Nate:
Chyba spacer podziałał na Ryana bo na śniadaniu patrzył tęsknie w stronę Erin. Charlotte nie zwracała na niego uwagi mi za to posłała promienny uśmiech. Odwzajemniłem się tym samym. Pan D. wstał z krzesła i zawołał:
-Dziś po południu bitwa o sztandar: domki Hermesa, Nike, Ateny, Hekate, Dionizosa, Hadesa i sam nie wiem, które kontra domki Aresa, Afrodyty, Apolla, Hypnosa i myślicie, że ja to spamiętam!? Na tablicy jest dokładna lista.- Z opowieści Erin wynikało, że bitwa o sztandar to taka próbna bitwa. Musimy zdobyć sztandar przeciwnika. Będę walczył z Ryanem, dzieciakami Aresa i Afrodyty! Czyli moimi największymi wrogami. Problem był taki no, że byłem tylko na 3 treningach walki i nie szła mi za bardzo dobrze. Poprosiłem więc Erin żeby pomogła mi znaleźć odpowiednią zbroje. Córka Hadesa owszem znalazła coś na mnie, ale i tak nie do końca pasujące. W nie wygodnej zbroi podszedłem do Charlotte. Zaciśniętymi piąstkami patrzyła na Ryana, który ostrzył swój miecz. Erin mrugnęła do mnie, a następnie podeszła do syna Hypnosa. Rzuciła mu zniewalający uśmiech. Chłopak zrobił anielską minkę. Niemal widziałem jak serce wali mu w piersi. Córka Hadesa zarzuciła włosami smagając go po twarzy i odeszła zostawiając go z natchnioną, rozanieloną miną.
-Głupek.- Mruknęła Charlotte
-Też tak uważam.
-Ona to twoja przyjaciółka, prawda?
-Tak.
-Nie boli Cię to?
-To tylko przyjaciółka, choć sądzę, że mogła znaleźć kogoś lepszego.
-Ona podobno jest… no po prostu nie przyjazna.
-Zależy dla kogo. Fajnie, że nasze domki są w jednej drużynie, nie?
-Tak, wygramy na bank.
***
Charlotte:
Jeny! Jaki ten Ryan jest… podły, chamski i… no… Bezczelny!
Nienawidzę go!
– Kto ci dobrał tą zbroję?
– Eee… Erin.
– Za duża- powiedziałam. Uśmiechnął się.
– No więc dobrze- Chejron stał okrążony drużynami- bez zbędnych słów, START!
– Znasz zasady?- spytałam biegnącego obok mnie Nate’a.
– Yyy…
– Chodzi o to, że trzeba sztandar wroga przenieść na naszą stronę strumyka… no i nie dać się zabić- mrugnęłam do niego i ruszyłam zostawiając go w tyle.
***
Nate:
Bitwa trwała, a ja najwyraźniej zgubiłem się w lesie. Chciało mi się pić. W pewnym momencie zauważyłem strumyk. Podbiegłem do niego i schyliłem się. Wypiłem trochę wody. Podniosłem głowę i po drugiej stronie strumienia ujrzałem sztandar wroga! Podbiegłem do niego i już miałem go chwycić. Kiedy ktoś skoczył mi na plecy. To była córka Aresa, która tak bardzo chciała zrobić mi fryzurkę. Po chwili z krzaków wyłoniły się też inne dzieci Aresa i Ryan z złośliwym wyszczerzem. Otoczyli mnie.
-Teraz zginiesz w nieszczęśliwym wypadku, głupku.- Powiedział syn Hypnosa.- Zgarnąłeś mi dziewczynę z przed nosa i flirtowałeś z Erin.
-Nie flirtowałem z Erin idioto!
-Nie będziesz miał ich dwóch! Są moje!- Ten kolo oszalał.
-Ogarnij się! To, że Cię nikt nie chce to nie moja sprawa.
-Mnie nikt nie chce.
-Spokój!- Zawołała dziewczyna od Aresa.- Zapłaciłeś nam śpioszku to wykończymy gnojka, ale błagam żadnych miłosnych sprzeczek. Co my jesteśmy? Dzieciaki od Afrodyty?
-Zapłaciłeś im by mnie załatwili?!
-Tak, mieli to zrobić w nocy za jakimś drzewem, ale że jest bitwa o sztandar zrobią to teraz.
