Także pisane z pomocą Rybci Grzybci.
O skutkach arii operowej i o niespodziewanym gościu
Garret obudził się dosyć późno. Ciągle czuł zmęczenie, ponieważ przez pół nocy biegał po korytarzach willi. Chciał zapytać Willa czy przypadkiem mu się nie zasnęło, ale poczuł ból i drapanie w gardle. Nie mógł wymówić ani słowa. No jasne, to przez te krzyki w nocy podczas maratonów korytarzowych. Tylko nie! Dziś miał ważną rozmowę w sprawie wypromowania nowego produktu swojej firmy zwanego papier toaletowy. To właśnie ten bezcenny i niezastąpiony produkt zaatakował go wczorajszej nocy. Postanowił wstać. Bezwiednie zaczął ruszać ustami, próbując wymówić imię lokaja. Gardło zabolało go jeszcze bardziej. W rezultacie udało mu się wykrztusić z siebie krótkie
-Auu…- William (który dotrzymał rozkazu, co było widać po jego worach pod oczami) natychmiast zerwał się z miejsca.
-Co się stało Paniczu? Czyżbyś zobaczył kota?- Garr spojrzał na niego groźnie i pokręcił głową. Znów zaczął poruszać ustami, ale wydobyło się tylko ciche parsknięcie.
-Aha, czyli po wczorajszej arii operowej na korytarzu stracił Panicz głos?- Odpowiedział mu kolejne, pełne ostrzeżeń parsknięcie i wzrok bazyliszka. Will podszedł do niego i pomógł mu wstać z łóżka. Następnie podał mu opaskę na oko, którą chłopak zawsze nosił na lewym oku. Panicz wydał z siebie coś co zabrzmiało jak zgrzyt starych drzwi. To chyba miało znaczyć ,,Sam tego nie zawiążę, idioto”. Lokaj zrozumiał o co mu chodzi i spojrzał na niego z chłodnym rozbawieniem. Miał ochotę odpowiedzieć ,,Jasne, tylko mądrzy ludzie boją się papieru toaletowego, małych kotków, urządzają maraton korytarzowy i arie operowe na drodze maratonu, poczym tracą głos”. Westchnął i pochylił się by zawiązać opaskę. Później pomógł mu się umyć i ubrać. Następnie wraz z resztą służby przygotował obfite śniadanie w błyskawicznym tempie. Panicz pochłonął je błyskawiczne i popił herbatą. Następnie udał się do gabinetu w celu pomyślenia nad swoim problemem w postaci utraconego głosu i ważną rozmową. Jego lokaj podążał za nim jak cień. Nie wiedział co ma zrobić w związku z rozmową na temat nowego produktu. Osobiście uważał, że ma on przyszłość i niesamowite zalety. Wiedział, że gość nie może przyjechać w innym terminie. Nagle usłyszał jakby coś bardzo mocno uderzyło w dach. Chciał rozkazać Willowi by sprawdził co to jest, ale oczywiście nie mógł wydobyć z siebie głosu. Lokaja wyraźnie bawiły jego męki. Chłopiec sam wyszedł z gabinetu i skierował się w stronę ogrodu. William podążał za nim. Gdy wyszedł z willi na taras z widokiem na ogród. Coś właśnie spadało z dachu (tzn. kurczowo trzymało się krawędzi). Jego oczą ukazały się długie, niebieskie loki powiewające na wietrze. Jego uszu dobiegł głos.
-Chyba pomyliłam wejścia. Jest tam ktoś na dole? Jeśli nikt nie zauważył przydała by mi się pomoc lub przynajmniej drabina.- Nikt się nie ruszył. Wiszącej postaci odpowiedziało jedynie pełne zdziwienia parsknięcie.
-Czy parskający gość, mógłby spróbować mi pomóc?- Kolejne parsknięcie.- No trudno, najwyżej spadnę Ci na głowę i wtedy to ty będziesz miał problem.- Postać puściła. Z impetem uderzyła w ziemię. Will ledwo zdążył uratować Garreta przed przygnieceniem. Oboje upadli. Z dziury z ziemi wydobyło się.
-Dlaczego zawsze to głowa amortyzuje upadek?!- Gerr wydał z siebie… Nie wiecie? Parsknięcie. Na nic więcej nie było go stać.
