– Nie masz nic innego do roboty? – Jake szturchnął mnie łokciem.
– Nie. Wakacje rozpoczynają się jutro, a w domku Hermesa jeszcze nie ma braci Hood. Jednym słowem nuda. – uśmiechnęłam się ukazując śnieżnobiałe zęby.
– Nuda. Coś o tym wiem. W końcu mieszkam w Wielkim Domu.
– Przestań marudzić. Wszyscy widzimy, że masz fory u Chejrona i satyrów. – skrzyżowałam ręce.
– Ja się o to nie prosiłem.
Staliśmy przy sośnie Thalii od kilku minut. Chłopak jak zwykle chciał mieć chwilę spokoju, ale ja mu na to nie pozwalałam. Obydwoje mieliśmy na sobie obozowe koszulki, z tą jednak różnicą, że moja była bardzo przepocona. Jake był bardzo miłym chłopakiem, z każdym umiał się zaprzyjaźnić. Miał brązową czuprynę i oczy w kolorze świeżej trawy. Był z pochodzenia Australijczykiem, ale od dziecka mieszkał w Nowym Jorku. Jego rodziny nigdy nie poznałam. Ojciec był zmarłym niedawno bogiem, a matka mieszkała samotnie niedaleko z myślą, że jej syn nie żyje. Nie opowiadał o niej. Czasem żartował, że była stuknięta, ale mówił to tak poważnym tonem, że nie wiedziałam czy żartuje, czy nie. O tym, że jest herosem dowiedział się przez satyra, który go znalazł. Jake mieszkał w obozie od 5 lat. Niedawno dowiedział się czyim jest dzieckiem i Chejron przetransportował go do Wielkiego Domu. Lubiłam go.
Ja nazywam się Christina Bell. Jestem zwykłą heroską. Dowiedziałam się kim jestem szukając truskawek. No i znalazłam, tyle, że pan D. nie pozwala się do nich zbliżać. Mam półdługie, ścieniowane, jasnobrązowe włosy i błękitne oczy. Jestem bardzo opalona, mimo, że staram się nie opalać. Umiem strzelać z łuku i pływać. Nienawidzę walki na miecze. Może dlatego, że sama nie umiem walczyć z mieczem w ręce i krzyczeć „Za Narnię! Za Aslana!” Moja rodzina…. Pamiętam tyle, że mama była bardzo piękna, a jednego dnia po prostu zginęła w tragiczny sposób. Od tamtego dnia boję się latać. A ojciec? Podobno jest bogiem, ale coś nie chce mnie uznać mimo, że mam już 15 lat. Była jakaś umowa, nie?! Trafiłam do domu dziecka, ale szybko adoptowała mnie jakaś wredna baba. Nie wiem po co jej było dziecko? W ogóle się mną nie interesowała! Ale ważne jest to, że w wieku 12 lat wyszłam w poszukiwaniu truskawek i znalazłam nowy dom.
– Co się tak zamyśliłaś? – Jake popatrzył mi w oczy.
– A nic. Zastanawiałam się nad moja rodziną.
– Nigdy o niej mi nie opowiadałaś. – stwierdził. – Więc…. Pamiętasz może kim był twój śmiertelny rodzic?
– Tak. Nazywała się Cecilia Bell. Zmarła gdy miałam pięć lat. Potem trafiłam do domu dziecka, a potem do upiornej baby. – powiedziałam szybko unikając jego wzroku.
– Przykro mi… – westchnął. – A pamiętasz biologiczną mamę?
– Bardzo mało. Prawie nic. W domu dziecka znalazłam w biurku jej zdjęcie i je ukradłam. – poczułam, że serce mi szybciej bije. – Zostało zrobione w dniu jej śmierci przez jej chłopaka. – wyjęłam z kieszeni zdjęcie i podałam Jake’owi.
Fotografia przedstawiała piękną i uśmiechniętą kobietę. Miała jasnobrązowe włosy, tak jak ja i zielone oczy. Za jej plecami był widok na dwie znane mi budowlę. Gdy tylko je zobaczyłam poczułam ucisk w sercu.
– Czy to jest to co ja myślę? – Jake pokazał wieże za plecami mojej mamy. – Czy to jest World Trade Center?
Nie odpowiedziałam. Tak bardzo chciałam się rozpłakać, że nie potrafiłam nawet skłamać. Po prostu stałam pod sosna Thalii i patrzyłam się na nią bezmyślnie. Wiedziałam, że chłopak zaraz znów zada mi nowe pytanie, a będzie ono dla mnie tak bolesne, że sie rozpłaczę. Nie patrząc na niego pobiegłam w stronę domku Hermesa i zatrzasnęłam drzwi. Nie zapukał. Gdy wyjrzałam przez okno wchodził do Wielkiego Domu nad czymś się intensywnie zastanawiając. Rzuciłam się na łóżko i starałam się uspokoić. Nie powstrzymałam tylko jednej łzy, ale ona sprawiła, że popłynęły następne. Płakałam przez 5 minut i się uspokoiłam. Zamknęłam oczy i przypomniałam sobie tamten dzień. Na moim całym ciele pojawiły się dreszcze. Gdy otworzyłam oczy nade mną stali Connor i Travis. Uśmiechali sie głupkowato, zresztą zawsze tak robili…
– Mówiłem, żeby przyjechać wcześniej. – Connor jeszcze bardziej się wyszczerzył.
