Przy głównym stole siedziało 7 ludzi. Od lewej – Chejron, Annabeth, ktoś, ktoś, Dionizos, Percy i ktoś. Opiszę tych trzech ktosiów.
Pierwszy ktoś, a raczej ktosia miała skrzydła. Nie czarne, nie białe, lecz kolorowe. Tęczowe. Jak tęcza. Oczywiście jej włosy rzucały się w oczy – bardzo jasny blond, rozpuszczone, długie do pasa – przypominała nimi anioła. Twarz w kształcie serca była piękna. I jej oczy. Małe, przenikliwe, złoto-brązowo-błękitne, z czarną obwódką. Szerokie usta, pomalowane na zielono. Mały, zgrabny nosek. Była blada, może to przez jej karnację? A ta jej fioletowawa sukienka w stylu retro – do pasa i od pasa (gdzie się rozszerzała) wrzosowa, a pas był jak lawenda. Nie miała butów.
Ostatni ktoś kogoś mi przypominał. Ach ! To jest Nico di Angelo, syn Hadesa. Kiedy przybyłam do obozu, był do końca wakacji, a potem się nie pojawił. Postanowił pomagać ojcu w podziemiu. Gdyby był młodszy, zapewne uważałabym go za ciacho. Takie ciacho jak syn Zeusa, który posyłał mi ukradkowe spojrzenia. Biedny Eric. Nina mi zdradziła, że ciągle chodzi po obozie załamany, od kiedy JA uratowałam Chrisa. Przejdźmy do opisywania ostatniej osoby.
Przestraszyłam się. Była jeszcze piękniejsza od tamtej kobiety – bogini. Zacznijmy od jej ubioru. Miała najpiękniejszą sukienkę, jaką kiedykolwiek widziałam. Jaśniejsza od złota, zwiewna, długa do samych kostek. Na boginię była trochę jednak za duża, więc kawałek sukienki z lewej strony był pociągnięty na prawy bok i przypięty bordową broszką (chyba z rubinu). Spod sukienki wystawały jej białe rzymianki, które były ze skóry węża – a przynajmniej tak mi się wydawało. Zgrabna sylwetka i dumnie wypięta pierś do przodu przypieczętowana wysokim wzrostem. Głowa podniesiona do góry. Włosy – spięte w dwa francuzy, wiązane białą wstążką, przypominały czekoladę gorzką i mleczną razem wzięte. Oczy – błękitne, niebieskie obwódki, oraz granatowe plamki, dosyć duże. Zadarty nosek, małe, pełne usta, cienka linia brwi w kolorze włosów – wszystko trzymało się na trójkątnej głowie. Na szyi miała pawie oczko.
Wstrzymałam oddech. Chciałam zapaść się pod ziemię. A więc to najprawdopodobniej ona ? Ona ? Znacie te uczucie, kiedy widzicie siebie, tyle że w wersji dorosłej osoby – bardzo pięknej osoby ? Ja tak teraz mam. Albo moją matką jest Rea i jakimś cudem spłodziła dziecko bardzo podobne do swojej córki, albo moją matką jest pani niebios, czyli Hera.
Skłoniłam się. To samo zrobili inni z mojego domku, trochę zdziwieni. Ponieważ byliśmy ostatni, musieliśmy pokazać domek z jak najlepszej strony. Kiedy się wyprostowałam, bogini małżeństw była pod wrażeniem i się uśmiechała. Cała siódemka usiadła, a my dalej staliśmy. Nie wiem dlaczego, sama stałam jak wryta i nie mogłam się ruszyć. To było dobre rozwiązanie. Pierwsza odezwała się ”kolorowa” bogini.
-A więc Dionizosie, to jest ten najodpowiedzialniejszy heros na obozie ? – bogini z kolorowymi oczami wskazała miejsce obok mnie – A może to ta młoda dama obok niego ?
-O pani, to chodzi zapewne o moją koleżankę – ostatnie słowo Sam, mój zastępca, oznajmił z istnym obrzydzeniem. – Mallory.
-Zdecydowanie chodziło mi o Mallory. Sam to niechluj. Mimo wszystko został zastępcą Mallory. Prawda, panno Stone ? – zapytał Dionizos.
-Ja nie wybierałam swojego zastępcy, ale jak na razie dobrze sprawuje się w tej roli. Zmienił się. Już dba o porządek.
