To opko, dedykuję moim kochanym kolonistą za cenne uwagi i wspaniałą atmosferę na kolonii, a te osoby to: Kasia (Balviten), Kasia (Katerina), Michał (Finnick), Karol (Gale) i Weronika (Temi).
P.S Pewnie domyślacie się, że nazwy w nawiasach to ksywki, ale dla świętego spokoju napisałam tą wiadomość dla osób, które jeszcze się nie domyśliły.
-Jak to?! Co według ciebie oznacza, że jestem naznaczona!?- Krzycze, tak głośno, że zapewne budzę cały obóz. Na twarzy Perseusza maluje się strach.
– Po prostu musisz w to uwierzyć.- Odpowiada.
– Ja nawet nie wiem, w co mam wierzyć, gadaj! – Znów wykrzykuję.
– W to, że w małym procencie jesteś córką Posejdona.
– Zaraz, zaraz przecież ja jestem córką Hermesa, to jakim trafem jestem córką pana mórz? – Pytam o wiele spokojniej, z nutą niedowierzania.
Wyraźnie było widać, że w głowie chłopaka kłębiło się tysiące myśli na sekundę. Męczył się z czymś, miał twarz bardzo skupioną, wręcz przepełnioną cierpieniem, nawet nie miałam zamiaru się domyślać, co go tak gnębi. Po kilku minutach ciszy przemówił:
– Twoje cechy dziedziczne po moim ojcu wiążą się z jakimś zadaniem, ale…
– Co? – Pytam.
– Na tej misji …- zamyśla się – zginiesz.
„Nie, nie tylko nie śmierć jej najbardziej na świecie się boję ”- myślę, zalewam się łzami zaciskam jak najmocniej potrafię powieki, wręcz zaczynają mnie piec, moje serce przepełnia ból nie do zniesienia, „dlaczego nikt mi wcześniej nie powiedział, przygotowałabym się ”. Nerwy puszczają, zostawiam Perseusza gdzieś daleko poza zasięgiem wzroku, biegnę. Zagłębiam się w las, gdzieś z oddali dobiegają nawoływania Percy’ ego, ignoruje je.
Nie umiem biec dalej, dyszę odczuwam zmęczenie opieram się o najbliższe drzewo jest mokre, śliskie od moich łez. Szlocham, moje oczy stały się czerwone od płaczu, ale uspokajam się mój oddech staje się miarowy, serce bije powoli.
Nie znam drogi powrotnej „I dobrze, nie mam zamiaru wracać do bandy kłamców, wolę umrzeć w lesie, niż na misji”. Coś jednak przerywa mi moje rozmyślania, gdzieś blisko mnie słychać trzask łamanych gałęzi. Zaczynam się bać, że to potwór, ale jednak podejmuje ryzykowny krok i zbliżam się w kierunku źródła dźwięku, a tam … Widzę postać, skrywa się w cieniu, zauważa mnie nawet nie wiem jak to zrobiła, przecież znajduje się za krzakami. Osoba wychodzi z cienia, jest do mnie podobna z wyglądu mniej więcej tego samego wzrostu, no i te same oczy, jedynie wyraźnie różnimy się wiekiem i kolorem włosów, on ma blond, a ja brązowe z blond pasemkami. Dalej nie jestem pewna czy to nie potwór, więc pytam:
– Nie jesteś potworem, prawda?
– Wręcz przeciwnie, jestem Luke, twój brat przyrodni.
Nie umiałam wydobyć z siebie ani słowa, zatkało mnie, moje smutne myśli za pomocą guzika zostały uruchomione, to, o czym chciałam zapomnieć znów powróciło, jakby fala bólu przeszyła moje serce i rozeszła się na cale ciało, ale Luke mnie przytula i mówi słowa, przy których milknę:
-Chodź ze mną Martyna, ja i ty zmienimy przeznaczenie i zabijemy syna Posejdona.
– Luke ja nie jestem w stanie zabić – głos mi się załamuje – nigdy nikogo nie zgładziłam.
– Potrafisz, ja to wiem, a teraz musimy ruszać w drogę – mówi delikatnym, spokojnym głosem i lekko dotyka mojej dłoni. Ja nie jestem taka jak ty, ja nie zabijam … – szepczę słowa wprost do ucha brata.
