Kiedy dotarliśmy do miejsca, na które mój wybawca mówił Wielki Dom rozejrzałam się dookoła. W trakcie krótkiej rozmowy, którą przeprowadziłam z Nico, bo tak nazywał się największy przystojniak jakiego kiedykolwiek widziałam na swoje oczy, dowiedziałam się, że:
1. Jestem herosem, czyli moja matka była grecką boginią;
2. Znajduję się w Obozie Herosów, miejscu w którym szkoli się herosów;
3. Mam przed soba dziecko pana umarłych;
4. Bogowie greccy istnieją;
5. Żyją pomiędzy nami;
6. Istnieją również potwory takie jak mój nauczyciel z w-f;
7. Wyglądam jak jakaś poprzednia Wyrocznia (to w odpowiedzi na Taylora Lautnera- tylko co to jest ta Wyrocznia?);
8. Nico ma naprawdę ładny śmiech;
9. Zakochałam się po uszy co jest całkiem nie w moim stylu.
To i tak więcej informacji niż to co dowiedziałam się z lekcyj biologii w ciągu roku. Czułam zamęt w głowie, chciałam sie położyć i zasnąć. Potem obudziłabym się w swoim hamaku, wstałabym, założyłabym moją ulubioną sukienkę i jak zwykle spóźniłabym się do szkoły. Następnie David McKinley zacząłby mówić: Ojej, Hope jaka ty jesteś ładna, jakie masz ładne oczy, jakie seksowne usta, jakie piękne karmelowe włosy. Ja lubię karmel, wiesz? A wiesz, kto lubi jeszcze karmel? Mój wujek robi bardzo dobry karmel. Coś czuję, że jestem najmniej popularną dziewczyną w szkole nie tylko z powodu mojej dziwaczności, ale głównie z powodu tego czuba, który kręci się koło mnie. Bo przecież David to największy frajer jakiego świat widział. Nagle zostałabym oblana zimnym napojem owocowym przez Mortimera. I jak zwykle wylądowałabym u dyrektora za nieprzestrzeganie zasad higieny osobistej. Nienawidzę dyrektora naszej głupiej szkoły. Jasne, że nie nakabluje na Mortimera Possible, ponieważ jest on synem jednego z fundatorów szkoły. Ten Mortimer to zło w czystej postaci. Blondyn, idealnie białe zęby, włosy na żelu i „wzorowy” uczeń. Nie rozumiem jak można odznaczyć takiego chłopaka. Wyżywa się na wszystkich, pije, pali i jest fanem Hanny Montany. Podobno słucha też Justina Biebera, ale to chyba czczy wymysł wyobraźni tych pomponiar. Sama chciałam być cheerleaderką, lecz naraziłam się im swoją innością. Fakt, noszę ciuchy z lumpeksu, ubieram się w stylu hipisowskim, nie wiążę włosów w kucyka, noszę pacyfę no i jestem hipiską. Ale to nie powód, by wykluczać mnie z drużyny. Jestem gibka, ciocia twierdzi nawet, że oprócz piątej klepki nie mam także kręgosłupa. Nagle zatęskniłam za całym tym marasem. Za tatą, ciocią, głupią szkołą, za Sweeneyem- prawie moim kucykiem.
-Co się stało?- Nico spojrzał na mnie.- Strasznie zbladłaś.
– Nieeee, to tylko gra świateł nie przejmuj się tym.- powiedziałam z trudem opanowując drżenie głosu. Tak bardzo chcę do taty!
-Słuchaj każdy z nas tutaj przez to przechodził, więc nie wstydź się. Powiedz o co chodzi.- Czarował mnie swoim pięknym głosem. On jest chyba jedyną dobrą rzeczą, która mi się dzisiaj przytrafiła. Nawet chciałam mu zaufać i powiedzieć, że zaraz albo zemdleję albo się zerzygam od tego wszystkiego, ale coś mnie powstrzymywało. Wiedziałam, że muszę być silna. Mój szósty zmysł podpowiadał mi, że nadchodzi coś gorszego.
