Ech, pan karze, sługa musi.
Wziąłem gitarę, kostkę od Apolla i zacząłem grać.
– Oby się udało- powiedziałem do siebie.
Pewnie, że oglądałem ” Mustanga z dzikiej doliny” ale nie pamiętam zbyt dobrze tej piosenki. Jednak, kostka mi pomogła i zagrałem naprawdę świetnie, nie mówiąc o śpiewie.
Charon patrzył i gdy skończyłem powiedział.
– Dobra mały, chodź.
Weszliśmy do windy. Nad moją głową przeleciał portfel.
– Nie przejmuj się- powiedział Charon i wcisnął jakiś guzik- mam cię na oku Edison! Zostaw tę żarówkę- krzyknął zanim drzwi się zamknęły.
– Ani chwili wytchnienia- powiedział do siebie- Enstein coś bazgrze po ścianach, Merlin Monroe śpiewa razem z Elvisem. Nie wspominając o zwykłych śmiertelnikach, którzy jak widziałeś klną, rzucają portfelami i w ogóle.
Zjechaliśmy w dół.
To co zobaczyłem, popsuło moją psychikę.
Wierzcie mi. Tu było strasznie. Najpierw weszliśmy z Charonem do łódki i przepłynęliśmy na drugi brzeg czarnej jak smoła rzeki, w której pływały obrzydliwe rzeczy. Wysiadłem, Charon życzył mi powodzenia i ruszyłem przed siebie. Na początek czekało mnie spotkanie z kilkumetrowym, trójgłowym psem, pod którym przechodziła masa ludzi. Ruszyłem za nimi, ale pies, na mój widok zaczął warczeć trzema głowami. Zagrałem mu jakąś melodię, a on jakby…zasnął, ale na stojąco. Przeszedłem szybciutko pod nim. Dobra, idziemy dalej.
Trójka sędziów na podwyższeniu sądziła dusze. Była kolejka więc się wepchałem.
– Hej!- ryknął kolo, który przypominał do złudzenia Szekspira.
– Jak śmiesz, tak się zachowywać, bezczelny- obruszył się rudy sędzia.
Nie miałem czasu, na rozmowę. Wziąłem gitarę i znowu zagrałem, tym razem wybór padł na I kissed a girl Katy Perry. Potem w największym skrócie opowiedziałem im historię, po co tu jestem i w ogóle. Powiedzieli, że gram całkiem fajnie, i jakby co możemy założyć kapelę. Mówili też, że świetnie opowiadam (?), co Szekspir skomentował prychnięciem.
Idziemy dalej. Było tu ohydnie. Szedłem teraz przez jakieś pole, pełne dusz. Trawa była czarna, kilka żółtych wierzb, ogółem nuda. Zjawy coś gadały, drapały się po głowach i mamrotały. W oddali, w przerażającym miejscu, było słychać krzyki i jęki. To pewnie Tartar, natomiast, jak się spojrzało w drugą stronę, można było zobaczyć pola, pełne pięknej, zielonej trawy, mnóstwo ludzi, którzy urządzają imprezę. Wow. Do takiego miejsca po śmierci, chciałbym trafić.
Ok, ale gdzie ja znajdę pałac Hadesa. Rozejrzałem się dookoła. I…jest. Wielgachny, czarny zamek. Wbiegłem po schodach. Minąłem kościste straże. Ble! Jednego z nich spytałem o drogę. (Przepraszam was bardzo za szybkość akcji, ale wiecie. Nie jadłem przez sześć miesięcy, nie spałem, mój mózg jest wyczerpany. Serducho rozdarte na biliardy kawałków, a celem podróży jest osoba, która przywróci mi chęć do życia. Więc proszę na miłość wszystkich bogów- bądźcie odrobinę wyrozumiali.) Wskazał kierunek palcem. Szedłem i szedłem, aż wreszcie doszedłem. Doszedłem, do wielkiej, ponurej sali tronowej. Na kościanym tronie, siedział pan, na oko trzydziestka na karku, miał czarną brodę, oczy i włosy (tak, też czarne). Obok niego, na srebrnym tronie siedziała kobieta. Bladą twarz zdobiły pełne usta i dziwne, jasne oczy, mieniące się bladymi kolorami kwiatów. Jej sukienka wyglądała dokładnie tak samo jak oczy. Włosy fruwały wokół niej, jakby nie dotyczyła ich grawitacja. Hm, niech zgadnę, facet to Hades, a dziewczyna to Persefona?
– Czego chcesz herosie?- zapytała.
– Przyszedłem tu po kogoś- odpowiedziałem.
Hades poprawił się na tronie.
– Jak to „przyszedłeś po kogoś”? To Hades, Kraina Umarłych. Stąd już się nie można wydostać.
Wziąłem gitarę. Zacząłem plumkać jakąś smutną piosenkę i opowiedziałem całą historię.
– … moje życie przypominało funkcjonowanie jakiegoś kamienia, lub rośliny- po policzku poleciała mi łza- ale rośliny to chociaż coś jedzą…
– Tak, przyszli do mnie, dziewczyna w twoim wieku i ten facet, syn Ateny. Kolesia skazałem na łąki Asfodelowe, ponieważ Persefona nie zgodziła się na Tartar…
– A dziewczyna?- spytałem z nadzieją, nadając szybkości melodii.
– Siedzi w Elizjum.
– Cz- czy moja historia, nie przekonała pana, do tego, by przywrócić ją do życia?
Hades pokręcił głową.
– Proszę!
Pan umarłych był nieugięty.
– Proszę!- uklęknąłem.
– Chłopcze, idź stąd, nim moja cierpliwość dobiegnie końca- spojrzał na zegarek-zaraz idziemy na kolację!
– PROSZĘ!- poczułem jak broda mi drży. Przecież się tu nie rozpłaczę!
