Dla Zwiadowcy
Gęste, kruczo czarne włosy opadały na twarz śpiącej dziewczyny. Zasłaniały ją w całości, nie pozwalając dojrzeć delikatnych, a jednocześnie ostrych rysów twarzy, czy niezwykłych srebrnych oczu młodej heroski.
Znajdowała się w celi, w podziemiach. Spała otulona własnymi rękoma i zwinięta w kłębek. Nogi podkulone przy sobie, twarz zakryta włosami i ukryta w dłoniach.
Na pierwszy rzut oka, można by pomyśleć, że dziewczyna śpi. Jednak jeśli przyjrzeć się jej dokładniej, zauważy się srebrzysty błysk między kosmykami długich włosów. Oddechy są miarowe, wręcz idealnie sobie równe. Sprawia to pozór monotonności i spokoju i nie wzbudza w strażnikach podejrzeń.
I taki był jej plan. Do nocy musi tak leżeć i udawać, że śpi. Wypocznie przy okazji, przynajmniej na tyle na ile da się odpocząć na kamiennej nierównej podłodze i z ubitym snopkiem siana pod głową.
Monotonię zburzył nagły krzyk wydobywający się z ust, nie do końca przytomnej współtowarzyszki niedoli szatynki. Dziewczyna powoli wstała i podeszła do tamtej. Położyła dłoń na jej ramieniu i cichym, spokojnym głosem poczęła ją uspokajać.
Obie cierpiały.
Obie zarówno fizycznie jak i psychicznie.
Ale każda w inny sposób. Każda z innego powodu.
Fizycznego bólu już nie czuły. Uczono ich do bycia wytrzymałymi. Nawet w tak spartańskich warunkach ból fizyczny był dla nich niewielki.
Obie cierpiały jednak straszliwe męczarnie martwiąc się o przyszłość. Miały niewielkie szanse się stąd wydostać. Były jak jeden do miliona. Nierówne ściany zachęcały do próby wspinaczki. Wspinaczki po wolność. Jednak jak wszystko i wszyscy były zdradliwe. Ręka lub noga tak łatwo mogła się osunąć, a wtedy lądowanie na ziemi było nawet z punktu widzenia czysto naukowego najzwyczajniej nieprzyjemne.
Młodsza z dziewcząt, blondynka próbowała. Teraz leżała na ziemi poturbowana, z licznymi ranami i sińcami na twarzy. Była nieprzytomna. Mimo, iż coraz częściej były jakieś oznaki powracania świadomości to były one bardzo krótkie i nieprzyjemne dla obu dziewcząt.
-Dasz radę, Selene – czarnowłosa dziewczyna spojrzała w niebo krainy umarłych, wznoszące się ponad ich głowami. Uśmiechnęła się.
-Moje małe niebo- te słowa wciąż do niej wracały.
Były przyjemne. Tak jak wspomnienia z nimi związane. Nagle srebrne oczy dziewczyny rozbłysły dzikim blaskiem. Choć nadal szkliste od łez, których nie mogła wylać były teraz niezwykle piękne. Pomyślała o nim i znów miała ochotę płakać, mimo, iż chciała poprawić sobie humor.
Westchnęła głęboko i podniosła się na nogi. Podeszła do kamienistej ściany i spojrzała jeszcze raz ku górze.
Postawiła jedną stopę w zagłębieniu w kamiennym murze. Potem drugą. Następnie złapała się ręką jakiegoś wystającego kamienia i podciągnęła ku górze.
Stopa za stopą, ręka po ręce przesuwała się wyżej i wyżej pragnąc sprawdzić z jakiej wysokości spadła Jessica.
Im wyżej się wspinała, tym ściana więzienia robiła się bardziej stroma i stroma. Zagłębienia były coraz płytsze, stopy coraz bardziej zmęczone. Mięśnie ją paliły, ale parła dalej ku górze, bo musiała to wiedzieć.
Aż, nagle, jej stopa nie znalazła oparcia. Ręka nie znalazła kamienia, aby się podciągnąć. Westchnęła głęboko i spojrzała ponad siebie. Była wysoko. Bliżej wyjścia, niż gruntu, ale nie miała szans dalej iść. Musiała teraz zejść.
Powili i starannie spuściła w dół jedną stopę i znalazła dla niej oparcie. Następnie złapała jakiś wystający kamień i zsunęła się w dół.
Syknęła i zacisnęła powieki. Stopa ześlizgnęła się z płytkiego wgłębienia i wisiała na samych rękach. Mocno się skupiła, aby nie stracić kontroli i na jej plecach wyrosły piękne czarne, potężne skrzydła, które uniosły ją w górę i dały wytchnienie rękom. Wszystko ją paliło, ale była szczęśliwa.
