Z dedykacją dla Arachne.
Stałem przed domkiem Hermesa i bezmyślnie gapiłem się w ich drzwi. No może niekoniecznie bezmyślnie. Myślałem kogo wybrać na misję, a łatwe to niestety nie było bo moje serce cały czas darło się: Annabeth, Annabeth!!! „Zamknij się!, pomyślałem. Okej, bla, bla, bla, jedynie z synem posłańca, bla, bla bla. Ale w przepowiedni nie było powiedziane „syn Hermesa” tylko „syn posłańca”. Syn posłańca. Lily? Ona potrafi przemieszczać się dosyć szybko. Nie to, że biega, ale jest np., na ściance i gdy lawa już ma ją zalać, nagle pojawia się na samym dole nie usmażona. Taa, byłaby dobra, jedyny problem to, że jest dziewczyną. Ale… Zapukałem.
– Jest Tre? – Zapytałem Connora, kiedy otworzył mi drzwi.
– Tre!!! Chodź tutaj!!! – Wrzasnął w głąb domku. – A o co chodzi? – Przeniósł wzrok na mnie.
– Misja. Znowu.
– E, no wiesz co Percy! Starego kumpla to już nie weźmiesz? Mogę ci wysłać moje CV, duże doświadczenie – wojna z Kronosem, takie tam. – Uśmiechną się.
-Jasne. Jak wrócę. Ale teraz zabieram Tre. – Powiedziałam. Connor się już nie odzywał (co było dziwne), a ja czekałem. Nagle z domku wyszedł wysoki chłopak o bladej cerze. Ciemne włosy miał zbite w irokeza na czubku głowy, a na około oczu miał, tak jak Thalia, czarne kreski. Miał na sobie obozową koszulkę, jeansy i glany. Ok, nie lubiłem go, ale się nada.
– Tre, prawda? – Powiedziałem.
– Taa. Mało kto mnie tu zna. A co? – To prawda. To syn Hermesa. Chłopak przyjechał w tym roku goniony przez jakieś nowe potwory z głową Justina Biebera. Gdy zaczęły śpiewać, zemdlał. Następnego dnia obudził się w szpitalu i zaczął wrzeszczeć: „Niech one przestaną śpiewać!!! Ktoś ma moje MP3?!” Trochę dziwny, ale przynajmniej odkryto, że jego ojczulek dał mu tą podobną do teleportacji moc. Po prostu czułem, że to będzie ona ważna na tej misji.
– Czy… eee… pójdziesz z nami na misję?
– Jasne. Gdzie jedziemy? – Zapytał.
– Do Los Angeles. A dokładnie do Ogrodu Hesperyd. Musimy tam coś… załatwić. – Powiedziałem ze względu na Connora.
– Spoko. Gdzie się spotkamy? – Widać było, że jest podekscytowany, chociaż wsadził ręce do kieszeni i oparł się niedbale o ścianę domku.
– O świcie przy Wielkim Domie, będziesz?
– Tak. To cześć.
– Hej Percy. – Powiedział Connor i wrócił do domku Hermesa.
– Cześć. – Odwróciłem się i skierowałem w stronę mojego domku.
-Percy, zaczekaj!- Stanąłem i popatrzyłem na Tre, który do mnie podbiegł.
– Tak?
– Czy na tą misję mogę wziąć mój bas?
– Eee, jasne! To do jutra!- Powiedziałem i pobiegłem do siebie. Po co mu bas, pomyślałem, to jednodniowa misja. Nie zastanawiając się nad tym dłużej, skierowałem się do domku Posejdona. Nikogo w nim nie było. Wszedłem do środka i położyłem się na moim łóżku. Skrzyżowałem ręce pod głową i wpatrywałem się w niebieski sufit. Leżałem tak dopóki nikt z mojego rodzeństwa nie wrócił. Usłyszałem kroki, trzaśnięcie drzwiami i odgłos wysuwanej szuflady. Cicho wstałem i wyjrzałem za parawan, którym zasłoniłem sobie łóżko aby mieć choć odrobinę prywatności. Ostrożnie wystawiłem głowę i zobaczyłem Meggie siedzącą na swoim łóżku i ściskającą w dłoni jakąś fotografię.
– Meggie? – Powiedziałem wychodząc zza parawanu. Dziewczyna podskoczyła i przeleciała wzrokiem cały pokój, aż jej wzrok spoczął na mnie. – Wystraszyłem cię?
– Troszeczkę. –moja siostra spojrzała mi w oczy. Dopiero teraz zauważyłem, że na jej policzkach błyszczą łzy. Gdy zauważyła moje spojrzenie szybko wytarła je wierzchem dłoni.- Tak?
– Coś się stało? Nie podoba ci się na obozie?
– Nie, nie. Obóz jest cudowny. Po prostu…
– Tęsknisz za mamą? – Przerwałem jej.
