A więc. Praktycznie nikt się nie spodziewał, że moja przyjaciółka okaże się właśnie jej córką. Nina zdezorientowana patrzyła się na mnie. A ja nad jej głowę. Podniosła wzrok. Potem patrzyłam na jej reakcję. Szczęka opadła jej do samiuśkiego doła! Parsknęłam śmiechem, na co Nina też. Tęcza nad jej głową zniknęła.
-Witamy pierwszą córkę Iris na obozie.
Oklaski. W końcu każdy kocha Iris za iryfon. I nie tylko.
-Tak tak witamy Ciebie na obozie Nino Blackburn. A teraz żreć i do domków! – no Dion robił postępy. Nazwał Ninę po imieniu. Mimo że ją lubił, to zawsze się do niej zwracał per `Naomi`.
-Chodź Nina, idziemy jeść.
Usiadłyśmy do stolika od Hermesa.
-Dlaczego nic nie jesz?
-Och Nina. Nawet nie wiesz, jak ja Ci zazdroszczę. Mama Cię zaakceptowała, a moja mnie nie chce. To jest okropne! Szczególnie, że mnie opuszczasz …
-Nie opuszczę Cię. Po prostu pójdę do domku Iris. Nadal jesteś i będziesz moją najką.
-Ale i tak nie zjem nic.
-Jak chcesz. Ten tost jest taki pyszny!
-Przez Ciebie mam ochotę jeść.
-A jak myślisz, o co mi chodzi?
Dostała kuksańca, po czym zaczęła się śmiać. Zjadłyśmy i udałyśmy się do domku. Nina spakowała się i poszła do domku przeznaczonego dla Izydy.
Ja natomiast pogrążyłam się w smutku. Leżałam tak i poddałam się. Udałam się w stronę plaży, gdy mnie ktoś nagle zaatakował. No nie, uderzenie pięścią w plecy nie jest godne. Odwróciłam się i uderzyłam z całej siły. Ten ktoś dostał w nos tak mocno, że aż coś chrupnęło.
-Złamałaś mi nos idiotko!
-Sam jesteś idiota Eric. Dlaczego mnie śledzisz?!
-Nie wrzeszcz tak, bo harpie nas zaatakują. Nie śledzę. Idę sobie, a ty tak po prostu wychodzisz z domku, więc chciałem Cię przestraszyć, a ty mi złamałaś nos.
-Cóż przepraszam i nie obiecuję, że to się nigdy nie powtórzy. Odwróć się w stronę księżyca, a ja zobaczę czy coś da się zrobić.
-Ha ha.
Rzeczywiście złamany + krew mu leciała. Skupiłam się. Tata raz prostował nos Sarah. Widziałam to.
-Uważaj, może zaboleć …
I wyprostowałam mu nos, a on stał się cały czerwony i łzy przyszły mu do oczu. Ale nie krzyczał.
-Cholera nie wiedziałem, że to tak boli.
-Masz szczęście, że to ja, a nie Sarah. Kiedyś miała złamany nos, a ja się przyglądałam, jak tata starał się go wyprostować. – a teraz stał się blady jak kreda.
-Aha. Mallory.
-Hm?
-Lu … Lubię Cię. I to bardzo.
-Ee co?! – teraz spalił raka. A ja się wkurzyłam i … pochlebiało mi to.
-No to … – idiota unikał mojego wzroku.
-Ja Tobie? Przecież mnie nienawidzisz z Twoim bratem. Od początku.
-Ponieważ spodobałaś mi się od początku! To jakieś chore, ale miałem ochotę zabić tego chłoptasia, którego nazywałaś przyjacielem.
-Chris. Ten chłoptaś ma imię. – odpowiedziałam chłodno.
-Nieważne.
-Może dla Ciebie.
-Mallory …
-Czego?
-Kocham Cię.
A tego się nie spodziewałam tym bardziej. Stałam oszołomiona przez chwilę, a potem Eric przybliżył się do mnie, wziął moją twarz w swoje ręce i tym zmusił mnie, abym popatrzyła mu w twarz.