-Czy jestem masochistkom? – przemknęła jej przez głowę myśl.
Ale zniknęła i pojawiła się z prędkościom światła, czy… cienia.
Córka Persefony delikatnie opadła na ziemię. Nie chciała narobić hałasu, aby nie wzbudzić podejrzeń stojących z pewnością przed celą kościstych strażników. A była pewna, że tam są.
Spojrzała na Jessice i zdała sobie sprawę, że dziewczyna usiadła. Szybko ukryła skrzydła, modląc się w duchu, aby córka Apolla ich nie widziała.
Pani Cienia przykucnęła obok dziewczyny. Spała. Odetchnęła z ulgą, gdyż nie mogła jej zobaczyć. Opadał ciężko na podłogę i położyła się na niej nieopodal dziewczyny.
Czarne włosy nie zasłaniały już twarzy, a nogi były wyprostowane. Jej srebrne oczy, wytwarzały delikatną poświatę. Na świecie zapadał zmrok, ona to czuła, a jej oczy – odzwierciedlały. Już niedługo będzie miała szanse ucieczki.
Prawdopodobnie jedyną szansę, jaka przed nią stanie. Potem, być może zechcą ją zabić, bądź skażą na Tartar. Wiedziała, że król niebios byłyby do tego zdolny, byle uratować ciepłą posadkę na Olimpie. To ją denerwowało. Ale… panowała nad sobą. Nie do końca wiedząc co nią kierowało. Czy była to chęć nie zrobienia Jessice krzywdy, czy to, że cały czas o nim myślała. Tak, czy siak jednak nawet gdy wypuszczała skrzydła, co było dla niej nie lada próbą, nie czuła nawet przez chwilę, że miałaby się przemienić.
Nie chciała stać się bezmyślnym potworem, bez współczucia czy wyrzutów sumienia. Mimo, iż jej samej, jako Lady Shadow te uczucia również były obce, to jednak były w niej jakieś ludzkie odruchy.
Pozostałości po tym, jaka była kiedyś.
Litość. Sumienie. Czasem one brały nad nią górę. Tak chyba było… zastanawiała się przez chwilę. Bo czemu teraz uważała na córkę Apolla. Czemu chciała jej pomóc. Przecież sama już dawno dałaby radę uciec, ale coś ją hamowało. Mówiło jej, że nie może tak postąpić.
-Nic na świecie nie dzieje się przypadkiem…- powiedziała jej kiedyś Rachel. A skoro tak było, to z jakiegoś istotnego powodu została umieszczona w jednej celi z ukochaną swojego brata.
Dziewczyna podwinęła nogi pod siebie i potarła skronie dłońmi, wszystko to co działo się dookoła przytłaczało ją i nie dawało spokoju.
Na świecie zapadał zmrok. Miasta i ludzie kładli się spać, a Selene budziła się, i odnajdywała swój żywioł.
Mrok…
&&&&&&&&&&&&&&&
Czwórkę herosów wepchnięto do jakiejś komnaty i zamknięto na klucz.
– Co się dzieje? – zapytała Annabeth, lekko przerażona.
-Niezbyt wiem, szczerze mówiąc – odparł jej Percy rozglądając się po pomieszczeniu, w którym byli uwiezieni.
-Ja za to przypuszczam, że wiem – rzekła Thalia, przyglądająca się uważnie zamkowi w potężnych rzeźbionych w sceny z greckiej mitologii.
– To mów, Holmesie- ponaglił ją brat.
Dziewczyna teatralnie wywróciła oczami.
– Ty również to wiesz.
Wszyscy spojrzeli na nią wyczekująco, wiec westchnęła głośno i poczęła to tłumaczyć z taką miną i takim tonem, jakby mówiła, do bandy trzylatków, a nie największych herosów, którzy uratowali Olimp, przed buntującymi się tytanami.
-Uwięzili nas tutaj .
Wszyscy spojrzeli na nią jak na wariatkę, bo tłumaczyła im taką oczywistą rzecz.
– Trzymają w ten sposób Danniela z daleka od Selene- spojrzała wymownie na brata.
-Ale czemu? – zapytał tępo.
– Umiesz ją uspokoić. Tak jak w Sali tronowej. Nikt z nas nie wie, co tak naprawdę się z nią działo, ale mimo to rzuciłeś się ją ratować. Nie wiemy też, czemu gdy cię usłyszała uspokoiła się. Myślę jednak – przyciszyła głos, pragnąc mieć pewność, że nawet jeśli ktoś ich podsłuchuje, tych akurat słów nie usłyszy.- Że bogowie wiedzą co się z nią działo.