Sam posłał mi wdzięczne spojrzenie. Spojrzałam na Herę. Napawała ją duma, radość i szczęście. Niby dlaczego ? Ponieważ syn Hermesa dobrze odnajdywał się w swojej nowej roli?
-Ach. Więc to dobrze, że misje będzie prowadzić dziewczyna, a nie chłopak. – Iris (podejrzewałam, że kolorowa bogini to ona) spojrzała na mnie. – Jak wiesz, miałaś rozmawiać z Herą, która obok mnie zasiadła, ale chyba nie jest w stanie o tym mówić. – spojrzała ze współczuciem na Herę, która nagle posmutniała. – Myślę, że większość z was zauważyła brak czegoś na głowie żony Zeusa. Kto wie, czego brakuje ? Możesz nam to wyjaśnić, Mallory Stone ?
-Mallory Luiza Stone, pani. – wtrąciła Sarah.
-Sarah, czy Iris Ciebie pytała ? – spytała z gniewem Hera, która patrzyła na moją wystraszoną siostrę.
-Nie ? No właśnie. Mallory, odpowiedz na pytanie.
-M … Myślę, że brakuje diademu z gwiazd.
-Doskonale ! Więc jak myślisz, komu przysługuje misja odnalezienia tego diademu ?
-Odpowiedzialnemu herosowi, najlepiej jakby był dzieckiem samej Hery ? – zaczęłam. Na twarzy Hery wstąpił uśmiech.
-Niby tak, ale załóżmy, że nie mam dzieci. A więc – misja została powierzona Tobie. Wybierz dwóch towarzyszy.
-Czy mogę poprosić o to, aby wszyscy już mogli zacząć jeść, wraz z moim domkiem ? Oprócz mnie oczywiście. I wymienionych osób.
-Oczywiście. Usiądźcie i jedzcie.
-Ekhmn. A więc wybieram … – wtedy głos mi się zawiesza. Sama nie wiem kogo. – Eric, syn Zeusa. Chejronie wybierz razem z panem D. drugą osobę.
Chwilę się zastanawiali. Prosiłam, żeby to był ktoś wartościowy, kto mi się przyda. Przemówił Chejron.
-Eric ma przodków takich jak – Hefajstos, Ares, Apollo, a samym ojcem jest Zeus. Więc może dziecko Demeter ? Kto się odważy?
Dłoń podniosła Lilith. Od roku jest na obozie. Ma 12 lat, czarne, proste i długie włosy, ciemne oczy. Jest delikatnie opalona. Na początku trafiła pod moją opiekę – musiałam ją oprowadzić. Fajnie się nam gadało, ale potem o mnie zapomniała. Cóż, mówi się trudno i idzie się dalej.
-Ja chcę wyruszyć. Ktoś się sprzeciwia ? – nikt nie podniósł ręki. – A więc dobrze. Wyruszam na misję odzyskania diademu Hery, razem z synem Zeusa i Mallory. Będzie fajnie! – posłała mi szeroki uśmiech.
-A więc dobrze. Dionizosie miałam nadzieję, że wybierzesz Ninę, moją córcię … – oczy Iris rozbłysły. Popatrzyła w stronę córki, mojej przyjaciółki Niny. Dopiero teraz zauważyłam, że Nina wygląda tak samo jak Iris. Były takie same. Matka i córka.
-Siadajcie, proszę. No i oczywiście idźcie do trójnogu złożyć ofiarę. – wypowiedział Chejron i wsłuchał się w rozmowę bogów.
Jak co kolację, pierwsze szły dzieci pomniejszych bogów, a potem my zaczynając od Zeusa. Więc mój domek szedł na końcu. Oddałam moje miejsce Samowi, więc szłam na końcu. Wrzucając do ognia kawałek mięsa myślałam ` Zaakceptuj mnie. Wiem kim jesteś. O tak wiele proszę ? `. Odwróciłam się i wszyscy patrzyli nad moją głowę z rozdziawionymi ustami. Sama podniosłam głowę.
-Musiałam Cię ukrywać.
Usłyszałam od swojej matki. Nad moją głową znajdowało się pióro pawia, na którym siedziała sowa. Oczywiście pióro było wielkie, natomiast sowa mała – co oznaczało, że jestem spokrewniona z Ateną.
