Akcja toczy się rok po Ostatnim Olimpijczyku.
10. Mieszkam w Polsce
9. Na małej wsi
8. Nie umiem pływać
7. Mam anemię
6. NIE mam dysleksji
5. Przyjechała ciocia, która najwyraźniej pominęła fakt, że nie mam pięciu lat
4. Punkty powyżej nawet nie liczą się zbytnio bo:
3. Moim ojcem jest Apollo:
2. Bóg muzyki, sztuki, lekarzy, światła i paru innych
1. Ale przede wszystkim wyroczni.
Ochoczo wyszłam ze szkoły. Wakacje. Wreszcie. Jak ja nienawidziłam tego budynku i wszystkiego co się z nim łączy. Stołówki, tego żarcia, które w niej podają. Nauczycielek. A zwłaszcza jednej. Zresztą z wzajemnością. Ta kobieta tylko czeka na jakąś moją wpadkę. Wiem co myślicie – potwór. Błąd. Po prostu wredna baba. Sprawdził to mój kumpel Danny. Jest satyrem i niczego u niej nie wyczuł. Danny oficjalnie przeprowadził się tutaj z Nowego Yorku, ale tak naprawdę Chejron wysyłał satyrów aż tu, do Europy. No, ale do rzeczy. U siebie w klasie jestem odmieńcem, bo czytam książki i NIE MAM dysleksji. Jestem w takiej szkole, do której trafiają dzieciaki z dysleksją lub ADHD. Lub jednym i drugim. Tu się aż roi od herosów. Ale oczywiście mi trafiła się klasa NAPRAWDĘ trudnych dzieci. Żadnych półbogów. Najwyżej jakiś syn Aresa.
Pewnie zastanawiacie się jak, będąc dzieckiem Apolla mogę nie mieć dysleksji. Mama opowiadała mi jak w nagłym przypływie natchnienia ojciec ją usunął.
Minęłam przystanek autobusowy. Mieszkam niedaleko szkoły, więc nie muszę jeździć autobusem. Weszłam do domu.
– Ada wreszcie jesteś! Idź się spakować, bo jutro jedziesz na obóz. I pokaż świadectwo!
Niechętnie wyjęłam z kieszeni zgnieciony zwitek papieru. Dla mnie to papierzysko było nieważne. Jestem półboginią, więc powinnam ledwo zdać, lub w ogóle nie zdać. A tu jak zmora świeci czerwony pasek. Podałam mamie mieszaninę czwórek i piątek. Ucieszyła się jak dziecko. Oczywiście najpierw pomruczała trochę na stan papieru. Zabrałam mamie świadectwo i poszłam się spakować. Wyjęłam z szafki moją bransoletkę. Znajomy od Hefajstosa ją dla mnie zrobił. Chyba wpadłam mu w oko. Właśnie, przecież nie opisałam swojego wyglądu. Jestem dość niska jak na swój wiek, a mam 15 lat. ( i dwa lata temu pierwszy raz trafiłam na obóz ). Mam blond włosy i brązowe oczy. ( Rzadkość u dzieci Apolla ), bladą cerę zawdzięczam anemii. I nigdy nie rozstaję się ze swoim zegarkiem na białym pasku. Ten sam chłopak od Hefajstosa ulepszył zegarek, tak że może zastąpić najlepszą latarkę. Bransoletka też nie jest zwyczajna. Jeżeli nacisnę niebieski brylancik od spodu bransoletki wychodząca ostrza, dzięki którym mogę zabić potwora jednym machnięciem ręki, znacznie łatwiej niż mieczem. Bardzo wygodne. Założyłam bransoletkę i spakowałam wszystkie niezbędne (bardziej i mniej) rzeczy. Spojrzałam za okno, gdzie już się ściemniało, przygotowałam się i poszłam spać.
