Od autorki: Wszystkie wydarzenia w opowiadaniu to jakby opis mojego życia z takimi małymi dodatkami jak ADHD czy Obóz Herosów i mitologiczny świat.
26 lipiec
– Mamo, proszę! – Powiedziałam siedząc w kuchni i spoglądając na moją mamę wpatrującą się w ekran laptopa. Byłyśmy w naszym krakowskim mieszkaniu na przedmieściach. Mieszkałam tylko z mamą, bo mój tak zwany tata mieszka w Wadowicach, i kiedyś jeździłam do niego co dwa tygodnie. Uczył mnie wszystkich znanych mu sportów poczynając na nartach, poprzez hokej na lodzie, wspinaczkę skałkową i kończąc na windsurfingu. Ten ostatni lubię najbardziej. Miałam własną deskę; JP Australia, Yang Gun, 80 litrów wyporności (czyli mało, ostatnio musiałam startować z wody i od razu wchodzić w ślizg, bo się pode mną zatapiała) i 53 cm szerokości. Dwa żagle, i maszt 100% węgla. Najlżejszy na świecie, kosztował pewnie ze 2,5 tysiąca, ale wolałam nie wiedzieć. Lubiłam pływać i dobrze mi to wychodziło, a jak ostatnio udało mi się skoczyć na jednej z większej fal to mój tata (tak jak Snape w HP) udał, że tego nie dostrzegł. Na nartach też kocham jeździć mam 3 puchary i z 5 dyplomów i najśmieszniejsze jest to, że wszystkie zdobyłam w wieku 6-9 lat. Narty też drogie i buty, kask, kurtka i spodnie również. Co do hokeja mam własne łyżwy i kij, ale wolę po prostu jeździć; przekładanką, przodem, tyłem, na jednej nodze czy po prostu szybko. Wspinaczka też jest fajna i jak mam ochotę to chodzę na ściankę, bo mam uprząż. Tata nauczył mnie też miliona innych sportów, ale tak „wszystkiego po trochu”, dlatego też umiem wiele rzeczy ale nie idealnie. Wszystko fajnie, mam drogi sprzęt i dużo umiem ale… No właśnie jest jedno „ale”. Tata zachowuje się jak mój trener, a to jest wnerwiające. Nie powie: „Świetnie ci to wyszło” tylko „Było trochę lepiej niż wcześniej”, albo zamiast powiedzieć „Spróbuj, może ci się uda” to mówi: „Nie próbuj, nie dasz rady masz za krótkie ręce” albo wymyśla jakiś inny głupi kontrargument. I w dodatku często udaje mi się coś zrobić, co jak twierdził ojciec pod żadnym pozorem mi się nie uda. A wtedy i tak nie przeprosi. I te drogie rzeczy kupuje mi tylko na pokaz. Nie mogę ich zniszczyć (czyt. używać)bo potem nie będzie mógł ich sprzedać. I ma jeszcze inne wady. Np. wymyśliłam, że w „jego” miesiącu pojadę na kolonię windsurfingową z przyjaciółkami i przez dwa tygodnie będę pływała na desce. Nie zgodził się. Wyszła w końcu z tego niezła afera, ale jadę. W nagrodę za to tata się na mnie potwornie obraził, sprzedał moją deskę, którą nazwałam Gigabajt (miała tylko naklejkę z napisem Gigabajt 😉 ), i chyba nie weźmie mnie na resztę wakacji. Ale wracając do tematu:
– Jula, powiedziałam ci przecież: glany dostaniesz jak zdasz do dobrego gimnazjum. Koniec kropka!
– A płyta Green Daya? – Zapytałam z nadzieją.
– Jutro. Na imieniny. A teraz idź do pokoju. Masz potworny bałagan.
– Oki. Już idę. – Wyszłam z kuchni, niebieskiej. Potem korytarz, również niebieski. Stanęłam przed drzwiami mojego pokoju z przyklejonym na nich wielkim plakatem szkoły hip-hopowej. Popchnęłam je i weszłam do mojego pokoju. Niebieskie ściany. No jasne, mama kupiła dziesięcio- litrowy pojemnik z niebieską farbą i potem przez tydzień malowałam mieszkanie. Salon, kuchnia, korytarz i mój pokój mają kolor morskiego błękitu. Tylko łazienka jest pomalowana na szary, który i tak wygląda jak niebieski. Weszłam do pokoju i westchnęłam. Kilka bluz na krześle, trampki pod łóżkiem i kilka książek na biurku. Jaaasne, wieki bałagan. Szybko uprzątnęłam to wszystko i siadłam przy biurku. Odpaliłam kompa i weszłam na moją ulubioną stronę: bloga Percy’ego Jacksona. Wprawdzie to bohater książkowy, ale na tej stronie są opowiadania, rysunki i komiksy innych fanów Percy’ego. Weszłam w kategorię „Erynia” i kliknęłam na moje opowiadanie a potem „F5”. Zero nowych komentów, przy rysunkach też. Odpaliłam Worlda, ale nie miałam weny do pisania. Zamknęłam program i stanęłam przed moją biblioteczką.
