Biegłam w stronę moich przyjaciół. Walczyli ostatkiem swoich sił. Nie mogłam przecisnąć się przez tłum nastolatków, którzy też toczyli pojedynki. Widziałam jak po kolei upadają. Wszyscy. Wszyscy moi znajomi. Łzy napłynęły mi do oczu. Chciałam krzyczeć, ale żaden dźwięk się nie pojawił. Nic nie słyszałam, mimo ze widziałam jak wrzeszczą. Dalej byłam daleko umierających przyjaciół, ale już straciłam ochotę do walki. Stworzył się wielki mur. Po jednej stronie byłam ja, sama, wyłącznie ze swoimi wspomnieniami o nich i myślami, że już ich nie ma. Po drugiej stronie byli oni, większość leżała, zostało niewielu. Powoli, z trudem przeciskałam się przez kolejne fale walczących. Nikt mnie nie zauważał. Nikt nie zauważał moich przyjaciół leżących nieruchomo. Doszłam do nich. Walczyła tylko Mea. Reszta herosów, potworów, wszyscy zniknęli.Niebo pociemniało. Nie wiedziałam z kim walczyła. Zatrzymałam się, przerażona tym co widzę. Mea uderza o zimną posadzkę. Nie ruchome oczy wlepione były we mnie. Krzyknęłam i podbiegłam do niej. Uklękłam i wzięłam ją na kolana, przytulając.
-Mea, proszę, błagam.-szeptałam jej w mokre, złote włosy. Kołysałam się w raz z biciem mojego serca. Jej już nie ma. Nie ma. Łzy nie przestawały swojego potoku. Zaczęłam krzyczeć. -Mea nie rób mi tego! Nie rób! Dlaczego?! MEA! Wydzierałam się,a mój głos niósł się echem, odbijał od czegoś i wracał z podwojoną siłą sprawiając, że powoli to do mnie docierało. Ciało Mee kołysało się wraz z moim. Zaczęło padać.
Czułam jak ktoś dotyka mojego ramienia i szepcze moje imię. Nie chciałam wiedzieć kto. Był to nie istotne. Wyrwałam się spod tego kogoś ręki i dalej przytulałam ciało Mee, huśtając je. Stała się zimna. Kolejny potok łez, przeplatany krzykiem rozpaczy.
Obudziłam się cała zlana potem. Krzyczałam.
-Alice, już dobrze. To tylko zły sen.-ktoś mnie przytulał, ale nie bardzo wiedziałam kto.
Przed oczami dalej miałam twarz Mee. Dalej czułam jej zimne ciało. Momentalnie zaczęłam płakać.
-Ej, już dobrze. To tylko sen. Koszmar.-szeptał mi ktoś koło ucha.
-Daj jej wody Hait.-powiedział inny głos.
Patrzyłam nieprzytomnym wzrokiem przed siebie i wspominał wszystko po szczególe, a z chwilą, gdy widziałam twarze moich przyjaciół czułam jak serce ściska mi się i brakuje mi tlenu.
-Alice, to tylko zły sen.-powtarzał.
W końcu na niego spojrzałam. Itan. On też tam był. Wśród umierających. Tym mocniej go przytuliłam. Odwzajemnij uścisk. Płakać dalej nie przestawałam.
-It, chce zostać sama.-szepnęłam, a mimo to głos mi się łamał.
-Alice, jesteś pewna?-odezwała się Kim.
Pokiwałam tylko głową. Nie miałam na nic więcej siły.
Zniknęli jeden za drugim. Ostatni staperował się Itan, więc dobrze zobaczyłam jego troskę w oczach.
Gdy już nikogo nie było w pokoju, oparłam się o ścianę i zaczęłam na nowo płakać, a klatka piersiowa nie równo się poruszała, szarpana.
Tylko zły sen, zły sen… powtarzałam słowa Itana. Wszyscy żyją. Mea też. Na pewno. Musi. Nie pozwoliłabym jej zginąć.
Po około dwudziestu minutach doszłam do siebie. Pojedyncze łzy dalej się pojawiały, ale nie tak obwicie jak wcześniej. Wstałam i poszłam do łazienki. Wyglądałam okropnie. Oczy czerwone, dalej byłam cała zlana potem, włosy się kleiły. Doprowadziłam się w miarę do porządku, ale nie pozbyłam się sinych oczu. Ubrałam zwykłe, krótkie spodenki i bluzkę z krótkim rękawkiem. Włosy spięłam w kok i wyszłam. Hait, Itan i Kim już czekali. Bali się odezwać .
-Hait mogę komórkę?-zapytałam, jakby nic się nie stało. Nie mogłam się załamać .