– No. Chejron powiedział, że mam być całoroczna. Mówi, że jestem potężna. A moja mama mieszka w Los Ageles.
– Wiesz. Zawsze możesz wysłać do niej iryfon. – Wskazałem misę stojącą na parapecie. – Złote drachmy leżą na dnie misy. Wystarczy wrzucić je w mgiełkę i…
– Wiem jak działa iryfon.- Uśmiechnęła się. Dopiero teraz zauważyłem jak bardzo była do mnie podobna. Te same czarne włosy i oczy w kolorze morza. Była ode mnie o głowę niższa, ale wiedziałem, że byłaby godnym przeciwnikiem. – A. Mam pytanie. Jak się jest całorocznym to jak można wydostać się z obozu?
– Uciec, albo pójść na misję. W obu przypadkach grozi ci śmierć, więc najlepiej trenować. Ja przyjeżdżam tu od pięciu lat, a ciągle mam jeszcze małe doświadczenie.
– Łżesz. 4 lata temu odzyskałeś Hełm Mroku i Piorun piorunów. 3 lata temu przeżeglowałeś Może Potworów.
– Ale…
-2 lata temu wygrałeś „Bitwę w labiryncie”… – Meggie podniosła głos.
– Wygraliśmy. – uściśliłem.
– Rok temu, – dziewczyna już prawie krzyczała – obaliłeś Kronosa! TO nazywasz „małym doświadczeniem”?!
– No, w sumie masz rację. Ale za każdym razem pomagali mi przyjaciele…
– Ale większości dokonałeś sam. Na tym obozie jesteś żywą legendą, Percy! Wszyscy cię podziwiają. – Jest zbyt do mnie podobna. To dobrze czy źle? Chyba dobrze, chyba, że odziedziczyła po mnie (a właściwie po tacie) talent do pakowania się w kłopoty. W każdym razie, jej słowa wprawiły mnie w zakłopotanie.
– No, może… Ale pamiętaj. Jesteś dzieckiem jednego z Wielkiej Trójki. Takiego herosa potwory wyczuwają na całe kilometry. Musisz bardzo uważać. I zabraniam ci ucieczki z obozu! Nawet ja, pomimo mojego „doświadczenia” mogę niedługo stać się martwą legendą. – Moja siostra skierowała wzrok na sufit domku i powiedziała:
– 13 lat byłam jedynaczką, a teraz mam starszego brata. Nie odczekałeś nawet 24 godzin i już mi mówisz co mam robić. – Skrzyżowała ręce na piersi.
– Ekchem. Ty NIGDY nie byłaś jedynaczką. – Powiedziałem.
– Wiesz o co mi chodzi! – krzyknęła i wybiegła z domku. Wow. Ma charakterek. Może się przydać. Wybiegłem przed domek i rozejrzałem się wokoło. Nigdzie nie było widać mojej siostry, ale, że była córką Posejdona, wiedziałem gdzie jej szukać. Pobiegłem na plażę. Ujrzałem ją stojącą na pomoście i bawiącą się strumieniami wody. Nie wiem co sobie wyobrazicie gdy powiem „bawiła się”, więc wytłumaczę: podniosła z oceanu trzy strumienie wody i zaplatała je w warkoczyki, owijała się nimi i wysyłała wysoko w powietrze aby tam rozbryzgały się jak fontanna. Później uniosła z wody kulę i zaczęła z niej formować kształty. Najpierw drzewo, potem miecz, i cztery ludzkie postaci, w których rozpoznałem kobiety. Zawołać ją? Nie… Zajście jej od tyłu też nie wydawało mi się dobrym rozwiązaniem. Ale jako syn Posejdona mam swoje sposoby. Wysunąłem przed siebie rękę. Unieś się ,zawołałem w myślach i uformowałem z wody napis „Odwróć się”. Meggie nie przeraziła się, nawet się nie odwróciła. Powiedziała tylko:
– Czego chcesz, Percy?
– Mam dla ciebie propozycję.
– Ach tak? – Odwróciła się, a jej czarne włosy zafalowały na wietrze.
– Po tym co powiedziałaś, pomyślałem, że może chciałabyś wybrać się na tą misję. Będziesz miała okazję się wykazać i, jeżeli starczy nam czasu, będziesz mogła odwiedzić swoją mamę. – Czułem, że dziewczyna się wacha, ale w końcu powiedziała:
– Zgoda.
– Dobrze, a więc ja, ty i Tre.
-Tre też idzie? – Spytała czerwieniąc się.
-Eee, tak. A co?
– Nic. – Kolor jej twarzy znów stał się normalny. – Kiedy wyruszamy?- Widać było, że tylko udaje, iż jest wyluzowana. Maska obojętności przywdziana przez nią była aż nadto widoczna.
– Jutro o świcie. Przy wielkim domu. Mam cię obudzić?