– Co by tu poczytać… – Mruknęłam do siebie. Zaczęłam od pierwszej półki. „Eragona”, „Brisingra”? Niee. Czytałam tydzień temu. Przeleciałam dalej wzrokiem. „Harry Potter”? Nie, znam na pamięć. „Charlie Bone”? Hmm, mam ochotę na „Zaklętego Króla” ale pożyczyłam go Julce. Dobra, druga półka. „Ulysses More”, „Stowarzyszenie Wędrujących Dżinsów”, „Atramentowa Krew”, „Nie kończąca się historia”? Nie! To może Walter Moers? „Miasto Śniących Książek” byłoby dobre. Mimowolnie zaczęłam cicho powtarzać sobie swój ulubiony wiersz:
„W głębokich, zimnych jaskiniach,
Gdzie cienie łączą się z cieniami,
Stare księgi stłoczone w marzeniach,
Śnią o czasach gdy były drzewami.
Tam, gdzie węgiel rodzi diament,
Światło ni litość nie są znane,
Panuje na owej ziemi, duch,
Zwany Królem Cieni.”
Jednak nie. Jak na lekcjach mi się nudzi to powtarzam sobie cytaty z tej książki. Znów westchnęłam i stanęłam przed -nazwaną tak przeze mnie- Półką Riordanowską. Omiotłam wzrokiem osiem moich ulubionych książek i w końcu mój wzrok spoczął na miejscu gdzie niegdyś zostanie wstawiony „Syn Neptuna” . Ciekawe kiedy będzie premiera. Ale dopóki nie ma tej książki to….
– „Klątwa Tytana” – przeczytałam – To będzie dobre. –Uznałam. Poeszłam do mojego łóżka i usiadłam na nim. Oparłam się plecami o ścianę. Coś zaszeleściło. Uśmiechnęłam się. Plakat Green Day’a, ja po prostu kocham ten zespół! Wprawdzie odkryłam go dwa tygodnie temu na wakacjach w Chorwacji i potem na okrągło słuchałam dwóch piosenek. „Holiday” znałam już prawie na pamięć a „21 guns” pobrzmiewało mi w głowie. Najchętniej wyszłabym na środek ulicy i zaśpiewała. Jedynym problemem było to, że przeraźliwie fałszuję i skrzeczę gorzej od Hannah Montany. A też na basie ani perkusji grać nie potrafię. Zaczęłam czytać…
******
– Ekchem. – Podniosłam wzrok znad książki i rozejrzałam się rozkojarzonym wzrokiem. Nade mną stała mama i patrzyła się na mnie tak… jakoś dziwnie.
– Coś się stało? – Zapytałam.
– Po pierwsze jest 22, a po drugie chyba jesteś chora.
– Eee? Ale przecież sezon na alergię już mi minął.- Powiedziałam.
– Ale się przeziębiłaś. Zmierz temperaturę, umyj się i idź spać.
– Spox. Już idę.
– Acha, jutro jadę do Warszawy więc zostaniesz sama wrócę około 23 więc na mnie nie czekaj. – Odwróciła się i wróciła do kuchni. Zmierzyłam temperaturę. 39,1. Norma. Poszłam do łazienki, umyłam się i wróciłam do łóżka. Zgasiłam lampkę i położyłam się. Co dziwne zasnęłam szybko, ale nic nigdy mi się nie śni, więc po prostu, przespałam całą noc.
27 lipiec
Obudziłam się. Pierwsze co zrobiłam to spojrzałam na zegarek. 7:49, jasne, teraz już nie zasnę. Zmierzyłam temperaturę, bez zmian. Nie chciało mi się wstawać więc otwarłam książkę. Skończyłam gdzieś na stronie 135 jak niewidzialny Percy podsłuchuje Generała, Luka i składającego im raport Cierniaka. Zaczęłam czytać.
„Say! Hey! Chaaa! Hear the sound of the pouring rain
Coming down like an Armageddon flame! Hey! “
Spojrzałam na wyświetlacz. No tak, dzwoni mama, żeby spytać czy już się obudziłam.
„The shame
The ones who died without a name!”
Odebrałam.
-Halo?
– Cześć. Nie śpisz już?
– Nie. Przed chwilą się obudziłam.
– Aha. Jaką masz temperaturę?
-Dalej 39,1. I trochę boli mnie głowa.
– Po śniadaniu zjedz Apap, i połóż się.
-Oki. O której mogę dzwonić?
– Teraz do 13, a potem od 15 do 17 i od 18 jestem wolna bo godzinę będę w biurze.
– Dobra. To pa.
– Pa. Zadzwoń. – Mama się rozłączyła. Odłożyłam telefon i poszłam do kuchni. Obrzuciłam wzrokiem stół i…
– Juhu!- Krzyknęłam. Na środku stołu leżała płyta z napisem: „GREEN DAY American Idiot” Wzięłam ją i oderwałam folię. Moja własna płyta Green Daya! Wyjęłam płytę i wsadziłam do odtwarzacza CD i DVD w salonie. Ustawiłam głośność i wróciłam do kuchni. Zrobiłam sobie dwa tosty i poszłam do salonu. Siadłam na kanapie i zjadłam śniadanie. Wstałam i wróciłam do kuchni. Odstawiłam talerz do zlewu i poszłam do łazienki. Umyłam zęby, uczesałam się i włożyłam szlafrok. Otworzyłam „Klątwę Tytana” i całkowicie pogrążyłam się w świecie Percy’ego.