Rzucił mi ją, a ja wybrałam numer Mee. Mimo wszystko musiałam sprawdzić. Odebrała po drugim sygnale.
-Tak?-usłyszałam jej głos. To mi wystarczyło. Wyłączyłam się.
-Alice?
-Hait, ja muszę wracać.
-To ma coś wspólnego z tym koszmarem?-zapytała Kim.
-Idę z tobą.-wyrwał się Itan.
-It, nie. Proszę.
-Co widziałaś?
-Jak wszyscy moi przyjaciele giną.-zawiesiłam głowę i przygryzłam wargę, aby łzy znów nie poleciały. Poczułam jak It staperuje się i pojawia się obok mnie.
-Alice, ty na prawdę myślisz, że damy się zabić ?-patrzył mi wprost w oczy i przytulił.-To przemyśl to jeszcze raz.
-Ale…
-Itan ma racje.-powiedział Hait.
-Która godzina?-zapytałam nagle.
-Po drugiej. A czemu?
-Zanim cokolwiek zaczniemy, muszę iść podciąć włosy. Po pierwsze, chciałabym zrobić tak, aby wrogowie mnie nie poznali, przynajmniej na jakiś czas, po drugie mam je za długie.
-Na Cafel Street jest dość fajny fryzjer. Może tam?-podpowiedziała Kim.
Od razu się tam zastaperowałam. Miałam tylko kilka dolarów, więc to musiało wystarczyć. Obok mnie pojawiła ekipa.
-Masz już jakieś plany z tym jak chcesz wyglądać?-zapytał Itan.
-Barwy nie zmieniam. Tylko ścinam. Nie wiem po ile.
-Ale ja wiem.-odezwała się fryzjerka wychodząca z salonu. Okulana pani w okularach i słodkim uśmiechem z rudymi, krótkimi lokami..-Hej, Kim!
Hait, Itan! Jak ja was dawno nie widziałam!-po kolei z wymienionych uściskała.
-Bridget, to Alice. Wymyślisz coś dla niej?-poprosił Hait.
-Oczywiście! Chodzi ci o całkowitą metamorfozę, ale żebyś dalej wyglądała tak pięknie i bez farbowania?
-Chyba tak.
-To zapraszam.
Gdy wchodziliśmy w drzwiach pojawił się charakterystyczny dźwięk dla salonów fryzjerskich. Ja od razu usiadłam na fotelu klienta, a moi przyjaciele zadomowili się w poczekalni. Po chwili przyszła Bridget.
-Zetnę ci włosy, abyś mogła spiąć na taki kucyk, ok?-zapytała i pokazała mi na moich włosach kucyk, który mógł mieć około ośmiucentymetrów. – I grzywka.
-Niech pani robi jak uważa.
Wzięła się do roboty. Cały czas o czymś opowiadała, ale szczerze mówiąc nie bardzo jej słuchałam. Co chwila przytakiwałam jak domyślałam się, że o coś pyta, a tak to ani trochę do mnie nie docierało. Byłam pogrążona w myśleniu o wojnie, która się teraz toczy.I tak mnie to myślenie o tym wciągnęło, że nawet nie zauważyłam, że nowa fryzura jest gotowa. Dopiero, gdy Bridget pomachała
mi ręką przed oczami to się ocknęłam.
-Przepraszam.-mruknęłam i spojrzałam do lustra przed sobą.
Wow. Nigdy nie spodziewałam się, ze mogę tak dobrze wyglądać w krótkich włosach. Miałam trochę wycieniowane i zrobioną grzywkę, która z lewej strony była dłuższa.
-Dobrze?-zapytała fryzjerka.
-Wspaniale.
Weszłam do poczekalni z niepewną miną. Nie wiem jak wyglądałam według nich.
-Wow.-Itan zareagował tak samo jak ja. Dostrzegłam w jego oczach zachwyt.
To chyba dobrze, prawda?
-Bridget, jesteś genialna.-powiedziała Kim.
-Ile płace?-zapytałam.
-Nic, kochaniutka. Takie włosy to była przyjemność ścinać.
-Ale…
-Alice, jeśli Bridget mówi, że nic to nic.-poparł ją Itan. -Teraz do twojej mamy?
-Do jakiej mamy?-zdziwił się Hait.
-Długa historia.-wyręczył mnie It. – Prowadź Alice.
Zniknęłam i pojawiłam się przed naszym domem. Obok mnie po chwili staperował się najpierw Itan, potem Hait, a na końcu Kim.
-To tu? Miami?
-To do tego miasta się pierwszy raz staperowałeś. -potwierdziłam.
-Czemu nie idziesz?-zapytała Kim.