-Ja … Ja Ciebie nie kocham, może mnie się trochę podobasz, ale wątpię, żeby była z tego wielka miłość. Przepraszam …
-A mogę …
Nie skończył pytania, bo to uczynił. Schylił głowę i mnie pocałował. A ja stałam zdziwiona. Pierwszy raz w życiu się całowałam. Z synem Zeusa. W dodatku go nie kochałam. Przycisnął mnie do siebie. Było miło, ale ja nie chciałam z nim to przeżyć. Nie z nim. Odepchnęłam go.
-Co ty sobie myślisz, co?
Wkurzyłam się tak bardzo, że na Eric’a spadła … albo raczej spadł krowi placek. Stał zdziwiony, a ja razem z nim. Potem wybuchnęłam śmiechem.
-Eric muszę iść. Przyjaciele – tyle mogę zaproponować. Nie chciałam Cię ranić. Musisz na początku zdobyć moje zaufanie, co będzie trudne. Pa.
-Pa. – odparł z istnym obrzydzeniem. Muszę przyznać, że z kupą na włosach całkiem mu do twarzy. Zmieniłam kurs i poszłam do domku, ponieważ nagle zaczęła boleć mnie głowa. Położyłam się i zasnęłam w ciuchach – zresztą jak zawsze.
* * *
No to dziś działałam jak kukiełka – łazienka, śniadanie, trening, omijanie Eric’a, zabawa z Niną, pływanie z Niną, Annabeth i Percy’m. Dopiero po kolacji miałam chwilkę czasu, by iść do Peleusa. Wzięłam ze sobą łuk, strzały i sztylet. Byłam jakieś 50 metrów od mojego kochanego smoka, kiedy usłyszałam ryk … no właśnie. Nie mam bladego pojęcia. Ryk ten przypominał zawodzenie lwa. Jedyne co mi do głowy przyszło, to lew nemejski albo chimera.
-Błagam, tylko nie Chimera … – i zaczęłam biec.
Peleus usunął się z drogi, kiedy stanęłam obok sosny Thalii. Gdyby nie te drzewo iglaste, zemdlałabym. Zgadłam. Lew Nemejski. A kto z nim walczy?
-Na Zeusa …
-Możesz mi pomóc?!
-Myślę!
-To się spręż! Nie da się go zabić!
-To jest Lew Nemejski idioto! Mają skórę odporną na rany!
-No to pięknie …!
Skóra odporna na rany, odporna na rany … Herakles zabił Lwa Nemejskiego … Jak?! Skóra, skóra ….
-Mall! Rusz tą makówkę!
Skóra, skóra, skóra. Gdzie nie ma skóry to idiotyczne coś?!
Nagle Lew wydał mało potężny ryk, ale to wystarczyło, aby poczuć zniewalający oddech (który by powalił samego Tyfona na kolana).
-Mam!
-Zauważyłem tą lampkę nad Twoją głową, ale mi pomóż do cholery Mallory!
-Zrób coś, żeby otworzył paszczę!
-Skąd wezmę big łopatę?!
-Z kosmosu!
Podeszłam bliżej lewka. Był taki mały i słodziutki. A teraz na serio – Chris był już zmęczony, miał pełno ran i blizn, a na koniec walka z lwem nemejskim. Bosko.
-Otwórz tą paszczę! – ryknął Chris.
Potwór chyba chciał ryknąć, ale mu się nie udało. Na jego różowym języku wylądowały prawie wszystkie moje strzały. Mój słodziak nie mógł zamknąć buzi, więc się męczył, a potem ”zemdlał”. Szkoda, że leciał na mnie. Ja nie mogłam się ruszyć. Znacie te uczucie, prawda? Grozi wam niebezpieczeństwo, ale nie potraficie się ruszyć? Ja tak właśnie miałam. Kiedy nemej był jakieś 2 metry nade mną ktoś mnie mocno popchnął. Poleciałam w bok, przewracając się na prawą rękę. Zabolało.
Chwilka, moment. Coś mnie popchnęło. Spod łba tej bestii.
-Chris!
Odwróciłam się w stronę lwa. Leżał na ziemi. A obok lwa miecz mojego przyjaciela.
-Nie Chris, nie po raz kolejny!
Zaczęłam płakać i biec w jego stronę równocześnie. Lew był okropnie ciężki. Ale zdołałam tylko trochę odsunąć go od Chrisa. Uklękłam obok niego i położyłam głowę do klatki piersiowej. Żyje.