-Miło, że Parskający Gość raczył mnie złapać. Byłam damą w opałach.- Z ziemi podniosła się dziewczyna. Jak Garret wcześniej zauważył miała długie do ziemi niebieskie loki, czerwone oczy (?) i zaostrzone zęby. Ubrana była w czarny płaszcz, wysokie skórzane kozaki i białe rękawiczki.
-Aha czyli jest was aż dwóch. Ten drugi całkiem, całkiem. Który z was to Parskający?- Garret wydał z siebie parsknięcie.- Irytujący jesteś. Nie umiesz się wysłowić, czy jesteś zacofany w rozwoju?- Rzuciła w jego stronę wielką, ciężką walizkę, która spadła z dachu zaraz po niej i położyła się na prywatnej ławce Garreta, która stała niedaleko dziury, będącej pozostałością po nieszczęśliwym upadku przybysza.
-Skoro jesteś tu służącym może zaniósłbyś moje rzeczy do pokoju, który wynajęłam?- Pierwszy raz od wizyty nieznajomej odezwał się Will.:
-Hę? Chyba rzeczywiście Pani pomyliła wejścia, a raczej lokale.
-A skądże znowu. Przecież jestem w tym słynnym SPA, w którym wynajęłam miejsce na nazwisko Darkenweather.- Odpowiedziało jej pełne oburzenia parsknięcie. Zgadnijcie kto je wydał. Nie zgadliście? No przecie że Garret!
-Parskający lokaju mógłbyś wreszcie się ruszyć?- William dostał kuksańca, który miał znaczyć ,,Zrób że coś!!!”. Will natychmiast się odezwał.
-Chyba pomyliła Pani nie tylko adresy, ale i lokaja. To jest hrabia Garret Rutherford, jedyny dziedzic majątku Rutherfordów i właściciel tej niesamowitej willi. A ja tu jestem jedynie lokajem. I niestety nie ma tu SPA.
-Jak to nie ma SPA?! No trudno zostanę tutaj z wami prze kilka tygodni. Skończyło mi się paliwo w motocyklu śmierci, który się rozbił o drzewo, a ja poleciałam na wasz dach (tak na marginesie żądam odszkodowania) i mój pobyt tutaj nie ma nic wspólnego z piekielną boskością tego lokaja. Wcale nie mam zamiaru się na niego patrzeć przez cały mój pobyt na urlopie, od mojej fascynującej, pełnej poświęceń (tu się lekko skrzywiła) pracy. Jak masz na imię ty nie zacofany w rozwoju?
-William Kuroshitsuji, madame- (przyp. od aut.: Kuroshitsuji oznacza czarny lokaj). Skłonił się lekko.
-No, to mi się podoba.
-Co taka istota jak ty robi w naszej posiadłości.
-Mogę zapytać o to samo.- I mrugnęła do Willa.
-Jestem tu jedynie lokajem.
-Aj nie bądź już taki skromny. Dobrze wiem kim jesteś.- Przekręciła się na brzuch i spojrzała na nich z zaciekawieniem. – No to opowiadajcie mi co się dzieje na ziemskim padole, niezwiązanego ze śmiercią (choć to mój ulubiony temat).- Zapadła chwila ciszy, zakłócona jedynie przez dźwięk tłuczonych talerzy, dochodzący najprawdopodobniej z kuchni. Will westchnął.
-Znowu…- I bez słowa, razem z Paniczem ruszył w tamtą stronę.
-Zamierzacie mnie tu tak zostawić? I co z moim motocyklem na drzewie? I pokojem?! I odszkodowaniem?!!!- Odpowiedziało jej obojętne parsknięcie. William i Garret zniknęli we wnętrzu budynku. Panicza zaintrygowała nowo przybyła, za to lokaj wydawał się szczerze obojętny, a nawet znudzony. Garret spojrzał na lokaja znacząco, jakby chciał powiedzieć ,,kim ona jest?”
-To tylko jedna z bogów śmierci. Ona po prostu przeprowadza ludzi na drugą stronę.- Powiedział bez cienia emocji Will. Chłopiec ponownie spojrzał na niego tym razem z zaskoczeniem i pytaniem.
-Tak po prostu- Powiedział lokaj uprzedzając parsknięcie.- Boli Panicza jeszcze gardło?- Chłopiec posłał mu spojrzenie mówiące ,, A co nie słychać?”
-Aha to oznacza, że trzeba będzie przygotować dla Panicza mleko z czosnkiem i solą do wypicia.- Tym razem Garret posłał mu pełne przerażenia spojrzenie i wydał z siebie parsknięcie brzmiące bardziej jak pisk.