– ZABIJĘ WAS GŁĄBY! – wrzasnęłam i starałam się uderzyć jednego z nich, ale zrobił unik. Po chwili już ich nie było.
Pokręciłam głową zrezygnowana. Usłyszałam dzwięk gongu, który informował, że zaraz odbędzie się obiad. W pawilonie jadalnym byłam pierwsza. Nigdy się to nie zdarzało, ale mnie to już nie ruszało. Moja samotność nie trwała długo, gdyż do pawilonu wpadło kilkadziesiąt dzieciaków. Był tam też Jake, który jak zwykle usiadł koło pana D. z niezbyt zadowolona miną. Dyrektor obozu wstał.
– Jak wiecie jutro przyjedzie chmara bachorów, których bedę musiał pilnować. Oczywiście odbędzie się wasza głupia bitwa o sztandar. Pragnę wszystkich niemile przywitać i oznajmić ponuro, że do Obozu wrócił niestety nasz bohater, Peter Jonhson. – oznajmił i usiadł. Chejron szepnął mu coś na ucho. – No niech ci bedzie. Percy Jackson! Hip hip hura i koniec. – rzucił od niechcenia.
Wszyscy wzięli się do jedzenia, jednak ja jako jedyna nic nie jadłam. Wypiłam tylko szklankę wody niegazowanej.
– Christine! Dlaczego nic nie jesz? – spytał nagle Chejron. Jego głos wyrwał mnie z zadumy.
– Yyy… Bo… Nie jestem głodna. – wydukałam, a po chwili stwierdziłam, że wszyscy patrzą na mnie z uwagą.
Podeszłam do ogniska z innymi, wrzuciłam olbrzymi kawał mięsa i pomodliłam sie do mamy. Ogień buchnął i przez jedną chwilę wydawało mi się, że w płomieniach widzę zarys World Trade Center. Zagryzłam wargi i wróciłam do stołu. Kilka osób nadal mi się przyglądało, w tym Jake. Udawałam, że tego nie widzę. Wyszłam pierwsza. W połowie drogi do domku zatrzymał mnie Jake.
– Christie! – złapał mnie za ramię.
– Czego chcesz? – odwróciłam się i spojrzałam na niego ponuro.
– Nie patrz tak na mnie, bo wyglądasz jak jakiś upiór. – próbował mnie rozweselić.
– O co chodzi?
– Chcę ci oddać zdjęcie. – wsunął mi fotografię do ręki. – Bardzo mi przykro i przepraszam jeżeli cię zasmuciłem.
Nie odpowiedziałam tylko odwróciłam się na pięcie i pokonałam resztę drogi dzielącą mnie od domku Hermesa. Nikogo nie było. Włożyłam zdjęcie do mojego tajemnego kuferka, którego dzieci pana złodziei nigdy nie mogły znaleźć. Podniosłam jedną belkę podłogi, a ta uniosła się ukazując niewielką dziurę. Włożyłam tam pudełeczko i poprawiłam belkę. Wyszłam z domku i poszłam w kierunku toru dla łuczników. Wzięłam pierwszy lepszy łuk i tuzin strzał. Ustawiłam się i skoncentrowałam. Napięłam cięciwę. Usłyszałam jakiś hałas za mną. Odwróciłam się i wymierzyłam strzałę w intruza.
– Schowaj to zanim mnie zabijesz! – uśmiechnął się Percy.
Upuściłam łuk.
– To się nie zakradaj. – stwierdziłam.
– Chciałem ci zrobić niespodziankę.
– Jeżeli ta niespodzianka to to, że przyjechałeś wcześniej, to lepiej nic nie mów. – uniosłam brwi.
– No dobra. – westchnął. – I jak tam? Pan D. nadal pilnuje truskawek?
– Jakbyś nie wiedział. To przecież jego ukochane owoce…. – przewróciłam oczami. – Ciekawe co najpierw zrobi gdy skończy się jego kara.
– Przecież chyba każde z nas zna na to pytanie odpowiedź.
– Masz rację. Po co się wysilać w myślenie. – wzruszyłam ramionami.
Znów wymierzyłam strzałę w tarczę i trafiłam prawie w środek. Westchnęłam i założyłam następną.