-Chodzi o to, że moja rodzina pewnie się o mnie martwi. No bo przecież wyskoczyłam z 50. Piętra, a ciała dalej nie znaleziono.- Kłamałam jak z nut. Bo czy tata czy ciocia martwili się, gdy znikałam na dzień czy dwa. No ale jakby nie było skoczyłam z wieżowca. Pewnie teraz policjanci pukają do naszego baraku i wołają ojca. Rzeczowo i bez emocji. Ciocia płacze, ojciec już się nie uśmiecha. Koniec. Hope Stewart nie żyje. A ciała nigdy nie znaleziono. Nie mieliśmy okazji nawet sie pożegnać. – Mogę zadzwonić do taty?
– Wiesz to trochę sprzeczne z naszym regulaminem. Bo widzisz właśnie przez telefony czy internet potwory nas znajdują. Życie herosa jest niebezpieczne same w sobie. Dlatego wszyscy herosi, którzy ukończyli 12 lat zostają sprowadzani tutaj- do Obozu Herosów.- wyjaśnił mi. Jak on umie ładnie wygląd…. wyjaśniać znaczy się.
-Poczekaj. Tutaj masz na myśli…- Właśnie zorientowałam sie, że nie mam pojęcia, gdzie właściwie jestem. Teren pagórkowaty. Lasy dookoła. Usłyszałam szum. Jestem niedaleko oceanu. W pobliskich dolinkach rosły pola truskawek. Czyli obecnie znajduję się w… yyyy….. wiem! Miejscu, gdzie się hoduje truskawki.
– Słuchaj ja muszę już iść. Jak spotkasz Chejrona powiedz, że jesteś nowa, a on się tobą zajmie.-spojrzał na lśniący złoty zegarek i po prostu zniknął. Tak centralnie. Fajnie by było, gdyby mi powiedział kim jest ten Chejron. I wcale mi się nie podoba jego stosunek do mnie. Usiadłam na ziemi i wtuliłam głowę w kolana. Zamknęłam oczy i chciałam się obudzić. Żeby było jak dawniej. Żebym nie była jakimś tam herosem tylko tak jak zawsze Hope- zwykłą dziewczyną, bez matki i przyjaciół. Zwykła ofiara losu. I nic więcej. Nagle z moich żałosnych przemyśleń wyrwał mnie przeraźliwy śmiech. Okazało sie, że to tylko jakaś laska, tak około szesnasto- może siedemnastoletnia o azjatyckich rysach twarzy śmiała się w swojej grupie. Znowu się skuliłam. Przy takich dziewczynach najlepiej być niewidzialnym.
-Ej! Ty tam! Przynieś mi moją torebkę od Prady. Tylko jej nie zepsuj.- te słowa najwyraźniej były skierowane do mnie. Z doswiadczenia wiem, że nie należy ignorować takich dziewczyn. Okej, tylko gdzie ta torebka jest?
– A gdzie znajduje się ta twoja arcyważna torebka?- spytałam uniżenie. Ale pokora nie leży w mojej naturze.
-A jak myślisz, jaki numer domku reprezentuję?-wyraźnie czekała na odpowiedź. Nie mam szczęścia w tego typu zgadywankach. Dobra strzelam:
– Chyba numer 9?- to chyba raczej było pudło. Azjatka poczerwieniała ze złości, a osoby w jej otoczeniu znacznie pobladli. Wyglądało na to, że ją obraziłam. Dobra jak się powiedziało A, trzeba powiedzieć B.- I nie pójdę po żadną torebkę.
– Ależ oczywiście, że pójdziesz. Jestem z domku numer dziesięć. Torebka leży na moim łóżku, a łóżko jest podpisane: DREW. No, dalej idź, skarbie.- mówiła słodkim głosem. Nie wiem co się działo. W głowie mi huczało: przynieś torebkę, przynieś torebkę. Nogi same gnały do Dziesiątki.
– Tak jest, psze pani.- powiedziałam i odeszłam. Uległam jej czarowi. Aż do momentu dopóki nie zaczęła się ze mnie naśmiewać.
