Annabella Mason zawiązała buta, skacząc na jednej nodze, równocześnie myjąc zęby i czesząc włosy.
Cholera. Była spóźniona.
Cholernie spóźniona.
Organizacja czasu nigdy nie była jej najmocniejszą stroną, zdecydowanie. W tym przypadku była czarną owcą w rodzinie roztrzepanych, ale z cała pewnością wkurzająco punktualnych osób.
– Beauty? Wychodzisz już?- usłyszała krzyk siostry z pokoju obok. Amy wyszła na korytarz- była irytująco gotowa. Ubranie jak spod igły, włosy związane w perfekcyjny koński ogon, okulary na nosie, książki pod pachą i do tego perfekcyjny makijaż.
Annabella pomyślała, że to jednak nie był dobry pomysł żeby zamieszkać z Amy w Nowym Jorku. W jednym mieszkaniu.
-Przypomnij mi, dlaczego namawiałam Cię na NYU*, zamiast na Yale?
– Bo mnie kochasz i potrzebujesz kogoś, kto pilnowałby, żebyś wstawała z łóżka na czas i nie spędzała całego dnia w porcie i teatrze. A i żebyś nie wydawała wszystkich pieniędzy na książki i raz na czas coś zjadła. A tak na marginesie- jesteś spóźniona.
– Wiem, wiem. – Beauty porwała torbę z rzeczami (oczywiście przepoconymi… pralka nie pracowała już ze dwa tygodnie, a ona jak zwykle nie miała czasu wyprać ciuchów ręcznie)- Wszystko wiem. Powodzenia na rozkładzie zdania złożonego, czy co tam robisz z tym przystojnym wykładowcą. Osobiście bardziej uwierzyłabym w inny rozkład… konkretnie ubraniowy…
Amy oblała się rumieńcem.
-Przestań, Tom to…
– … kolega, tak tak.- Beauty stanęła na palcach i cmoknęła siostrę w policzek.- Ja już tam swoje wiem, sister. Wrócę koło dwunastej, nie czekaj.
Zbiegła po schodach, uśmiechnęła się do gwizdajacego portiera i nagle zorientowała się , że pada, a ona nie ma parasola.
Cho-le-ra.
Wbiegła na stacje metra, prawie przytrzasnęła sobie rękę zasuwanymi drzwiami pociągu i niemal złamała nogę w kozakach na obcasach. Z westchnieniem ulgi opadła na ławeczkę naprzeciwko ciężarnej kobiety z gęstymi brązowymi włosami w stroju pielęgniarki i czarnoskórego mężczyzny z wykolczykowana twarzą, którzy trzymali się za ręce z uśmiechami na ustach.
– Tylko w Nowym Jorku.- uśmiechnęła się do siebie. Kochała to miasto. Nawet bardziej niż rodzinne Chicago.
I wtedy zadzwonił jej telefon, brzęcząc wesołą melodyjką. Jeśli wesołym można nazwać Nowojorską Filharmonię wykonującą taniec cukrowej wróżki z Dziadka do Orzechów. Annabella miała bardzo miłe wspomnienia związane z akurat tą piosenką- w zeszłym roku grała właśnie tą postać i to było jak dotąd jej największe osiągniecie w dziedzinie nowojorskiego baletu.
Ale w końcu spalała się dla teatru. Wstawała o tej nieludzkiej porze, leciała do teatru, prawie nic nie jadła (bo jedzeniem nie można było nazwać grejpfrutów i marchewki), tańczyła, ćwiczyła, tańczyła, ćwiczyła, znosiła nawet tego idiotę dyrektora, który zawsze gapił się na jej tyłek. Kiedy dostała potwierdzenie, że dostała się do grupy, rzuciła studia bibliotekoznawstwa i pracę w oceanarium w Los Angeles, złapała pierwszy pociąg i przyjechała do Nowego Jorku. Cała rodzina zgodnie twierdziła , że to szaleństwo… No, oprócz babci. Ale babcia też by to zrobiła- rzuciła wszystko dla marzenia. Annabella miała 23 lata i była dumna z tego co zrobiła. Kochała tańczyć, to było wszystko czego chciała-no , może po za dobrą książką i deska surfingową.
A teraz dzwoniła Alyssa. To nie było zbyt dobrze.
– Cześć, Ally. Co tam?
– Beauty, daje ci mamę.
O nie. Błagam, tylko nie to.
– Annabella? Beauty, kochanie, słyszysz mnie?
– Mamo , mamo, zzzadzzwonie do ciebie później. Jestem w metrze i – zasłoniła dłonią usta i odsunęła telefon od ucha.- Coś… przerywa… nie… nie słyszę cie… zadzwonię później, dobrze? Kocham mamuś pozdrów Alyssę, Alice i Aidana, ok.? Pa, pa.
Rozłączyła się , na wszelki wypadek wyłączyła telefon i wrzuciła go do torby, oddychając z ulgą. Metro właśnie zajechało na jej stację.
*New York University
Komentarze
Zostaw komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
a tak jakby ktoś jeszcze nie wiedział to adminka skończyła bibliotekoznawstwo 😉
Jej… genialne wspaniale cudowne:-) zaje***te niewiem czy doczekam do nastepnej czesci 😛
Cuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuudo świetnie piszesz. To jest genialne. Z niecierpliwością czekam na cd
Wwoww
genialne genialne genialne genialne (zawiesza sie)
Świetne, Za****te, Wspaniałe Idealne!!!!!!! 😀
Woooow! Podziwiam Cię! Choć na początku gubiam się między wypowiedziami Beauty i Amy. Chyba pierwsze opko o dziewczynie w tym wieku!
Chociaż lepszy prolog. Byl taki magiczny… Ale ta częśc to i tak geniusz.
Nie no. Przekonałaś mnie do tego opka. Cudo. 😉
Hm, tak to nie widziałam błędów, prócz : „Annabella Mason zawiązała buta, skacząc na jednej nodze, równocześnie myjąc zęby i czesząc włosy.” – z tego rozumiem, że ma 3 ręce ? Mogę się mylić [ostatnia lekcja – biologia, zdycham ;x]. Jeśli źle to zrozumiałam, to zwracam honor. Opowiadanie świetne, choć czasem się gubiłam Czekam na cd.
ps. z tymi trzema rękoma… jak ktoś nie kmini mojego rozumowania : jedną ręką wiązała buta, drugą trzymała szczoteczkę i myła zęby, a trzecią czesała włosy xD też tak chcę ! 😀
świetnie piszesz a opowiadanie też fajne
Opowiadanie mi się podoba, nawet bardzo, ale: w jednym miejscu chyba brakuje słowa („raz na czas coś zjadła”- jak dla mnie lepiej brzmi „raz na JAKIŚ czas”), no i… czy widziałaś wiązane kozaki na obcasie?
„Trzech rąk”, które według Piper posiada bohaterka się nie czepiam, ponieważ do mycia zębów (przy odrobinie dobrej woli) ręka potrzebna nie jest….
Prolog był… MAGICZNY… a to jest trochę bardziej zwyczajne… Ale to nie znaczy, że gorsze.
Z CHĘCIĄ PRZECZYTAŁABYM COŚ DŁUŻSZEGO!!!
wciąga ,to dobry znak wspaniałe tyle rzec mam