– Jesteś cos strasznie małomówna. Zwykle gadasz jak najęta… – przerwał ciszę.
– Dziś nie mam na to weny. – napięłam cięciwę i strała trafiła w róg tarczy. – No co jest?!
Rzuciłam łukiem o ziemię i skrzyżowałam ręce na piersi.
– Zachowujesz sie jak dziecko. – ocenił Percy.
– Nawet nie wiesz jak bardzo bym chciała być znów dzieckiem. – mruknęłam.
– A czemu? Jaki błąd popełniłaś w dzieciństwie i chciałabyś go naprawić?
– Zostałam grzecznie w domu dziecka. – wewnętrznie aż kipiałam ze złości na siebie, że nie uciekłam z tamtego piekła.
– Z domu dziecka? – nic dziwnego, że się zdziwił, ale tamtego dnia mówiłam więcej niż powinnam.
– Nieważne. – machnęłam ręką.
– Dom dziecka? Ile w nim spędziłaś?
– Nie twój interes!
– Dobra. – uniósł ręce do góry z kapitulacją.
Nie miałam ochoty strzelać. Chyba, że do Osamy bin Ladena, ale niestety się spóźniłam. Ktoś załatwił go wcześniej. I cały mój plan szkolenia się w obozie, żeby go zabić poszedł na marne…. Pozbierałam strzały i skierowałam się w stronę plaży. Percy nie próbował mnie zatrzymywać. Położyłam się nie zważając na to, że we włosach będę miała piasek. Po chwili ktoś zasłonił mi słońce.
– E-ej!!! Nie zasłaniać! – krzyknęłam i podniosłam się.
Stał przed mną wysoki, młody mężczyzna. Był opalony i muskularny… Był strasznie przystojny. Padłam na kolana.
– Przepraszam! Przepraszam! – wymamrotałam.
– Spokojnie… – mężczyzna uśmiechnął się. – Wiesz kim jestem?
– Bogiem słońca, przepowiedni, sztuki, muzyki… – szepnęłam. – Apollo. Brat Artemidy.
– Tak. Ale jestem też twoim ojcem. – oznajmił.
Podniosłam na niego wzrok ze zdziwieniem. Uznał mnie…. Uznał…. Przyszedł do mnie…. Nie zostawił tylko głupiego hologramu… Poczułam wewnątrz siebie ciepło oznaczające spokój i radość.
– Jesteś szczególna, a uznaję cię w szczególnej chwili. Chwili ważnej dla ciebie i całego świata.
Zdziwiłam się, a cała magia gdzieś prysła. Wstałam i przyjrzałam się mu.
– Chcesz mnie wysłać na misję? Chcesz mnie wykorzystać? Chcesz, żebym odwaliła brudną robotę? To możesz w sumie już iść. Nie jestem zainteresowana. – odwróciłam się na pięcie.
– Nie ja cię wyślę na misję. Ale przeznaczenie.
– Ty i przeznaczenie to prawie to samo. – mruknęłam.
– Chritino Mario Tereso Elviro Morgano Bell. – zawołał.
Stanęłam jak wryta i odwróciłam się.
– Myslisz, że sie tobą nie zajmowałem i za późno cię uznaję, ale śledziłem całe twoje życie i opiekowałem się toba na miarę moich możliwości.
– To czemu mama znalazła się na World Trade Center 11 września?! – wrzasnęłam.
– Chciałem was ostrzec, ale Zeus mi zabronił. Stwierdził, że nie mogę zmieniać przeznaczenia. Cecilia zmarłaby i tak. Ale pomagałem ci…
– Tak i dzięki temu trafiłam do domu dziecka i zostałam adoptowana przez jakąś świruskę, która nienawidziła dzieci! – przerwałam mu.
– Czy wyzywała cię? Biła? – zapytał.
Nie odpowiedziałam tylko spuściłam głowę, a po moim policzku spłynęła łza.
– Robiła to? Na prawdę?! – zagrzmiał. – Przykro mi…. Gdybym wiedział.
– Nic byś nie zrobił! Odczep się ode mnie! Wolałam nie wiedzieć, że to ty jesteś moim ojcem. Jesteś bogiem przepowiedni i na zawsze będę cię obwiniać o śmierć matki i… – nie dokończyłam, bo się rozpłakałam.
Odwróciłam się i pobiegłam do domku Hermesa. Po drodze minęłam Jake’a i Percy’ego, ale żaden nie zdołał mnie zatrzymać i spytać co się stało. Wpadłam do domku i trzasnęłam drzwiami. Wszystkie oczy spojrzały na mnie. A ja tylko podbiegłam do mojego kąta na ziemi i dalej płakałam.
Po jakimś czasie zasnęłam…
Śniło mi się to co zawsze. World Trade Center. Samolot. Moja mama. Dom dziecka. I ta okropna kobieta. Krew. Ból. Smutek. Płacz. Modlitwy. Strefa zero.