– Nie musisz. – Minęła mnie i ruszyła w stronę obozu. – Do jutra, Percy! – Pomachała mi ręką i jej biegnąca sylwetka znikła za wydmą. Muszę porozmawiać z Annabeth. Pobiegłem na arenę szermierczą.
****************
Drzewa lekko szumiały, a z lasu dochodziły ryki potworów. Wszedłem na arenę i… No nie do końca pamiętam co było dalej. Mój mózg zarejestrował tylko, jak runęła na mnie ściana ciemności. Nie mogłem oddychać, ponieważ potężne owłosione łapy przyciskały mnie do ziemi. Pani O’leary, pomyślałem. Ale nie. Piekielny ogar, który zaraz miał przerobić mnie na mielonkę był wielkości dwóch ciężarówek. Warczał złowrogo, a jego ślina kapała mi na głowę. Nagle pies zaskowyczał i poleciał w bok. Obok mnie zmaterializowała się Annabeth.
– Potrzebujesz pomocy Glonomóżdzku?
– W pewnym sensie.- Uśmiechnąłem się do niej i razem zaatakowaliśmy. Wszedłem w tryb walki. Teraz zauważyłem, że potwór ma ranę nad lewym okiem. To nie Pani O’leary, pomyślałem jeszcze. Uniosłem Orkan i ciąłem w łeb. Piekielny ogar odskoczył. Mój mózg zaczął myśleć mechanicznie: obrót, pchnięcie, flinta. Kątem oka zauważyłem Annabeth, która zaatakowała od tyłu, by odwrócić jego uwagę. Podziałało. Potwór odwrócił się i… poczułem tępy, pulsujący ból w głowie. Wywróciłem się, miecz wypadł mi z ręki. Dostałem psim ogonem. W ogonie jest kręgosłup więc jest dość twardy, zważając na to, że ten konkretny ogon miał około 2 metrów długości. Ok, to, że właśnie wam to tłumaczę, znaczy, że znów trzeźwo myślę. Zobaczyłem tył tego wielkiego psa, stał 2-3 metry ode mnie. Wstałem masując głowę, podszedłem do mojego miecza i podniosłem go. Nagle poczułem gorący oddech na karku. Odwróciłem się i stanąłem oko w oko z Piekielnym Ogarem. Dosłownie, miał tylko jedno oko, bo z drugiego wystawał sztylet Ann. Nie traciłem czasu. Pchnąłem mieczem w rozwarty pysk potwora.
****************
Piekielny ogar zamienił się w kupkę popiołu. Podniosłem sztylet Annabeth i jej samej poszukałem wzrokiem. Leżała nieruchomo pod drzewem. Podbiegłem do niej i zbadałem puls. Żyła, ale była nieprzytomna. Nie mogłem jej tu zostawić. Złożyłem Orkana i wziąłem ją na ręce. Idąc przez obóz nie spotkałem ani jednego herosa. Gdy stanąłem na werandzie Wielkiego Domu nagle otworzyły się drzwi. Ujrzałem Chejrona siedzącego w zaczarowanym wózku inwalidzkim.
– Annabeth. – Powiedziałem drżącym głosem. Centaur gestem ręki pokazał mi abym wszedł. Przekroczyłem próg i bez wahania skierowałem się do pokoju gościnnego. Delikatnie położyłem Ann na łóżku i siadłem na stołku obok. Chwilę później przyjechał Chejron z ambrozją. Do wpółotwartych ust mojej przyjaciółki wlał boski napój i odwrócił się do mnie.
– Będzie żyła – Powiedział.
Fajne!!! 😀
Wielkie dzięki za dedykację 😀
…
A myślałaś, że z jej powodu Cię oszczędzę? Błąd!
„- O świcie przy Wielkim Domie, będziesz?”- Wielkim DOMU, odmiana się kłania!
„Pani O’leary”- o ile się nie mylę (co jest jednak całkiem możliwe) pisze się „Pani O’Leary”.
Poza tym błędów nie wykryłam, za to znalazłam parę rzeczy na plus: potworki, które goniły Tre (Bieberozaury?) i zabawa wodą w wykonaniu Meggie.
TAK TRZYMAJ!
Ciekawe 😉
Arachne, wcale nie myślałam, że mnie oszczędzisz, bo Ty nikogo nie oszczędzasz. 😉 A dedykację napisałam Ci dlatego, że świetnie piszesz i jestem Twoją fanką #1
Super! Świetne, genialne opowiadanie! Tre będzie moim ulubionym bohaterem, jest b. Fajny. Ale mam uwage: pani O’Leary była dobrym miłym ogarem, który lubił Percy’ego.
Opowiadanie jest świetne, ale jeszcze raz przeczytam historię o mdlejącej Annabeth, a wyskoczę przez okno. Może teraz niech Percy zemdleje? Albo potwór? (serio to by było ciekawe)
Tre jest fajny (ma naprawdę trumatyczne przeżycia!”niech wreszcie wyruszają na tą misję!
Tre oczywiście.