-Boi się.-odpowiedział za mnie It.-Alice, tak źle być nie może.
Podeszłam do drzwi i zadzwoniła na dzwonek trzy razy. To od zawsze był znak, że ktoś z rodziny przyszedł.
-Może jej nie ma?-odwróciłam się do przyjaciół stojących dalej przed budynkiem.
-Masz bardzo ładny dom.-powiedział Hait.
Fakt. Mi też się podobał. Jednorodzinny, z dala od tych głównych ulic, w pobliżu plaży, duży ogród, którym zajmowała się mama. A sam dom nie był duży. Idealny. Nagle ktoś przekręcił klucz po drugiej stronie. W drzwiach pojawiła się jakaś kobieta. Na pewno nie moja matka.
-Kim jesteś?-zapytała.
-A pani?
-Zgarniamy ich.-powiedziała kobieta w głąb domu.
Pojawiło się kilku facetów w garniakach. Chwycili moich przyjaciół i prowadzili do domu. Kobieta mnie też chwyciła. Gdy weszliśmy, ustawili nas w równym rzędzie przy ścianie.
-Worberg, sprawdź czy nie mają broni.
-Alice, TO jest twoja rodzina?-szepnęła Kim.
-O co chodzi?-zapytałam kobiety ignorując pytanie.
-Macie jakieś dokumenty?
-Po co mi do cholery jasnej dokumenty, gdy wchodzę do własnego domu?!-tym razem się już wkurzyłam delikatnie mówiąc.
-Alice?-dobiegł nas zdziwiony głos mojej mamy.
-Proszę nie wychodzić. To może być pułapka.-odezwał się inny, męski, niski głos.
-Proszę mi nie mówić co mam robić!
W drzwiach pojawiła się moja mama. Wyglądała podobnie jak przy ostatnim spotkaniu. Różnicą było teraz tylko ubranie i to, że teraz ma jakiegoś faceta przy boku, a nie jest to bynajmniej agent specjalny. Skąd ja go znałam? Był może w jej wieku. Okulary na nosie, wysportowany. Oczy podobne do … oczu Troya. Syn Nike. Co on by tu robił?
Oby nie … cholera! On musi być od Cezara! Nie mogę dać tego po sobie poznać.
-Puść ich! To moja córka!-powiedziała mama i podbiegła do mnie.-Boże, nic ci nie jest?
-Nic. Mamo poznaj moich przyjaciół. Sandra, Ethan i Adel.-pochwyciłam zdziwione spojrzenia moich kumpli. Nie chciałam podawać ich imion Cezarowi.
-Alice…-zaczęła Kim, ale na szczęście Itan zrozumiał.
-Miło nam panią poznać. Alice dużo nam o pani opowiadała, prawda Sandra?
-Oczywiście.-dodał ‚Adel’.
-Pani Cray, ale ona nie jest podobna do dziewczyny na zdjęciu.-odezwała się kobieta, która mi otwarła.
-Mamo, co oni tu w ogóle robią?
-Ktoś dzwonił, że cię porwał i zabije jeśli nie dam miliona dolarów.-powiedziała łamiącym się głosem.
-Przecież byłam na obozie.
-Dzwoniłam tam, ale zawsze słyszałam odpowiedź, że nie ma cię.
-Może byliśmy w mieście.
-Mówiłem ci Kristen, abyś się aż tak bardzo nie przejmowała.-odezwał się ten facet. Jak on śmie?! Muszę wziąć mamę stąd. Z dala od niego.
-Alice, poznaj Toma. Pomagał mi w tym czasie gdy ciebie nie było.
-Wierzę.-powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
-Nie jesteś głodna? Zrobię kanapki.
-Chciałabym posiedzieć z tobą. Może moi przyjaciele…
-Nie. Chciałabym ich poznać. Tom byłbyś tak dobry?
-Oczywiście.-był bardzo dobrym aktorem.
-A panowie z FBI mogą chyba już iść.-dodała mama.
-To na pewno bezpieczne?-zapytała znów kobieta.
-Tak.
O dziwo wszyscy wyszli. Zostałam tylko ja z mamą i przyjaciółmi. Ale wiedziałam, ze rzekomy Tom podsłuchuje.
-Mamo, mogłabym ci coś pokazać?
-Tak, pewnie. Jak wyrosłaś. I wydoroślałaś.
-TO jest przed domem.-szepnęłam jej do ucha. Z dala od wścibskich oczu można by było powiedzieć, że Cezara.
Znowu o dziwo mnie posłuchała. Wiedziałam, że w domu został podsłuch i kamery. Za nami wyszli moi kumple.
-Co chciałaś mi pokazać?
