-A więc, jesteś staperką?-nie dowierzał syn Ateny.
-Nie, koczkodanem.- wywróciłam oczami.- Chris, tak. Jestem staperką. I proszę, nie każ mi powtarzać tego kolejny raz.
Siedzieliśmy właśnie w OGROMNYM salonie Sophie. Azyl, który jak się dowiedziałam przyjechał tu z policją (długa historia) położył właśnie swoje pyszczysko na moje spodnie.
Opowiadałam im o wszystkim. Z pominięciem koszmaru, oczywiście.
Byłam już po rozmowie z mamą. Te osoby, które były pięć kilometrów od willi miały szczęście. Zaczęło się od typowego dla rodziców ‚Co ty sobie w ogóle wyobrażasz?!’, później cała
trylogia o tym jak to się martwiła. Jak doszłam do głosu i powiedziałam wszytko, z pominięciem kilku drobnych szczegółów, musiałam dać jej tabletki na uspokojenie, bo była bliska zawału.
Potem obudził się Tom. Chejron z nim rozmawiał. Ja nie mogłam, bo powiedzieli, że jestem zbyt narwana. Skąd im to do głowy przyszło? Facet przyjął obronę ‚ja nie wiem o czym wy mówicie’.
A czarno na białym było widać, że łże. Wkurzyłam się. A może to było odreagowanie na koszmar? W każdym razie wparowałam do pokoju i przestaperowałam go na Mount Everest. Oczywiście
było troszeczkę chłodnawo, ale czego się nie robi dla klientów (tu myślę o Tomie).
Naukę latania i zabawę przerwała Kim. Kazała mi wracać. Lecz zanim to zrobiłam odwiedziliśmy ocean atlantycki. Ja zdążyłam nabrać powietrza, ‚kolega’ mojej mamy, niekoniecznie. Chejron nie
był zadowolony. Nie całkiem wiedziałam czy dlatego, że zrobiłam wycieczkę krajoznawczą naszemu gościowi, czy dlatego, że zmoczyłam dywan. Później Tom nagle odzyskał pamięć. I o dziwo
powiedział wszystko ze szczegółami.
-Alice, co ci przyszło do głowy, aby go zabierać na Mount Everest?!- wydzierał się Chejron.
-Miałam do wulkanu? Nie przepadam za ciepłem. Ale następnym razem o tym pomyśle. Hmmm… a może Cezar chętnie pozwiedza i poogląda piękne widoki?- marzyłam.
-Alice! Błagam cię, skończ!- jęknął centaur, teraz siedzący na wózku.
-Na pewno nie masz zawrotów głowy?- zapytał znów Hait.
-Na pewno! Nic mi nie jest.
-Jak to możliwe, że ty go przestaperowałaś nie dotykając go?- zastanawiał się Itan.
-Czy to teraz ważne? Ja serio rozważam wycieczkę Cezara.
-Alice, jesteś chyba już zmęczona. Zresztą, wszyscy jesteśmy. Powinniśmy już iść do łóżek.- zakończył Chejron.
Wszyscy zaczęli wychodzić. Ja chciałam zostać. Musiałam jeszcze coś wyjaśnić.
-Alice, nie idziesz?- zapytała Mea.
-Zaraz do was dojdę.
Pozostałam tylko ja i centaur. Wyglądał na zmęczonego. Nie chciałam go męczyć, ale ta sprawa nie mogła czekać.
-O, Alice. Masz jeszcze jakieś pytania? Jutro odpowiem na nie.
-Chejronie, co z tym wszystkim wspólnego ma mój ojciec?
Zauważyłam jego zdziwienie w oczach, ale później się opamiętał. Długo nic nie mówił. Wpatrywał się w dal, za oknem. Było dość ciemno, więc nie wiem czego tam szukał.
-Skąd wiesz?
-Znalazłam jego zdjęcie w piwnicy Wielkiego Domu. Ale żadnej wzmianki w książce.- wyjęłam jego zdjęcie z kieszeni spodenek. Nie zapomniałam go przełożyć, gdy wyrzucałam tamte ciuchy.