-Ja też Cię nie lubię, ale że aż tak?- Skinął głową.
-Załatwcie tego gnoja!- Rzucili się na mnie. Ktoś mnie popchnął, a potem kopnął. Chciałem dobyć miecza, ale wytrącili mi go z ręki. Dziewczyna z uśmiechem na ustach zrobiła widowiskowy kopniak wymierzony we mnie. Czułem, że coś pękło gdy walnąłem o drzewo. Poczułem ból na policzku. Ktoś przed chwilą go rozciął. Spróbowałem wstać. Ledwo trzymałem się na nogach. Nad brzuchem odczuwałem porażający ból. Kolejny cios mieczem. Zrobiłem unik i trafił w ramię. Spłynęła krew.
-Dość tej zabawy!- Darł się Ryan. Kolejne ciosy były mocniejsze. Dostałem w brzuch. Przebiło zbroję. Próbowałem unikać. Kopniak w nogi przewrócił mnie. Kolejny odgłos pękania. Już nie mogłem się podnieść. Zobaczyłem nad sobą miecz. Zaraz będzie po wszystkim. Nie! Jam jest Nate Garter. Poczułem energię. W córkę Aresa trafił piorun. Wstałem mimo bólu. Pomiędzy dzieci boga wojny trafił kolejny piorun. Z krzykiem uciekły. Spojrzałem na Ryana. On rzucił mi krótkie spojrzenie i wziął nogi za pas. Stałem chwilę i osunąłem się na ziemię.
-Nate! Nate!- Słyszałem krzyki anioła. Anioł pochylił się nade mną. Ujrzałem jeszcze piorun nad moją głową.
-Charlotte…- I zapanowała ciemność
***
Charlotte:
Brak mi słów.
Jak mogłam go kochać?
Teraz moje serce wypełniała czysta nienawiść do tego… tej… ŚWINI! No!
– Załatwcie tego gnoja!- wydarł się ten… głupek.
Cała banda herosów rzuciła się na Nate’a.
Serce mi stanęło.
– Nate…- szepnęłam.
Chciałam się rzucić na ratunek, wydłubać oczy temu chamowi, ale oplotły mnie wielkie łapska.
– Puszczaj!- zaczęłam się szarpać, a wtedy ogromna, brudna łapa zakryła mi usta.
– Spokojnie księżniczko, zaraz będzie po wszystkim- to był ten… no… Lawrenc od Aresa. Szarpałam się, ale przestalam kiedy usłyszałam CHRUP! Nate wpadł na drzewo. Krzyknęłam „Nate” ale spod wielgachnej łapy słychać było tylko pisk.
Z oczu zaczęły mi lecieć strużki łez. Cięli, bili, kopali. Nie mogłam na to patrzeć.
Wierzgnęłam nogą do tyłu i trafiłam tego bydlaka w bolące miejsce.
Skulił się, wyjął miecz i już się zamachnął. Ale powstrzymała go błyskawica.
Piorun, który walnął w jego siostrę. Potem kolejne. Spojrzał przerażony na mnie i uciekł. Odwróciłam się. Nate leżał nieruchomo na ziemi. Nie było śladu po Ryanie i jego zgrai. Podbiegłam do chłopaka.
– Charlotte…- powiedział słabym głosem i zamknął oczy.
– Nie! Nie! Otwieraj oczy! Już!- łzy z moich oczu kapały na jego twarz.
– Nate, proszę!- teraz wyłam jak syrena alarmowa.
Spokojnie. Odpięłam zmasakrowaną zbroję. Odpięłam pas z mieczem i wzięłam go na ręce. Delikatnie. Nie był ciężki, ale też nie lekki. Przy okazji zerwałam flagę nieprzyjaciela, rozległa się koncha, a ja z moim przyjacielem na rękach ruszyłam w stronę obozu.
* * *
Kiedy dotarłam do obozu, od razu skierowałam się do Wielkiego Domu.
Obozowicze, jak widać, jeszcze są w lesie.
Wbiegłam po schodach, weszłam do środka i skierowałam się w stronę kuchni.
– Halo?- krzyknęłam.
– Czego?- rozległo się z lodówki.
– Chwała bogom, Panie D. proszę, niech mi pan pomoże- patrzyłam na niego napuchniętymi, mokrymi oczami.
– Ale w czym?
Wskazałam na chłopca, którego położyłam na stole. Przyjżał mu się i powiedział.