– Eris krzyczała coś o przemianie – wtrąciła Annabeth.
-Właśnie. Ale zachowywała się tak, jakby ją to cieszyło. A wszyscy wiemy, że Eris cieszy tylko i wyłącznie to, co może doprowadzić do kłótni i złego.
-Ona umierała- rzekł nagle jakiś kobiecy głos w głębi pokoju.
Wszyscy momentalnie odwrócili się w tamtą stronę.
Widzieli piękną młodą kobietę. Miała kasztanowe włosy i fioletowe oczy. Wokół niej roztaczała się też purpurowa aura. Odziana w elegancką marynarkę, fioletową bluzkę, czarne rurki i w prostych czarnych szpilkach na nogach, prezentowała się olśniewająco, pomimo tak zwyczajnego stroju. Nikt z zebranych w pomieszczeniu nie miał wątpliwości, iż była to bogini.
-Jestem Hekate – uśmiechnęła się do nich. – Bogini magii, jak zapewne wiecie.
Wszyscy skinęli tylko głowami, zbyt przerażeni aby odpowiedzieć.
W końcu pierwsza odważyła odezwać się córka Zeusa.
– Czy wiesz co działo się z Selene??
– Naturalnie – odparła Hekate.
– A czy mogłabyś nam to powiedzieć? – podsunęła cicho Annabeth.
Bogini uśmiechnęła się blado i skinęła głową. Usiadła przy stole i opierając łokcie o blat, poczęła snuć swoją historię.
– Znacie mit o srebrnych jabłkach1?
Zaprzeczyli. Uśmiechnęła się więc i zaczęła opowieść. Gdy skończyła spojrzała na nich.
– Czy już wiecie co groziło waszej przyjaciółce?
– Ja nic już w tej chwili nie rozumiem – powiedział Danniel, unosząc dłonie w geście kapitulacji.
Bogini uderzyła zaciśniętą pięściom w otwartą dłoń.
– To fatalnie – rzekła. – Bo najważniejsze, abyś ty właśnie pojął, o co w tym wszystkim chodzi.
– Ja chyba rozumiem – mruknęła bardziej niż powiedziała Thalia.
– Bogini spojrzała na nią swoimi fioletowymi oczami.
– W takim razie ja nie rozumiem. Dziecię Zeusa miało odegrać dużą rolę w jej życiu, ale wszyscy mówili, że to będzie jej ukochany. A ty … jesteś kobietą.
-Ale on jest dla niej ważny – stwierdziła Annabeth.
– Co chcesz przez to powiedzieć? – zaciekawiła się bogini.
– W Sali tronowej, gdy coś działo się z Selene to Dannielowi udało się wyrwać ją z tego transu – szare bystre oczy dziewczyny spojrzały na boginię.
– A więc jednak… – wyszeptała z zamyślonym wzrokiem.
Po czym spojrzała na chłopaka.
A słowa, które wypowiedziała w następnej chwili, raz na zawsze miały zmienić pojęcie wszystkich zebranych o tym, co tak naprawdę się wokół nich działo. Czego uczestnikami, nieświadomie, zostali.
– Ona cię kocha, dlatego zginie…
&&&&&&&&&&&&&
Syn Hadesa krążył w tą i z powrotem po swojej komnacie, a każdy krok doprowadzał znajdującą się w pomieszczeniu pod jego podłogą Persefonę do szewskiej pasji.
„Zamknęli Selene. Porwali Jessice. Uwięzili nas w komnatach. Nie dopuszczają do niej ani do siebie nawzajem. W tym musi być jakaś logika…” jego myśli pędziły jak szalone.
Najpierw atak w Sali tronowej. Potem zawleczenie ich wszystkich do jakichś miejsc. Zakaz wychodzenia. Zamknięcie na klucz. A na sam koniec odwiedziła go Hekate.
Przyszła po radę. I to właśnie do niego. Jakiegoś tępego syna Hadesa. Bo przecież za kogoś takiego mieli go wszyscy bogowie. Wyrzutek. 70 letnie dziecko. Dziwoląg. Ale wiedział o córze nocy więcej, niż ktokolwiek inny.
Wychował się z nią. Poznał ją jeszcze… jeszcze przed momentem, gdy poznała prawdę. Nim zmarła, a potem się przemieniła. Ale nawet później pozostała między nimi jakąś nić porozumienia. Braterska miłość.
Ona w jego sercu chociaż częściowo zajęła miejsce Bianki. Siostry, którą stracił.
