od autorki: To już ostatnia część, pierwszej części Nożyc Śmierci. Zapraszam do lektury i mam nadzieję, że poczekacie również na cześć kolejną.
__________________________________________________________
Tu było ohydnie! Nie no, przesadzam. Nawet bardzo. Statek był nowy. Ale wszędzie było tak dziwnie. Na ścianach wisiały pochodnie, było ciemno, a z pokładu dochodziły odgłosy walki (dla tych, którzy się nie kapnęli, byliśmy na piętrze, chyba dla pierwszej klasy). Raz o mało co, nie zabiłaby nas drzwiami babka, na widok której chciałem piszczeć. Zamiast nóg miała węże. Grace strzeliła w nią strzałą i rozpadła się na proch.
– Dobra, plan jest taki, ty- wskazała na mnie- wyjmij te swoje nożyczki i jakiś miecz, ty- wskazała na Farcika- zajmiesz się potworami i innymi rzeczami, a ja… będę musiała robić to samo co Farcik.
Weszliśmy na pokład. Działo się. Gdzieniegdzie paliły sie jakies ogniska, przypuszczalnie rozpalone przez bliżej nieokreśloną mi substanjcę koloru zielonego.
– Grecki ogień- syknęła córka Apolla.
Bili się tu wszyscy: ryboogoniaste stwory z jakimiś popaprańcami, delfin, który chodzil jak człowiek (!!!) zabijał właśnie kobitę ze spiżową i ośla nogą. Ale nie to było najlepsze. Na podwyższeniu, walczyły kobiety, a obok nich walczyli mężczyźni.
Z facetów poznałem Posejdona i Montrecośtam.
– Atena i jakaś czarownica, pewnie córka Hekate- odezwał się Matheo, wskazując na panie. Nagle zauważylem topór, lecący w stronę jego głowy. Nie zdąrzyłem zareagować.
* * *
W ułamek sekundy przed utratą głowy mój przyjaciel zauwarzył, że rowiązał mu się but, schylił się, a topór wbił się jakiemuś cyklopowi w pierś.
Ja i Grace pobledliśmy.
– To się nazywa FARCIK!- powiedziałem.
– Ale co?- spytał Matheo.
– Nie ważne, pamiętajcie, syreni, delfiny i inne morskowyglądajace swory, ich nie zabijamy.
– A wężowa pani?- wskazałem na babkę z wężami zamiast nóg.
– Wypróć jej flaki!- wykrzyknał Matheo, nad którym przeleciał miecz.
Grace krzyknęła „Za Posejdona i Atenę!” i ruszyła do boju. Farcik rzucił się na jakiegoś cyklopa, a ja? Stałem jak kolek. Nawet walczyć nie umiem. Och, no dobra. Zacząłem ciąć na oślep. Walilem, ciąłem, kopałem. Po trzech godzinach walki zostało już niewielu nieprzyjaciół, ale również nasza strona ucierpiała. Syreni kolesie znikali jeden po drugim.
Byłem zmęczony, posiniaczony, ale każda rana jaką dostałem, świeciła się na czarno i znikała. Nagle coś mnie złapało, związało i posadziło. Na pokładzie zrobiło się cicho. Bardzo cicho, nic nie skrzypało, nie jęczało. Posadzili koło mnie Farcika i Grace. Farcik nie był nawet zadrapany, za to z Grace było gorzej, na jej policzku widniała szrama, włosy były w nieładzie. Wyszeptała parę zakleć i szrama zniknęła, zostawiając zaróżowiony ślad. Posejdon i Atena gdzieś zniknęli.
– Co się stało z bogami?- spytała Grace.
Kolo w kraciastych spodenkach podszedł do nas.
– Za chwilę powinni wrócić- i spojrzał na zegarek w kształcie klauna.
– Po co to robisz?- spytałem.
– Co robię?
– No to, całe to przedstawienie, statek…po co?- zapytał Matheo.
– Posejdon, zabrał mi moją miłość, moją łódź, moją żonę i córkę…- odpowiedział Manekin.
– Ale… jak?
– Normalnie- usiadł na stołeczku, w tym samym czasie zauważyłem, że Grace wyswobodziła nadgarstki i wyciąga sztylet- płynęliśmy jak co weekend na ryby, w morze. Było świetnie. Ale moja żona zaczęła coś wymyślać, krzyczała, że skoro jesteśmy na terenie królestwa Posejdona, moglibyśmy prosić go o więcej ryb, mówiła, że spełni nasze prośby, bo jest naiwny. Złapiemy jakąś mało spotykaną rybkę, sprzedamy i zarobimy kasę. Złapaliśmy taką. Ale to bezczelne sushi mówiło, żeby ja wypuścić, inaczej, pan mórz się pogniewa. Moja żona i córeczka uparły się, żeby ją zostawić. Potrzebowaliśmy pieniędzy na życie. Łódka się rozpadała, a poza tym była wypożyczona, trzeba było za to zapłacić. Tak zrobiliśmy. Nagle przyszła fala. Wielka jak tsunami. Zabrała mi je. Zostałem sam. Chciałem się zemścić. Stworzyłem NEPTUNA. Przecież Posejdon i Neptun to ta sama osoba. Przyniosłem mu złą sławę. Po jego katastrofie na pierwszych stronach gazet widniały napisy w stylu” Neptun- przeklęte imię” albo „Neptun, imiennik rzymskiego boga mórz, spoczywa na dnie, bóg wód go nie obronił”. Byłem na Olimpie w tej sprawie. Ale wmówiłem im, że to wszystko wina Posejdona. Wszyscy uwierzyli, tylko nie moja matka…- Grace przecięła linę wiążącą moje ręce- groziła mi śmiercią. Mówiła, że jako jej syn, powinienem tworzyć wspaniałe rzeźby albo inne rzeczy. Ale… to się zmieni… już za niedługo. Pokonam bogów.- swoją drogą ciekawe jak, przecież bogowie są nieśmiertelni. Dziwak z niego.