-A miałem nadzieję, że ominie mnie ta rozmowa.- mruknął,
-A więc?
-Twój ojciec nie był zwykłym śmiertelnikiem.
-Tyle to już sama zdołałam zgadnąć.
-Alice, nie przerywaj mi.
-Przepraszam.- mruknęłam.
-Wiesz czym się zajmował?
-Nie pamiętam dobrze. Chyba był nauczycielem. Nie pamiętam dobrze czego. Chyba historii.
-Można tak powiedzieć. A dokładniej mitologii greckiej. On wierzył w te wszystkie mity. Bogom to się spodobało. Po długiej naradzie stwierdzili, że twój ojciec nie jest taki jak Syzyf. Że jest na tyle mądry, aby nie wyjawić żadnego sekretu. Zaprosili go na ucztę, Potem kolejną i kolejną. Bogowie zrozumieli, że Patric…
-Patric?
-Nie znałaś imienia swojego taty?
-Nie. Nie wiem czemu. Miałam siedem lat, gdy nagle zniknął. A razem z nim wszystko inne co z nim było powiązane. Nawet wspomnienia. Dopiero po jakimś czasie zaczęłam wszystko sobie
przypominać. Poszperałam. Jako ośmiolatka byłam bardzo mądra i zaradna, jeśli o to chodzi. Odnalazłam jego zdjęcie. Później je zgubiłam, ale ten widok zapamiętałam. W wieku dziewięciu
lat doszłam do tego, że zginął w wypadku samochodowym. Ale dokończ, co chciałeś powiedzieć. Coś o tym, że bogowie zrozumieli…
-Zrozumieli, że można mu zaufać. Zabierali go na te ważniejsze narady. Bardzo im pomagał. Niestety, decyzje jakie im podpowiadał nie bardzo podobały się potworom i innym zmorom. Od kiedy pojawił się twój tata na Olimpie, liczba potworów zmalała dwukrotnie. Zaatakowały go, gdy wracał do domu, po jednej z takich narad. Nikt nie wie, oprócz bogów, co wtedy zostało powiedziane.
-Czyli w to całe bagno wprowadził mnie mój własny ojciec?
-Może nie nazwałbym tego tak ostro, ale…
-Odnajdę go i podziękuję.- mówiłam to szczerze. Dlaczego? Gdyby nie to, nie wiedziałabym o staperingu, nie znałabym przyjaciół.
-Alice, on nie żyje.- odparł nie chętnie Chejron.
-Żyje. Tu i tu.- wskazałam na serce i głowę. Na prawdę w to wierzyłam. Od teraz. Dziwne. Wcześniej tak nie myślałam. – Czemu nie powiedziałeś mi tego wcześniej?
-Bo przekazywanie tej wiadomości to zadnie bogów. I to oni powinni to zrobić. A teraz Alice, na prawdę musisz iść spać. Jutro czeka nas długa narada.
-Ale nie jesteś aż tak bardzo zły o wycieczkę syna Nike, prawda?- odważyłam się zapytać.
-Nie.- o dziwo uśmiechnął się, ale nagle spoważniał.- Co się dzieje Alice?
-Nic.
-Gdyby się nic nie działo, to byś inaczej załatwiła. Nie wysyłałabyś go na Mount Everest. Skończyło by się na pogrożeniu nożem. Po za tym, nigdy nie widziałem u ciebie takiej złości.
Martwiłem się, że go zabijesz. Zachowałaś się tak jakby zabił kogoś kogo kochasz. Mściłaś się.
Jak to możliwe, że Chejron tak celnie trafiał?
-To nic takiego. Wkurzyłam się.- odparłam i wyszłam. Nie chciałam, aby dowiedzieli się o tym koszmarze. I tak się zdziwiłam, że Itan nie powiedział.
-Dobranoc.- zawołał za mną centaur.
