– Boję się- pisnęła Grace, stojąca przy krawędzi.
– Ja też- powiedziałem- pamiętacie, co mówił Posejdon.
Kiwnęli głowami.
– Ja tam nie mam cykora- powiedział Matheo.
– A to dziwne, wiesz, gdybym ja był synem bogini szczęścia, też bym się nie bał- powiedziałem.
– A ja jako…
– Zamknijcie się!- krzyknęła Grace- Ok, Matheo, chodź tu, złapcie mnie za ręce.
Zrobiliśmy co kazała.
– Dobra, raz…dwa…trzy!- skoczyliśmy.
Modliłem się, żebyśmy przeżyli. Kiedy otworzyłem oczy, leżałem na dnie. Grace i Matheo tak samo. Ale nie to było dziwne. Mogliśmy oddychać. I chodzić po dnie jak po ulicy.
– Grace!- krzyknąłem. Podbiegłem do niej i pomogłem wstać. Byliśmy jakby w bąblu. Wielkiej bańce. Kiedy podawałem rękę mojej koleżance, bąbel nie pękł, tylko się złączyły. Ale kiedy ją puściłem, spowrotem chronił moją rękę. To było super!
– Niesamowite- powiedziała i zaczęła się sobie przyglądać.
– Słyszysz co ja mówię?- spytałem.
– Tak!
– Matheo…
Ale Pan Farcik był zajęty tańczeniem breakdance’u pod wodą
– MATHEO!
Mój kumpel wstał.
– Sorki.
– To tu- wskazałem na wrak.
* * *
Jakoże nie był to sezon wakacyjny, nie było tu, żadnych turustów.
Weszliśmy do środka. Było dziwnie. Wszystko jakieś takie oglonione, pełno rónorakich zwierząt. Statek nie był głęboko, ale robiło się ciemno. Grace zachwycona, oglądala salę balową, w której stała scena, frotepian i krzesła. Przetrwały pewnie tylko dlatego, że były przykręcone. Nagle zrobiło się całkowicie ciemno.
Zginiemy. Już żegnałem się w myślach z mamą, kiedy nagle włosy Grace zaczęły świecić. To było straszne. Ale i ciekawe. Świeciły tak mocno, jak dobra żarówka.
– Czego mamy szukać?- spytałem.
– A bo ja wiem?- odpowiedział Matheo.
– Ale ja wiem, każdy statek, ma nazwę na boku nie? Możemy poszukać czy tam, nie ma napisanego, czegoś, na temat budowniczego, jakieś inicjały albo co- odezwała się Pani Żarówa.
Wyglądała niesamowicie ślicznie w świecących włosach. Czemu tak pomyślałem?
Ruszyliśmy na zwenątrz, przez jedną z dziór. Na szczęście można w tym bąbelku pływać. Szukaliśmy napisu NEPTUN, niestety, nie było to łatwe, a kiedy dotarliśmy do wielkiej dzióry na dziobie, straciliśmy nadzieję. Ale, Pan Farcik, to Pan Farcik.
– Znalazłem!- krzyknał.
Podpłynęliśmy do niego z Grace. Był tam. Wieliki napis NEPTUN.
– Wiesz, że Neptun i Posejdon, to te same osoby?- spytała Grace.
– Jakim cudem?
– Bogowie, wraz z Olimpem przemieszczali się. Najpierw byli w Grecji, potem w Rzymie, w Chinach, teraz są w Ameryce.
– U nas?- spytałem.
– Tak, na 600 piętrze w Empire State Building.
– Jak? Tam nie ma aż tylu pięter.
– Normalnie- powiedziała- gościu w recepcji daje kartę i dzięki niej odblokowujesz 600 piętro, tylko tyle wiem- powiedziała- nie byłam nigdy na Olimpie.
– I nigdy nie widziałaś ojca?- spytałem.
Zacisnęła usta i zaczęła coś szurać po napisie. Gdyby nie to, że w bąblu jest sucho, nie zauwarzyłbym, jak z jej policzka spływa łza.
– Raz- powiedziała- tylko raz, na dziesiąte urodziny przyszedł, dał jakiś prezent i sobie poszedł, wtedy nie wiedziałam, że jest bogiem, dowiedziałam się dwa lata później.
– Ja mojego ojca widziałem też raz, na moich urodzinach, przychodził czasami jako dostawca pizzy, ale… i tak zamieniał kilka słów z mamą i znikał- powiedziałem.
– Ja miałem tak samo. Ojciec, nie mógł dać sobie ze mną rady- powiedział Matheo- szedł kiedyś w nocy do sklepu, napadli go, i zastrzelili- powiedział bez emocji.
Grace podpłynęła do niego i uścisnęła. Wtedy zobaczyłem to co chciałem.
– Patrzcie!
Pod czarnym napisem NEPTUN widniały złote litery.
– M. Drache- preczytał Matheo.
– Poszukamy w Google- powiedziałem i skierowałem się na powierzchnię
* * *
-Jest!- krzyknęła Grace po pół godzinnych poszukiwaniach.
