To pierwsze długie opowiadanie, a zarazem prawdziwa próba mojej artystycznej twórczości. Miłego czytania pozdrawiam Adi.
Hej, nazywam się Adrian, mam 12 lat, mieszkam w Nowym Jorku i co tu dużo mówić, jestem, (jak to bardzo celnie ujmujął moi nauczyciele ), „trudnym dzieckiem”. Nigdy nie zastawiałem się, dlaczego dorośli tak o mnie mówią. Być może, bierze się to z faktu, że w szkole mam same dwóje (chociaż, prawię nigdy nie dostaję jedynek), często wylatuję z klasy i mam troszkę, zbyt cięty język. W każdym razie, nauczyciele nazywali mnie nieukiem i zapewniali mnie, że na pewno skończę na budowie (Na co odpowiadałem, że przynajmniej, będę zarabiał więcej niż oni). Nie wiem skąd powstała opinia, że się nie uczę. Codziennie, nad książkami spędzam około pięciu minut, (to pięć razy więcej, niż przeciętny Amerykański dwunastolatek.)
Jakby nie patrzeć rok szkolny mijał szybko, jedni nauczyciele mnie lubili, inni nie za bardzo. Z dużą dozą prawdopodobieństwa mogę stwierdzić, Pan Black, który uczył historii, nienawidził mnie i na każdym kroku próbował mnie upokorzyć. Na jego nieszczęście, był nauczycielem historii, z której nie licząc wychowania fizycznego miałem zawsze najlepsze oceny. Wracając do tematu, Pan Black cały czas próbował mnie upokorzyć, przepytywać, wyrywać do odpowiedzi, Itp. Jednak, ja się nigdy nie dałem, dzięki czemu udało mi się zdać historię na piątkę, co na pewno, było dla niego wielką wyrwą na honorze.
Dzień rozdania świadectw, przywitał nas niespotykanie miłą pogodą. Spoglądając przez okno, całkowicie zapomniałem o moich koszmarach. Na niebie nie było ani jednej chmurki, a słońce grzało tak mocno, że mimo wczesnej pory było prawię 30 stopni. Już od samego początku wakacji, mogłem udać się nad rzekę i spędzić bardzo miłe południe, w otoczeniu kumpli. Spojrzałem na budzik, była 8 rano. Za chwilę dzwonek się uaktywni i całe miasto usłyszy odgłos ryczącego lwa. Pośpiesznie wyłączyłem budzik, przebrałem się w strój szkolny, wyszedłem z pokoju i udałem się wprost do kuchni, gdzie czekała już na mnie mama.
Na mój widok mama uśmiechnęła się i spytała:
– Jak się czujesz?
– Dobrze mamo- odparłem odwzajemniając uśmiech.
– Siadaj, jedz śniadanie, zrobiłam twoje ulubione gofry.
– Super mamo!- zawołałem
Po zjedzonym śniadaniu, poszedłem do łazienki, umyłem się, i ruszyłem do szkoły, po drodze rzucając mamię krótkie cześć i wybiegłem z mieszkania. W drodze do szkoły udałem się po mojego najlepszego przyjaciela, Masona.
Z Masonem znamy się od pierwszej klasy. Jesteśmy do siebie tak podobni, że wielu ludzi, uważa nas za braci. Nie jest to dalekie od prawdy, ponieważ prawie wszystko robimy razem. Mój najlepszy kumpel jest wysokim, szczupłym nastolatkiem, o niebieskich oczach, wypukłym czole, haczykowatym nosie, i jasnej karnacji. Nosi stare, podarte dżinsy, jasną, czerwoną podkoszulkę i ciemną bluzę. Na wskutek przykrego wypadku z dzieciństwa, chłopak porusza się o kulach. Ktoś kto go nie zna, może pomyśleć, że Mason jest zły i zgorzkniały, ale to nieprawda. Młodzian wręcz emanuje poczuciem humoru, jest miły i uprzejmy w stosunku do każdego.
Mój przyjaciel już na mnie czekał i gdy dotarłem do jego domu, uścisnęliśmy sobie dłonie i ruszyliśmy do szkoły. Dobry humor nas nie opuszczał, co chwila opowiadaliśmy sobie kawały i śmialiśmy się. Po kilku minutach dotarliśmy do szkoły i udaliśmy się prosto do sali gimnastycznej, gdzie miało odbyć się zakończenie roku.