Poszłam w stronę pokoju dziewczyn. Trzy czwarte już spało, a reszta jeszcze o czymś szeptały. W tym Mea, Zoey, Caroline i Sophie. Podeszłam do ich łóżka i usiadłam obok córki Ateny.
-Jak myślicie? Jaki będzie plan?
-Musimy z nimi walczyć?- zapytała druga.
-Nie obejdzie się bez tego.
-Sophie, czemu ty zawsze musisz być pesymistką?- jęknęła Mea.
-Sophie ma rację. Ale do tego czasu pokażą się ci potężni- stwierdziłam.
-Czemu zostałaś?- zaciekawiła się moja przyjaciółka.
-Chciałam przeprosić za to, że przestaperowałąm Toma.
-Taaa… Następnym razem powiedz, że to tajemnica, a nie kłam.- mruknęła naburmuszona.
-Jak myślicie? Kto może być tym potężnym?- zapytała Zoey.
-Kronos odpada. Wszyscy wiedzą i jest to sprawdzane, że on dalej jest w kawałkach. Bogowie?- podsunęła Caroline.
-Raczej nie. Bogowie się kłócą, ale nie aż tak.
-Potwory?
-Chyba żartujesz! Te półgłówki? One w ogóle myślą?
-To zostają tytani.
-Tytani?! Proszę cię, Sophie. Po klęsce Pana Czasu każdy tytan boi się pokazać!- zapewniała Mea.
-Może zmienili zdanie?- odezwała się nie pewnie Caroline.
-Jeśli tak, to mają problem.
-Jaki problem, Alice?- nie nadążała córka Ateny.
-Mea, ale ty jesteś tępa! Naszej drogiej śmiertelniczce, chodzi o to, że nie podaruję im tego.- wyjaśniła Sophie.
-No właśnie.- potwierdziłam i ziewnęłam.
-Ok, masz rację Alice. Trzeba iść spać. Czeka nas jutro długi dzień.
-Dzisiaj, Zoey. Jest po północy.- powiedziała Sophie spoglądając na zegarek.
Rozeszłyśmy się po swoich łóżkach. Nie mogłam zasnąć. Albo bałam się kolejnego koszmaru. Sama nie wiem. W każdym razie, wstałam i poszłam się przejść. Willa jest na prawdę wielka. Trzy piętra plus parter. Na korytarzu było pełno rzeźb. Przedstawiały najróżniejsze postacie. Od małych, krasnali do ogromnych, większych od wymiarów dorosłego mężczyzny.
Wyszłam na taras. Była piękna, księżycowa noc. Bez jakichkolwiek chmur. Usiadłam na lodowatej ławce. Po chwili ktoś pojawił się za moimi plecami. Przez sekundę zastanawiałam się czy nie zaatakować, ale to nie mógł być wróg. Odwróciłam się. Kevin.
-Ładnie tu.- zaczął.
-Czemu nie siadasz?
-Na tym lodzie?- wskazał na ławkę.
-Baz przesady.- zaśmiałam się cicho. – Co z wami?
-Z wami?- zdziwił się.
-Z tobą i Meą, idioto. Czemu faceci są tacy durni?- jęknęłam.
-A co by miało być?
-Nie udawaj już! To widać!
-Nie wiem o co ci chodzi, młoda!
-Chcesz trafić na Mount Everest, staruszku?- pogroziłam.
-Co wy tu robicie?- odezwał się głos w drzwiach.
-Kolejna nie mogła spać.- mruknął Kevin i odwrócił się do Emmy.- A co cię to, pasztecie?
-Kevin!- oburzyłam się.
Mimo, że nie przepadałam za Emmą to nie chciałam by ktokolwiek kogokolwiek w ten sposób obrażał.
-Odezwał się! Karykatura herosa.
Ok, wracam to co przedtem pomyślałam.
-Przestańcie. Zaraz przygalopuje Chejron.
-Ja lecę, Alice. Nie będę siedział z tą krową.
