http://www.youtube.com/watch?v=Xs1NBNj4EI0&feature=related -who says, selena gomez
http://www.youtube.com/watch?v=f5Yc_fGjY_g&feature=related -bad romance, lady gaga
Ognisko nie było wcale takie złe. Ale śpiewanie tych wszystkich piosenek przyprawiało mnie o mdłości. To dlatego, że słyszałam śpiew Drew. Kto normalny daje solówki takiemu głosowi. Nie żeby falszowała, ale miała tak piskliwy głos, że kiedy zostałam odprowadzona do domku Hermesa w głowie dalej słyszałam wibracje. I chyba ogłuchłam na lewe ucho.
-Nie ma tu za dużo miejsca, ponieważ przybyło dość dużo herosów jak ty- jeszcze nie uznanych.- powiedział jeden z chłopaków.-Ale na nasze szczęście za niedługo zostaniesz uznana. Trwa to tak do trzech dni.
-Jaki ty miły jesteś.- Odpowiedziałam. – Też się cieszę, że nie będę musiała mieszkać z takimi dupkami jak wy.- Dodałam. I mówiłam prawdę. W przeciągu godziny zdążyli już ukraść mi naszyjnik i bluzę, którą dostałam od jednej dziewczyny od Demeter. Nazywała się Christina i była jakoś tak dziwnie poukładana. Taka idealna. Nie sądzę bym mogła się z nią zaprzyjaźnić. Co najwyżej kolegować. Bo wyobrażacie sobie mnie osobę z nadpobudliwością, która ciągle wpada w kłopoty z taką osobą jaką jest Christina. Ona jest taka czysta. Ja nigdy bym się nie nauczyła nie brudzić ciuchów. Zawsze się poplamię.
Położyłam się na podłodze, gdzie była już położona karimata i przykryłam się kocykiem, który zwinął dla mnie Travis- jeden z grupowych Jedenastki. Drugim grupowym jest jego brat- Connor. Podobno nie są bliźniakami. Trochę trudno w to uwierzyć. Są prawie identyczni, z małą różnicą wzrostową.
– Kogo uszy bolą od pisków Drew?!- wykrzyczała jedna dziewczyna. Las rąk.
– Ej, a nie boicie się tej całej Drew?- spytałam trochę przestraszona. Mitchell się jej bał. Mnie też trochę bardzo przeraża.
-A, co boisz się jej?-Zakpił ktoś. Niepotrzebnie się odzywałam. Myśl! Nie chcę, aby wzięli mnie za tchórza.
– Boję się, że znowu zacznie śpiewać. To bardzo przeraża, nie?-Ufff…. Coś wymyśliłam. Cały domek wybuchnął śmiechem.
– No właśnie. Jeśli miałbym wybrać między słuchaniem śpiewu Drew, a walką z Kronosem, wolę aby mnie rąbnął tym sierpem.- Powiedział Travis lub Connor. W każdym razie ten niższy. Nagle zauważyłam mój ulubiony instrument w rogu pokoju. Keyboard. Ciocia Janet uczyła mnie kiedyś grać na tym cudzie.
– Ten keyboard działa?- spytałam się braci Hood.
– Zależy czy nam coś zagrasz czy nie?- uśmiechnął się wyższy.
– Jeden kawałek.- Odwzajemniłam uśmiech.- Lady GaGa, Bad Romance?
-Dajesz.
Włączyłam instrument i zaczęłam grać. Dwadzieścia par oczów gapiło się na mnie. Zamknęłam oczy, aby się nie stresować. Dalej nie pamiętam. Bo zaczęłam śpiewać. Kocham śpiewać, tak jak kocham ewolucje na szarfie. Kiedy skończyłam ostatnie nuty na keyboardzie wybuchły brawa.
– Łał, dam sobie rękę uciąć, że jesteś córką Apollina.- powiedział któryś z chłopaków. To chyba ten co obkleił całą ławkę dzieci Aresa. Tak, napewno on. Ma przecież rękę na temblaku i złamany nos.
– Mam nadzieję, że teraz ty będziesz śpiewać na ognisku, a nie Królowa Botoksu.
– Nigdy w życiu.- powiedziałam twardo. Wiem, jak to się skończy. Pomidorem na twarzy. Lub gorzej.
– Dlaczego?- ktoś się chyba zawiódł na mnie.
