Siedziałam w jakimś wielkim samochodzie. Pilnowała mnie dwójka potworów. Byłam związana i zakneblowana. Przez okno widziałam jak Luke odprowadza osłabionego Connora pod domek numer 11.
– I jak? Zadowolona? – spytał kiedy wrócił do samochodu.
Nie odpowiedziałam. W końcu byłam zakneblowana. Patrzyłam tylko na niego z nienawiścią. Chłopak wzruszył ramionami. Usiadł za kierownicą i odjechał z obozu.
– Teraz pomożesz Kronosowi odzyskać władzę?
Pokiwałam głową. Nie pasowało mi to, że mam pomóc mojemu kochanemu tatusiowi i zgładzić świat, ale… Jednak zastanawiałam się jak im uciec. Musiałam mieć tak idealny plan ucieczki, żeby uciec już za pierwszym razem. A więc myślałam i myślałam i nawet nie zauważyłam, że jesteśmy nad morzem. Przypomniałam sobie, że Kronos ma swój własny statek. „Księżniczka Andromeda” czy jakoś tak. Zaprowadzili mnie na statek. Kilka potworów mnie rozwiązało.
– Stąd nie uciekniesz. – zapewnił mnie Luke.
– Chyba mnie nie znasz. – zaśmiałam się.
– Pokażcie jej kajutę. – z twarzy chłopaka nie znikał uśmiech.
Po chwili zaprowadzili mnie do jakiś kajut na samym dole i wrzucili do środka. Usłyszałam szczęk kluczy. Pospiesznie wstałam i próbowałam otworzyć drzwi, ale nic to nie dało. Zrezygnowana położyłam się na łóżku i zasnęłam.
Znów byłam w Hadesie. Duch Catherine stał przede mną i rozglądał się nerwowo. Była strasznie czymś zdenerwowana.
– Co się stało? – spytałam.
– Erynie… Chyba się już mocno wkurzyły. Nie lubią kiedy duchy porozumiewają się z żywymi. – szepnęła. – Zwłaszcza z herosami.
– Luke mi nie uwierzył. – westchnęłam.
– Tak myślałam. Ale przynajmniej się starałaś. – duch mojej przyjaciółki spuścił głowę zrezygnowany.
– A… Może masz jakiś dowód na to, że z tobą rozmawiam?
– W zasadzie…. Mam! – wyjęła z kieszeni spodni błyszczyk.
– I tylko to? – uniosłam brwi.
– Tak. – Cath otworzyła błyszczyk, a ten zmienił się w srebrny sztylet.
– No… On wie, że to twoje?
– Oczywiście. – przytaknęła.
Wzięłam sztylet do ręki. Był on całkowicie materialny, co było trochę dziwne. Po chwili usłyszałam jakiś skrzek.
– Erynie. – powtórzyła Catherine i sen się rozmył.
Obudziłam się w swojej kajucie. W ręce trzymałam błyszczyk. Drzwi niestety nadal były zamknięte. Spędziłam pół godziny waląc z całej siły w drzwi, ale nic się nie stało.
– Zmęczyłaś się na tyle, żeby zwiedzić statek? – usłyszałam głos Luke’a.
– Nie! – skłamałam, ale mój głos wszystko zdradził.
Do kajuty wszedł syn Hermesa. Nie było z nim żadnych potworów.
– A gdzie twoja wierna świta? – warknęłam.
– Sam cię oprowadzę. – stwierdził chłopak. – W końcu niedługo oddasz swoje ciało Kronosowi.
– Fuj… – wzdrygnęłam się.
– Chodź. – wyprowadził mnie na pokład.
Gdzie tylko spojrzałam były potwory w towarzystwie herosów. Kiedy przechodziłam obok herosów, których widziałam kiedyś w Obozie nie mogłam się powstrzymać od obelg typu „Zdrajca”. Nie słuchałam co mówił do mnie Luke, tylko szukałam znajomych twarzy.
– A to cię zaciekawi. – uśmiechnął się złowieszczo.
Stanęliśmy pod drzwiami jakiejś kajuty.
– I co? Zmęczyłeś się? – rzucił chłopak.
– Chyba śnisz. – usłyszałam znajomy głos.
– Wiesz, mam tu twoją przyjaciółkę.
– Tak? Ciekawe jaką!
I po chwili uświadomiłam się kto był po drugiej stronie drzwi.
– Jak go złapaliście? – syknęłam Luke’owi do ucha.
– Normalnie. W podobny sposób jak ciebie. – zaśmiał się.
– Ale kiedy?
– Niedawno. Jakieś dwie godziny temu. – szepnął.
– No to kogo niby przyprowadziłeś? – warknął głos po drugiej stronie.
– Alex. – powiedział syn Hermesa. – Prawda?
Chwycił mnie za dłoń i wygiął nadgarstek pod dziwnym kątem. Syknęłam z bólu.
– Aua! Odwal się! – krzyknęłam.