Zanim którakolwiek z nas zdążyła zareagować, on wyszedł.
-Dupek.- mruknęła Emma.
-Nie jesteś lepsza.
-Odezwał się aniołek.
-Zamknij się.
-Mała Alisusia umie takie słówka ostre?- zaszydziła.
-Czego chcesz?
-To już nie można przebywać na balkonie? Bo królowa Alice tego sobie nie życzy?
-Zmień płytę.- powiedziałam i wyszłam, zostawiając ją bez słowa.
Zasnęłam i tym razem bez żadnych komplikacji obudziłam się nazajutrz. Bez koszmaru, bez krzyku. Większość dziewczyn już wstała. Moich przyjaciółek nie było. Wzięłam kosmetyki i poszłam do łazienki. Już wiedziałam, dlaczego zrobiło się pusto w sypialniach. Wszyscy herosi czekali. Długa kolejka ciągnęła się aż do schodów. Po chwili, z łazienki wyszła córka Afrodyty. Wykorzystałam tą sytuację na sprawdzenie swoich umiejętności. Zanim kolejny zdążył wejść, ja staperowałam się i zamknęłam mu drzwi przed nosem. Usłyszałam odgłosy sprzeciwu. Chyba im się to nie spodobało. Nie zajmie mi to długo przecież, więc o co się awanturują? Gdy zamknęłam drzwi na klucz, wykorzystując stapering, wykonałam wszystkie poranne czynności. Po dwóch minutach byłam gotowa. Przez ten cały czas nie przestawali walić do drzwi. Uśmiechnęłam się do swojego odbicia w lustrze. Powinni ćwiczyć cierpliwość.
Przekręciłam klucz w zamku. W samą porę, bo przyszedł Chejron.
-Alice, zechcesz mi to wytłumaczyć?- zapytał ostro.
-Ćwiczyłam stapering.- odpowiedziałam niewinnie i szybkim krokiem ruszyłam do sypialni zanim ktokolwiek postanowi mnie zabić.
-Widzimy się za godzinę w salonie.- zawołał za mną.
Gdy weszłam do pokoju, rzuciłam się bezwładnie na łóżko. Byłam taka zmęczona. I nie wiem czy tym porannym staperingiem (który i tak nie wychodzi mi za dobrze), czy też wszystkimi zdarzeniami.
W każdym razie obudziła mnie nieco wkurzona Mea.
-Alice! Wszyscy na ciebie czekamy! Zapomniałaś o naradzie? Chyba, że chcesz, aby odbyła się bez ciebie.
To mnie całkowicie ocuciło i już stałam na prostych nogach.
-Tak myślałam.- mruknęła moja przyjaciółka.
-Czemu mnie nie obudziłaś?
-Teraz to robię.
-Teraz to trochę za późno!
Byłam wkurzona. Nie lubię się spóźniać. Biegiem wpadłyśmy do zatłoczonego salonu. Pochwyciłam kilka zniesmaczonych spojrzeń. Chyba dalej są źli za tą łazienkę. Takie życie. Przejdzie im. Usiadłam pomiędzy Itana i Mee.
-Ok. Chyba wszyscy są. Możemy zaczynać?- zapytał Chejron siedząc na wózku inwalidzkim.- Na początek chciałbym, abyście usiedli ze swoim rodzeństwem. Domek Ateny pod tym oknem, Hermesa pod drugim, tam dzieci Hefajstosa, przy drzwiach od Afrodyty, w okolicach sofy dzieci Hefajstosa i Apollina. I tak dalej i tak dalej. A dzieci mniejszych bóstw usiądźcie przy komodzie i też
spróbujcie grupkami. Byłoby łatwiej. Pojedyncze osoby, czyli Sophie i Marco chodźcie tutaj.
Wszyscy rozeszli się według wskazań Chejrona. Ja siedziałam na swoim miejscu. Po chwili przepchali się do mnie Itan, Kim i Haithem.
