Na samym początku chciałabym zadedykować tę część opowiadania i bohaterkę Chloris mojej przyjaciółce Darii- Lunie, która jest moją wierną fanką i zainspirowała mnie do stworzenia postaci zielonej wojowniczki.
***
Z samego rana zebraliśmy się na Wzgórzu Herosów. Poranek był rześki, a wschodzące słońce sprawiało, że szron w trawie lśnił tęczowo. Wiał lekki wiaterek.
Gdy doszedłem do sosny, Atalanta i Annabeth już tam czekały. Stały naprzeciw siebie i spoglądały z ukosa. Atmosfera była tak napięta, że swobodniej czułbym się chodząc w samej bieliźnie po Olimpie, niż tu. Chrząknąłem cicho. Wymamrotałem powitanie i stanąłem obok córki Ateny. Po kilku chwilach nie byłem w stanie znieść tego okropnego milczenia i spytałem:
– Na co czekamy?
– Bogini jutrzenki, Eos, przemówiła w moim śnie i obiecała zesłać nam pomoc.- odpowiedziała mi Atalanta. Spojrzałem na nią. Dziś nie miała już na sobie greckiej tuniki, ale beżowe bryczesy czarną koszulę i marynarkę. Włosy spięła w kok. Kojarzycie te obrazki, na których ponurzy Anglicy strzelają do kaczek, a ich wierne psy siedzą obok? Łowczyni wyglądała zupełnie jak oni, tylko była no… ładniejsza. Szybko odwróciłem wzrok od dziewczyny, żeby nie pomyślała, że się gapię. Zerknąłem za to na Annabeth. Była dość blada, ale nie miała ręki na temblaku. Spod rękawa jej kurtki wystawał kawałek śnieżnobiałego bandaża. Spytałem o jej samopoczucie. Wzruszyła ramionami. Ambrozja oraz moce dzieci Apolla podziałały i nie trzeba było dłuższej kuracji.
Nagle wzgórze zalał różowy blask, a z nieba zleciały trzy pegazy
– Co to jest?- spytałem, bo nie mogłem uwierzyć własnym oczom.
-Tęczowe pegazy. Coś w sam raz dla ciebie, Percy.- stwierdziła Atalanta podchodząc do jednego z kucyków. Miały różową sierść, za to grzywy i ogony w kolorze lawendy. Od razu je polubiłem. Drugi koń przydreptał w moją stronę. „Jestem Cukiereczek, a to Tofisia i Lukrecja” zarżał. Z trudem powstrzymałem się od komentarza typu” A gdzie zostawiliście Pączuszka?”.
-Wsiadaj, Percy!- wykrzyknęła Atalanta. Obie dziewczyny siedziały już na swoich wierzchowcach- Łowczyni na Lukrecji, a Annabeth na Tofisi. Wdrapałem się na pegaza. Wzbiliśmy się w powietrze. Wiatr owiewał mi twarz, a ja czułem się bosko. Chmury pod kopytami koni wyglądały jak wielkie złoża lodów śmietankowych. Lecieliśmy przez długi czas, co kilka godzin zatrzymując się na odpoczynek. W końcu dzień zmienił się w wieczór i musieliśmy lądować gdzieś w lesie i rozbić obóz. Annabeth rozpaliła ognisko, a Atalanta wyjęła z kołczanu trzy namioty, śpiwory i kuchenkę gazową. Otworzyłem usta ze zdumieniem. Wcześniej zdarzało mi się narzekać, że mam ciężki plecak szkolny. Teraz zmieniłem zdanie. No bo kuchenka gazowa w kołczanie??? To przebija nawet podręcznik do matematyki. Łowczyni spojrzała na mnie i ujrzała moją minę.
-To magiczny kołczan. Jeśli coś tam włożę, to niezależnie od wielkości zmieści się i pozostanie tam dopóty, dopóki owego przedmiotu nie wyjmę. Albo osoby.- wyjaśniła. Wytrzeszczyłem oczy tak mocno, że pewnie wyglądałem jak buldożek francuski. Dziewczyna zaśmiała się na widok mojego przerażenia.- Nie martw się, nie wsadzam tam istot żywych… jeszcze.- Uzupełniła. Z wahaniem odsunąłem się lekko od Atalanty. Trudno mi było stwierdzić, czy żartuje. Nagle odezwała się Annabeth.
– Pójdę po drewno.- stwierdziła. Zaciskała pięści i już odwróciła się by pobiec w las, gdy Atalanta powstrzymała ją.
-Ja pójdę. Ty zostań. Popilnuj ogniska i Percy’ego.- powiedziała kręcąc głową w moim kierunku. Obruszyłem się. Córka Ateny zerknęła na mnie i powoli kiwnęła. Usiadła na trawie, a Łowczyni oddaliła się w głąb lasu. Nie wiedziałem co mam zrobić. W obecności Annabeth zawsze było mi tak… dziwnie. Zerknąłem w jej stronę. Blond włosy dziewczyny lśniły w blasku płomieni. Miała zamyśloną minę. W pewnym momencie obróciła się w moją stronę i nasze spojrzenia się spotkały. Szybko odwróciłem wzrok. Poczułem, że na moich policzkach wykwita rumieniec. Przysunąłem się nieco do ognia, mając nadzieję, że dziewczyna uzna moje „krasne licka” za efekt działania żaru. Ona odsunęła mnie tylko od ogniska twierdząc, że zaraz spłonę żywcem.