– O nie!- krzyknąl Matheo- po polsku!
Grace spojrzała na mnie znacząco.
– Dobra, przetłumaczę, ale niczego nie obiecuję- powiedziałem. Pan Farcik miał zdziwioną mine, ale nic nie powiedział.
– Montrekodi Drache-ale imię!-
” Z pochodzenia nieznany, ur.nieznane, zm.nieznane.
Projektant i budowniczy statku wycieczkowego Neptun.
Pojawił się nie wiadomo skąd i zniknął nie wiadomo gdzie.
Prawdopodobnie popełnił samobójstwo. Uważa się, że był chory psychicznie. Zamontował bombę w dziobie statku, nie umieścił szalup ani kół ratunkowych.
Nikt z 2050 osób nie przeżył.”
– Wow, ale dużo wiemy!- powiedział Matheo.
– Czekajcie, tu sa jakieś strony.
Kliknęła i pojawił się komunikat
” Jeśli nie jesteś herosem/bogiem/satyrem/potworem/driadą/nimfą lub innym mitycznym stworem zostaniesz unicestwiony pięć minut po kliknięciu ok”
Grace kliknęła OK i pojawiła się strona „Ciekawostki mityczne alfa i omega” .
W wyszukiwarce strony wpisała słowo Neptun (statek).
– Znalazłam!- krzyknęła i zaczęła czytać- „Wg. nieoficjalnych źródeł, niejaki Montrekoid, heros, syn Ateny, zbudował statek Neptun, aby upokożyć Posejdona.
Zniszczył go i całą winę zwalił na Posejdona. Ale Atena i tak wiedziała swoje. Czekała aż Tanatos uśmierci jej syna-oszusta, lecz bóg nie mógł go odnaleźć. Chował się uciekał, nie znalezli go aż do dziś…”
– Nie czytaj dalej- powiedziałem- wystarczy.
Wyłączyła komputer.
– Wiecie co jest dziwne, czemu na tą misję nie udało się ani jedno dziecko Ateny czy Posejdona.
– Nie wiem. My jesteśmy lepsi- uśmiechnął się Matheo.
– Dobra, tylko jak go znajdziemy tego Mante…Mano..yh..tego MANEKINA!
-Nie wiem, prześpijmy się- powiedziała Grace.
-No- powiedział Matheo ziewając.
Zeszliśmy pod pokład i zajęliśmy po jednym wodnym łóżku. Zamknąłem oczy i zasnąłem.
* * *
Śniła mi sie grota w klifie.W niej facet coś stukał i klął przy tym. Podszedłem bliżej.
Stał przed nim piękny model statku wycieczkowego. Kleił go, i powtarzał w kółko
– Lartione, Lartione, Lartione…
Nagle do groty wpadła, po prostu wpadła jak wiatr jakaś kobieta.
Złapała faceta i zacisnęła mu rękę na szyi.
– Kiedy będzie gotów?
– Już jutro.
– Hm…dobrze, dam radę. Wiedzą?
– Nie wiem czy wiedzą- facet się odwrócił w moją stronę. Wygladał jak szaleniec. Krzywo obcięte, brązowe włosy z tęczową grzywką, białe soczewki kontaktowe, sweter w kolorowe paski i spodnie w kratkę.
– No to się dowiedz, potwory sa po naszej stronie. Jeśli herosi się nie dowiedzą, wygramy.
– Ale..- przerwał jej facet- wiesz, że do Wodorosta ma dołączyć Sowa?
– Bredzisz Montrekodi, a ja nie lubię takich ludzi.
– Wcale nie bredzę, bogowie to idioci, można łatwo ich podejrzeć, czy podsłuchać- uśmiechnął sie chytrze.
– Mam nadzieję, a gdzie odbędzie się walka?
Uśmiechnął się szaleńczo.
– Nad Atlantykiem, przy Ameryce.
Nagle obraz się rozmazał.
– Hej, wszystko dobrze?- spytała Grace.
– Tak- odpowiedziałem i opowiedziałem jej mój sen.
– Hm… to musimy czekać.
– Ale na co?
– Na atak, Mont..Mot..-starała się przypomnieć imię gościa- yh..tem Manekin zaatakuje pewnie Manhattan, albo jakąś plażę w okolicach NY.
– Wszystko jest możliwe, narazie musimy udać się na plażę, poszukać czegoś lub kogoś- powiedziałem- chyba musimy wracać, tylko jak?- spytałem
– Nie wiem, Matheo juz od godzimy próbuje ruszyć ster, ale nic z tego.
Wybiegłem na pokład, zauważyłem Farcika, który mocuje się z kołem i klnie na nie po francusku. Dziwne, na tak nowym jachcie, koło sterowne jak na siedemnastowiecznej łajbie.
– Stój, daj, ja to zrobię.
Odszedł cały spocony.
– Idź się lepiej przebierz, dobrze ci radzę.
– Dobra- wyszedł, a ja spojrzałem na ster.
