Od autora: wybaczcie, że tak długo nie pisałem, ale najwyraźniej muzy mi nie sprzyjały. Mam nadzieję, że teraz części będą się ukazywać bardziej regularnie (chociaż nie będę obiecywać, za dobrze siebie znam). Jeśli chodzi o historię o Fredzie i kiszonej kapuście- z pewnością prędzej czy później napiszę ją, albo w formie osobnego miniopowiadania, albo wplotę ją jakoś w “Pierścień Tanatosa“ . To tyle, pozdrawiam i zapraszam do czytania
-Hmm, to co jest z tym pierścionkiem? – spytał nonszalancko jeden z braci Hood, jednak przy tym nerwowo obejrzał się przez ramię, co nieco zepsuło efekt.
Zeus przez długą chwilę wpatrywał się w Pierścień Tanatosa, marszcząc brwi w zamyśleniu. Nikt nie śmiał mu przerwać.
-W tym właśnie leży problem – rzekł w końcu. – Nie wiem.
“ No świetnie”, pomyślałem. Skoro Zeus nie wie, o co chodzi, to … cholera, naprawdę źle! Pozostali herosi chyba mieli myśli podobne do moich, ale nikt nie kwapił się, by przedstawić je na forum publicznym, że tak powiem. Tylko ktoś z tyłu nie wytrzymał nerwowo i cicho zachichotał. Zeus powiódł po nas doprawdy piorunującym wzrokiem. Siedzący obok mnie Fred skurczył się jak chiński podkoszulek po pierwszym praniu.
-Kto to był?- spytał groźnie Zeus. Nie doczekał się odpowiedzi, więc machnął ze zrezygnowaniem ręką.
-Mówiąc, że nie wiem, miałem na myśli… Zresztą, do pioruna, nie będę tłumaczył się bandzie herosów! Dość, że pochodzenie i działanie Pierścienia nie są mi do końca znane!
-Nie gorączkuj się tak, tato. Zawsze był z ciebie niezły choleryk. – burknął ciągle nadąsany Dionizos.
Chejron podrapał się w zamyśleniu po brodzie.
-Myślę, że opowieść Leslie rzuci nieco światła na tą sprawę- powiedział. Leslie, która od dłuższej chwili z zafrasowaną miną wpatrywała się w dal, drgnęła i spojrzała na centaura.
-Moja opowieść? O czym?
-O Pierścieniu.-wyjaśnił centaur.- Ale nie tylko. Jeżeli nie krępujesz się mówić przy wszystkich, chcielibyśmy także dowiedzieć się czegoś o twojej przeszłości. Może to być istotne dla całej sprawy.
-Ach, tak? Dlaczego?- spytała jakby nieco zaniepokojona. Chejron wymienił spojrzenia z Zeusem.
-Przede wszystkim- zaczął po chwili namysłu- zastanawiające jest, jakim sposobem, zechciej mi wybaczyć, dożyłaś tego wieku i nie zostałaś zabita przez potwory. Zakładam, że nigdy jeszcze nie byłaś w Obozie Herosów, prawda? -dziewczyna skinęła głową – No właśnie. Pojawiają się więc dwa zasadnicze pytania: skąd masz miecz z niebiańskiego spiżu i jak weszłaś w posiadanie tak potężnego artefaktu jakim jest niewątpliwie Pierścień Tanatosa. Poza tym nie wydajesz się szczególnie zaskoczona istnieniem bogów greckich…
Dziewczyna milczała chwilę, jakby zbierając myśli.
-Ja… sama nie wiem.- odezwała się w końcu. – Mieszkam… mieszkałam w domu dziecka w Brooklynie. Moi rodzice… podobno zginęli, gdy byłam mała. – przerwała na moment.- Czasami wydawało mi się, że widzę potwory z mitologii, kręcące się po mojej ulicy. Myślałam, że to po prostu… nie wiem, moja wyobraźnia czy coś. Nikt oprócz mnie nie mógł ich zobaczyć. Ale nigdy mnie nie atakowały. Krążyły po okolicy, obserwowały mnie, ale nic mi nie robiły.
