Coli, którą miałam pod łóżkiem. Spodziewałam się kolejnego snu o WTC, ale się zawiodłam. Śnił mi się za to smok, który się uśmiecha i Biber, który był na obozie i naprawdę był kobietą. No bo wiadomo, niby to obojniak, ale to był szok, bo ta baba jak Biber w ogóle nie wyglądała! Na koniec śniła mi się Rachel z przepowiednią i stwierdziłam, że Apollo i tak mnie wykorzysta….
– Christine! – usłyszałam.
– Czego chcesz, smoku? – wypaliłam, bo nie do końca się jeszcze wybudziłam.
– Nie jestem żadnym smokiem! – oburzyła się jedna z moich sióstr.
– Patrz tam w rogu pokoju siedzi smok, który się do mnie dziwnie uśmiecha… A co chciałaś?
– Jake cię woła. – uśmiechnęła się. – Jest w Wielkim Domu.
– Ok. Idę. – przeciągnęłam się i przeczesałam włosy szczotką.
Już z daleka widziałam mojego przyjaciela. Był z czegoś wyraźnie zadowolony.
– Co jest? – spytałam.
– Dostałem misję. – oznajmił.
– Brawo! Co masz zrobić?
– Odnaleźć Atlantydę.
– Że co proszę? Ona nie istnieje… – powiedziałam niepewnie.
– Tak samo jak bogowie greccy. – uśmiechnął się.
– Taa…. Coś w tym jest. – stwierdziłam.
– Wyspa była poświęcona Posejdonowi, a czy to nie dziwne, że właśnie morze ja pochłonęło?
– No… Nie zastanawiałam się nigdy nad tym. – przyznałam. – A czemu mi o tym mówisz?
– Bo chcę żebyś jechała ze mną.
Zatkało mnie. Ten Apollo to po prostu @#$%^&**&^%$#@!!!! Ale nie mogłam mu odmówić. Był w końcu moim kumplem, a gdyby go coż zeżarło na tej misji to bym sobie nie darowała.
– Zgoda. A kto jeszcze się wybiera?
– Ty, ja, Annabeth, Percy i Erick, syn Hekate. – wymienił.
– Wiesz, o ile pamiętam jak się liczy do 10, to na misję jedzie 5 osób? – uniosłam brwi.
– Tak. Wiesz.. Przepowiednia.
– A mogę znać jej treść?
– Pięciu odważnych podejmie wyzwanie,
by świat uratować przed marnym śpiewaniem.
Ostatnie dziecię króla walczyć będzie mężnie,
lecz uratować ukochanej dane mu nie będzie.
Wyruszą na poszukiwania miasta zatopionego,
i zabiją syna Echidny ostatniego. – wyrecytował.
Zapamiętałam szybko całą przepowiednie i uśmiechnęłam się.
– Nawet nie będę próbować zgadywać o co w niej chodzi.
– Ja też nie.
– A kiedy jedziemy?
– Jutro. Argus nas podwiezie… – przerwał.
– Gdzie?
– Jeszcze nie wiadomo. – skłamał.
– Mów! – zniecierpliwiłam się.
– Pod WTC. – wypalił.
Stanęłam jak wryta. Zaczęły mnie szczypać oczy, ale nie pozwoliłam, żeby popłynęły z nich łzy. Zagryzłam mocno wargi, aż poczułam słodki smak krwi. Mózg odmawiał mi posłuszeństwa i nie mogłam się na niczym skupić. Nie chciałam tam jechać. Jeszcze nie czas… Odgarnęłam włosy z czoła jak to miałam w zwyczaju kiedy się denerwowałam. Bałam się coś powiedzieć, bo przypuszczałam, że zacznę się jąkać.
– Spoko. – wychrypiałam.
– Na pewno? Dasz radę? – spojrzał mi w oczy, ale natychmiast spuścił wzrok. Może dlatego, że coraz bardziej się szkliły.
– Tak. – szepnęłam.
I nic wiecej nie mówiąc poszłam na plażę. Było to jedyne miejsce…. Prawie jedyne miejsce, w którym mogłam się skupić. Drugim takim był las. Weszłam po kostki do zimnej wody i stałam jak głupia. Nie wiem czemu, ale dzieki wodzie czułam, że żyję. Czułam się bezpieczna, ogarniała mnie wielka energia. A byłam córką Apolla. Wcześniej miałam nadzieję, że okażę się siostrą Percy’ego. Kiedy tak stałam w wodzi nie zauważyłam, że zbliża się do mnie trochę większa fala niż zazwyczaj. Uniosłam wzrok i zobaczyłam ją. Wiedziałam, że jest niegroźna, ale podejrzewałam, że po bliższym spotkaniu nie będę już sucha.
– O nie…. – jęknęłam, a sekundę potem fala dotarła do celu.
Musiałam być bardzo osłabiona i nieuważna, bo się wywróciłam. Tak jak podejrzewałam usłyszałam śmiech za moimi plecami. Odwróciłam się.
– Percy!!!! Zatłukę cię! – krzyknęłam, ale po chwili się roześmiałam.