Nie będę was zanudzał przebiegiem całej uroczystości. Wystarczy, że powiem, że każdy z uczniów dostawał dyplom i ściskał dłoń każdego z nauczycieli. Nie mogłem się powstrzymać i uśmiechnąłem się szeroko do Pana Black, a on, ku mojemu zdziwieniu odwzajemniła uśmiech. Byłem tym, bardzo zdziwiony, ale moje myśli biegły już koło całkowicie innych tematów.
Gdy tylko ceremonia dobiegła końca, wszyscy uczniowie, z głośnym krzykiem wybiegli na podwórko, radując się z początku wakacji. Wszyscy darli się w niebogłosy, żegnali się i opowiadali o swoich planach na lato. Pożegnałem się z kolegami i wraz z Masonem ruszyliśmy w stronę domu. Z ożywieniem rozmyślaliśmy o naszych wakacyjnych planach, gdy nagle, usłyszeliśmy za sobą hałas.
Odwróciliśmy się i ze zdumieniem zobaczyliśmy, że za nami stoi mój nauczyciel historii. Uśmiechał się do nas, ale w jego oczach zobaczyłem czystą nienawiść. Spojrzał na nas i powiedział, nie przestając się uśmiechać:
– No proszę, moi dwaj ulubieni uczniowie
Stałem jak zamurowany, patrząc na mojego byłego nauczyciela. Niby wyglądam tak samo obleśnie jak zawsze, był ubrany w ciemną, skórzaną kurtkę, dżinsy i w te drogie, niestylowe buty, które nosił przez cały rok, ale coś, jakiś szósty zmysł, wewnętrzne przeczucie, podpowiadało mi, że coś jest nie tak.
Były nauczyciel dalej wodził wzrokiem między nami, a potem nagle, wybuchnął tak nienawistnym śmiechem, że ze strachu, omal nie upadłem na ziemię.
– Czyżbyście zapomnieli języka w gębie?- zapytał drwiąco
I wtedy mój wredny, okrutny nauczyciel zaczął się zmieniać. Jego cera zbladła, tak że wyglądał jak żywy trup , oczy stały się czarne jak smoła, wyrosły mu skrzydła, a paznokcie w dłoniach i nogach wydłużyły się o sto procent. Jego ubrania zniknęły, a w ich miejsce pojawiła się przerażająca, ciemna jak noc szata, ozdobiona ludzkimi czaszkami. Poznałem go od razu. Stałem oko w oko z moim koszmarem.
Choć spotkanie z bohaterem mojego koszmaru było najgorszym, co przeżyłem do tej pory w życiu, to nie ja wyglądałem na najbardziej przerażonego. Mason wpatrywał się w tajemniczą postać z niewyobrażalnym lękiem. Po chwili wyszeptał cichym, ledwo dosłyszalnym szeptem:
– Fobetor
– Jak śmiesz zwracać się do mnie bez należytego szacunku, nędzny śmiertelniku?! – ryknęło coś, co Mason nazwał Fobetorem.
Po głowie chodziło mi tak wiele pytań. Kim u licha, jest Fobetor? Dlaczego nazwał Masona śmiertelnikiem, tak jakby on sam nim nie był? I przede wszystkim, czego on od nas chcę?
Szykujcie się na śmierć, robaki!- Krzyknęła bestia, w uśmiechu odsłaniając swoje długie, żółte kły.
Stałem jak zahipnotyzowany, gdy znikąd, kilka metrów od nas pojawiła się dwójka ludzkich szkieletów, uzbrojonych w długie, groźne wyglądające miecze. Przerażony, spojrzałem na Masona. W chwili mojego spojrzenia, odrzucał swoje kulę inwalidzkie i ściągał spodnie, pod którymi kryły się włochate nogi i kopyta. CO?! Skąd u mojego najlepszego kumpla wzięły się kopyta? Nie miałem czasu, żeby się nad tym zastanawiać. Pierwszy ze szkieletów dobiegł do mnie i uniósł miecz. Mason rzucił się przede mnie, pragnąc przyjąć cios na swoje ciało.