– Yyyyy…. Bo nie znam tych waszych piosenek.- Powiedziałam.- A ja bardzo wolno się uczę.- Szybko dodałam. Najprostsze kłamstwo jakie mi przyszło do mojej prostej głowy.
– Okej to w ramach pocieszenia zaśpiewaj nam jeszcze coś.- rzekli razem bracia Hood. I oni naprawdę nie są bliźniakami?!
– Nie ma sprawy.- zamyśliłam się na chwilę. Co by zaśpiewać? Coś co znają wszyscy.- Selena Gomez, Who Says?
*********************************************
Rano obudził mnie Freddie, ten od kleju w ławce Aresa. Po prostu kopnął w mniej szlachetną część pleców.
-Pobudka!- wykrzyczał wprost w moje biedne uszy, które poprzedniej nocy słuchały wycia Drew. Szybko się przebrałam w ciuchy, które wręczyli mi grupowi. Nic w moim stylu. Pomarańczowy T- shirt z logiem Obozu Herosów i starte i za duże o jakieś dwa rozmiary jeansy. Ale trudno. Sukienkę miałam brudną (jak zwykle!) i dziurawą. Nawet nie próbowałam rozczesać moich włosów. Po prostu szopa.
Śniadania nie umiałam przełknąć, ponieważ Freddie i Sara wygłupiali się. Przy tym stoliku nikt chyba nie był poważny. Patrząc na nich czuję się taka normalna.
Cały dzień zleciał mi tak szybko, że nawet nie zauważyłam, a już leżałam w kącie z poduszką na głowie, ponieważ parę dzieciaków od Hermesa postanowiło zrobiś konkurs. Polegał na najlepszym sparodiowaniu śpiewu Drew. Po paru minutach zasnęłam.
***********************************************
-Dawno się nie widzieliśmy.-Usłyszałam głos za sobą.- To kto jest Twoim boskim rodzicem?
Odwróciłam się i serce przyspieszyło swoje bicie trzykrotnie. Za mną stał Nico. Nie umiałam nic powiedzieć. Po prostu gapiłam się na niego. Z opresji wybawił mnie Mitchell.
– Hope nie została jeszcze uznana.
– Tak długo?- Popatrzał się na mnie swoimi pięknymi oczyma. Nie powiem- było mi tak bardzo wstyd. Jestem już tu 12 dni i dalej nie uznana.
– No, wiesz jakbym była swoją matką też bym się nie przyznawała do takiego dziecka jak ja.- Odpowiedziałam. – A zresztą w Jedenastce jest bardzo fajnie.- Tutaj nie kłamałam. Mam tam wielu kumpli.
– To trochę dziwne, ale jak Ci to nie przeszkadza to mi też nie.- Jaki on słodki!- Przejdziemy się?- Po jaką cholerę on się pyta? Jasne, że pójdę. Wzrokiem przeprosiłam Mitchella. Wstałam i poszłam za Nico.
– Już się przyzwyczaiłaś do tego tu wszystkiego?-zapytał.
– Powoli dociera do mnie, że wszystko co tu widzę to nie z winy nadmiaru czekolady w moim organizmie.- Powiedziałam do niego poważnie. Zaśmiał się swoim pięknym śmiechem.
– To dobrze.
– A ty gdzie byłeś? Dość długo Cię nie było.- spytałam podejrzliwie. Uśmiech spełz z jego twarzy.
-Miałem misję.- odparł krótko.
– I nic więcej mi nie powiesz?
– Nie za bardzo mogę.
-Aha- węstchnęłam.
– Jak wszystko to się skończy opowiem Ci, zgoda?
– No okey.- nie mogłam odmówić. I dalej spacerowaliśmy aż do zmierzchu.
***************************
Po kilku dniach od wizyty Nico stało się coś niezwykłego. Wreszcie zostałam uznana. I to przez kogo!
Dzień zaczął się całkiem normalnie, nikt nie przeczuwał katastrofy. Po pobudce całym domkiem wyruszyliśmy na śniadanie. I wszystko byłoby naprawdę dobrze, gdyby nie Eir, córka Eris. Nie wiem jakim sposobem podrzuciła mi tą cholerną torebkę Drew. Chwilę potem wybuchła jedna wielka wojna. Ta dziewczyna ma talent do wywracania ludziom życia do góry nogami. Każdy z każdym bił się. Talerze, kubki, jedzenie i sztylety latały po stołówce. Clarisse lała po twarzy Travisa, Percy kłócił się zaciekle z Annabeth, a Drew darła twarz po wszystkich. Total Anarchy. Nawet Chejron nie potrafił uspokoić obozowiczów. Po kolejnej porcji owsianki rzuconą w twarz chyba się poddał. Dionizos ani troszkę mu nie pomógł. Po prostu siedział sobie przy jednym stole czytał gazetę i popijał colę. Zero reakcji.