******
Podniosłam wzrok. Płyta już się skończyła, a ja byłam na 223 stronie książki. Wstałam i włączyłam telewizję. Leciałam kanałami od początku. „Mango Telezakupy”, „Bajki na dzień dobry”, powtórka „Prosto w serce”. Nieee. Jeszcze mam resztki godności. Nawet jak jestem chora! Patrzę dalej. O, „Dr House”. Zaczęłam oglądać ale dwie minuty później serial się skończył. No, szczęścia to ja nie mam. Poszłam do mojego pokoju i po chwili wróciłam z kilkoma płytami. Zaczęłam je przeglądać. „Avatar”, „Złodziej Pioruna”, „Piąty Element”, „Gladiator”, „Terminator2” i „Piraci z Karaibów, Skrzynia Umarlaka”. Hmm, „Złodziej Pioruna” jest dziadowski. Odpada. „Avatar” jest za długi, a na „Terminatora” nie mam ochoty. „Gladiatora” oglądałam tydzień temu, a Piraci jakoś mi dzisiaj nie leżą. Czyli zostaje „Piąty Element”, fajny film. Włączyłam. Wróciłam na kanapę i owinęłam się kocem.
******
Film się skończył. Podniosłam się i poszłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam z niej Danio. Wzięłam łyżeczkę i wróciłam do pokoju. Zjadłam jogurt, ale na obiad nie miałam ochoty. W wieku 7 lat wykryto u mnie ADHD i nie potrafię usiedzieć dłużej w jednym miejscu, niż trwa jedna lekcja. NIENAWIDZĘ być chora. Zaczęłam się nudzić. Ok, czas na plan awaryjny. Rozłożyłam kanapę i położyłam na niej koc. Potem przyniosłam laptopa i odpaliłam na nim grę „Commandos 2” Włączyłam Play Station 3 i spojrzałam na półkę z moimi grami. I znów; „MotorStorm” czy „InFamous”, „Prince of Persja” czy „The Sims2 Bezludna wyspa”? Jeśli istnieje coś/ktoś, czego/kogo nienawidzę całym sercem (poza moim byłym chłopakiem zaliczanym do formy „czegoś”) to jest to podejmowanie decyzji. W końcu chwilę pograłam w Simsy a potem w „InFamous” bo wszystkie części Prinsa przeszłam na kompie, a w „MotorStormie” dążę jedynie do tego aby tak rozbić swojego quada, żeby kierowcy odpadła głowa (da się tak!!!). Po półtorej godzinie gry- w tym 15 minut gry na laptopie- znów włączyłam muzykę i zaczęłam czytać. O 19 zadzwoniłam do mamy i oznajmiłam, że czuję się lepiej. O 21 już poszłam spać. Byłam zmęczona, ale było lepiej niż rano. Pośpiesznie zjadłam miskę płatków z mlekiem. Przez cały dzień nie dzwoniłam do mojej przyjaciółki – Julii – bo była na wakacjach ze swoją siostrą i rodzicami. Ostatnią myślą jaka przemknęła mi przez głowę przed zaśnięciem to: Fajne imieniny. Zasnęłam.
łaaaał 😀 . świetne xd
fajny pomysł 😉
Fajne opowiadanie. Choć mało akcyjne. Ale to się chyba zmieni. A jest sims 2 bezludna wyspa? Ja jestem fanką simsów, a znam tylko the sims historie z bezludnej wyspy.
Fajne opo. czekam na coś więcej Ja też lubię simsy, ale bradziej wiedźmina
Fajnie opowiadanie. Ciekawie się zaczyna.
Ja imieniny miałam dzień wcześniej, czyli 26 lipca :D. Od lat jestem fanką The Sims. Na laptopie mam TS3 Po zmroku, a kiedy wyjdą kupię TS3 Zwierzaki.
Pozdrowienia!
Super opo! Też wielbię simsy. I Green Day 😀 Czekam na cd.
Super!
Super opowiadanie!
Też jestem fanką simsów
Herosowe 😀
I Green Day <3 Mój ukochany zespół <3
fajne
heh ja też mam półke ,, riordanowską”
super , a ja też taką póleczkę posiadam
Ale mam zaległości długo mnie nie było XD super, Green day XD
fajne ale bardzo mało akcjii
Pomimo tego, że mało akcji, to mi się podobało. Też czytałam „Niekończącą się historię”, „Harry’ego Pottera”, w zeszłym tygodniu (tyle, że z przerwami, bo pożyczałam od zapominalskiej koleżanki ze szkoły)zaczęłam Ullysesa, skończyłam „Dom Luster”. O czym jest „Miasto Śpiących książek”