Młoda, piękna dziewczyna klęczała na biurku i wystawiała twarz przez okno. Starała się nie słyszeć głosu rozsądku, tylko całkowicie zatracić w zimnych kroplach deszczu na twarzy, w odgłosach grzmotów. Letnia burza. Coś wspaniałego. Zawsze je kochała. Jako dziecko chciała wtedy wychodzić na dwór, tańczyć w deszczu. Teraz mogła to zrobić…
Niestety, jej rozsądek nie dawał za wygraną.
– Nie idź do niego. Co ty sobie wyobrażasz?! Przecież on cię zostawi. A na dodatek… narażasz się jej. Co ty wyprawiasz, idiotko?
Dziewczyna uznała , że pasuje odpowiedzieć. Była w pokoju, w domu, sama. Mogła to wszystko powiedzieć na głos.
– Tak, wiem, robię sobie wrogów z ludzi, z którymi stanowczo powinno się , żyć w przyjaźni. Tak, wiem, jestem szalona. Ale dobrze mi z tym szaleństwem.- zaśmiała się lekko.- Bo widzisz głosie- kocham go. Kocham i wolałabym umrzeć… ba, wolałabym się nigdy nie urodzić, niż go teraz zostawić… I wiem, że on mnie zostawi, tak jak wszystkie. Ale … głosu rozsądku… czy zakochałeś się kiedyś w bogu? Nie? Powinieneś tego spróbować. To takie uczucie, jakbyś miała cały świat pod sobą. Ty! Śmiertelniczka! To właśnie TOBIE udało się zauroczyć wielkiego, nieśmiertelnego, potężnego boga. A jeśli rozkochasz w sobie samego Pana Niebios… głosie, to jest dopiero uczucie. I nawet nie wiesz, jak on o mnie zabiegał, co dla mnie robił!- wybuchnęła śmiechem, ale ten śmiech brzmiał jak szloch.
Poznała go , po swojej pierwszej premierze. Do garderoby dostarczono jej ogromny bukiet róż i lawendy w olbrzymim wazonie z ręcznie rżniętego szkła. Róże miały barwę błyskawic.
Był taki niezwykły. Postawny, przystojny, jasnowłosy, starszy od niej, bogaty. Przyciągnęła ją do niego ta aura władczości i wyższości…. Ale przywiązały te oczy.
Były niebieskie, tak jak jej. Ale to nie był ten odcień. Tu właściwie nie chodziło o odcień. Te oczy były elektryzujące. Obezwładniające, odbierające dech w piersi. Przypominały rozbłysk błyskawicy na czarnym, nocnym niebie.
Były piękne. I groźne.
I niepostrzeżenie zaczęły trzymać ją przy życiu.
Nosił ją na rekach, brał na wystawy, podczas ich randek strzelały pioruny- na dworze i między ich dwojgiem. Przysyłał ulubione słodycze, piękne suknie i biżuterie, za jaką dałoby się pokroić. Całował. I szeptał, że ją kocha, że jest najpiękniejsza, najwspanialsza…..
Dziewczyna wyciągnęła z flakonu różę barwy pioruna, gdy prawdziwy piorun przeciął niebo w oknie za nią. Zanurzyła w niej nos i wzięła głęboki wdech. Ten słodki zapach był upajający. Wsunęła kwiat za ucho i podniosła wzrok.
W lustrze zobaczył swoje odbicie. Długie, brązowe loki, wilgotne od deszczu, błękitne oczy, ocienione zakręconymi, poplątanymi rzęsami, drobny nosek, pełne, czerwone jak krew usta, jasna cera. Krągłe ramiona, pełny biust, wąska talia w czerwonej sukience bez ramiączek, rozszerzone, zwisające z biurka długie nogi, wychylające się spod szerokiej spódnicy, małe stopy w czerwonych szpilkach.
Była zachwycająca.
– Wierz rozsądku? Pójdę teraz do jego hotelu, popełnię największy błąd w życiu i zmierzę się z jego konsekwencjami, bo nie umiem, nie potrafię i nie chcę bez niego żyć. I nawet, kiedy go stracę, zostanie mi jedna rzecz.- zeskoczył z biureczka i obejrzała się na okno.
– No niby co?- ironicznie zapytał głosik
– Błyskawice.- wyszeptała dziewczyna i wybiegła z domu nie zabierając płaszcza. Kiedy dobiegła do hotelu, była kompletnie przemoczona, w uszach strzelały jej pioruny, włosy kleiły się do szyi, sukienka oblepiała ciało. Ale ona wiedziała, że kiedy stanęła w drzwiach pokoju, on nigdy nie widział nic równie pięknego. Mimo, że była taka głupia, że tu przyszła, taka głupia ….A później zatonęła w jego oczach i przestała myśleć.
– Mamo, czy tata jeszcze kiedyś przyjdzie? – zapytała ciemnowłosa dziewczynka kobietę w ciąży siedzącą na parapecie.
– Tak kochanie. Przyjdzie, przyjdzie.- powiedziała machinalnie, wpatrując się w szalejąca na dworze burzę.
Dziewczynka podeszła do niej z zaciętym wyrazem twarzy, lecz jej mina rozpogodziła się, gdy tylko zobaczyła pioruny.
– One są takie piękne ….- wyszeptała cicho.
Kobieta spojrzała na nią z uśmiechem.
– Prawda? Zawsze mówiłam, że gdy wszystko odejdzie, zostaną mi błyskawice.- zamyśliła się na chwilę, a później poklepała ręką ogromny brzuch. – Choć kochanie, zatańczymy w deszczu.
Dziecko szeroko otworzyło buzię.
– Ale to niebezpieczne.
– Tatuś nas ochroni skarbie. To burza dla nas, tylko dla nas. – chwyciła dziewczynkę za rękę i po chwili, śmiejąc się z całej siły wirowały na błocie. Pioruny strzelały, deszcz kompletnie je zmoczył- ale Emily i Thalia Grace były choć na chwilę kompletnie szczęśliwe.
I choć kobieta widziała, że po latach jest tak samo głupia, głupia, przeraźliwie głupia… To nic ją to nie obchodziło.
Super pomysł i opowiadanie. Umiesz pięknie pisać 😀
Bardzo fajne czeka na więcej.
Tylko mam pytanie co miałaś na myśli pisząc:
z ręcznie rżniętego szkła
Zastanawiam się czy to jest dobrze napisane.
Łooooo….. Genialne, boskie, herosowe…. Kocham to!
Bedzie cd?
cudowne , nieziemskie , niesamowite umiesz wywolać w ludziach to COŚ !!!
Opowiadanie ma w sobie coś takiego… Nie wiem co… Nie potrafię tego nazwać, ale to coś jest niesamowite. Treść niezwykle wciąga.
Pięknie.
Cudowne. Bedzie cd?
Świetne <33 na pewno przeczytam wszystkie części 😉
Fajne! Bardzo mi się podoba! Świetnie się zapowiada. Geniusz! Geniusz! Geniusz! Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy
Masz talent 😛 Ładne słownictwo, opowiadanie nie nudzi no i ma w sobie TO coś. Pięknie Jestem pod wrażeniem :]
Po prostu brak słów!!! To jest genialne!!! Świetny pomysł.
Zarąbisty pomysł i jeszcze zarąbistsze (jest takie słowo?) wykonanie! W którymś momencie coś mi nie pasowało z interpunkcją, ale… lać to! Opowiadanie jest świetne!!!
super 😀 I oto jest Jason ;p
Genialne bo z punktu widzenia dobrej znajopmej Zeusa.