Szybko schowałam sie pod stół. To było chyba jedyne bezpieczne miejsce, w którym można zjeść spokojnie śniadanie. Po chwili dołączył do mnie Mitchell.
-Cześć! Co tam u Ciebie?- zapytał z uśmiechem na twarzy. Ale ten uśmiech nie był szczery. Coś go trapiło. To było pewne.
-A jakoś jest. Często tak się dzieje?
-Odkąd Eirene jest to tak. Wcześniej się nie zdarzało.- Odpowiedział.
– A nie da się jej powstrzymać?- zapytałam z nadzieją.
-Taaa… powodzenia.-Spojrzał na mnie z powątpieniem.- Równie dobrze możesz zmusić Clarisse do noszenia mini spódniczek.
-Serio to jest niemożliwe?- Nienawidzę takich kłótni bez powodu. okej może i jestem hipokrytką, ale Drew to całkiem inna sprawa. Nie moge pozwolić na to, aby się pozabijali.
-Chyba nie masz zamiaru wyjść i jakoś próbować zapanować nad całą sytuacją? To samobójstwo!- chłopak popatrzaył na mnie ze strachem.
-Na to wygląda.- I wyczołgałam się spod stołu. To co zobaczyłam zostanie w mojej pamięci na zawsze. Obozowicze dalej wlaczyli ze sobą. Ale tym razem podłoga była z krwi. Prawdopodobnie zemdlałabym natychmiast, gdyby Mitchell mnie nie podtrzymał. Zaimponował mi. Jednak mi pomaga, czyli nie jest niedorajdą. Dobra jest, ale nie jest tchórzem.
Nie miałam pojęcia co robić. Co chwila musiałam unikać ciosów zadawanych przez dzieciaki Aresa. Pod wpływem impulsu stanęłam na krześle, wzięłam głęboki oddech i krzyknęłam:
-CISZA! SPOKÓJ DO JASNEJ CHOLERY! ZACHOWUJECIE SIĘ JAK MAŁE BACHORY W PRZEDSZKOLU! ILE WY MACIE LAT, ABY TAK KARYGODNIE SIĘ ZACHOWYWAĆ?
Po tych słowach zapadła bardzo krępująca cisza. Dwieście par oczu wpatrywało się we mnie. Sama stałam się cała czerwona na twarzy i nie wiedziałam gdzie podziać wrok. To wszystko co stało się tutaj przeszło moje wszelkie wyobrażenia. Jak mam tu się czuć bezpiecznie skoro wszyscy są gotowi pozabijać się nawzajem?
-Okej fakt, poniosło nas wszystkich. Myślę, że dziewczyna ma rację. Przepraszam Was wszystkich.-Powiedział najpopularniejszy i według niektórych dziewczyn najprzystojniejszy chłopak na obozie- Percy Jackson.
-Ja wcale nie czuję się, że mnie poniosło.- Rzuciła wyzywająco Clarisse La Rue. Tej lepiej nie pyskować. Ale już byłam za bardzo podenerwowana tą sytuacją.
-Wojny i bijatyki bez celu są tylko i wyłącznie dla słabo rozwiniętych umysłowo hominidów. Inteligentna forma życia zawsze znajdzie jakieś rozsądne rozwiązanie.- Głos mi drżał, ale włożyłam w to tyle pewności siebie, że to nie brzmiało jak ja. Ja tam zawsze jestem cicho i nikomu nie przeszkadzam. Czasami.
Córka Aresa podbiegła do mnie i zapewne by mnie stratowała, pobiła, połamała, udusiła, sprała, poobijała, zmiażdżyła i jeszcze tylko bogowie wiedzą co, gdyby Chris Rodriguez nie powstrzymał jej.
-Clarisse daj spokój. Jest w tym trochę racji.- Uśmięchnął się do swojej dziewczyny.- Dzisiaj masz trening z domkiem Hermesa, więc… tam sobie ulżysz.
Clarisse mruknęła coś niepochlebnego pod nosem, ale powoli odsunęła się ode mnie.