Persefona patrzyła na mnie tymi dziwnymi oczami. Po policzku spłynęła mi kolejna łza.
– Chyba mi nie powiesz, że będziesz tu płakać, codziennie widzę setki płaczących i nic- powiedział stanowczo Hades.
– Och, no przecież on prosi!- wykrzyknęła Persefona.
Hades spojrzał na nią jakby się z choinki urwała.
– No co się tak gapisz? Ty zawsze to twoje „nieugięty”. Może odrobinę romantyzmu zgredzie jeden!
– Odwołaj to!- Hades wstał z tronu.
– A co mi zrobisz? Już bym wolała siedzieć w Tartarze… o nie, czekaj, i tak CODZIENNIE tam jestem!
Cały czas patrzyłem na niego wielkimi oczami. A on spoglądał to na mie to na swoją żonę. Był wściekły, ale powoli się uspokoił.
– Słuchajcie- zaczął- dałem ja już takiemu jednemu jak ty szansę. Był tak blisko i ją zaprzepaścił. Wy herosi nie umiecie dotrzymać słowa!
– A wy,bogowie to niby umiecie!?- to nie było mądre, ale teraz nie miało to żadnego znaczenia. Zacząłem beczeć jak małe dziecko.
– Nic n-nie mówcie!- powiedziałem przez łzy- jestem tylko idiotą, głupim nastolatkiem, który kocha! Kocha bardziej niż niejeden tępy dorosły, który rozwodzi się po pięć razy i przy każdej żonie twierdzi, że to ta jedyna!
Hades nic nie powiedział, tylko patrzył przed siebie.
– Proszę, dotrzymam słowa, obiecuję, przysięgam na Styks!- błagałem.
Przez twarz pana umarłych przemknął cień uśmieszku.
Nie wiem czy wiecie, ale cały czas grałem. Teraz melodia nabrała tępa.
– Dobrze, ale pamiętaj, nie możesz się odwrócić czy rozmawiać z nią, nie będziesz jej nawet słyszał- wskazał na boczne drzwi- Hermes cię poprowadzi.
Zza drzwi, wyszedł facet, na oko wyglądał jak student. Szpakowate włosy, umięśnione ciało i gitesowe latające buciki. I takie jakieś elfie rysy.
– Witam- przywitał się- to co- klasnął w dłonie- nie traćmy czasu, chodźmy.
Ruszyliśmy w stronę wyjścia.
* * *
– Czy ona za nami idzie?- spytałem Hermesa, gdy tylko weszliśmy na łąki Asfodelowe.
– Nie mogę ci tego powiedzieć- odparł smutno- Orfeusz pytał o to samo- dodał pod nosem.
Szliśmy, i szliśmy. Zbliżaliśmy się do Sądu, kiedy w mojej głowie pojawiła się chęć, by się odwrócić. Próbowałem ją zignorować, ale pokusa była wielka. Czułem się tak, jakbym był spragniony, a za mną stała szklanka zimnej wody. Prawie się odwróciłem, ale zatrzymał mnie głos Hermesa.
– Nie zniosę tego drugi raz, proszę!
Pokusa sobie poszła, tak szybko jak i przyszła. Przeszliśmy obok Staruchów.
Teraz Cerber. Kiedy przechodziliśmy pod piętnastometrowym cielskiem psa, znów poczułem, że muszę się odwrócić, ale powstrzymał mnie szczek. Szliśmy dalej.
Zaraz przepłyniemy przez Styks.
– Dobra- odezwał się Hermes- ja przelecę na butach, na drugi brzeg, a ty wsiądź do łodzi, i pamiętaj, choćby nie wiem co NIE OGLĄDAJ SIĘ!- i poleciał na swoich boskich bucikach. Dobra. Nie oglądać się, nie oglądać się. Wlazłem do łodzi nie oglądając się za siebie. Charon odbił od brzegu i płynęliśmy po ohydnych wodach rzeki. Nie macie pojęcia, jak to jest, kiedy nie możesz spojrzeć za siebie, aby upewnić się, że ważna dla ciebie osoba jest cała i zdrowa, po tym, jak sześć miesięcy temu umarła. Tak bardzo mnie korciło, pokusa była tak silna, jakby ktoś mi wywiercił żywcem w czaszce krater. Zacząłem grać na gitarze. Grałem sobie wesołą melodyjkę, kiedy poczułem, że wreszcie dobiliśmy brzegu. Już niedaleko. Wyszedłem i dołączyłem do Hermesa. Szliśmy dalej. Już naprawdę niedaleko. Wsiadłem do windy (musiałem całą drogę stać tyłem. Stałem i nie mogłem doczekać się końca, kiedy przed moimi oczami, zamajaczył obraz przedstawiający Grace.)
– Musisz się odwrócić, czy ona na pewno idzie za tobą?- szeptał mi jakiś głos.
– Odwróć się Mike! Prooszę!- Grace w wizji zrobiła maślane oczy.
– Nie!- krzyknąłem.
Tak bardzo zaciskałem rękę na mojej gitarze, że ją połamałem.
– Wow- skomentował Hermes.
Myślałem, że nie dojedziemy, kiedy usłyszałem upragniony dźwięk. DING! I drzwi się otworzyły. Wyszedłem na zewnątrz, przedarłem się przez tłumy, strącając Abrahamowi cylinder z głowy i wybiegłem na zewnątrz.
– Brawo!- zaklaskał Hermes- możesz się odwrócić.
Odwróciłem się, ale Grace nie było.
* * *
Świetne, genialne, wyjątkowe…!
Pod koniec mnie zatkało 😀
Myślałam, że się odwróci, a tu nie…
Super 😀
Genialne!!! 😀
Swietna koncówka XD
O jak… brak mi słów.