– Zrobisz to, co ci każę inaczej …-mówi ledwie słyszalnym głosem – zabije tych, których kochasz najbardziej. Nogi się pode mną uginają jakbym miała je z waty, w głowie mi się kręci i dudnią słowa wypowiedziane przez syna Hermesa „zrobisz, co każę, albo zabiję tych, których kochasz ”. Muszę się wziąć w garść, płonę gniewem zauważam, że naszyjnik na mojej szyi świeci w mroku lasu, wręcz płonie błękitną poświatą. Wyrywam się z objęć chłopaka i krzyczę:
– Nikt nie będzie mi groził, zagrażał mojej rodzinie, zastraszał, ja jestem Martyna Goik córka Hermesa, która będzie broniła rodziny aż śmierć zabierze mnie do grobu, nigdzie z tobą nie pójdę tu jest mój dom!!!- czuję gniew, mój naszyjnik jest rozpalony jaśnieje niebieskawym, oślepiającym światłem, słyszę szum wody za sobą obracam się, a tam ściana wody wysoka na 2 metry wzburzona nie wiem jak to zrobiłam, ale potem zastanowię się nad tym. Nakazuje ścianie wody zrobić coś z Lukiem i wtedy z wielkim impetem woda uderza w syna Hermesa, wystawia miecz jakby chciał to COŚ zaatakować, jednak nie ma najmniejszych szans … tworzy się wokół niego kula wodna. Nakazuję wodzie przestać, chłopak opada na ziemię , krztusi się, a ja mówię z tryumfem w głosie:
– Nikt nie zabije mojej rodziny, póki ja żyję, widzisz ja nie zabijam, ale okaleczyć serce i ciało potrafię bracie. Teraz muszę biec do obozu, wszystko opowiedzieć Travisowi i Connorowi oni są mi najbliżsi, to jest część rodziny, za którą oddałabym życie. Ruszam do obozu, biegnę ile sił w nogach, słońce przebija się przez poszycie leśne, prawie jestem na terenie obozu … łup i leżę na ziemi coś mnie obezwładniło, po kilku sekundach zauważam co to. Miecz wbity w moja sznurówkę od trampka. Osoba, która nim rzuciła miała niesamowitą celność – myślę, rozglądam się za sprawcą , ale nikogo nie widzę . Dziwne, postanawiam zabrać ze sobą ten miecz do obozu tam mogę się mu przyjrzeć z bliska. Podnoszę go zaciskam palce na klindze i odczuwam, że jest idealny, dobrze wyważony i… taki wspaniały, majestatyczny, ale jednak coś przykuwa moją uwagę miecz nie jest złoty ani srebrny tylko karmelowo – brązowy. „potem zastanowię się o co chodzi z tym mieczem, teraz muszę biegnąć przecież mam ważniejsze sprawy do załatwienia”- stwierdzam.
Dalej, dalej szaleńczy pęd powoli wykańcza mnie, słyszę każdy mój krok na dywanie z zeszłorocznych liści jesiennych, ale muszę jak najszybciej dobiegnąć do obozu, potykam się o własne nogi, moja broń (o ile można ją nazwać moją) zaczyna mi ciążyć w dłoniach. Nagle…. Spośród gałęzi drzew wylania się mój cel „Zdałam się na instynkt i proszę …ta dam Obóz Herosów”.
W drodze do jedenastki wpadam z impetem na … Annie. Leżę na ziemi, ona tuż obok mnie i pyta:
– Skąd tak pędzisz Martyś?
– Nie ważne, nie mam teraz czasu odpowiadać, może pogadamy później, ok?-odpowiadam zdyszana.
– No dobra, to może po kolacji nad jeziorem?-proponuje.
– Stoi. – odpowiadam krótko, by nie tracić czasu.
„Och bogowie, żeby tylko Travis i Connor siedzieli na swoich czterech literach w domku”.- i proszę cichutko w myślach, żeby to była prawda. Otwieram z głośnym świstem drzwi, a tam zastaję… tak jak przypuszczała moich przyrodnich braci bliźniaków. Wpatrują się na mnie jak cielę w namalowane wrota, ale jako pierwszy zadaje pytanie Connor:
– Co się z tobą stało?! Czemu jesteś taka brudna? Faktycznie nie zauważyłam, że byłam cała uwalona błotem i jeszcze czymś (nie mam zamiaru się domyślać czym).
– Connor, błagam wysłuchaj mnie – chyba dopiero teraz zauważył, że w moich oczach maluje się strach i zmęczenie – te pytania są teraz mało istotne, najważniejsze jest pochodzenie tego ….- urywam. Nie ma w mojej dłoni miecza.
– Czego?- Tym razem pyta Travis.
Staram sobie przypomnieć wygląd miecza, zamykam oczy czuję przyjemną woń morskiej bryzy. Otwieram oczy i… zaskoczenie widzę broń, która pobłyskuje w mojej ręce ,,to dokładnie ten sam miecz, przez który wywaliłam się”.
– Woow, naucz nas tak przywoływać broń siostruś – mówią chórem.
– Travis, Connor ja …- nie dokańczam zdania, świat znika mi przed oczami widzę ciemność….
CDN
Ciekawe………
Trudno się połapać, ale naprawdę fajne!
Masz u mnie plusa za opis uczuć [jej reakcję na wieść, że zabiją ją na misji (choć moim zdaniem nie powinna była bezkrytycznie przyjmować wszystkiego, co Percy mówi)], ale… ZROBIŁAŚ Z NIEGO „KATARYNĘ”, czego Ci nie wybaczę- „interpunkcja tańczy, tańcz, tańczy, tańczy…”. Proszę, zainwestuj w większą ilość przecinków, kropek, nawiasów, myślników i innych takich- sprawi to, że opis będzie pełniejszy (a przez to jeszcze lepszy niż już jest).
Trzymam kciuki!
Fajne. Opko mi się podoba. Opisy są dobre. Jednak rzeby manewrować czasem teraźniejszych trzeba być prawdziwym mistrzem (jak np.: pisarka Susanne Colins, czy nasza blogowa Arachne). Inaczej wydaje się że opowiadanie jest nie skladne, a akcja pedzi w zastraszającym tempie. Świetnie piszesz, ale radzę zmień czas na przeszły
ej Myksa czytalaś igrzyska śmireci ??? Ja tak i twierdzę ,że to świetna książka , podzielasz moje zdanie?? ( o ile w ogóle czytalaś ) .
Świetne opowiadanie, a jednak je trochę zmieniłaś. Przy okazji dzieki za dedykację !!! <3
Elisabeth kocham igrzyska śmierci!
Aaaa cieszę się