Udając, że chcę go zabić wstała i pobiegłam w jego stronę. Oczywiście znając moje umiejętności nie zdziwicie się kiedy powiem, że się wywróciłam… Spojrzałam na swoje ubrania. Były całe przemoczone i lepiły się do mojego ciała, ale nie bardzo mi to przeszkadzało. Wyszłam z wody. Percy od razy spytał mnie o misję.
– Tak, wiem już wszystko. World Trade Center, Atlantyda i cała przepowiednia.
Chciałam usiąść na piasku, ale stwierdziłam, że to nie najlepszy pomysł zważywszy na to, że byłam cała mokra. Percy natomiast usiadł i uśmiechał się do mnie wyzywająco. Chyba bardzo chciał, żebym się pobrudziła, bo chwycił mnie za rękę i pociągnał na dół. Konsekwencją tego było to, że spadłam na niego i wbiłam mu łokieć w brzuch. Chłopak jęknął, ale potem znów się roześmiał.
– Nie powinieneś być z Annabeth? – spytałam i odsunęłam się od niego.
– Strzeliła na mnie focha. Nie wiem o co jej chodzi. Ja was w ogóle nie rozumiem…
– Dziewczyn? – uniosłam brwi i skrzyżowałam ręce na piersiach.
– Tak.
– A was to niby można zrozumieć? – uśmiechnęłam się.
– Eee…. Tak mi się wydaje.
– Mi też się wydaje, że nas łatwo zrozumieć.
– Dobra…. Przestańmy się kłócić. – wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– Nie! Ja się na ciebie obrażam! – zażartowałam, ale zdradził mnie mój głupkowaty uśmiech.
W takich chwilach czułam się jakbym była nienormalna. Bo bycie herosem, zabijanie potworów i ratowanie świata, to przecież coś normalnego, a ja po prostu zachowywałam się dziwnie. Może tak na mnie wpłynął dom dziecka? Zobaczyłam, że zbliża sie do nas jakaś postać. Osoba, którą natychmiast poznałam. Meżczyna, który nic dla mnie nie znaczył. Apollo.
– Czego tu znów szukasz? – warknęłam.
– Christino!
– Nie odzywaj się do mnie!
– Chciałem z tobą tylko pogadać.
– Nie masz dość?! Czemu wy istniejecie!? – krzyknęłam.
Percy widząc, że będę się kłócić z Apollem zaczął się oddalać. Po chwili już go nie było.
– Chodzi ci o bogów? Dlaczego istniejemy? Sam nie wiem. Tak wyszło, przykro mi. – starał się mnie choć trochę rozbawić.
– Nie rozumiem po co przyszedłeś. Tracisz tylko czas. – rzuciłam.
– Mam go bardzo dużo.
– To idź sobie pogadaj z innymi swoimi dziećmi.
– Christino! – popatrzył na mnie błagalnie.
Nie odpowiedziałam. Zaczęłam się oddalać, ale szedł za mną.
– Prosze cię! Pogadajmy szczerze….
– Szczerze?! Dobra! Prawda jest taka, że cię nienawidzę! Daj mi w końcu święty spokój! Nie prosiłam, żebyś to ty był moim ojcem! Wolałabym znacznie do końca życia gnić w domku Hermesa w niewiedzy!
– Nie prawda. Chciałaś się w końcu dowiedzieć kim jestem. Chciałaś, zebym się ujawnił. Miałaś pretensje, że tak długo tego nie zrobiłem. – powiedział po chwili.
– A zrobiłeś to tylko dlatego, że chciałeś żebym wybrała się na tę misję! Idź już! – krzyknęłam i pobiegłam do swojego domku.
Wpadłam do domku i rzuciłam się na łóżko wzbudzając powszechne zainteresowanie mojego rodzeństwa.
– Czemu jesteś cała mokra?
– Czemu płaczesz?
– Gdzie byłaś?
W głowie mi się kotłowało. Nie chciałam iść na misję. Chciałam zostać w domu, ale nie chciałam zawieść Jake’a.
– Yyyyhhhh…. – wydałam z siebie jęk o nieznanym odgłosie.
Podniosłam oczy i stwierdziłam, że naprawdę wszyscy się na mnie gapią.
– Co się gapicie? – rzuciłam opryskliwie w ich kierunku.
Wszyscy niechętnie się rozeszli. Zostałam sama i nie bardzo wiedziałam co ze sobą zrobić.
Tamtaradam! Jestem wielka! Udało mi się coś napisać. Coś co zapewne jest pozbawione ładu, składu i stylu, ale grunt, że jest i bedę spać spokojnie. Już nie będą mi się śnić koszmary…. Ehh…. ;/
Jak dobrze! Dżizas, myślałam, że w życiu tego nie napiszę. Pewnie znajdziecie tam tyle błędów, że się załamiecie…. Chociaż…. Nie. Tylko ja nie mam nerwów do poprawiania ludzi. Mogłam wam napisać na początku, żebyście nie szukali błędów, bo nie skończycie czytać…. xd Ale jestem wredna i tego nie dopiszę. Nie moja wina, że moja nowa koleżanka sadzi takie błędy, że mi się już wszystko miesza. Niedługo zacznę pisać ‚swpulnotę’ zamiast ‚wspólnote’.
