Gdy tylko otworzyłam drzwi do domku Hermesa, doznałam szoku. Bogowie! Cud! Na reszcie wydarzył się cud! W tym nieustannym, zabałaganionym pokoju panował porządek! Nie do wiary! Powietrze nie śmierdziało już pleśnią, na ścianie nie było już śladu po kawałku pizzy, a plamy po złotym deszczu (potocznie szczochach) jednego z młodszych herosów – nie było! Może ja domki pomyliłam? Nieee. Widzę pod łóżkiem zgrzewkę coca-coli, musiałam dobrze trafić.
Z tego zachwytu nawet nie zauważyłam, że koc pościelony na jednym z łóżek, jest dziwnie wypukły. Po cichu zakradłam się tam. Uniosłam pięść i… BAM! Walnęłam w najbardziej odstający punkt. Po niemal sekundzie usłyszałam głośne jęknięcie dochodzące spod koca. Coś, co znajdowało się pod nim, od razu się podniosło.
– AŁŁ!!!- wrzasnął męski głos, trochę zachrypnięty. Nadal nie wiedziałam kogo…
– Sorki, ja nie chciałam… To znaczy, sprawdzałam co to.- powiedziałam cicho.
– Olivia?!
– Taak… Travis?! Co się stało??!!- wrzasnęłam zdziwiona.
Chłopak ściągnął z siebie koc. Był cały czerwony na twarzy, z nosa mu ciekło, a włosy sterczały we wszystkie strony. Miał na sobie jakieś łachmany. Koszulę brudną i źle zapiętą, spodnie podarte, a na dodatek jedną skarpetę. Przeraził mnie ten widok, czy ktoś mu coś zrobił? Bo jeśli tak, to będzie miał ze mną do czynienia! Ostrzegam!
– Ja… Nie nic.- wyszeptał i spuścił wzrok w dół.
– Co jest? Mi możesz powiedzieć.- rzekłam czule i objęłam go ramieniem.
– Liv, na serio wszystko w porządku…
Tak bardzo chciałabym mu wierzyć, ale przemieszkałam z nim trochę i wiem, że coś leży mu na sercu. Póki co nie będę naciskać, może go pocieszę? To chyba najlepsze wyjście.
– Chcesz żebym założyła na siebie strój klauna? – zapytałam ze szczerym uśmiechem na twarzy.
Syn Hermesa zaśmiał się cicho.
– Nie ma takiej potrzeby i tak byś ładnie wyglądała.
– Tak, ja wiem, wiem.- powiedziałam zadowolona i wypięłam dumnie pierś.
– Pfh, skromnością nie grzeszysz.- zażartował.
– Ejj, tylko mnie nie porównuj do córek Afrodyty!
– Jak bym śmiał! Jesteś od nich lepsza!
– Oo, dzięki.- mimowolnie zarumieniłam się i mocniej go objęłam.
– Hola, hola. A co na to powie Simon?- powiedział złośliwie.
– Och… czyli już wiesz?
– No tak… wiem.- wyszeptał.
– Czy… możemy teraz o tym nie gadać?- spytałam speszona.
– Ależ czemu, przecież to takie SUPER CIACHO, o którym śniłaś!
– To nie tak…
– Oo oo, to jak? Wytłumacz mi.- powiedział z udawaną ciekawością.
– Powtórzę: czy możemy o tym teraz nie rozmawiać?
– Jak sobie życzysz…
Panowała chwilowa cisza. Travis spoglądał gdzieś za okno, za to ja, zastanawiałam się, czemu jest taki złośliwy, czemu on… jest tak jakby wkurzony, że idę na randkę z Simon’em.
– Czyżby ostatnio były jakieś wiatry sprzątające?- spytałam, szczerząc zęby.
Chłopak prychnął, po czym powiedział:
– Pfh, tak. A nazwa ich to „Travis Hood”.
Trysnęłam śmiechem.
– Ale tak na prawdę, czyja to sprawka?- zapytałam patrząc na niego podejrzliwym wzrokiem.
– No moja, na dodatek mi nie wierzysz…- odpowiedział z oburzeniem.
Cóż, na taką odpowiedź moja szczęka ma tylko jedno powiedzenie: „ze zdziwieniem opadam, złożenia mnie się domagam”. Tak, dokładnie. Trzeba czasu, żeby moja buzia powróciła do odpowiedniej pozycji, gdy doznaję szoku.
– Co Ty depresję masz?!- powiedziałam przez śmiech.
– Tak jakby…
– ha ha ha! Dobre, ale tak na serio?
– To było całkowicie na serio…
Travis spojrzał mi prosto w oczy, dopiero teraz dostrzegłam, że miał je podpuchnięte… Czyli on mówi prawdę. Zrobiło mi się go szkoda.
– Słuchaj, Ty możesz mi powiedzieć co się stało, wiesz o tym, tak?- powiedziałam skurszonym głosem.
– Liv… Okej. Jak dowiedziałem się, że idziesz dzisiaj na randkę z Simon’em…
– Tak?
Biedak głośno westchnął.
– To się trochę wkurzyłem… Zrozum, że zawsze byłaś dla mnie najważniejsza, to Ty powodujesz uśmiech na mojej twarzy… Zależy mi na Tobie Olivia.