Płynęłam kajakiem. Nagle łódka przewróciła się. Topiłam się. Coś ciągnęło mnie za nogę. Brakowało mi powietrza. Ostatkiem sił zaczęłam się szamotać, próbowałam się wyzwolić. Ale to na nic. To coś ciągnęło mnie coraz głębiej. To koniec. Za chwilę trafię … gdzie trafię?? Na łąki Asfodelowe. No tak. Za parę sekund czeka mnie wieczność na łąkach.
.
– Dzień dobry! – wykrzyknęła swoim „słodkim” głosikiem ciocia – A moja mała niunia pokaże świadectwo?
Ciocia pochylała się nad moim łóżkiem. To był sen. To był sen. Najgorszy z najgorszych, ale sen.
– Za chwilę dobrze? Muszę się ogarnąć. – odpowiedziałam
– To chodź na śniadanie.
– Za chwilę, muszę się ogarnąć – powtórzyłam
– Dobrze, ale nie krzycz tak na mnie! – powiedziała i wyszła
Ubrałam się, umyłam i poszła na śniadanie. Gdzie czekały na mnie mama i ciocia
– A pokażesz to świadectwo? – zapytała ciocia, zanim jeszcze usiadłam do stołu.
Niechętnie poszłam po zmięty kawałek papieru i podałam go cioci.
– Ojej! Co to jest?
– Świadectwo – odparłam zadowolona, że wyprowadziłam ją z równowagi
– Za moich czasów – No tak ona ma 54 lata – świadectwo to była rzecz święta! – kurde, to za jej czasów w ogóle był papier?!
Kiedy zobaczyła oceny rozpromieniła się
– No pięknie! Ale dlaczego z matematyki jest tylko czwórka?
– No bo paru tematów nie rozumiałam
– Oho! No to ja moją dziewczynkę pouczę – powiedziała radośnie
– Są wakacje – warknęłam rozdrażniona.
– No to co? – udała zdziwienie
– Jadę na obóz. – to jakoś powinno ją przekonać
– Ale nie będziesz chyba siedzieć tam całe lato – pudło
– Będę – odrzekłam krótko
– Alicjo – tym razem zwróciła się do mojej mamy – a ile ten obóz kosztował?
– Yy, no niewiele – próbowała się wybronić mama
No tak. Ciocia nic nie wie o świecie bogów
– Nieważne – rzekła ciocia, choć było widać, że temat ją intrygował – Czy będę mogła cię tam odwiedzić? Poćwiczyłybyśmy matematykę.
– Raczej nie – pomyślałam o tym, że Obóz Herosów znajdował się w Nowym Yorku. No i jest jeszcze magiczna przeszkoda. Ciocia by nie przeszła. Całe szczęście.
– Bo ty się mnie wstydzisz! – krzyknęła z wyrzutem
Ile powodów na chęć wysłania ją do Hadesu mam podać? Chociaż Hades pewnie odesłałby ją z powrotem. Siedząc z ciocią nagle poczułam bardzo silną chęć wakacji. Obozu.
– Ja się idę spakować – skłamałam
Weszłam do pokoju, wyjęłam z walizki słuchawki, podłączyłam je do mp4, włączyłam Shop Suey i walnęłam się na łóżko. Słucham metalu, ale nikt o tym nie wie. Usłyszałam jak ciocia krzyczy coś do mnie z salonu. Zgłośniłam muzykę w słuchawkach. Nie chciałam żeby coś jeszcze bardziej wyprowadziło mnie z równowagi. Zobaczyłam, że mama wchodzi do mojego pokoju, więc ściągnęłam słuchawki.
– Zaraz zawiozę ciocię, ale jak wrócę, to odwiozę cię na lotnisko.
– Ok.
Jeszcze nigdy nie leciałam samolotem sama. Ostatnio na obóz zabrał mnie Apollo, ale potem (sądząc po pogodzie na późniejszy tydzień) Zeus się rozgniewał, bo to wnikanie do życia herosa, czy coś takiego. Tak więc teraz ojciec schodzi Zeusowi z drogi.