-Mleko z czosnkiem i solą? To mój ulubiony drink. Tylko nie zapomnij o gorzkiej żołądkowej i lodzie!- Poirytowany Will obejrzał się za siebie. Oczywiście stała tam panienka Darkenweather bawiąca się sztyletami śmierci.
-Schowaj to przy moim Paniczu.- Powiedział beznamiętnie. Ważność jego słów podkreśliło parsknięcie. Nagle przybiegł inny służący- Kenny.
-Williamie za pół godziny przyjeżdża ten ważny gość, który ma wypróbować Sraj-taśmę… Znaczy papier toaletowy. – Odpowiedziało mu pełne zaskoczenia parsknięcie. Garret pomyślał ,,i co ja teraz zrobię”… Czas przybycia gościa zbliżał się niemiłosiernie.
-Sraj-taśma? Co to?- Nagle Willa olśniło. ,,Przecież ona może nam się przydać”. Na jego twarz wstąpił szyderczy uśmiech.
nie mój klimat, ale innym pewnie się będzie podobał. 😀
Genialne!!!!!! Wyrażenia jak z moich kłótni z bratem ( ” Ty sraj-taśmo, ty!!! ” ). 😀
1. Sraj-taśma rządzi!
2. Garr rządzi jeszcze bardziej!
3. Niebieskowłosa bogini śmierci wymiata! :D+25
Parskający Gościu! Ulubiony Drink! Brak SPA! To wszystko i w ogóle całe opko wymiata!
I srajtaśma!
Hmm… Dziękuję. Jednak ilość komentarzy jest wręcz powalająca… Chyba niezbyt podoba wam się to opko… No trudno przeżyjecie je, bo ja mam zamiar go pisać. Mam już 5 części. Co do innych to Postapokaliptyczny świat II (2) już jest napisany
PS Mam pewne źródła informacji (ja wiem wszystko 😉 ) że ktoś (z nowych użytkowników) na chacie napisał że opka moje, wielkiej Selene, I wielkiej Arachne są mroczne I nudne!!! Myślałam że lubicie mroczne opka… A zresztą jak można nie lubić opek Selene I Arachne… Nie sugerujcie się opinią tego ktosia, prosze…
Myksa kto tak powiedział? może fakt: są mroczne i mi napewno nie przypadną do gustu, ale nudne? Jakoś nigdy nie przewijałam ich do końca, bo sięnudziłam. Przecież przedostatnie bodajże opko Arachne to ja pamiętam co się działo (fakt nie pamietam imion bohaterów, bo mam strasznie krótką pamięć) i ono był najzajebisztszym opkie na blogu. Ale jednak mogłybyście dawać trochę czegoś śmieszniejszego dla takiej czytelniczki jak ja 😀
Mój anonimowy informatot niestyty zapomniał ich nicków
A to opko piszę bardziej jako humorystyczne niż mroczne… Zresztą moim ulubionym humorem jest ironiczny czarny humor 😉 Osobiście staram się łączyć humor z drastyzmem, ale nie wiem czy mi to wychodzi… A opka Arachne I Selene są świetne I nikt nie powinien temu zaprzeczać.
1. Jedzenia Ci nie dali? Bo parę wyrazów zaginęło w akcji. Zamiast nich mogłaś spożyć powtórzenia.
2. Srajtaśma- towar deficytowy w naszej szkole. 😀
3. KuroSHITsuji? 😉
4. Wdech… wydech… Zrąbałam się z krzesła przy tekście o drinku, ogólnie co dwie linijki robiłam „rundę honorową”, chichocząc jak wariatka… A szczena mnie boli niemiłosiernie… Gratulacje!
5. Co do dyskusji: moje opowiadanie faktycznie może być nudne (ciągnie się przez 35 części) i gość ma prawo wyrażać swoją opinię, ale… OD OPOWIADAŃ SELENE I MYKSY WARA!!!
Moja koleżanka kojarzy nazwę tego anime tak kurwa-shit-suka
A to jest Kuroshitsuji- czarny lokaj!!!
Miło mi że wam się podoba
Nie miałam na myśli nic niemiłego. Po prostu tam mi się skojarzyło, bo głównym tematem jest (jak na razie) srajtaśma…
Na razie 😉
Świetne! Bardzo dowcipne. Podczas czytania uśmiech nie schodził mi z twarzy.
Genialne!