Pisane pod wpływem Kuroshitsuji. Jest to bardziej związane z tym anime niż z Percym. Akcja dzieje się w XIX wiecznej Anglii. Zakładamy, że w ów czas tam znajdowało się imperium bogów. Występują tu oprócz bogów greckich, herosów, potworów itp. demony i shinigami (japońscy bogowie śmierci, dysponujący zabójczymi przedmiotami jak np. notesy, nożyczki, piły mechaniczne czy standardowe kosy). Ten rozdział pisałam z pomocą mojej przyjaciółki Rybci Grzybci. Sprawdza się lepiej niż autokorekta, wykrawa brakujące przecinki oraz działa natchnieniowo.
O tym, jak Garret pobił rekord korytarzowego maratonu
Garret Rutherford siedział przy stoliku i z najwyższym spokojem popijał herbatę. Jego lokaj William sprzątał pokój. Garret spojrzał na lokaja:
-Wiliam jestem głodny, mógłbyś przynieś mi coś do jedzenia.
-Yes, my lord.- Wiliam skłonił się wyszedł. Garr myślał nad sprawami, które nie powinny spoczywać na jego barkach… Miał dopiero 13 lat, a był jedynym dziedzicem i panem rodu Rutherford (już widzicie podobieństwo do Kuroshitsuji? Tak wiem że wiecie kim jest Will). Było już późno, powinien iść spać. Westchnął ciężko i upił ostatni łyk. Wiliam wrócił z talerzem pełnym ciasteczek. Garret uśmiechnął się. Jego sługa wiedział co dobre i na co pan ma ochotę.
-Dziękuję.
-Cała przyjemność po mojej stronie paniczu. Nie powinieneś udać się już na spoczynek?
-Też tak myślę.- Młody lord w ekspresowym tempie zjadł ciasteczka. Jego lokaj pomógł mu przebrać się w koszulę nocną.
-Paniczu jakbyś potrzebował załatwić swoje potrzeby fizjologiczne jestem na twoje zawołanie.
-Dziś postanowiłem stawić czoła swoim lękom…
-Gratuluje Paniczu.- Garr robiąc wielki rozbieg wskoczył na swoje łóżko i od razu zasnął. Wiliam zdmuchnął świeczki i wyszedł. Po półtora godziny Garret zbudził się. Rozejrzał się po pokoju w poszukiwaniu Williama. Niestety nie zastał lokaja. Było ciemno i strasznie. Młody lord skrywał pewien sekret, a mianowicie bał się ciemności. Poczuł ścisk w dołku na myśl o wyjściu samotnie na ciemny korytarz. Jak na złość (jak zwykle o tej porze) odczuwała chęć udania się na stronę. Był przerażony, ale potrzeba zwyciężyła. Już miał wołać Williama, kiedy pomyślał, że nie da mu tej satysfakcji. Pomału zszedł z łóżka. Nie mógł znaleźć kapci. Posadzka była zimna i młody panicz myślał że zaraz odmrozi sobie dolne kończyny. Otworzył wrota i wkroczył w tajemniczą, nieprzebytą ciemność korytarza. Nie wiedział co się kryje za zakrętem. Mało nie wydał z siebie pisku przerażenia. Zimny pot spływał po nim ciurkiem. Było mu strasznie zimno. Jednak postanowił pokazać, że nie jest już dzieckiem i w dalszym ciągu nie wołać lokaja. Powolnym krokiem, oglądając się na wszystkie strony, drżąc z przerażenia zmierzał w kierunku miejsca zwanego powszechnie toaletą. Wszędzie słyszał podejrzane odgłosy, a tajemnicze cienie wędrowały w jego mniemaniu po ścianach. Prawie był u celu podróży, gdy usłyszał mrożący krew w żyłach pisk. Coś czarnego wyłoniło się zza rogu. Sparaliżowany strachem Garret tępo patrzył się w czarny cień, a następnie odzyskawszy władzę w kończynach zaczął piszczeć i zwiewać nie wiedząc dokąd zmierza. Biegł przez usiane mrokiem korytarze nie mając pojęcia gdzie się znajduje. Wydawało mu się, że minęła wieczność za nim jego oczą ukazał się Will. Lokaj miał wyraz triumfu na twarzy. Przewidział co się stanie gdy chłopak sam pójdzie do toalety i czekał na niego w holu. Przerażony Panicz wpadł w jego ramiona nie myśląc o skutkach. Po policzkach spływały mu łzy, a blond włosy były całe mokre od potu i przyklejone do czoła. William spojrzał na niego z politowaniem i rozbawieniem.