-Nie zniosłabym tego, wiesz? Gdybyś spłonął.- powiedziała cicho. Jej szare oczy wpatrywały się we mnie. Otworzyłem usta, by odpowiedzieć, ale przerwał mi głośny, przerażony krzyk dochodzący z miejsca, dokąd udała się Atalanta. Wstałem i wyjąłem Orkana. Jeśli coś zmusiło Łowczynię do krzyku, to musiało być coś strasznego… coś jak hydra albo Minotaur, albo…
– Wiewiórki!- dziewczyna wybiegła z lasu z wrzaskiem. W ręce trzymała sztylet.
-Co się stało?- zapytałem zdumiony.
-Zaatakowały mnie…- wydyszała dziewczyna- Te wredne, małe, okropne…
-Wiewiórki???- dokończyła Annabeth . Atalanta spojrzała na nią morderczym wzrokiem.
-Czy wiesz, jakie one są złośliwe, włochate i ogólnie obrzydliwe?
-Jesteś pewna, że mówimy o tych samych wiewiórkach…- zaczęła córka Ateny, ale przerwał jej zimny, ostry głos.
– Czyżby nasza droga Atalanta bała się niewinnych zwierzaczków?- spojrzeliśmy na nowo przybyłą osobę. Była to dziewczyna, mniej więcej piętnastoletnia, a przynajmniej na taką wyglądała, bo po niektórych mitologicznych postaciach można się spodziewać każdego wieku. A to dziewczę z całą pewnością nie było zwykłą śmiertelniczką. Na pierwszy rzut oka wyglądałaby normalnie. Brązowe włosy, duże oczy w kolorze orzecha. Trochę niska. WYGLĄDAŁABY normalnie, gdyby nie kolor jej skóry. Trawiastozielony. Przez moment myślałem, że to nimfa, ale nie dostrzegłam ani szpiczastych uszu, za to ujrzałem miecz w jej dłoniach. Chciałem właśnie zapytać kim jest, gdy odezwała się Atalanta.
-Chloris. – warknęła przez zaciśnięte zęby. Zmrużyła oczy, a jej ręka powędrowała w stronę kołczanu. Wyjęła z niego długi myśliwski nóż. Nie wiedziałem czemu. Chloris wyglądała bezbronnie. Owszem, miała miecz w rękach, lecz na pewno nie potrafiłaby się nim porządnie zamachnąć, a co dopiero walczyć z tak dobrze szkoloną Łowczynią jak Atalanta. Jednak zielona dziewczyna uśmiechnęła się powoli.
– Znów się spotykamy, Atalanto. Zaiste szczęśliwa to dla mnie chwila. Będę cię mogła wreszcie pochlastać na plasterki za to, co twoja bogini zrobiła mojej rodzinie!!!
Ojć. Nagle ostra reakcja mojej towarzyszki wydała się w pełni racjonalna. Łowczyni spojrzała na mnie szybko i wyszeptała:
-Gdy zaatakuje, zabierz Annabeth i uciekajcie. Dogonię was.- Pokręciłem głową. Nie zamierzałem zostawić Atalanty. Byliśmy drużyną. Dziewczyna jednak od razu zmieniła ton głosu. Teraz był rozkazujący.- Chloris od trzech tysięcy lat szkoli się na zabójczynię, by pokonać Łowczynie. Chce zemsty za to, co kiedyś zaszło pomiędzy Artemidą, a Niobe, jej matką. Więc jeśli chcecie żyć, to uciekajcie. Ja dam radę. Nie chcę jednak, byście byli wystawieni na ryzyko.
Spojrzałem na Annabeth, która stała nadal przy ognisku, w pewnej odległości od nas. Wiedziałem, że nadal ma słabą rękę po ugryzieniu konia. Patrzyła raz na Łowczynię, raz na Chloris. Zrozumiałem, że Atalanta ma rację. Kiwnąłem więc głową.
– Czyżbyś szeptała swój testament temu chłopięciu?- spytała Chloris z drwiną w głosie.
– Nie ja tu powinnam spisywać testament, kuchto. – odrzekła Łowczyni zimno. Powoli zbliżałem się do Annabeth. Szeptem zacząłem wyjaśniać jej sytuację. Oczy córki Ateny rozszerzyły się. Schwyciłem ją za rękę. Postawiłem krok do tyłu, gotów do ucieczki. Nagle, zza krzaków wyłoniły się zwierzęta. Było ich mnóstwo. Rysie, jelenie, a nawet wiewiórki… Chloris zmrużyła oczy.