-Dlaczego ?
-Herosi, powitajcie moją pierwszą i ostatnią córkę śmiertelniczkę– Mallory Luizę Stone. – wstali i się ukłonili. Dziwnie się czułam. Nina i Eric patrzyli na mnie z podziwem. Szczególnie Eric. Niech sobie za dużo nie myśli. Co z tego, że nasi rodzice są małżeństwem ? To o niczym nie świadczy! Coś we mnie pękło.
-Przez 6 lat czekałam i nawet błagałam, abyś mnie zaakceptowała! Teraz, kiedy potrzebujesz mojej pomocy, nagle sobie o mnie przypominasz?! Nienawidzę Ciebie i innych! Wszystkich!
W tył zwrot i biegnę do WD. Wbiegam po schodach na strych. Szybko otwieram drzwi. Rachel (wyrocznia) podskoczyła na swoim fotelu.
-Nie strasz !
-Przepraszam. Muszę dostać przepowiednię.
-Musi to na rusi …
-Nie czas na przysłowia! Prowadzę misję odnalezienia diademu mojej matki. Nie mam zamiaru słuchać tego wszystkiego! Chcę tylko przepowiednię! – czuję, że żyłka na czole mi pulsuje. Nagle Rachel zgina się w pół, zaczyna wokół niej krążyć zielona mgła.
-Jedna decyzja i w oczach stracisz.
Bądź co bądź.
Na zachód wyruszysz.
Do miasta mostów i róż.
Ktoś pomoże i polegnie przy Tobie.
Jedna próba i wrócisz do łask.
Lecz wcześniej znajdziesz szukane.
Tam, gdzie nie spodziewasz się.
Wszystko wróciło do normy. Zero mgły, Rachel stała wyprostowana.
-Rozumiem. Dziękuję, nie wiem jak Ci się odpłacę!
-Aha.
Zbiegłam po schodach i weszłam do pokoju Chrisa.
-Wrócę. Obiecuję. Będzie dobrze.
Pobiegłam do domku, gdzie mieszkam, wzięłam wszystko co moje (Komórkę, łuk i strzały, medalion z lilią, worek złotych drachm oraz pieniądze ludzi.), zahaczyłam do stajni i zabrałam swojego ulubionego pegaza – czarnego, z trzema białymi gwiazdkami nad chrapami.
-Cichutko, Willamette. – postanowiłam na początek lecieć do mojego starego domu, na obrzeżach Nowego Yorku. – Dzisiaj ja prowadzę.
Usiadłam i wzniosłyśmy się w powietrze. Po chwili słyszę wrzaski za mną. Odwracam się. Dionizos wypuszcza winorośl z ziemi. Prosto na mnie. Lilith (córka Demeter) wsiada na brązowego pegaza. Niedobrze.
-Mete, szybciej ! Zaraz nas złapią i będzie źle. Chcę lecieć sama! My dwie! Słyszysz?!
Nagle mój koń przyspieszył. Szybko machała skrzydłami i po chwili znalazłyśmy się w chmurach.
-Za to dostaniesz dodatkową porcję wszystkiego! Możesz jeszcze szybciej? Lilith szybko porusza się na pegazach.
Mete, jak na rozkaz, przyspieszyła jeszcze szybciej. Oczy zaczęły łzawić. Nagle zaczęłam płakać przez wiatr. Zamknęłam oczy. ` Zauważyłem tą lampkę nad Twoją głową (…), (…) Co taka wniebowzięta? (…), Też tak myślę, ale co do Ciebie Mallory. `. Za dużo wspomnień, mimo wszystko nie mogę wyrzucić z głowy jego uśmiechu. Kiedy się z nim żegnałam, wyglądał jak dziecko. Mam nadzieję, że jak wrócę, to się obudzi.
Swietniaste!!!
Genialne!
PS: Druga!
Super 😉
spoko ;]
FajneXD
No no no. Tego się niespodziewałam. Geniusz
siadaj i pisz kolejną część XD
Taa… Hera to normalnie wzór mamuśki…
świetne nie mogę się doczekać następnej części
ciekawe kiedy będzie ciąg dalszy
Woooow! Ona córką Hery! Ale dlaczego nie wzięa Chrisa? By chory?
Kiedy bedzie CD? Ja juz tutaj jajko znosze! ;-P