– Moja droga, nie ja jestem bogiem lekarzy…
– Proszę, proszę!- uklękłam przed nim.
– Chwileczkę- pociągnął łyk coli light i krzyknął- APOLLO!
Kryształki na żyrandolu zabrzęczały.
– Ktoś mnie wołał?- w drzwiach pojawiła się twarz modela.
– Tak- Pan D. wskazał Nate i bez zbędnego słowa, wyszedł.
– Witam, jestem Apollo bóg muzyki…
– Tak, tak, wiem, miło poznać, proszę, zrób coś!- przerwałam mu.
– Dobrze, już, dobrze- podszedł do chłopaka, namaścił mu ręce jakąś maścią i zaczął mówić po cichu zaklęcia.
– Zaraz wracam- powiedziałam i wybiegłam na zewnątrz.
Erin, gdzie ona jest?
Zaczęły nadciągać tłumy z lasu. W rękach nadal trzymałam sztandar wroga.
– Hej łazęgi!- krzyknęłam. Wszyscy się zatrzymali i popatrzyli na mnie.
– Nie przemyślałeś tego, Ryan!- w tłumie wyłapałam blond głowę.
Wszyscy się rozeszli prychając.
Podeszłam do niego.
– Widziałam cię- szepnęłam mu przez ramię- i słyszałam.
Wyjęłam sztylet zza paska i wbiłam go mu w nogę.
– Au!- syknął i się przewrócił.
Rzuciłam się na niego z pięściami. Nagle w pasie oplotły mnie czyjeś ramiona.
– Puszczaj go, wariatko!- krzyknęła dziewczyna.
Zeszłam z tego idioty i spojrzałam na jego wybawicielkę.
– Wiesz co zrobił?- Erin patrzyła na mnie czarnymi oczami, poprawiając zbroje tego samego koloru.
– Prawie zabił Nate- kopnęłam go jeszcze w brzuch i ruszyłam w stronę Wielkiego Domu.
* * *
– Gdzie on jest?- spytałam Apolla, który popijał kawę.
– W domku Hermesa, leży i odpoczywa, ale nie…- nie usłyszałam bo wybiegłam na zewnątrz i ruszyłam do domku nr 11.
– Hej- przywitałam się. Było pusto. Pewnie wszyscy siedzą na obiedzie.
Nate nie wyglądał dobrze, ale też nie wyglądał źle.
– Cześć- powiedział słabo.
Nie miał gipsu. Apollo musiał zdziałać cud.
– Przepraszam- pisnęłam i znowu zaczęłam płakać.
– Spokojnie- powiedział.
Uklękłam koło niego.
– Wiesz co? Wbiłam mu nóż w nogę.
– Naprawdę?- wysilił się na słaby uśmiech.
– Tak i zabrałam im sztandar, wygraliśmy!
Znowu się uśmiechnął. Wyglądał bardzo słabo.
– Śpij- powiedziałam i pocałowałam go. Delikatnie. Tak jak kropelka deszczu.
Posłałam mu jeszcze uśmiech i wyszłam na zewnątrz.
Cuuuuudo <3
Super napisane, dużo akcji… no świetne! 😉
genialne i herosowe!!! Błagam o CD!
Wspaniałe opowiadanie! Już nie mogę się doczekać dalszej części!
Pozdrowienia!
Ciekawe..
Wspaniałe!, cudowne!, herosowe!, boskie! itp. itd
Dziękujemy
Jak zobaczyłam ten tytuł, to z radości zrobiłam rundę po pokoju (tzn. dwa kroki w jedną i trzy w drugą stronę- jak widać pomieszczenie ogromne 😀 ), a podczas lektury powtórzyłam to jeszcze trzy razy- chciałam delektować się tekstem jak najdłużej… Kocham to! Po prostu kocham!
Choć wciąż nie mam hasła, to musiałam to skomentować. GEEeeNIUSZ! Ryan to rzeczywiście ŚwiNiA. A ja go popierałam jako kandydata na chłopaka Charlotte!
Szybko CD, bo nie wytrzymam i zrobię coś naprawdę głupiego (a głupie rzeczy w moim wykonniu są … uchhhh, bardzo głupie).
Świetne! Po prostu cudo 😀
Geniuszki! Geniuszki! Geniuszki!
AVE MYKSA & HERMESOWA21 ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗
❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗
❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗ ❗