Jest! Mam wolne ręce. I na nasze szczeście kraciaste spodenki wstały. Zdjąłem plecak, wyciagnąłem nożyce i rzuciłem się na kolesia. Odepchnął mnie.
– Nie tak szybko- wyjął miecz i… wbił go w Grace.
– Co ty robisz!?- wydarłem się z rozpaczy.
– Zabrano mi milość, poczój ten ból!
– Już nie żyjesz!-rzuciłem się na niego. Zaczałem kopać i ciąć nożyczkami. Wszystkie tęczowe włosy jakie miał na głowie, leżały teraz na ziemi, a on wśród nich z pustym spojrzeniem. Podbiegłem do mojej przyjaciółki.
– Grace, wszystko będzie dobrze- zacząłem grzebać w plecaku za nektarem.
– N..nie- powstrzymała mnie- t-to nic nie da. Rana jest zbyt głęboka.
– Co ty gadasz…damy radę- ale wytraciła mi termos z ręki.
Nagle zauważyłem czarne nożyce, które prawie przecięły złoty kosmyk włosów Grace. Wytrąciłem je komuś z ręki. To był mój ojciec.
– Co ty wyprawiasz, gdzieś był, jak trzeba było go zabić!?- wskazałem na Manekina- muszę odwalać za ciebie brudną robotę, a ty tak mi się odpłacasz!?- podniósł mnie i rzucił jak najdalej od siebie. Uderzyłem o ziemię z hukiem.
– Co byś zrobił na moim miejscu, gdyby tam leżała mama!?
Zawahał się i odwrócił w moją stronę.
– Nic, taka jest kolej rzeczy- i znów przyłożył czarne nożyce do włosów Grace.
Wyjąłem zza paska sztylet od Grovera.
– Proszę Apollo, pomóż mi trafić!- i rzuciłem w Tanatosa. Nóż wbił mu się w plecy. Z rany zaczał się sączyć ichor, złota krew bogów. Spojrzał wściekle w moją stronę i zniknął.
Podbiegłem do Grace.
– Wszystko będzie dobrze,wszystko- wszystko będzie dobrze- pocieszałem ją.
– Nie będzie, i tak umrę…
– Nie, nie, co ty mówisz- zamknęła oczy i przestała oddychać.
– Nie!- zacząłem płakać.
Matheo podpełzł do nas i tez zaczął płakać.
– I co teraz?- spytał.
Nabrałem powietrza w płuca i wykrzyknałem.
– Ja, Michael Castle, przysięgam na Styks, że wydobędę Grace De Jong z Hadesu!
Matheo przestał płakać i spojrzał na mnie wielkimi oczami.
– Czy ty wiesz, że przysięgi na Styks nie wolno złamać.
Wziąłem na ręce ciało córki Apolla.
– Wiem.
– A ty dokąd?- spytał Farcik, który właśnie wyplątywał z więzów swoje nogi.
– Do Obozu Herosów.
– Przez ocean!?
Spuściłem szalupę i popłynąłem w stronę brzegu, a dalej, przez całą drogę do obozu niosłem ją na rękach.
* * *
Część druga nastąpi…
Wow! Cudeńko! Strasznie krótkie, ale I tak genualne. Przecudne I przeboskie. Czekam na cd!
Jak zwykle GENIUSZ
Osz Ty, [bardziej lub mniej niecenzuralne słowa] , jak mogłaś napisać że to ostatnia część?!
DAM CIĘ POLIFEMOWI W PREZENCIE!
A nie. Najpierw musisz skończyć drugą część. A poza chęcią mordu, świetne!
Super
Błaagam, pisz dalej jak najszybcieej :p
Jejku…Biedna Grace…:( to jest zaje****e!!! 😀 Błagam napisz szybko kolejną część!!!
Wow! Niezła jatka pomiędzy Michaelem a Tanatosem. W Hadesie będzie się działo.
Ale ja i tak wiesdziałam, że to będzie Grace. No może nie myślałam tak w momencie, gdy Farcik prawie dostał toporem. To z rozwiązanym butem było świetne!
Koooocham to opko!
O jaa… czekam na 1 cz. 2 części…