-Dlaczego? Odzyskałam Cię i znowu mogę stracić?
Wrócił. Może nawet tęsknił. Nie mam pojęcia. Przypomniał mnie się ten pocałunek w nocy. Dlaczego na początku się godziłam? Dopiero potem zareagowałam?
-Nie zadawajmy sobie głupich pytań. Nie stracisz Chrisa. O nie. Za żadne skarby.
Ledwo, ale go podniosłam. Ruszyłam przed siebie. Na chwilkę przystanęłam przy sośnie i Peleusie.
-Mówiłam, że wróci …
Musiałam go położyć. Już nie miałam siły. Zapomniałam o jednym.
Ja się nigdy nie poddaję.
Ledwo dotarłam do Wielkiego Domu, a na pomoc przybiegł Chejron i Percy. Zabrali ode mnie Chrisa. A ja padłam na ziemię. Ledwo łapałam powietrze. Nie powinnam się tak przemęczać – mam astmę. Jakimś cudem ostatnio mogłam biec pół godziny i nic mi nie było. A teraz walczyłam z lwem i niosłam 80-kilowego chłopaka, który (bez przesady, ale jednak) miał kaloryfer i przypakowane ręce. Mówiłam, że jest przerośnięty? Ma 15 lat, a wygląda jak 18-latek.
-Oddychaj powoli i spokojnie.
Łatwo się jej mówi! Po kilku minutach wstałam powoli, podpierając się o Annabeth i Ninę. Teraz łzy leciały mi strużkami.
-Lew nemejski … zabiliśmy go … Ale on zaczął lecieć na mnie … A on mnie odepchnął i … – przerwałam, by upaść na ziemię i wrzeszczeć `Aaaaaaaaaa!` na całe gardło, oraz płacząc.
-Będzie dobrze. – Zaczęła Nina.
-Nie będzie! On może umrzeć … ledwo słyszałam bicie serca … – teraz zaczęłam się kołysać do przodu i do tyłu na kolanach.
-Chodźmy na werandę. Nie chcę, abyś płakała na trawie.
-Mi to tam obojętne …
Nie mówiąc nic, podniosły mnie i zaprowadziły na werandę. Była tam kanapa. Wcześniej jej nie było. Olać to. Usiadłam i nawet nie wiedziałam, że z oczek może wypłynąć tyle słonej ”wody”. Płakałam przez 2 godziny, nawet o tym nie wiedziałam. Było już ciemno. Ale dziewczyny opierały się o barierkę naprzeciwko mnie i patrzyły na mnie zmartwionym wzrokiem.
Tęskniłam za nim. I to bardzo. Za bardzo. Całując się z synem Zeusa myślałam, że to on mnie całuje – Chris. Dlatego się godziłam na początku. Cholera. Zachowuję się jak moja siostra. Bogowie … Ja kocham swojego przyjaciela. W którym się kocha prawie każda dziewczyna na obozie. Niektóre są bardzo ładne. Nie mam szans z żadną. Nawet nie wiem kiedy wyszedł Chejron i Percy. Po prostu zobaczyłam jak ten koń gada z Niną i Annabeth.
-Żyje. Jest z nim źle …
Tyle usłyszałam, bo już wbiegałam do środka, by znaleźć swojego kumpla. Szukałam, aż znalazłam – drzwi na końcu po lewej, jak serce. Otworzyłam drzwi i uklękłam obok łóżka, gdzie on leżał.
-Mój biedny …
Chwyciłam go za tą rękę, którą nie miał obandażowaną. Czyli za prawą, gdzie była kroplówka – lewa ręka, obydwie nogi, głowa były w bandażach. Jak zawsze płakałam.
-Nie dziwię się, że za nim tęskniłaś. – usłyszałam głos Niny. – Jest przystojny. Nawet w bandażach.
-Masz rację Ninuś.
Usiadła po turecku obok mnie. Siedziałyśmy tak do samego rana.
-Chodź, musimy się wyspać.
-Masz rację … Obudzi się za niedługo. Musi.
Wstałam opierając się na Ninie, która musiała mnie odprowadzić po same łóżko – nie miałam siły. Przykryła mnie i poszła. A ja zasnęłam.