-Czyżby Panicz urządził sobie nocny maraton korytarzowy? Bo NA PEWNO nie przestraszył się Pan kota, który wyszedł zza rogu toalety…- Rzekł. Przerażony chłopiec przytulił się do niego mocniej, choć nie podobał mu się ton jego lokaja. Will zaniósł go do pokoju, tłumacząc, że owy tajemniczy cień był tylko słodziutkim, malutkim kociaczkiem, który przestraszył się chłopca. Poirytowany Garret położył się z powrotem do łóżka.
Niestety pół godziny później obudził się i uświadomiwszy sobie, iż nie skorzystał z toalety. Nie miał ochoty na nocne maratony, ale jego potrzeba była niezwykle silna i niezaspokojona mogła dać się we znaki. Nie wiedział co robić. Gdyby poszedł sam, znów przestraszył by się, lecz gdyby zawołał Willa tamten odczuwał satysfakcje. Po męczącym zastanawianiu się, postanowił sam ruszyć na podbój łazienki. W końcu jest dużym chłopcem i na pewno da sobie radę. Poza tym czego miałby się bać, skoro kota już nie było? Znów bez kapci, na paluszkach zaczął się skradać ku wybawieniu. Lęki zaatakowały powtórnie, jak tylko otworzył wrota komnaty i wyjrzał na straszny korytarz. Mimo obezwładniającego przerażenia, które odczuwał w każdym calu ciała, dotarł do celu. Z wielką ulgą załatwił swoje potrzeby. Niestety, gdy mył ręce usłyszał przeciągłe wycie rozdzierające uszy. Z piskiem wybiegł z toalety ciągnąc za sobą papier toaletowy*. Rolka rozwijała się coraz bardziej, a on nie zauważył, że ma kawałek przyklejony do stopy. Słyszał kroki. Obejrzał się. Nie powinien był tego robić. Ujrzał goniące go tajemnicze, białe, długie ,,coś”. Wrzeszczał jeszcze głośniej, choć myślał, że to nie możliwe. Przyśpieszył. Pobił chyba rekord prędkości z ostatniego maratonu korytarzowego. Znów nie wiedział gdzie się znajduje. Wpadł na coś dużego, ciemnego i bez wątpienia żywego. W dodatku to coś ledwo tłumiło chichot. Oczywiste było iż to jest Will, za nim stała cała służba Garreta z dziwnymi minami. Jedynie William się uśmiechał.
-Co się stało Paniczu? Czyżbyś oznaczał drogę do toalety papierem toaletowym, aby przy następnym maratonie korytarzowym przypadkiem nie zgubić drogi?
-Jakim papie…- Obejrzał się za siebie. Tajemnicze, białe ,,coś” przestało go gonić, teraz leżało spokojnie na zimnej podłodze.- Aaa…
-Hmmm… Twoja służba już myślała, że ktoś Cię rozrywał na strzępy. Tak donośnie krzyczałeś, że mało nie odpadły nam uszy. Więc co się stało tym razem?- Garret nie odpowiedział. Wpatrywał się z poirytowaniem w lokaja. Ktoś na szczęście trzymał świecznik. Lokaj z rozbawioną miną zaprowadził chłopca z powrotem na spoczynek.
-Może zostanę z Paniczem, bym był tutaj gdy tylko najdzie Panicza ochota na kolejną przygodę związaną z korytarzem.
-Przymknij się, ale zostań. Idę spać. Nie gaś świec przez całą noc. I nie śpij! To rozkaz.
-Yes, my lord.
***
Uciekał. Goniła go. Nie chciał umrzeć! Był na to za młody (jego myśli: za ładny. Uwaga to nie Garret). Biegł przez tajemnicze, ciemne i mokre uliczki XIX wiecznego Londynu. Doganiała go. Wbiegł w ślepy zaułek. Nie miał gdzie uciec. Strach wziął nad nim górę. Nie wiedział co począć. Powolnie się odwrócił. Ujrzał ją. Zagrodziła mu drogę. Wyglądała jak zwykła dziewczyna. Jeśli zwykłe dziewczyny mają długie do ziemi, niebieskie loki, które powiewały na zimnym wietrze, czerwone oczy, diaboliczny uśmiech odsłaniający zaostrzone zęby i nietypowy dla damy strój. Była olśniewająco przerażająca. Ubrana była w czarny płaszcz do kolan z małymi bufkami, wysokie, skórzane kozaki i białe, umazane krwią rękawiczki. Zaczął drżeć. Adrenalina i strach buzowały w jego żyłach. Już nie mógł przed nią uciec. Uciec przed śmiercią… Już miała go w swoich szponach. Tajemnicza dama trzymała w dłoniach zakrwawione sztylety.