– Co za loser. Widzicie te szmaty. Pewnie babci ukradła lub zrobiła włamanie do szmatexu. A te włosy? W jej słowniku nie ma pewnie takiego pojęcia jak grzebień. To ma być dziecko kwiat? Rozumiem jakby miała ciuchy z H&M czy innego markowego butiku.-mówiła swym przesłodzonym głosikiem. Rospuszczony bachor, pustak, solara, plastik najwyższej generacji. Tylko takie obelgi przychodziły mi do głowy. Jeśli chce mieć tą torebkę będzie ją miała. Ale będzie ją miała tak po mojemu. W głowie zaczął mi chodzić perfidny plan zemsty. Ogólnie jestem przeciw wojnom, ale przy takiej wojnie nic się nie stanie jak np. wybuch bomby atomowej. Chociaż Nico powiedział, że życie herosa to nie przelewki. Dobra, to nie wszczynamy wojny. Pokój wszystkim. Ale to później. Czas zająć się torebką. Z wrednym uśmiechem pobiegłam do skupiska domków. Dziesięć, szukaj numeru dziesięć… Prawdę mówiąc nie naszukałam się zbytnio. Dom dla chorych psychicznie lolitek. O kurczę, tam mieszkają także chłopcy. Jak można tak nisko upaść, aby mieszkać w różowym domku. Wnętrze okazało się jeszcze okropniejsze. Śmierdziało czymś tak, że bałam się oddychać, aby nie dostać ataku astmy czy czegoś takiego. Ledwo dyszałam, poszukałam wzrokiem łożka Drew. Jest! Ten taki najsłit w świecie. Leżała tam taka ładna torebka. Aż żal mi się jej zrobiło. Trudno. Już wyciągałam rękę po ten mały cud, kiedy nagle ktoś krzyknął na mnie:
– Nie ruszaj tego!- przestraszona szybko cofnęłam rękę i odwróciłam się. Za mną stał dość ładny chłopak. Brązowe włosy, ciemnoniebieskie oczy, szczupły.
– A to jakaś pułapka jak w „Pile”?- spróbowałam zażartować. Nie chcę, aby ktokolwiek myślał o mnie jako o złodziejce czy kimś podobnym.- Ta cała Drew mnie posłała po nią.-głową wskazałam na torebkę.
-A ty się jej słuchasz?- zapytał cicho. Wyglądał chyba na zastraszonego.
– To coś złego?-próbowałam coś z niego wycisnąć.- Bycie miłym jest złe?- udawałam zaskoczoną. Poczuł się zakłopotany. I dobrze. Lubię wprawiać innych w zakłopotanie.
– No, nie…- mówił powoli. I kurcze, gapił się na mnie dziwnym wzrokiem. Poczułam się trochę niezręcznie.- Z jakiego domku jesteś?
-Z domku na prerii, wiesz?- O co chodzi z tymi domkami?- Muszę pogadać z… Chejronem, tak?
– Jest na strzelnicy. Zaprowadzić cię?- chyba chciał być miły.
-Wybacz, ale mam misję do wypełnienia.- powiedziałam poważnym tonem.
-Aaaa… ta torebka… no, okej, ale jakbyś coś chciała to ja jestem tutaj. Znaczy się…ten tego… synem Afrodyty jestem, więc tu mieszkam, nie…- jąkał się bardziej niż ja przy tablicy.
-I nazywasz się???
-Mitchell jestem, ale możesz mówić Mitch jak chcesz chyba, że nie chcesz to wtedy ten, no…-aż mi się chłopaka żal zrobiło.
– Dobra, zaniosę torbę Jej Wieeelkiej Wysokości Królowej Wszystkiego Co Różowe, a potem zaprowadzisz mnie do Chejrona.- powiedziałam.
-Jasne, na mnie możesz liczyć!
-Nawet jeśli nie znasz mojego imienia?- Zamurowało go. I dobrze. Bynajmniej nic nie mówił. Wzięłam torbę i poleciałam do Drew. Na razie plan Zemsta: Torebka odłożony. Na zemstę zawsze jest czas. Z uśmiechem wręczyłam właścicielce jej własność. Potem spacerkiem poszłam nad jezioro, które zauważyłam w drodze do Dziesiątki. Usiadłam na piasku i obserwowałam dwojkę innych herosów, którzy pływali kajakiem. Z daleka widziałam, że to para. Chłopak robił wodne kwiaty, a dziewczyna głośno się śmiała z tego prezentu. Potem obydwoje wlecieli z głośnym pluskiem do wody. Taaak, Hope. Tak wyglądają osoby zakochane w sobie. Nawet nie myśl, że się spodobasz Nico. Takie dziewczyny jak ja nie mają chłopaków. Nagle poczułam się bardzo zmęczona. Chciałam spać. Ułożyłam się wygodnie na piasku i zamknęłam oczy. Zaczęłam śnić.