Teraz jest już za późno. Umrzesz razem z bogami. – budząc się rano (następnego dnia) usłyszałam tamten głos. Nie przeraziłam się. Nic nie było w stanie mnie wystraszyć. Przypomniałam sobie o wczorajszym dniu. Szybko wstałam, ubrałam się, poczesałam i pobiegłam do WD. Chwyciłam lilię na szyi – była ciepła. Jak zwykle na werandzie siedział Dionizos i Chejron.
-Mallory. Poczekaj chwilkę. – powiedział groźnie Dion.
-Coś się stało panie D.?
-Tak. Stało się. Musimy porozmawiać.
Oczy wyleciały mi z orbit, a serce zaczęło walić niebezpiecznie.
-Nie martw się, nie chodzi tu o Twojego przyjaciela. – zaczął Chejron. – Pewna bogini przybywa na obóz i zamierza pomówić z odpowiedzialnym herosem. Obojętnie jej jest z jakim. Wspólnie z Dionizosem uzgodniliśmy, że najlepiej by było, gdybyś to była Ty.
-Ja? Odpowiedzialna? Chyba was piorun strzelił …
-Ekhmn.
-Przepraszam …
-Idź do Chrisa. A potem dopilnuj, aby w obozie było wszystko idealne. Przybędzie dzisiaj na kolację. Wolę nie mieć zbędnych kłopotów.
-Oczywiście, dopilnuję tego.
Skończyłam rozmowę i weszłam do jego pokoju. Leżał. Uśmiechał się przez sen, bo spał. Siedziałam i patrzyłam na jego twarz. Była taka niewinna, kiedy spał …
Zorientowałam się po godzinie, że powierzono mi bardzo pilne zadanie. Mam przyjąć boginię. W dodatku padał deszcz. Dlaczego? Przecież Dionizos nie lubił deszczu. No cóż. Pobiegłam i stanęłam pośrodku wszystkich domków.
-Herosi moi kochani! Zbiórka. Raz dwa! Ważny komunikat.
Kiedy wszyscy stanęli dookoła mnie (nie licząc domku Afrodyty) :
-A więc – do obozu przybywa bogini, nie wiem jaka. Ma być porządek. Dopilnować mają tego grupowi domków. Inaczej brudny domek będzie mył talerze przez pół roku. Co do łazienek – ponieważ domki takie jak Hermes, Apollo, Atena i Afrodyta są przepełnione, mają obowiązek wysłać po 10 ludzi – pięć dziewczyn i chłopców – aby posprzątać łazienki. Jeśli będą brudne – no cóż, później coś wymyślę. Ale będzie to ciężka kara. Nie chcecie żeby pan D. został na jakieś 10 lat dłużej w obozie, prawda? Mi to tam wisi, ale wy pewnie nie chcecie. Więc niech to będzie idealna motywacja. Do pracy!
Rozeszli się w pomrukach, a ja pomaszerowałam do domku Afrodyty. Otworzyłam drzwi kopniakiem.
-Witam tu wszystkich zgromadzonych. Chcę ogłosić, że do obozu przybędzie jakaś bogini, więc macie posprzątać ten domek i wysłać 10 osób – 5 chłopaków i 5 dziewczyn – do sprzątanie łazienek. I nie obchodzi mnie to, że macie świeżo pomalowane paznokcie i te de. Jeśli tego nie zrobicie, przez cały rok myjecie naczynia. Tyle na razie.
Trzasnęłam drzwiami przed serią obelg rzuconych w moją stronę. Jako grupowa domku Hermesa musiałam wszystkiego dopilnować. I dopilnowałam. Około 19 wyszliśmy z domku na kolację. Bardzo byłam zaskoczona, kiedy zobaczyłam TĄ boginkę …
Super! Geniusz! Bardzo fajne! Chce jeszcze!
Zgadzam się z Myksą! Boskie opowiadanie!
Rewelacyjne opowiadanie!!! Zgadzam się z poprzednikami: geniusz z ciebie!!! Pisz szybko kolejną część!!!
Genialnie! Chris wróci! Juhu! Jak przeczytaam Zmianę, że jesteś beztalęciem, ale po przeczytaniu tego uważam że jesteś GENIUSzEM!