– Na lotnisko? – o nie. Ciocia podsłuchiwała. Mimowolnie przypomniałam sobie jak tydzień temu dostałam od niej ochrzan za to, że przeszłam bez niej przez ulice.
– Tak, na lotnisko –odkryłam sposób na wnerwienie jej
– A po co?
– Muszę się przecież dostać jakoś do Nowego Jorku, na obóz – jej mina była bezcenna: mieszanka zdziwienia, przerażenia i gniewu.
– Alicjo, co to ma znaczyć? – ciocia już się otrząsnęła
Nie słyszałam co odpowiedziała mama, bo ewakuowałam się do łazienki. Poczekałam chwilę i dopiero gdy usłyszałam trzask drzwi wejściowych i miałam pewność, że już pojechały, wyszłam. Ostatni raz sprawdziłam czy spakowałam wszystko i dopiero przypomniało mi się o bagażu podręcznym. Wzięłam jakiś plecaki i włożyłam do niego łuk i kołczan strzał, których śmiertelnicy nie zobaczą. (Jako córka Apolla doskonale też strzelam z łuku). Kocham mgłę. Włożyłam do plecaka, paczkę żyłek do robienia filo fanów, pomadkę ochronną, słuchawki, mp4, jakąś małą butelkę wody, i parę innych niezbędnych rzeczy.
Ostatni raz przejrzałam Internet i weszła mama. Powkładała mi jeszcze parę rzeczy do podręcznego i pojechałyśmy.
Po drodze wpadłyśmy jeszcze do Kantora. Potem dojechałyśmy na lotnisko. Wszystko to było usiane jakimiś dialogami, ale nie pamiętam ich, za bardzo się stresowałam. Po ckliwym pożegnaniu i setnym pokazaniu paszportu byłam już w samolocie.
Przez pierwsze pół godziny modliłam się do Zeusa, potem strach minął. Splotłam parę filo fanów, czytałam książkę, słuchałam muzyki i robiłam parę innych fascynujących rzeczy. Później zasnęłam. Nie pamiętam co mi się śniło, ale obudziłam się w doskonałym humorze, który powiększył się jeszcze bardziej kiedy zobaczyłam, że lądujemy. No, czas przerzucić się na Angielski – pomyślałam ze smutkiem
Po tym całym szukaniu bagażu i tego typu pierdołach w końcu mogłam poczuć się jak w Nowym Jorku. A podobno to Warszawa jest zatłoczona. Pogoda była wprost cudowna, jeśli chodzi o te strony. Nawet deszcz nie padał. Co nie ukrywa faktu, że kiedy wyszłam na zewnątrz wstrząsnął mną dreszcz zimna. Już miałam wołać taksówkę, kiedy w oczy rzucił mi się jakiś sklep.
Hmm … spuśćmy zasłonę miłosierdzia na scenę zakupów.
Pomachałam na jakąś taksówkę. Zatrzymała się. Wsiadłam, podałam adres i ruszyliśmy. Wszystko było OK., póki kierowca nie skręcił w ślepy zaułek.
– Ej, co jest?! – zapytałam aż nazbyt inteligentnie.
Spojrzałam w lusterko. Facet patrzył na mnie. Źrenice żółto błyszczących oczu rozszerzyły mu się. Przyjrzałam się dokładniej. Jego skóra zamieniała się w łuski.
Wyskoczyłam z samochodu i cofnęłam się. On za mną. Rozwinęłam bransoletkę. Nie zauważył tego. Skoczył na mnie. Odskoczyłam. Dokonałam szybkich obliczeń i wyszło mi, że bransoletką nie dam rady. Chyba, że … Przystanęłam. Udałam, że oglądam sięga siebie. Wykorzystał to. A raczej próbował. Kiedy skoczył na mnie zdążył rozerwać mi pazurami bluzkę, bo szybko zwróciłam się do niego twarzą i rozcięłam ostrzem szyję. Zamienił się w kupkę złotego pyłu, który szybko rozwiał wiatr.