Jeśli chodzi o Pierścień i miecz… pewnego wieczoru, gdy szłam przez Central Park do stacji metra, wypadł na mnie z krzaków jakiś zarośnięty mężczyzna w łachmanach. Był naprawdę przerażony, krzyczał coś bez sensu i rozglądał się na wszystkie strony. W końcu się trochę uspokoił. Szybko wytłumaczył mi, że bogowie z mitologii greckiej naprawdę istnieją. Dał mi pierścień i powiedział, żebym zaniosła go do Obozu Herosów na Long Island. Dostałam od niego także ten miecz z niebiańskiego spiżu (chociaż pod postacią spinki do włosów). Potem uciekł stamtąd jakby gonił go sam diabeł. Z początku nie uwierzyłam mu. Sprawiał wrażenie… no, po prostu czubka. Ale potem przypomniałam sobie te dziwne stwory, które widywałam. Nie wiedziałam, co o tym myśleć.
Kiedy wróciłam do sierocińca… oni już tam byli.- Leslie przerwała i przygryzła wargę. Dotknęła czoła ręką, jakby rozbolała ją głowa.
-Jacy oni, Leslie?- spytał miękko Chejron.
-Ja nie wiem, kim oni są- zaczęła Leslie lekko drżącym głosem.- Ci, w czarnych płaszczach. Było ich dwóch, mieli srebrne miecze. Czekali w holu. Jeden z nich złapał opiekunkę, Maggie, za włosy i przyłożył jej miecz do gardła. Ale nie to było najgorsze. Oni coś jej zrobili. To znaczy, nie fizycznie, ale jej oczy były takie… takie puste… Kazali mi oddać pierścień. Powiedzieli, że zabiją Maggie, jeśli tego nie zrobię. Ja… chciałam, bardzo chciałam im go oddać. Ale nie mogłam. Jakaś dziwna, potężna siła mnie powstrzymała. Zaczęłam się cofać do drzwi. Wtedy… wtedy ten, który trzymał Maggie… ja… zabił ją na moich oczach…- dziewczyna przerwała i ukryła twarz w dłoniach. Zeus położył jej dłoń na ramieniu. Leslie po chwili ciszy znowu podjęła opowieść:
– Wtedy jeden z nich podszedł do mnie. Patrzył na mnie, choć nie widziałam jego twarzy. On… nie wiem jak to powiedzieć… starał się mną zawładnąć. Czułam to, tak jakby wdzierał się do mojego umysłu. Opierałam się, ale to było coraz silniejsze. Zobaczyłam straszne rzeczy… rzeczy, których nigdy nie chciałabym oglądać… moje najskrytsze wspomnienia, moje lęki. Już chciałam się poddać, ale wtedy nagle spłynął na mnie taki nieokreślony spokój. Już się nie bałam. Wyciągnęłam miecz i pchnęłam go. Zniknął. Wtedy uciekłam stamtąd. Przez cały czas śledzili mnie, kilka razy próbowali mnie złapać, ale jakoś udało mi się wymknąć. W końcu dotarłam tutaj.- zamyśliła się.- To chyba już wszystko.
-Dziękuję ci, Leslie- rzekł Chejron i zapadła cisza. Wszyscy musieliśmy przemyśleć sobie słowa Leslie. Zeus, Chejron i Pan D., nachyleni ku sobie, gorączkowo o czymś szeptali. W końcu Zeus podniósł wzrok na Leslie.
-Co wiesz o działaniu Pierścienia?
-Ach, właśnie, zapomniałam o tym. Ten mężczyzna z Central Parku dał mi jeszcze to.- wyjęła z kieszeni pożółkły i postrzępiony kawałek pergaminu.- Powiedział, że to informacje o Pierścieniu. Nie potrafię tego odczytać.
Podała kartkę Zeusowi. Dostrzegłam na niej dziwne symbole, nie przypominające alfabetu łacińskiego ani greckiego. Wyglądały bardziej jak runy.