– I ty masz być tą silną córką naszego Pana? – za moimi plecami stanął jakiś potwór.
– Niestety. – mruknęłam.
Skupiłam się całkowicie… Policzyłam do trzech i… Uderzyłem Luke’a z całej siły łokciem w twarz, aż stracił przytomność. Następnie odkręciłam błyszczyk i dźgnęłam potwora w klatkę piersiową. Potwór wyparował. Uklękłam przy chłopaku i znalazłam pęk kluczy w jego kieszeni. Po kolei, jak najszybciej próbowałam otworzyć drzwi każdym kluczem. W końcu mi się udało.
– Alex? – zdziwił się Percy, gdy mnie tylko zobaczył. – Czyli Luke mówił prawdę. Ale nie jesteś zdrajcą, prawda?
– Nie. – wyszliśmy z kajuty. – Masz miecz?
– Mam.
– Mój skonfiskowali. Ale pożyczyłam. – uśmiechnęłam się i pokazałam sztylet.
– Od Catherine?
– Tak. – pokiwałam głową.
Długo szukaliśmy drogi na pokład, bo w końcu nie słuchałam jak Luke mnie oprowadzał. Miałam ochotę zatłuc kilka potworów, ale nie mieliśmy czasu. W końcu znaleźliśmy się na pokładzie. Spojrzałam przez barierkę na morze i od razu wiedziałam, że nie dam razy skoczyć.
– Co jest? – spytał Percy, widząc moją minę.
– Mam lęk wysokości i nie umiem pływać. – jęknęłam.
– Okey… Trzymaj się mnie. – złapał mnie za rękę.
– Co ty! Ja nie wyskoczę.
Przeszliśmy przez barierkę i stanęliśmy na ostatnim skrawku łodzi.
– Zamknij oczy. – nakazał Percy.
Z przyjemnością to zrobiłam. Po chwili poczułam szarpnięcie i skoczyliśmy. Myślałam, że zginiemy. W końcu skoczyliśmy z dość wysoka. Woda pochłonęła mnie i poczułam bąbelki na twarzy. Minęło kilka sekund. W końcu się wynurzyliśmy. Cały czas ściskałam Percy’ego za rękę. W końcu to on był synem Posejdona, a nie ja.
– Już. Otwórz oczy.
Najpierw otwarłam jedno oko, ale natychmiast otwarłam drugie.
– Zginiemy! – krzyknęłam. – Jesteśmy na środku oceanu, a ja nie umiem pływać!
– Spokojnie.
– Jak mam być spokojna! Utoniemy!
– CICHO!!! – wkurzył się Percy.
Zamilkłam i spojrzałam na Percy’ego.
– Nie utoniemy. Widzisz? – wskazał coś palcem. – Tata wysłał dla nas ratunek. Delfiny.
I rzeczywiście ku nam płynęły dwa delfiny. Pewnie gdyby Percy mi nie powiedział, że to delfiny, zaczęłabym się wydzierać, że ścigają nas krwiożercze rekiny. Złapałam jednego z nich za płetwę na grzbiecie.
– I one pomogą nam dostać się do Obozu Herosów? – spytałam.
– Tak.
I tak się stało. Delfiny płynęły jak najszybciej, z nami uczepionymi na ich grzbietach. Nie wiem ile dokładnie czasu minęło. Ważne, że dostaliśmy się w zatoce Long Island. Delfiny zostawiły mnie – całą mokrą i Percy’ego – jakimś cudem suchego. Oczywiście domyśliłam się, że to dlatego, iż był synem Posejdona. Wyszłam z wody i uklękłam na piasku, dziękując bogom, że żyje. Nie zdarzyłam się jeszcze nacieszyć życiem, a Percy już zaciągnął mnie do Wielkiego Domu. Chejron zaczął nas o wszystko wypytywać, ale zwykle to Percy odpowiadał.
– A jak to się stało, że ty się tam znalazłaś? – Chejron przyjrzał mi się.
– Bo… On mnie porwał. – powiedziałam.
Chwilę siedziałam przypominając sobie wszystko i po chwili sobie przypomniałam.
– Gdzie jest Connor? – jęknęłam.
– Piętro wyżej. Jest jeszcze nieprzytomny. Ale radzę ci tam nie iść… – nie słuchałam go i wbiegłam po schodach na następne piętro.
Jeden z pokoi był otwarty. Wokół łóżka stało mnóstwo dzieci Hermesa. Byłam pewna, ze był tam także Travis i znów zaczniemy się kłócić, ale weszłam do środka. Przez chwilę nikt na mnie nie zwracał uwagi, lecz po chwili zaczęło się piekło…
Nieźle! Trochę, się spieszysz z fabułą, ale ja też tak mam. Bardzo fajne opo. Jak zwykle
Ciekawe. Tylko trochę nie takie. Nie mogę tego wytłumaczyć. Czeka na więcej.
Bardzo mi się podoba
Czekam na cd 
Chyba się nie czepiam… Bo i po co?!
Czekam na następną część