Jak ja kocham nadpobudliwość. A teraz co do tego opowiadania. Zaczęłam je pisać przed dwutygodniową zieloną szkołą, kiedy to wypiłam trzy razy Black’a… Na zielonej szkole w budynku z nami była klasa, która to piła litrami. Nasze ziomy z tamtej klasy zaczęli mieć halucynacje i widzieli Smoki, które się do nich dziwnie uśmiechały… Co ta kofeina robi z człowiekiem – powiedziała nienormalna i niewyżyta nastolatka siedząc przed komputerem w ręce trzymając puszkę Black’a. Jaka ja jestem niewyżyta ludzie! Gdzie jest mój kochany WF, gdzie ukochane treningi?! Yyyyyhhh!!!!!!!
Moja nowa klasa jest do bani. Pare fajnych osób, a reszta to sami kretyni. Nie mówie o nauce, bo ja orłem nie jestem. Ale oni są masakryczni. Tak tęsknię za starą szkołą. A poszłam do szkoły razem z najlepszą kumpelką. Poszłyśmy do innych klas, a ona już nie ma dla mnie czasu. Długo się kłóciłyśmy, ale ostatecznie odważnie zakończyłam tę znajomość. Nie chcę się przyjaźnić z ludźmi, przez których cierpię, gdy tylko ich widzę na korytarzu. Mimo tylu pięknych chwil ja nie umiem się z nią tylko przyjaźnić… ;( Szukam przyjaciół, ktoś chętny?
Go tell the world I’m still around
I didn’t fly, I’m coming down
You are the wind, the only sound
Whisper to my heart
When hope is torn apart
And no one can save you
I walk alone
Every step I take
I walk alone
Tarja Turunen – I walk Alone
Sparkling angel I believed
You were my saviour in my time of need.
Blinded by faith I couldn’t hear
All the whispers, the warnings so clear.
Within Temptation – Angels
Atlantyda? Bomba! 😀 Chyba jeszcze nikt na to nie wpadł. Trochę za szybko dzieje się akcja i mam jedną uwagę: jak np. jest takie coś: – Cześć- przywitał się. Nie stawiamy kropki po wypowiedzi i przed myślnikiem, ponieważ to nadal jest jedno zdanie. Tak przynajmniej powiedziała mi moja pani od polskiego. 😉 ogólnie mi się podoba. PS: I’m first! 😀
Atlantyda już zaklepana? piszę właśnię Utopię i chciałam, aby Atlantyda była tytułową Utopią, ale w takim bądź razie będę musiała się zadowloiś El dorado… Miasto ze złota? O! to już mam mega ekstra pomysł co dalej 😀 a opko masz dobre, miło się czyta
Świetniaste xP. Jak. wszystkie daine opowiadania xD. Jak chcesz napisz na meine gg 24653570 xD.
” daine” sie pisze „deine” xD A opko fajne :-D:-D:-D
Eris, spokojnie! Atlantyda nie jest zaklepana. To, ze pierwsza napisałam, to nie znaczy, ze jak ty o tym napiszesz to będzie zgapione…. 😉 Pisz tak jak miałaś w planach. Dżizas… Co się stało z tym opowiadaniem? Jakoś dziwnie przestawione wszystko. Na kartce wygląda to ładnie….
Dziękuje za miłe słowa…. ;**********
Trochę szybka akcja, ale ogólnie pomysł fajny. A to na końcu trochę dziwne, ale tylko trochę. A ja trochę bardziej niż colę lubię frugo. No trochę bardziej niż trochę, ale tylko trochę. Trochę. Siedem godzin snu to trochę za mało. Więcej niż trochę. CO MI DZISIAJ Z TYM TROCHĘ!!!! Ja chce spać!!! ( zasnęłam )
Ok. No to… jazda!
-Format się zje*** i są kilometrowe odstępy między myślnikiem a wypowiedzią.
-Brak wyrazów wprowadzających, przez co cały czas się gubiłam.
-Oryginalny pomysł (Atlantyda).
-Akcja pędzi tak, że prześcignęłaby wczorajszy wiatr (dychą dujało, jak nic).
-KOFEINA! Nie wiem, jak to robisz, że masz halo po takiej ilości. Ja piję kilka litrów kawy dziennie (mam kubek o pojemności 3/4l 😀 ) i jakoś po pokoju nie biegają mi wyimaginowane Biebery. Idę spać i śpię!
Wynalazek naszych dresiarzy: Red Bull pół na pół z wódą. A potem zalegają pod sklepem…
Nie polecam.
Hmm… Szczerze to wydaje mi się, że to jest pisane na siłe. I trochę zbyt naciągane I wyolbrzymione skutki przedawkowania kofeiny… Poza tym wielki plus za przytoczenie piosenek Tarji I WT. Uwielbiam I WT I Tarje! 😀