Zeus zmarszczył brwi i przyjrzał się dokumentowi.
-Do pioruna!- huknął, tak że podskoczyliśmy. Pokazał pergamin zaskoczonym Dionizosowi i Chejronowi.
-Niemożliwe!- syknął Dionizos.
Zeus był naprawdę wzburzony. Wstał i zaczął chodzić po werandzie. Przyglądaliśmy mu się z zainteresowaniem zmieszanym z przerażeniem. Spod jego różowych butów tryskały snopy iskier. W końcu nieco się uspokoił. Przeczesał ręką brodę, przetarł okulary, po czym ciężko westchnął.
-Dionizosie, jutro rano oczekuję cię na Olimpie. Zwołuję nadzwyczajne zebranie Rady Bogów. Ja muszę wcześniej skoczyć w parę miejsc. To naprawdę poważna sprawa.- powiódł po nas wzrokiem.- Jeśli chodzi o was, herosi, możecie wracać do łóżek. Spodziewajcie się jednak misji w najbliższym czasie. Zamykam spotkanie.
Zapanował niezły chaos. Wszyscy zaczęli głośno rozmawiać jakby zapomnieli o tym, że jest trzecia nad ranem.
-O żesz w mordę kopany!- zawołał podekscytowany Fred. – Stary, ale historia. Widziałeś, jaki był wkurzony? Ciekawe, co było na tej kartce.
-Nie mam pojęcia.- odparłem. – Myślę, że to było coś… Poczekaj, przypomniałem sobie coś bardzo ważnego. Muszę to załatwić… Pogadamy jutro, okej?
Rozejrzałem się po werandzie. Większość herosów rozchodziła się już do swoich domków, głośno dyskutując. Zeus pożegnał się właśnie z Panem D. i Chejronem i oddalał się w powoli stronę wzgórza.
Ruszyłem za nim biegiem.
-Panie Zeusie!- zawołałem. Zeus obejrzał się i spojrzał na mnie zdziwiony.
-Tak, synu Nike?- rzekł zmęczonym głosem
-Przepraszam za śmiałość, ale mam pytanie.- poczułem się bardzo głupio. – Może to nie czas i miejsce, ale bardzo chciałbym wiedzieć… mianowicie… dlaczego chodzisz w tym …eee… stroju?
Zeus przez chwilę patrzył na mnie jak na idiotę, ale w końcu uśmiechnął się
-Taaak. Faktycznie, to nie czas ani miejsce na tak osobiste pytania. Podziwiam jednak twoją odwagę, a także jestem pod wrażeniem twojej impertynencji, toteż udzielę ci odpowiedzi. Założyłem się z moim ulubionym bratem, Posejdonem. Przegrany miał nosić taki garnitur przez sto pięćdziesiąt lat.
-O…o co był ten zakład?- spytałem, maskując śmiech.
-Ech… założyliśmy się kto wywoła większy kataklizm. Posejdon twierdził, że jego oceany mogą być potężniejsze od moich huraganów. Kretyn! Tym razem miał po prostu szczęście. Wywołałem huragan w południowo- wschodniej Azji, ale Eol coś namieszał z ciśnieniem i wyszło cieniutko. Marne siedemdziesiąt ofiar!
-A co zrobił Posejdon?- wykrztusiłem.
Zeus spojrzał na mnie znad okularów.
-Słyszałeś o tsunami w Japonii?- spytał, po czym rozpłynął się w obłoczku złotej mgiełki.
Łoł! Nie wiedziałam, że tsunami w Japonii to sprawka Posejdona. Świetne opowiadanie! Lecę czytać poprzednie!
I jestem pierwsza 😀
O! Wreszcie trzecie opowiadanie!
Ale… Czy bogowie NAPRAWDĘ są AŻ TAK powaleni, żeby się zakładać, kto zabije więcej ludzi?!
Hí hi ŚWIETNE! !!!!:)
geniusz! Bardzo fajne! Kiedy cd? Suuuuuuuuuuuuuper!
SUPER!!!!!!!! czekam na cd
No nieźle, czekam na CD