Byłam gwiazdą. Tłumy wiwatowały. Weszłam na scenę. Zaczął się show. Tańczyłam na szarfie. Jedna z szarf za mocno okręciła mi się wokół kostki. Ale nic nie powstrzyma mnie od bycia tu. Bo tutaj istnieję.
Ale przestałam istnieć kiedy jakis pacan obudził mnie z najlepszego snu jaki kiedykolwiek miałam. A pacan nazywa się Mitchell.
-Czego chcesz?- zapytałam.
-Miałem cię zaprowadzić do Chejrona. -powiedział z zakłopotaniem. Przynajmniej się nie jąkał.
-Dobra, ale będziesz mnie nosił na rękach.- westchnęłam. Byłam tak zmęczona, że nawet nie wiem co powiedziałam. Zaniósł mnie do Wielkiego Domu. Naprawdę jestem zmęczona. Widzę centaura. Ale zaraz! No fakt. Jeśli bogowie istnieją to czemu nie centaury? Chociaż może ciągle ta czekolada mi szkodzi?
-Witaj w Obozie Herosów! Wiem, że to dla ciebie musi być wielkie przeżycie. Mitchell cię oprowadzi po Obozie. Spotkamy się na ognisku. Za niedługo pewnie zostaniesz uznana, czyli Twój boski rodzic uzna Cię za swoje dziecko.- powiedział Chejron. Jeśli mnie pamięć nie myli to ten co uczył Achillesa.
-Czyli obecnie nie istnieję dla mojej matki?- zadałam proste pytania. Chciałam odpowiedzi. Chejron milczał. To było odpowiedzią.
-Twoja matka z całą pewnością dba o ciebie.-pocieszał już pewnie niejednego herosa. Tak bardzo chciałam mu wierzyć.
– Dobra, załóżmy, że wierzę Panu. Mitch to idziemy?- powiedziałam zmęczonym głosem. To napewno skończy się depresją.
-Okej. A jak masz na imię?-Nareszcie o tym pomyślał.
-Hope.-Rzekłam krótko i zrezygnowana powlokłam się za synem Afrodyty. Jakoś nie interesowałam się tym o czym opowiadał mi Mitchell. Kiedy indziej byłabym podniecona tym wszystkim. Płonąca ścianka do wspinaczki, kajaki, strzelnica oraz wiele, wiele innych atrakcji. Po pewnym czasie mój przewodnik chyba zorientował się, że mam doła. Objął mnie ramieniem i przytulił. Może nie jest taką ofermą za jakiego go uważałam. I po raz pierwszy poczułam, że mogę mieć przyjaciela. Wtulona w jego ramiona zaczęłam cicho łkać. Nie pytał o powód mojego smutku. Sam pewnie też to kiedyś przeżył.
– Długo masz zamiar jeszcze płakać?-Powiedział bez odrobiny kpiny.-Spóźnimy się na ognisko.
– Ja wcale nie płaczę. Tylko coś wpadło mi do oka.- Odrzekłam mu. Uśmiechnął się i zaprowadził mnie na miejsce zbiórki.
*************
Nie wiem co o tym sądzić. Jeśli Wam się coś nie podoba walcie bez krempacji. Dopiero zaczynam pisać dłuższe formy wypowiedzi, więc za każdym razem będą lepsze. I pozdrawiam wszystkich serdecznie!
Ciekawe….
Suuuuuuuuper Irenko, ciekawe, fajne i wg
czekam na CD ! 😀
Bardzo superaśne popo!
Mega + za listę na początku!
Cuuudne!
Opko super! Bardzo fajne. Niech da popalic Drew! Podoba mi się. Osz kurcz… Że też TERAZ dostalam weny, a jutro jade na wycieczkę, a dzis nie mogę już włączyć kompa! Wena! Musze pisac! Spodziewajcie się tak za 4 tyg nowej części Spisku Śmiertelnych (tydzien na napisanie, 3 na stanie w kolejce)
Idiotyczne, głupie kretyńskie, a tak na serio….. GENIALNE!!!!
Twoje opka są coraz lepsze, serio 😛
Stałam się fanką! Czekam na CD z niecierpliwieniem !
NIE MAM slow. Myślaam, że nie polubię glownej bohaterki, ale jednak mi się udalo. Też nienawidzę Drew!