-Już mi nie uciekniesz. Przez Ciebie straciłam cenne 15 minut ze swojego urlopu! Jesteś ostatni na mojej liście śmierci.- Wyjęła z kieszeni owy, tajemniczy, śmiercionośny… zwitek papieru. Rozwinęła rulon i zaczęła czegoś szukać.- Jesteś!- Pokazał palcem jego nazwisko na liście, zwinęła ją i schowała z powrotem.
-Błagam o litość. Czemu chcesz mnie zabić?
-Bo jesteś na mojej liście.
-Czemu na niej jestem?
-Nie wiem. Czy ja Ci wyglądam na bibliotekarkę? Ja tylko odwalam brudną robotę.
-Czyli mordujesz ludzi?
-Rzecz jasna, nie widać?- Pokazuje mu zakrwawione sztylety.- W końcu jestem boginią śmierci i za to mi płacą.
-Ale ja mam rodzinę do wyżywienia.
-A ja mam urlop do zrealizowania i przez Ciebie straciłam całe 15 minut. Powinieneś się wstydzić. Jak tak można? To nieludzkie! Czy ja Ci coś zrobiłam?
-Hmmm… No, JESZCZE nie.
-No więc czemu mi to robisz? Jestem dla Ciebie taka dobra. Obdarzam Cię zaszczytem konwersacji ze mną. Normalnie wykonuję robotę bez słuchania użalania się ofiar nad sobą.
-Nie użalam się. Ja tylko błagam o litość.
-Błaganie, użalanie… co za różnica? Wszyscy macie to samo na myśli. Ja wam powiadam przed śmiercią się nie da się uciec. A ja nią jestem.
-Oh… Co za zaszczyt. Nie ma to jak pogawędka ze śmiercią przed własną śmiercią. Zapamiętam to przeżycie na wieczność.
-Oh, dziękuję Ci.
-Mówi…
-Ale już kończmy. W końcu mój urlop się marnuje.- Ruszyła na niego ze sztyletami. Nie zdążył się osłonić. Krew trysnęła z jego piersi. Upadł na mokry bruk. Ciemność się do niego zbliżała. Usłyszał już tylko.
-No, robota skończona. Czas na upragniony urlop. Teraz sam trafi na drugą stronę.
Ciemność go pochłonęła…
Zajebiste !!! Super pomysł! Pozwólcie, mi powiedzieć, że jest taki … świeży. Niecierpliwie czekam na ciąg dalszy ;D
Fajne!
Przeczytam to jednemu znajomemu… Może odnajdzie w poskramiaczu kibli bratnią duszę 😀
„w ów czas”- „ówcześnie”? „w owym czasie”? bo tak, jak napisałaś (napisałyście?) na pewno nie.
Nazwisko wzięłaś z podręcznika od chemii? 😀 A nie, przecież napisałaś… z [długie trudne słowo na „K”].
„usiane mrokiem korytarze”- mrok był punktowy? Bo coś może być usiane plamami czegoś. w ten sposób jaky dajesz nam do zrozumienia, że całkowicie ciemno nie było…
Genialnie straszno – śmieszne! Najlepsze były maratony korytarzowe! Brawo1 Nie mogę sie doczekać, jak mi się skończy szlaban i przeczytam 2 cz. Kuroshitsuji.
Myks jak zawsze genio XD
Zajebisty pomysl
z niecierpliwoscia czekam na cd tego tege arcydzieła 😀
Genialne, Mykso, ale niestety nie oglądałam tego Anime. / 😀
Dziękuję wam, ale czemu jest was tak mało
Zapomnialam dopisac:
*Wiem że wtedy nie było jeszcze papieru toaletowego, ale o co z nim chodzi zobaczycie w nastepnej części
Poza tym można to swobodnie czytać nie znając Kuroshitsuji 😉 .
Pozdrawiam
Świetne! Bardzo pomysłowe i śmieszne
cudne! śmieszne! genialne! śmierć była najlepsza 😀
Mini pytanko .
Będzie Grell ? XD
Właśnie chyba tak. Osobiście zamiescila bym wszystkich z orginału, ale to by było fanfiction z kuro nie percyego. O Sebastianku I Grellu bezie wzmianka. I później chyba będzie Grell I William T. Spears
Ja tam najbardziej lubię Ciela ! No i rzecz jasna Grella. 😀 Musisz zrobić te wzmianki !