-Cisza!- ryknął centaur.- Co z wami? Nie powiedziałem, aby przy tym hałasować. A więc dobrze. Suzan przelicz wszystkich herosów. Teraz będzie ci łatwiej.
Dziewczyna od Ateny wstała i zaczęła liczyć. W tym samym czasie Chejron zaczął swój wykład.
-Dobrze wiecie, że Obóz jest pod panowaniem Cezara. Nie wiemy co planują, więc musimy być przygotowani na każdą ewentualność. Także na walkę.
-Na walkę? Jak?! Nie mamy broni. I gdzie będziemy ćwiczyć?- zapytał ktoś z dzieci Hefajstosa.
-Właśnie do tego chciałem dojść, Peter. Sophie już się zgodziła. Tu zorganizujemy drugi Obóz Herosów. Dom jest na tyle duży, aby pomieścić wszystkie domki. Prawie wszystkie. Szczerze
mówiąc to mam nadzieję, że dzieci Demeter zgodzą się spać w namiotach. Gorzej z łazienką, ale uważam, że jak uzgodnimy kolejność wchodzenia to będzie wszystko okej.
– A broń?- zapytał ktoś znowu.
-I tu liczyłem na dzieci Hefajstosa i …
-Chejronie? A moglibyśmy wykorzystać broń śmiertelników?- chciałam się dowiedzieć.
-Ale w jakim sensie?
-Widzieliście te stwory? To nie były mityczne stwory. Wytwór z genów, ale dalej to były zwierzęta. A z tego co się orientuje to niebiański spiż nie bardzo sobie poradzi.
Nastąpiła chwila ciszy. Centaur gorączkowo się nad czymś zastanawiał. Pomiędzy herosami rozpoczęły się rozmowy.
-Możecie się jeszcze wycofać.- powiedziałam do Kim, Itana i Haita.
-Żeby mnie ta cała zabawa ominęła? Nie ma mowy.- zaprzeczył It.
-Alice, mogłabyś przestać rozmawiać?- usłyszałam głos Centaura. Nawet nie zorientowałam się, że na mnie patrzy.- Wie może ktoś, gdzie można załatwić broń śmiertelników?
-Chodzi o miecze czy broń maszynową?- zapytał Brad.
-Miecze.- odpowiedział Chejron.
-I broń maszynową.- dodałam.
Wszyscy dziwnie na mnie popatrzyli. Chyba nie nadążali.
-Mamy się z nimi bawić? To coś jest stworzone tylko i wyłącznie po to, aby nas czymś zająć. Więc po co się męczyć z machaniem mieczem jak można dwa razy trafić i po kłopocie?
-Coś w tym jest.- przyznał Chris.
-A jeśli te stworzenia mają duszę?- nie chciała się zgodzić córka Demeter.
-Chciałabym zobaczyć tą biedną duszyczkę jak ci będą rozrywać gardło.- wypaliłam.
-Alice!- krzyknął Chejron.
-Ej no. Powiedziałam tylko jak jest.
-Alice ma rację…
-A widzisz?- mruknęłam, a centaur zgromił mnie wzrokiem.
-Nie w tym! Chodzi mi o broń. To może się przydać.- poparła mnie córka Artemidy. Tak a pro po… po co ona trzymała cały czas w pogotowiu ten durnowaty łuk? Ma na nim posesję.Powiedzieć jej
to? E tam. Po co?
-A dasz radę to załatwić Brad?
-Oczywiście. Tylko potrzebowałbym pomocy staperów. Chyba nie będziesz miał nic przeciwko jak ukradniemy, prawda?
-Brad, ale…
-Spokojnie Chejronie. Chyba gangsterom nie będziesz żałował?
-Ja pójdę. Możemy jeszcze zahaczyć o moich starych znajomych? Dawno ich nie widziałem, a chcę sprawdzić czy mnie jeszcze pamiętają- wyrwał się Itan.
-It, tylko ich wkurzysz…- ostrzegłam.
-Nie wiem o co ci chodzi, Alice. To tylko znajomi.- powiedział niewinnie.