Spojrzałam na ranę na brzuchu, wychodzącego ze strzępów bluzki. To chyba nie był dobry pomysł. Otworzyłam plecak, wyjęłam z niego apteczkę i opatrzyłam się. Czemu nie mam przy sobie ambrozji? Rany, głupota zawsze wszystko komplikuje. Obóz Herosów jest około 1,5 godziny pieszo. Dam radę. Drogę też mniej więcej znam.
Wyruszyłam. Jednak nie było aż tak dobrze, Z walizką, plecakiem i raną na brzuchu nie było łatwo. Oczywiście anemia też trochę utrudniała. Żeby umilić sobie jakoś te męki włożyłam sobie słuchawki do uszu i puściłam muzykę. Zdążyłam dojść już na teren pagórkowaty. Słońce chyliło się ku zachodowi. Spojrzałam na zegarek. Była 19:30, a miałam jeszcze jakąś godzinę drogi przed sobą. Jeśli tak dalej pójdzie to nawet na kolację się spóźnię. Przyspieszyłam tępo. Teraz dokładnie przyjrzałam się okolicy. Szłam po bardziej wiejskiej dróżce, niż po ulicy. Po lewej i prawej stronie dróżki wiły się wzgórza, które oświetlało zachodzące słońce. Efekt psuł jedynie SOAD nadający z moich słuchawek, jednak nie przejęłam się tym zbytnio.
Nagle usłyszałam jakiś … syk. Ściągnęłam słuchawki i włożyłam je do kieszeni. Rozejrzałam się i dostrzegłam jakieś sto metrów za mną herosa i trzy drakainy. No dobra trzy na jednego to nie jest uczciwa gra. Rzuciłam walizkę, pobiegłam do nich i w międzyczasie wyciągnęłam z plecaka łuk i strzały, zamierzyłam się do strzału i … strzała trafiła w szparę między zbroją jednej z potworzyc i wężowa kobieta rozsypała się w pył. Dobiegłam do bitwy, rozłożyłam bransoletkę i zaatakowałam drakainę, podczas, gdy tamten chłopak walczył z drugą. Szło mi całkiem nieźle, mimo, że bez zbroi. Dwie minuty później trafiłam w szyję i potworzyca rozsypała się w złoty pył. Odwróciłam się i spostrzegłam, że chłopak też stoi nad kupką proszku. W tym momencie podniósł głowę i już wiedziałam kim jest. To był Travis.
– Ada? – co najmniej bardzo zdziwiony i BARDZO zmieszany wymówił moje imię
– No raczej, a kogo się spodziewałeś? – warknęłam
– Co ty taka nerwowa? – zapytał
Doszło do mnie, że przesadzam, więc złagodniałam
– Co ty tu robisz? – zapytałam
– No, chciałem wyrwać się do sklepu. A ty dopiero do obozu?
– Jak widać.
– No to chyba wracamy razem. – powiedział
Westchnęłam zrezygnowana.
– Coś odnoszę wrażenie, że nie za bardzo mnie lubisz.
– Naprawdę? Chyba ci się zdaje. – powiedziałam – a gdzie te twoje „zakupy” ?
Podniósł z ziemi plecak i podał go mi.
– Patrz i podziwiaj.
Usiadłam na trawie i otworzyłam plecak. Travis usiadł obok mnie. Blisko. Za blisko. Skupiłam się jednak na wnętrzu torby. Były tam różne rodzaje Pepsi, Frugo, paluszki, chipsy, jakieś batony, żelki. Jednym słowem wszystko. Wyciągnęłam trzy puszki Pepsi Twist, trzy butelki Frugo, i dwie paczki Lays’ów
– Biorę to wszystko – powiedziałam uśmiechnięta
– A z jakiej to racji?