-Nawet nie próbujcie myśleć o ucieczce. Nie, dopóki nie skończę z tą tutaj. Te zwierzęta rozszarpią was na strzępy. Kontroluję je. A teraz, Atalanto, szykuj się na śmierć.
I skoczyła jednocześnie unosząc miecz. Byłem pod wrażeniem, bo choć dziewczyna była drobna, operowała mieczem, jakby był leciutka zabawką, a nie potężną bronią. Atalanta za pomocą noża myśliwskiego odbiła jej cios. Cięcie, defensywa, pchnięcie… Ich ruchy stawały się coraz szybsze. Po chwili były tylko zamazanymi smugami. Z zapartym tchem przyglądałem się walce tych dwóch nieśmiertelnych wrogów. Uzmysłowiłem sobie, że skoro Chloris jest zajęta walką, to może zwierzęta nie będą jej już posłuszne. Na próbę cofnąłem się o kolejny krok. Niestety, myliłem się. Wypadł na mnie wielki ryś. Wyszczerzył kły. No pięknie. Zacząłem walczyć ze zwierzęciem. Przede wszystkim chciałem chronić Annabeth, która stała za mną, bezbronna, jeśli nie liczyć sztyletu, który trzymała niepewnie w lewej ręce. Ryś krążył wokół mnie. Nagle córka Ateny złapała mnie za nadgarstek.
– Poczekaj…- wyszeptała. Kątem oka zerknąłem na nią jak na wariatkę. Ona jednak delikatnie wskazała na dwie postaci walczące obok nas.
– Poczekaj…- wyszeptała ponownie. Nagle wyszarpnęła miecz z mojej dłoni i zamachnęła się na zwierzę. Ten odskoczył, by uniknąć rozcięcia na dwie połówki przez lśniącą klingę. Traf chciał, że w miejscu, na które spadł, stała Chloris. Nie zdążyła się przesunąć i została stratowana przez rysia. Upadła i wypuściła miecz. Biedne stworzenie uciekło. Atalanta natychmiast naciągnęła łuk, który pojawił się w jej dłoni. Wypuściła strzałę. Ku naszemu zaskoczeniu w momencie, gdy grot miał dotknąć leżącej dziewczyny, ta rozpłynęła się w złoty pył. Widziałem już kiedyś coś takiego. To znaczy, że Chloris przeniosła się gdzieś, uciekła nam. Atalanta zaklęła. Podbiegła do miejsca, gdzie leżała wcześniej jej przeciwniczka. Uklękła i zbadała trawę. Po chwili wstała i otrzepała spodnie. Odwróciła się do nas.
-Zbieramy obóz i wynosimy się stąd.- Warknęła tylko.
Świetne!!!! Chloris jest świetna! Z niecierpliwością czekam na cd!!!! 😀
Chloris i jej gadki wymiatają! Z wiewiórkami było genialne! Szacun!
Dziękuję za dedykację. I za Chloris. Z moją duchową pomocą, C. rozerwie im wszystkim gardła, czy coś w ten deseń, muehehe. Ale, do rzeczy. Naprawdę, jestem Twoją wielką fanką i kocham to opowiadanie. Piszesz ładnie, lekko i zabawnie. Ponadto, masz tyle pomysłów na fabułę… Ach, po prostu nie mogę się doczekać następnego rozdziału. Swoją drogą, kucyki miażdżą system. Plus, Atalanta boi się wiewiórek? One są słodkie… i kontrolowane przez moją Chloris ;-> W każdym razie, życzę Ci dużo weny, choć jestem pewna, że bynajmniej Ci jej nie brakuje <3
Kucyki, wiewiórki i gadki Atalanty WYMIATAJĄ! 😀
Wiesz, jak lubię się czepiać, a do tego opowiadania nic, absolutnie NIC nie mam. Brak uwag w moim wykonaniu to największy komplement.
Jestem zachwycona opowiadaniem! Naprawdę! A kucyki i wiewiórki to HIT!
Jezuuuuuuuuu jak ja cie uwielbiam!!!!!!!!!!!!!!!! Masz megatalent! Twoje opowiadanie jest boskie! Nic w nim nie brakuje- gdy powinna być wala albo jakaś porywająca akcja to jest a jak jej nie ma być to nie ma! Uwielbiam twój styl pisania- wciągający i zabawny.
Też coś chce napisać ale boje sie że wyjdzie z tego chała. Ratujcie( wiem że nie na temat ale musze to z siebie wyżucić)!!!
Fajne. Przeczytalam właśnie największy geniusz tego bloga pod postacią Arachne IV I nie mogę powiedzieć więcej. Znaczy to jest super i wogóle, ale po czymś takim jak Arachne IV ma się wymagania. Czytałam to opko przy Green day- boulevard of broken dreams niezbyt pasowało. Ale I tak świetne
Swiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiietnee xD
Podoba mi sie
Wiewiorkkii sa sweet 😀
A ja to czytalam przy oraj pole na traktore 😀
Opowiadanie fajne, chyba nie wyłapałam błędów, a jak jakieś są to pewnie nie ważne 😉 Czekam na cd.