-Hej! Ale kto zabrał Drew torebkę? Masz wyrzuty sumienia?- Zjadliwy głos Eirene rozniósł się echem po jadalni.
-Ja napewno tego nie zrobiłam. Możesz mi wierzyć lub nie, ale jedyną osobą, której by zależało na tej wojnie jesteś ty- córko niezgody.- wyrzuciłam to z siebie.
-Ja? Sorry, ale to nie ty przypadkiem węszyłaś po domku Afrodyty?- zapytała słodko. Nienawidzę jej najbardziej. Co tam Drew. Eirene to najgorsza plaga na świecie.
– Węszyć po Dziesiątce? Nie nazwałabym tego tak. To, że raz tam byłam i serio, miałam ochotę zakosić te torebkę i uwalić ją gnojem, ale tego nie zrobiłam, bo mam jakieś zachamowania. Zależy mi na pokoju na obozie, więc ucinam tę bezsensowną konwersację. Żegnam i pozdrawiam.
Nie wiem dlaczego, ale wszyscy popatrzyli na mnie jakoś tak dziwnie. Znaczy inaczej niż zwykle, bo zawsze się na mnie patrzą jak na wariata. Po pięciu sekundach zorientowałam się o co chodzi. Nad moją głową pojawił się znak.
Pacyfka…
Chwila zawieszenia…
Cisza…
Na obozie nie ma takiego domku!
Nie no super. Jestem bezdomna!
Na początku nawet nie wiedziałam, co znaczy ten znak. Może to, że pokój zapanował na całym świecie? A potem Chejron powiedział:
-Hope, możesz tu na chwilę podejść.
-Yyyyy…. Nooooo…- Jakże bardzo inteligentna odpowiedź. Zbliżyłam się do centaura na tych moich kościstych nogach i słuchałam.
-Jak to? Poczekaj chwilę! Dlaczego skoro moja matką jest…- Nie mogłam tego wypowiedzieć. To imię za bardzo się mi z NIĄ kojarzyło. Eirene- bogini pokoju. Nigdy o niej nie słyszałam, co jest niestety trochę przykre. Jest pomniejszym bóstwem. Nawet mniejszym niż pomniejsze bóstwa. Eris jest bardziej znaną boginią od niej! Lekkie rozgoryczenie mnie dorwało.
-Narazie będziesz dalej mieszkać w domku Hermesa. Postaramy się jak najszybciej wybudować domek Twojej matki.- Dyrektor próbował mnie pocieszyć. Niestety znów bezskutecznie. Nagle poczułam się zmęczona. Czyżby to objawy depresji? Chyba tak. Zrezygnowana odeszłam bez słowa i ruszyłam w stronę mojego ulubionego miejsca na plaży.
Siedziałam tam kilka godzin, rozmyślając. No dobra przyznaję się: ryczałam. To był chyba mój najgorszy dzień w życiu. Najpierw panuję nad tym chaosem i myślę, że nie jestem jakaś taka beznadziejna jak wszyscy (w tym ja) myślą. A potem BUUUM: mojej matki nikt nie kojarzy w tym nawet ja sama. Jestem zerem. Ba! nawet nie! Jestem mniej niż zero, ja jestem nic! Nie mam przyjaciół, czegokolwiek się dotknę zamienia się w syf, kiłę i mogiłę!
Dopiero po zachodzie słońca postanowiłam opuścić swoją kryjówkę. Ciekawe jaką miałam minę, gdy okazało się, że czeka na Mitchell. Stał tam na plaży i gapił się na mnie tymi swoimi błękitnymi oczami.
-Co się gapisz? Nigdy nie widziałeś jak dziewczyna beczy? – zapytałam ostro. Nie, że go nie lubię, ale czasem czuję, że za bardzo ingeruje w moje życie. Jakby nie miał swojego. W sumie ja też swojego nie mam.
-Ja ten… no… tylko myślałem, że chcesz może porozmawiać?- zająkał się.
– Co to? Oprah Winfrey na żywo?- Naprawdę nie chcę rozmawiać.
-Nie musisz być taka niemiła! Ja się staram, a ty jak zwykle wszystko psujesz!- Chłopak zaczął na mnie krzyczeć.