-Nieważne.
-Już uzgodniliście?- niecierpliwił się Chejron.- Teraz pozostaję jeszcze wyżywienie…
-My się tym zajmiemy!- dzieci Dionizosa aż się wyrywały.
-To chyba nie najlepszy pomysł.- mruknęła Mea.
-Chciałem tylko powiedzieć, że wyżywieniem zajęli się satyrowie. Już są na miejscu.- jęknął zmęczony centaur.- Pole do ćwiczeń zaplanują wspólnymi siłami dzieci Ateny. Myślę, że do jutra do bedzie wszystko gotowe. O materiały pytajcie Sophie lub proście o pomoc staperów. To nie jest problem?- skierował pytanie do naszej czwórki.
-Oczywiście, że nie. Przychodźcie kiedy chcecie.- odparł Haithem.
-Śniadanie o szóstej, ćwiczenia do trzynastej trzydzieści, o czternastej obiad, zależnie od domku przygotowywania do walki plus ćwiczenia, kolacja o dwudziestej. Tak będzie wyglądać wasz
plan dnia. Jutrzejszy i jak się nic nie wydarzy to następny też.
-Chejronie, ale co z bogami? Czemu nam nie pomagają? To naprawdę kryzysowa sytuacja.
-Nie potrafimy się z nimi skontaktować. Wszyscy satyrowie wysłani z wiadomością o naszej sytuacji znikają, a iryfon nie działa. Bogowie nie przyjmują darów składanych na posiłkach. Nie wiemy co się dzieje. Musimy radzić sobie sami.
Wszyscy wymienili spojrzenia. Są dwie możliwości. Albo bogowie nie chcą nam pomagać albo nie mogą.
-A więc tak. Dzieci Ateny zajmą się przygotowywaniem pola do ćwiczeń. Pomoże im domek Aresa, Hermesa, Dionizosa oraz mniejszych bóstw. Dzieci Hefajstosa przygotują broń. Oczywiście, mile
widziana jest także pomoc dla herosów przy polu ćwiczeń. Dzieci Apollina prosiłbym o pokój, gdzie moglibyśmy omawiać wszystkie plany. Powinny się tam znaleźć różne książki, mapy, które mogą nam pomóc. Domek Demeter mogłyby zająć się jedzeniem. Urządzić jakiś mały ogródek. Wiecie o co chodzi.- powiedział Chejron.- Dzieci Afrodyty urządzą tą wille. Musicie podzielić go na domki dla każdego rodzeństwa i staperów. Do pomocy bym prosił jedną osobę z was.- zwrócił się do dzieci Ateny.
-Ja mogę się tym zająć.- zaoferował Chris.
-Dziękuję. Wszystkie decyzje konsultujcie z Sophie. I proszę nie krzyczeć, że Marco i ona nic nie robią. Oni mają zadanie już dawno wyznaczone. Będą was pilnować i w razie potrzeby informować mnie o waszych problemach. Więc wiecie do kogo się zwracać. A … i jeszcze jedno. W każdej grupie wyznaczcie osobę dowodzącą.
-A my? – zapytał Itan.
-Wy macie chyba najtrudniejsze. Po pierwsze wymieńcie się numerami z dowódcami każdej grupy. W razie jak będą coś potrzebować wy im to załatwiacie. Wiem, że to może wyczerpać wasze siły,
ale chciałbym aby wszystko co przed chwilą powiedziałem wykonano dzisiaj. Pytania? – zakończył centaur.
-Dzisiaj? – jęknął ktoś z domku Hermesa.
-Wczoraj, Kevin. Jak nie ma pytań to do roboty. Zostało wam niewiele czasu.
Ekstra. Jak zawsze
Bardzo fajne 😀
BOSKIE! Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy 😀
Miło się czyta
Zgadzam się z przedmówcami. Świetne opowiadanie!
uwielbiam to i kocham
Kocham to.
Wszyscy to kochamy!