-Arrr…plugawy pomiocie, na Nowy Jork kierunek, migusiem arr…
Koło się poruszyło i już bylismy w drodze powrotnej.
Z drzwi dobiegł mnie chihot.
– Gadasz jak prawdziwy pirat- zaśmiała sie Grace.
– Się wie, oglądało się jakieś pirackie filmy.
– Biedny Farcik, wybiegł cały blady stąd, a potem zaczął zwracać za burtę chipsy serowe.
-Hej, ja go nazywam Facik!
Uśmiechnęła się i wyszła.
Spojrzałem na ster, sam się kręcił. Nagle zaburczało mi w brzuchu. No, czas na jedzenie. Wszedłem pod pokład, wziąłem z lodówki masło, ser, pomidora, a z chlebaka wziąłem chleb i zrobiłem sobie kanapkę. Zrobiłem jeszcze dwie. Jedną wrzuciłem do piecyka, dla bogów, a z dwiema pozostałymi wróciłem na pokład.
Grace siedziała na leżaku i słuchała muzyki, a Matheo wisiał na balkoniku, przy krawędzi, cały zielony.
– Nie chcesz kanapki?- spytałem się go.
Po tych słowach zwymiotował do wody.
-Nie to nie- wzruszyłem ramionami.
Usiadłem na leżaku koło Grace. Wyjąłem jedną słuchawkę z jej ucha.
– Chcesz kanapkę?- spytałem.
Wzięła kromkę.
– Dzięki!
– Co słuchasz?- spytałem.
– Zobacz- wskazała na trzymaną przeze mnie słuchawkę.
– O! 30 seconds to mars This is war, bardzo lubię- powiedziałem i oddałem słuchawkę.
Zacząłem mielić chleb i nie wiem kiedy, ani dlaczego, przysnąłem.
* * *
Śnił mi się mój tato, mówił do mnie.
-…i pamiętaj, dziecko Tanatosa może zabić TYLKO cios w serce.
Potem sceneria się zmieniła.
Stałem na plaży, na Florydzie. Gorące słońce, które nigdy nie chce mnie opalić, piasek, i… statek na choryzoncie. Był coraz bliżej i bliżej. O bogowie! Znam ten statek, to statek tego Manekina. Smagał go wiatr, nadciągała wielka fala. Uderzyła w statek.
Już po nim. Ale kiedy tylko woda opadła, okręt płynął dalej, gościu na pokładzie darł się.
– Chodź Posejdonie, chodź Ateno, i tak was zniszczę, tak jak i wy zniszczyliście moją miłość!
Gościu był naprawdę psychiczny. Żeby oszaleć z miłości, bić się z własną boską matką o jakąś babę?
Obudziłem się.
– Już nie daleko- jęczał zwinięty na leżaku Matheo.
* * *
Pół godziny później staliśmy na tej samej plaży, co w moim śnie.
– Tato?- spytała zdziwiona Grace, wskazując na modela idącego z jakąś dziewczyną.
Podbiegła do niego, ja i Matheo za nią. Facet patrzył w morze.
– Apollo?- spytała moja przyjaciółka.
Model spojrzał na dziewczynę.
– Grace?- zdjął okulary słoneczne, ukazując błękitne oczy.
– Nie, Justin Bieber.
Apollo skrzywił się.
– Miło widzieć -powiedział.
– A to kto?- spytał wskazując na mnie.
– Przyjaciel i kolega- dodała wkazujżc na Matheo.
– Michael Castle- przedstawiłem się.
– Matheo Perrault.
Bóg spojrzał na ocean.
– O! – krzyknął i zaczął recytować.
Jak cień sunie się, po bursztynowej tafli,
Okręt wspaniały,
Chmury jakoby z kafli,
Jakim ja śmiały.
– Ładny wierszyk- skomentowałem.
Ale Apollo przestał się uśmiechać.
– To ten statek!
Wbiegł do oceanu po kolana. Zaczął chlapać wodą.
– POSEJDONIE! To już!
Wybiegł na plażę. Nie muszę chyba wspominać, że ta brunetka, z którą spacerował uciekła z krzkiem.
– ATENO! To już!
Zwrocił się do nas.
– Powodzenia!- przytulił swoją córkę, w taki sposób, jakby miał już jej nigdy nie zobaczyć, a nam uścisnął ręce.
– Młodziecy, na wojnę się udaaaają…
Zanucił sobie, klasnął w ręce i zniknął. A my znaleźliśmy się na pokładzie, tego statku.
* * *
Ekstra! Super! Geniusz! Jak zwykle. Nic dodać nic ująć: przewspaniałe (tu wstaw dowolny epitet typu: superaśne, herosowe, genialne)
Super! Micheal jest jakby wykąpany w Styksie! Będzie rozwałka! 😉
Parę błędów jest i haiku wolałbym 😀
Ale poza tym super.
Jedno słowo: megasuperexstraświetne!!! 😀
Jak zawsze fajne, bliźniaczko 😉
Herosowe opowiadanie 😉
CUDOWNE! Brak słów!
Bardzo wciąga. Uwielbiam to opowiadanie 😀