-O co Ci chodzi! Zostaw mnie w spokoju! Wiesz co? Nienawidzę Cię. Jesteś największym frajerem jakiego w życiu widziałam.- Z tymi słowami przeszłam obojętnie obok niego. Mitchell popatrzył na mnie ze zdziwieniem. Nie wiem co było dalej, ale po prostu pobiegłam do domku Hermesa i z płaczem rzuciłam się do kąta, owijając się szczelnie kocem. Nie chciałam już nikogo widzieć, słyszeć, czuć. Wszyscy w domku umilkli. Ale mnie to już nie ochodziło. Po prostu zasnęłam.
Jedno z moich ulubionych opowiadań. Nie wiem jak inni ale ja nie wykryłam żadnych błędów, nawet nie szukałam.
Opowiadanie świetne, ale jedno pytanko: Czy ty znowu się krytykujesz? 😀
ja sie nie krytykuje tylko sie udoskonalam 😛
„Patrząc na nich czuję się taka normalna.”- Rozwaliło mnie to. 😀
W którymś momencie brakowało wyrazów wprowadzających, ale poza tym nic nie znalazłam. A wiesz, jaka jestem czepialska.
Mi się to opko chyba najbardziej z wszystkich twoich podoba.
Mnie rozwaliło
– zachowanie pana D ( jak zwykle zresztą) 😀
– i oczywiście postać Eirene
Literówek chyba nie było, powtórzeń raczej też nie… Wyrazy wprowadzające – gdzieniegdzie brak. Opko fajne i czekam na cd
zaiste : )
Eir, no co ty? Nie jesteś chyba aż taka wredna! To jest genialne! Najlepsze z piątkowych opek! Hope jest taka mądra… Wspaniałe. To z śpiewem Drew przegenialne! Uwielbiam to opko! I szczerze: uwielbiam twoje opka! Kiedyś walnę Ci dedykacje 😀 Które z moich opek czytasz?
kuźde mało osób to czyta :/ napisze chyba tylko jedną część i koniec. A szkoda, bo miałamm wiele pomysłów
Słuchaj no, wredoto: to się nazywa „szantaż emocjonalny”. Więc nie pierdol, tylko pisz!
sorki, ale nie mam zamiaru tracić czas na 6 osób. bez urazy
8 osób:
1. Blackstar
2. Magiap
3. Nefele
4. Piper
5. Almateja
6. Myksa
7. Ja
8. TY SAMA!
Nie pierdol, tylko pisz!!!
nie bedę pisać wiecej niz ostatnia część, bo po prostu krew mnie zalewa, że nikt tego nie czyta oprócz osób, ktore przymuszam do czytania. napiszę ostatnia część jak metoer rabnie w NY i tyle.
Mnie nie zmuszasz.
I to samo pewnie powiedzą Ci wszystkie osoby, które wymieniłam.
Więc NIE PIERDOL i NIE UŻALAJ SIĘ NAD SOBĄ!!!
nie użalam się nad soba i strajkuje. jak w nastepnej części nie bedzie więcej komentarzy to skonczę tę powieść szybciej niż rolke sraj taśmy
Jedz dużo czekolady.
Zużycie srajtaśmy gwałtownie spadnie 😉
ale ja żyje w 8-osobowej rodzinie 😀
To wszyscy jedzcie czekoladę 😀 Rodzeństwo będzie zachwycone 😀
taaa… siostra starsza o 2 lata najbardziej 😀
No tak. Szczególnie, jak ty będziesz fundować 😀
Opcja B: możecie się podcierać papierem ściernym
Opcja C: możecie używać do TEGO CELU plakatów Zjebera
nie wiem jak ty, ale ja nie mam plakatów biebera
Opcja D: pampersy dla dorosłych 😀
sorry, ale nie mamy. i kuźwa piszemy nie do temtu mojego pieknego i niedocenionego dzieła
Sama chciałaś 😀
Ale teraz to maż już dość komentarzy, no nie 😀
Shit, sorry za literówkę („masz” miało być).
Pytałaś czy czytałam Twoje opko, więc odpowiadam: tak! I muszę powiedzieć ,że jest naprawdę fajne. 😉 Odpowiednio długie, ze szczyptą smakowitego humoru, wciągające… Czego chcieć więcej? 😉 A i nie załamuj się nad ilością komentarzy. Naprawdę, niektórzy mają jeszcze mniej. Chcesz przykładu? Np. ja sama. Od maja prowadzę bloga w tematyce fantasy i od tego czasu dostałam DZIEWIĘĆ komentarzy na 600 odwiedzin…Więc Ty nie masz na co narzekać.