On był dla niej jedynym człowiekiem, ponad matkę i ojczyma z którym mogła rozmawiać. Jej jedynym żywym towarzyszem.
Oboje byli tak samo nieszczęśliwi. Tak samo samotni i przytłoczeni wypadkami jakie napotkali na swojej drodze.
Przecież on niegdzie nie zawinił. Nie jego wina, że Hades jest jego ojcem. Kiedyś był dzieckiem takim samym jak wszyscy inni. Radosnym, szczęśliwym. Ale odtrącano go, więc zamknął się w sobie. Zmienił. Stał się taki jakiego wszyscy się po nim spodziewali. A w środku, cierpiał…
Ona nie zawiniła w tym, że spoczęła na niej klątwa, ale Zeus od zawsze jej nienawidził. Zagrażała mu. Była groźnym i potężnym przeciwnikiem. Od urodzenia wszyscy wiedzieli, że jej los po części zależy od tego, jak ostrożnie będą się zachowywać. Jednak mimo to król niebios postanowił się pozbyć niewygodnego elementu. Dziewczynki o wielkiej mocy. Jednak, mimo tego, iż wiedział teoretycznie jak potężna będzie, to jej siła przerosła wszelkie oczekiwania. Ona przeżyła. Zabił tylko jej ojca. A to okazało się największym błędem , jaki tylko mógł popełnić.
Za to co uczynił ona słuszną zapałała do niego nienawiścią. Posunęła się nawet do próby poważnego zranienia. Ale nie udało się jej. Bóg zabił ją.
Kolejny błąd jaki popełnił. Martwa powróciłaby bowiem z zaświatów, i nie dało by się jej zabić. Przywrócono jej więc życie. A duszę, ukryto w skrzydłach. Jeśli Selene przybierze kiedyś prawdziwą postać – umrze. Wiedział o tym tak samo dobrze jak wszyscy bogowie. Tylko jedna rzecz mogła ją powstrzymać. Zresztą próbkę mieli w Sali tronowej, gdy dziewczyna pod wpływam bogini niezgody zaczęła się przemieniać. I tym, „guzikiem stopu” na autodestrukcje Selene, był nikt inny, jak syn Zeusa. Danniel.
Ale szanse, aby jej pomógł były nikłe. Prawie zerowe, bo odcięto ich od siebie. Wiedział, że jego ojciec zrobił, to z rozkazu Zeusa. Bóg niebios był zdolny do wszystkiego.
Nico rozejrzał się po pokoju. Czuł, że ktoś go obserwuje. Nie widział jednak, kto to był. Nie lubił uczucia, gdy czuł czyjś wzrok na swoich plecach. Odwrócił się więc szybko, wyciągając miecz.
Ale przed sobą ujrzał niespodziewany widok.
Biance…
Super! Świetne opko. 😉
Pierwsza! 😀 😀 😀
Niektóre zdania były napisane chaotycznie, ale czy to ma jakieś znaczenie przy tej treści? Dla mnie nie. Świetne!
G
E
N
I
O
!
Po prostu Ś-W-I-E-T-N-E
Lofciam daine opa xP
Świetne. Fajny pomysł z tą Hekate, ale jak dla mnie poprzednia część była ciekawsza.
WOW.
rzeczywiscie niektóre zdania były chaotyczne, ale mnie drażni prawie całkowity brak akcji. Dominuje tu opis postaci, uczuć, dialogi. A akcji ani widu ani słychu czy jakos tak. Jednak muszę przyznać, że opowiadanie czytałam bardzo uważnie, co przy moim tempie czytania jest praktycznie niemożliwe. Aha i może to zabrzmi bezczelnie, ale rada do Hekate: zamiast opisywać tak ciuchy lepiej, abyś opisała twarz i postawę. KONIEC 😀 aha nie wiem czy napisałam, ale opko jest nice
Chaos, migrujące znaki interpunkcyjne i ZARĄBISTA TREŚĆ, czyli tradycyjny zestaw by Selene.
Chaos! To duży minus. I błędy takie jak „masochistkom”. Akurat ta część była średnia w porównaniu z innymi. Ale fajnie się zapowiada następna
Jej Sel, to było genialne! Świetne! Cudne! Intrygujące! W końcu coś się wyjaśnia… Super! To opko jest genialne!
Błędy i błędziki ale opowiadanie CUDOWNE!!!!!
Znaki interpunkcyjne się pochowały, lekki chaos, ale opko tradycyjnie SUPER Oby tak dalej i niecierpliwie czekam na cd 😀
super, super, super !!!!!!!!!