– A z takiej, że te dwie drakainy nie zabiły się same.
Westchnął ciężko gdy ja wkładałam wybrane rzeczy do swojego plecaka. Dziwne cały czas miałam go na plecach.
– Chodź, zaraz się ściemni
Spojrzałam na zegarek.
– Jest już 20:15 – powiedziałam
Spojrzał na mnie zdziwiony.
– A, no tak! Zawsze zapominam. 8:15
– Aha, rozumiem! Jesteś z Brytanii – krzyknął
Śmiałam się, aż nie mogłam złapać oddechu.
– Z Polski!
– Aha! To byłem blisko. Stolicą Polski jest Dania? – upewnił się
Przewróciłam się. Ze śmiechu.
– Warszawa ty ciołku! Dania to państwo. I nie byłeś blisko
Uśmiechnął się.
– Musimy się pospieszyć. – powiedziałam wstając.
Wstał, ale zaraz upadł.
– Co ci jest?
– Chyba coś z nogą – odparł robiąc zbolałą minę.
– W którym miejscu? – zapytałam
Wskazał na kostkę. Podniosłam nogawkę i sprawdziłam.
– Skręcona – powiedziałam – masz ambrozję?
– Nie bardzo
– Poczekaj tu chwilkę. – powiedziałam biegnąc już po walizkę, która została z przodu.
Podnosząc się tak nagle dała mi się we znaki moja własna rana. Skrzywiłam się z bólu.
Po chwili byłam już z powrotem. Otworzyłam walizkę i wyjęłam z niej jakąś bluzkę
– Słuchaj złamania nie są moją mocną stroną, więc na razie tylko ci to jako tako usztywniłam. W obozie, jak już wyzdrowiejesz, bluzka ma trafić do mnie. Zapięłam walizkę.
– Na razie wesprzesz się na mnie i jakoś damy radę.
– A twój ojciec nie może nam pomóc? – zapytał
– Nie. Ostatnio jak mi pomagał, Zeus się wściekł. Chyba nie przyzwyczaił się jeszcze do nowych zasad. – powiedziałam – Dobra chodź już.
Wsparł się na mnie i jakoś człapaliśmy. Nie wiem komu było ciężej: mnie, czy jemu. Szliśmy w milczeniu.
– Ty słuchasz takiej muzyki? – zapytał nagle
Spojrzałam na niego. Ten s******* ukradł moje słuchawki i mp4, której zawartość pracowicie przeglądał – Oddawaj to! – teraz naprawdę się wkurzyłam
Wyrwałam mu z ręki mp4, a słuchawki sam szybko oddał. Chyba obawiał się pięści, którą właśnie zacisnęłam.
– Jej, przepraszam. – wydukał – ale naprawdę słuchasz takiej muzy?
– A co, nie wyglądam? – zakpiłam – Tak słucham. Możemy skończyć temat?
– Jasne. Patrz, już prawie jesteśmy.
Spojrzałam. Faktycznie, teraz najlepsze. Trzeba jeszcze wejść na wzgórze. I z niego zejść. Pestka.
Oczywiście, jeżeli nie szło się trzy godziny z plecakiem i walizką. I o ile jedną z tych trzech godzin nie szło się z kulejącym Travisem na ramieniu.
Kiedy dotarliśmy już do obozu, trafiliśmy na ognisko, z którego pierwsi obozowicze już wracali do domków. Pierwsze co powiedziałam kiedy już wlepiali w nas zaciekawione spojrzenia to:
– Zabierzcie go ode mnie!
Szybko zanieśli Syna Hermesa do szpitalu obozowego, a mi dali kolację. A raczej to co z niej zostało.
Opowiedziałam w wielkim streszczeniu wszystko, od spotkania z demonicznym taksówkarzem i poszłam
do domku.