Od Autorki: No coś mnie zaraz trafi. Nas początku dwa opowiadania…. Spoko. Potem trzecie…. No niech będzie. Potem stwierdziłam, że poprawię mojego bloga i go tu dodam. No niezbyt…. Ale niestety to już przegięcie! Rozumiem, że mam wenę raz na tydzień i i tak z wielu pomysłów rezygnuję, ale czemu piszę tak dużo. Gdyby to chociaż były dobre opowiadania, a to jest…. Po prostu beznadzieja. No, ale nic nie poradzę. Więc zawieszam. ZAWIESZAM TAMTE OPOWIADANIA. Chcę to. To może mi wyjdzie…. Może. Ta jasne. Jeżeli to skończę lub chociaż do połowy doprowadzę to może wrócę do tamtych. Raczej mi się to nie uda, ale trudno. Zawsze ważne są chęci. PRZEPRASZAM ZA BŁĘDY!
Może to opowiadanie powstało dzięki temu, że przez całe dwa dni weekendu 10 i 11 września oglądałam tylko programy o katastrofie. Zresztą ja mam jakieś dziwne zainteresowania. Bo interesować się Atlantydą rozumiem, ale KATYNIEM, KATASTROFĄ TITANICA I ZAMACHAMI NA WORLD TRADE CENTER?! Ja chyba na prawdę jestem jakaś nienormalna…. Może powinnam się zgłosić do psychologa? Jak ja się strasznie rozgaduję ostatnio. Gadam i piszę jak najęta robiąc masę błędów… Cóż jestem niewyżyta, bo w podstawówce miałam 10 godzin WF, a teraz mam 3 więc różnica jest. I to duża i to, że chodzę na dwugodzinny SKS nie pomaga. A na żadne kluby nie mam czasu. Może ja mam ADHD? To by wszystko tłumaczyło. Nie…. Wykluczone. Bardzo dobre zachowanie z ADHD? Dobreee… xd Odwala mi…
Opowiadanie to dedykuje wszystkim ofiarom zamachu terrorystycznego na WTC w NY oraz dla ich rodzin.
FAJNE!!!! 😀
Świetne! 😀
Ja tez mam dziwne zainteresowania 😀
tera interesuje sie II wojną i obozami zagłady
wiem dziwna i porypana jestem
Ej, nie musisz od razu być dziwna!
Jak to się wydarzyło, miałam pięć lat… To mi się śniło, prześladowało mnie od początku września… Spadałam, cały czas spadałam. Zasłaniałam głowę rękoma. Krzyczałam. Albo dusiłam się w dymie. Modliłam się…
TO dopiero jest dziwne. Ty jesteś co najwyżej lekko stuknięta…
A co do opka… chyba nic nie znalazłam…
Suuuuuuuuuuper ! 😉
czekam na CD 😀
Fantastyczne czekam na cd !
Geniusz! Nie no córka ofiary zamachu na WTC! Czad! Mie martw się, ja się interesuje APOKALIPSĄ, 2012 itp. Ty jesteś od tych genialnych opek ,,córka pana czasu” ,,50 lat później” itp.? Nie możesz ich zawiesić! Ja też piszę bardzo dużo opek naraz I żadnego nie porzucilam… Ale to jest wspaniale!
A I w kwesti zainteresowan nie wspominałam o zjawiskach paranormalnych, które wręcz uwielbiam, vhoc nie wierze Poza tym lubie wszelkie grobowce, cmentarze itp. bo są takie tajemnicze I panuje w nich przyjemny chlodek
Ja jestem tylko stuknięta?! Gorzej by było gdybyście mnie poznali…. ;D Moje nowe koleżanki ze szkoły stwierdziły, że je demoralizuje…. xd Oczywiście, że ja też lubię grobowce, cmentarze, duchy itp. itd. ale przy okazji też się ich boję, a to normalne nie jest! Mi się śnił Jan Paweł II w dniu swojej śmierci, a jak się obudziłam to mój sen okazał się prawdą….Mogłabym dawać wiele dowodów na to, że jestem nienormalna. Ale i tak już ten komentarz jest długi.
Dziękuje za dobre opinie tego opowiadania…. Tak długo czekałam żeby je dodali! Mam już pomysł do końca na to opowiadane. Ale 2 części jeszcze nie napisałam…. Przepraszam, ale chciałam znać wasze opinie. Biorę się zapisanie! ;D
świetne opowiadanie. Kontynuuj inne bo są świetne szczególnie „córka pana czasu”
ja tez interesuje się II wojną światową holocaustem zamachami terrorystycznymi w szkole mówią że jestem szurnięta ale mi to zwisa i powiewa każdy ma swoje zainteresowania nawet jeśli są nie wiadomo jak dziwne