I wtedy to poczułem . Nieopisany przypływ energii, który przeszedł przez całe moje ciało. Zrozumiałem, że mój kopytny przyjaciel nie może umrzeć, ratując mi życie. Wiedziałem, że muszę coś zrobić. Czułem, jak wściekłość miesza się we mnie z tą nieopisaną siłą. Nawet nie wiem kiedy, znalazłem się w powietrzu, przeskakując nad Masonem (nie pytajcie, jak to zrobiłem). Będąc w powietrzu, zamierzyłem się na głowę przeciwnika. Gdy mój but znalazł się przy jego głowie, byłem pewny, że szkielet zostanie pokonany. Jednak tak się nie stało. Moja stopa, przeszła przez jego głowę, nie wyrządzając mu krzywdy. Byłem pewny, że za chwilę dosięgnie mnie jego miecz. Nagle, zrozumiałem całą prawdę. Szkielety, które wysłał przeciwko nam Fobetor nie istniały. Były wytworami naszej wyobraźni stworzonymi, przez Fobetora. Zapewne, obserwujący tą scenę ludzie, nie zauważyliby żadnych szkieletów. Bez namysłu krzyknąłem do Masona:
– Nie walcz z nimi, one nie istnieją!
W chwili, gdy to powiedziałem, szkielety wyparowały. Nasz prawdziwy wróg, spojrzał na nas ze wściekłością i zawołał :
– Tym razem wam się udało, ale… Au!!
W czasie gdy rzucał na nas swe groźby, podbiegłem do kuli Masona, chwyciłem je i cisnąłem wprost w niego. Mimo że był nieśmiertelny, uderzenie było dość mocne, aby wybić go z równowagi. Potem szybko wziąłem Masona za ramię i pobiegliśmy w ciemne uliczki Nowego Jorku.
Małe info, Fobetor był synem Hypnosa, a bratem Morfeusza. Razem ze swoim bratem, Fantasosem byli bogami snu, zsyłającymi na ludzi złe sny. Fobetor w mitologii jest rzadką postacią, nie wiem jak wyglądał, dlatego opis użyty w tym opowiadaniu, to tylko moje wyobrażenia. Zarówno on, jak i jego bracia Morfeusz i Fantasos pojawią się w dalszej części opowiadania.
Od autora. Macie mnie skrytykować za każde niedopatrzenie. Co źle- kara 😀
…..
Bardzo wszystkich przepraszam za jeden błąd
Fobetor, a nie Fobedor. Wybaczcie, ale moja dysleksja za bardzo mi nie pomaga
nie wiem co mam powiedzieć, bo ni9e mam co krytykować
może tak:
JESTEM WŚCIEKŁA, ŻE NAPISAŁEŚ ZDECYDOWANIE ZA DOBRE OPO.
Pasi? przewinienie-kara, użyłam tej metody
TE OPOWIADANIE JEST ŚWIETNE! POWINIENEŚ SIĘ WSTYDZIĆ!
Ale tak poważnie, to nie mam się do czego przyczepić.
Kurde co bede sie powtarzac GENIALNE XD
Fajne Hadrianku, oby tak dalej 😀
A) info na dla ciebie: Fobetor był przedstawiany jako jakaś ohydna bestia, najczęściej mieszanina różnych części ciała różnych zwierząt.
B) jedna uwaga co do słownictwa: jaki 12-latek używa słowa „młodzian”?!
poza tym bardzo fajne opko! 😀
aa no i Adi, skromnością nie grzeszysz 😀 [czyt. imie bohatera] ale z Ciebie, łaaaaaaaaał, podziw xp
Przyzwyczaj się, wszyscy bohaterowie dziedziczą po mnie imię
Przyczepię się do „młodziana”, bo bohater nie wygląda mi na takiego, który czyta do poduszki „Nad Niemnem”.
Ale muszę Cię pochwalić za powtórzenia- nie rażą już aż tak, jak w prologu (choć nadal są).
Bravissimo!
Mi też się podoba
No Adrianie, Adrianie przyłożyłes sie Super! Bardzo mi się to opo podoba! Geniusz! Nic dodać nic ująć
aaaaaaaaaaaaaaaaaaaa super
Świetne i ciekawe znalazłam jedną literówkę ale i tak świetne :-):-)
Super, super 😉 Szkoda, że ja nie umiem tak pisać.
Sny na jawie! Ratunku! Superaśne.
jeden błąd jaki zauważyłam, to w słowie ,,ujmujął” – powinno być ujmują.
to wszystkie błędy. naprawdę bardzo fajne opo! oby tak dalej 😀