Nasz domek z zewnątrz mieni się złoto, za to w środku pomalowany jest na żółto. Siedem łóżek stoi na wypastowanej podłodze, bardziej z tyłu, obok keyboardu, stoi perkusja. Jednak najlepsze jest to, że mamy własną łazienkę.
Nasz domek zawsze wraca z ogniska ostatni, więc, nikogo jeszcze nie było. Umyłam się, przebrałam i poszłam spać.
to jest super , Polka w obozie , ale Travis palnął że stolicą Polski jest Dania hahahaha
opowiadanie fajne tylko gdzies tam zamiast kropki powinien byc przecinek.
He, he, już lubię bohaterkę. I ciotunię, oczywiście. 😀 Jedyne, do czego mogę się przyczepić, to interpunkcja i za szybko dziejąca się akcja. A będzie CD?
O, zapomniałam: wstęp też mnie rozwalił. 😀
Ogólnie super, ale tak gdzie było ” …że oglądam sięga siebie.” Powinno chyba być: …że oglądam się za siebie. Ale tak to świetne.
fajne : ) ale chyba nie mieszkam na małej wsi tylko w małej wsi. tak myślę.
Spoko , ale jak już znalazła się w obozie to troche za szybko ta akcja poleciała…. ale duży plus za zachowanie Travisa 😀
Fajnie! Nawet mi się podoba… Ale standard, kolejna córcia Apolina… Jazda po schemacie. Czekam na cd
Waśnie standard.. I brakuje mi opka o dziewczynie, która sobie nie radzi. Mam po dziurki w nosie supermanó wi supermanek.
Fajne opowiadanko 😉
Fajne opko, tylko jedna rzecz: nie sądzę, żeby możliwe było przejście 3 godzin z taką raną , bo obrażenia na brzuchu są najbardziej bolesne. ale fajne
znam rzeczy bardziej bolesne od chodzenia przez 3 godziny z raną na brzuchu. 😀
Fajne. Mi się bardzo podoba tylko idiotyczne że ta rana jakoś bardzo to się jej w znaki nie daje… Ale i tak super 😀 Czekam na CD 😀
Jest córką boga lekarzy, więc może CZĘŚCIOWO złagodzić ból
Polak potrafi!
Świetne!!!!!! Jest taki kraj jak Diana? (trója z geografii) 😀
„Po drodze wpadłyśmy jeszcze do Kantora.”
Kali zjeść, Kali zabić Kantora.
„Szło mi całkiem nieźle, mimo, że bez zbroi.”
Od kiedy to, ponad 10 kilogramowe żelastwo ułatwia walkę sztyletami o zasięgu parę centymetrów dalszym niż ręka?
@Eris
Eee, słuchanie Biebera 😉 ?
@arwenLivTyler
„Waśnie standard.. I brakuje mi opka o dziewczynie, która sobie nie radzi. Mam po dziurki w nosie supermanó wi supermanek.”
Ta, mogę napisać o sobie wielce cierpiącym z powodu zakazu używaniu internetu. Tylko coś się nie zgadza – dziewczyną nie jestem i nie zamierzam być
@Myksa
„standard, kolejna córcia Apolina… Jazda po schemacie. ”
Cóż, skoro Apollo jest bogiem lekarzy i muzyki, a nawet trochę go można z mądrością utożsamić, a (nie wiem czemu) większości autorek piszących te opowiadania nie odpowiada z jakiegoś względu Atena, to – biorąc pod uwagę fakt że 89,65%*nastolatek w Polsce w wieku od 11-15 ma średnią powyżej 4,7 to piszą o córkach Apolla
* – dane całkowicie zmyślone w 2 sekundy – acz znajdujące pokrycie w rzeczywistości
Hmm, ze zbroją masz rację, z Apollinem też się nie popisałam, choć ja zauważyłam, że ostatnio przeważają raczej dzieci Zeusa. Ale kontynułuję to opko i mam nadzieję, że dalsze części spodobają się bardziej.
Wieśniaki rządzą!
kiedy CD?