Po policzkach spłynęły mi łzy. Travis – najbliższa mi osoba na obozie, wyznaje, że mnie kocha. Ten Travis… mój Travis. Którego zawsze kochałam. Który zawsze mnie wspierał. Ten sam Travis, który doprowadza mnie od śmiechu do łez. Ten sam Travis, który pierwszy mnie tak ciepło przyjął. To właśnie ten chłopak, który robił dla mnie wszystko. A ja po prostu traktowałam go jak… Jak mogłam tego nie widzieć?! Czemu taka jestem? Czemu nigdy nie zauważam najprawdziwszych rzeczy, uczuć…
– Tra… Travis, ja Cię kocham, ale…- szlochnęłam.- jak brata, zrozum mnie. Tu nie chodzi o Simona, tylko od kiedy tu jestem taki właśnie dla mnie jesteś. KOCHAM CIĘ! Ale, to nie to samo, na czym Tobie zależy. Nikt mi nie daje tyle szczęścia co Ty…
Zapadła cisza, słychać było tylko jak pociągałam nosem. Syn Hermesa, mój wieczny przyjaciel, nawet na mnie nie patrzał, co sprawiało, że czułam się coraz bardziej winna. Łzy płynęły mi strumieniami. Tak bardzo, chciałabym się do niego przytulić i powiedzieć, że wszystko jakoś się ułoży. Że to nie tak musi się kończyć. Że nie jestem tą jedyną, wyjątkową, odpowiednią dziewczyną dla niego. Że to jeszcze nie czas…
– Olivia, ja Cię rozumiem. Mówię to całkiem szczerze. Ja… nie mam Ci niczego za złe, ale liczę, że będziesz dla mnie dalej tą samą kochaną, uśmiechniętą, wybredną i najlepszą przyjaciółką na świecie. Obiecujesz?
– Och, no pewnie głupolu! Przepraszam… za wszystko!
Mocno wtuliłam się w pierś chłopaka, cicho pochlipując. Trwaliśmy w uścisku parę minut. Napięcie już opadło. Odchyliłam głowę i jeszcze raz spojrzał mu w oczy. W te jego piękne oczy…
– Burakuu, kocham Cię.- powiedziałam czule.
– Wolałbym określenie „placku”, bo lubię placki.
Walnęłam go delikatnie pięścią w ramię, po czym zaczęłam się śmiać. Nasze spojrzenia po raz kolejny (nie wiem już, który to raz) się spotkały. Chłopak przyłożył dłoń do mojego policzka, nachylił się ku mojej twarzy i subtelnie musnął moje usta. Odwdzięczyłam mu się tym samym, bo wiedziałam, że zależy mu na naszym ostatnim pocałunku.
Kiedy już skończyliśmy ten cuuuuudowny pocałunek, obiecałam Travis’owi, że mu jeszcze wszystko wynagrodzę, potem pożegnałam się i poszłam do domku pierwszego przygotowywać się na moje rendez-vous z synem Apolla.
* * *
Zazwyczaj, gdy szykuję się na zwyczajne spotkanie, robię wszystko powoli i na spokojnie. No, ale jeśli chodzi tu o randkę z Największym Przystojniekiem Tego Stulecia, jest inaczej. Opiszę to tak: na żyrandolu wiszą moje rurki, na parapercie jest para skarpetek, stanik leży na łóżku Will’a, a jeden z butów znajduje się pod poduszką Phoebe. Po prostu rozbój w biały dzień, stresik na maxa, aż w końcu nie wiedziałam jak się nazywam.
Po ponad półtora godzinnych przygotowaniach wyglądałam całkiem nieźle. Załóżyłam na siebie krótkie, dżinsowe spodenki, białą bluzkę na ramiączka i narzuciłam na to dość długą, niebieską koszulę w kratę (hyhy, nie zapinałam jej. Moja siostra mówi, że tak wyglądałam sexowniej). Do tego czarne glany, które jakoś nie specjalnie chciało mi się wiązać. Włosy splotłam w warkocz i zarzuciłam go na bok. Tradycjnie pomalowałam rzęsy i usta, po czym ruszyłam w stronę jeziora.
Ciąg dalszy nastąpi…
Geniusz! Uwielbiam to opko. Czyta się niezwykle płynnie I szybko. Super! Biedny Travis. Naprawdę genialne.
Świetne!
Swietne jak zwykle Pip 😀
Kocham to opowiadanie.
Biedny Travis (chlip, chlip), ja w moim opku wyżywam się na Nico. To Jest genialne!!!!
biedactwo Travis
ale opko genialne <3333333
chce cd 😀 😀
Za dużo dialogów, a za mało opisów, wyrazów wprowadzających typu „powiedział”, „krzyknął” itd. Ale poza tym… Burak- bezcenne 😀
dag!!!!!!
takiego obrotu sprawy se nie spodziwałąm, nikt chyba sie nie spodziwał.
brawo genuszu!!!
genialne, popłakałam sie… ze śmiechu ofczywiście
Haha 😀 Burak. Tylko jak dla mnie mogłoby być dłuższe.
kiedy następne i czemu takie krótkie.
Biedny Travis
czadowe !!!! kiedy ciag daleszy ??
geniusz !!!!!
świetne
Ale fajnie ja chcę żeby wybrała Travisa!!!!!!!!!!! Szybko CD niech ten wkurzający Simonek się wypcha!!!!!!!!!!
Ja też chcę, aby chodziła z Travisem!!! I chcę tak samo CD!!!