-Itan, mógłbyś wziąć komórkę temu całemu Tomowi? Dyskretnie. I go ogłuszyć, a następnie przestaperować go za mną?
-Nie ma problemu.-zgodził się i zniknął. Wiedziałam, że sobie poradzi. Ale dla bezpieczeństwa-Kim pomożesz mu?
-Mam nadzieję, że wiesz co robisz.-i też zniknęła.
-Alice? Co się dzieje?
-Ten facet był od Cezara. Nie mogą jeszcze wiedzieć jak wyglądam. Jak się staperuję osoby?-zapytałam.
-Młoda damo, co to ma znaczyć?- do mamy powoli docierało to co mówiłam.
-Chwyć ją po prostu za rękę. I myśl o tym, że CHCECIE się znaleźć w tym miejscu, nawet jeśli to nie koniecznie prawda.-spojrzał na moją matkę.
-Jak myślisz? Zrobili już to?
-Sprawdzę.-powiedział zniknął i po chwili znów się pojawił. Mama krzyknęła.-Gotowi są.
Chcemy się staperować. Karkazie, błagam nie zawiedź mnie.
Poczułam delikatne szarpnięcie i już wiedziałam, ze się staperuję. I czułam obecność moich przyjaciół za moimi plecami. Wylądowaliśmy przed jakoś wielką willą. Byłam wykończona. Itan pomógł mi się
utrzymać na nogach.
-Gdzie Tom?
-A ty zawsze myślisz o wszystkim innym tylko nie o sobie.-mruknął.-Tam jest. Ogłuszony, wedle życzenia.
-A mama?
-Zemdlała.-odezwał się Hait.-Nic jej nie będzie.
-Alice, nie chcę zapeszać, ale ktoś biegnie w zbroi i z mieczami. Nie wiem na ile są dobrze nastawieni.
Wstałam. Z zarysów postaci rozpoznałam Marco, Kevina i Mee.
-Nie staperujcie się na razie.-powiedziałam do Itana, Kim i Haithema.-Znam ich.
-Dalej jesteś blada.
-Nic mi nie jest It.
Usłyszałam krzyki Mee: ‚ Zaraz, to jest Alice! Alice!’ Gdy byli już tak blisko, ze widziałam ich twarze zaczęłam płakać. Staperowałam się i przytuliłam Mee. Ona żyje. Żyje.
-Alice, co się stało?
-Och, Mea, jak ja bardzo się ciesze że cię widzę.-powiedziałam uśmiechając się przez łzy.
-Alice, sorry,że przerywam tą scenę, ale kto to jest i jak ty TO zrobiłaś. Przed chwilą stałaś tam.
-Kevin, ty wszystko możesz zepsuć.-mruknęłam.
-Ten facet jest, chyba jest synem Nike i jest sługusem Cezara. Moja mama.
Musiałam ją wziąć, bo Cezar wiedział o niej i wysłał do niej właśnie tego dupka. A to Itan, Kim i Haithem. Hait uratował mnie przed powrotem do Obozu. It, pokaż Kevinowi co to TO jest.-krzyknęłam. Poczułam jak się staperuję i staje obok mnie.
-TO to jest stapering. Teleportacja. Kim, Hait chodźcie tu i weźcie ich!
Usłyszałam tupot końskich kopyt i wiedziałam co zobaczę. Chejrona. Ale zanim to się stało pojawiła się Kim z moją mamą, dalej nieprzytomną, a później Hait z tym facetem.
-Alice?-odezwał się głos za grupką herosów.
-Cześć Chejronie.
-Na Zeusa, dajcie jej wody. Kto to jest?
-Posiłki.-odpowiedział za mnie Itan.
-Powiedziałaś śmiertelnikom?
-To są sta-pe-rzy.-mówił zachwycony Kevin.
-Wiecie jakie to są możliwości dla nas?-poparła zapał syna Hermesa Mea.
-Wródźmy do domu Sophie. Tam mi wszystko opowiesz Alice. Po za tym, muszą się niepokoić.
-Jak to jest, że tobie się wszystko udaję, Alice?-zapytał Marco.
-Większość.-poprawiłam i podeszłam do niego.- Powinnam ci teraz wpieprzyć.
-Czemu?-udawał niewiniątko mimo, że dobrze wiedział o co mi chodzi.
-Mówiłam ci, ze macie nie pchać się na Obóz!
-Alice, a co z nim?-odezwał się It.
Dopiero teraz rozejrzałam się po okolicy. Staliśmy na wzgórzu, a pod nami rozciągał się piękny ogród,a dalej była ogromna willa. Sophie, na prawdę ma nadzianych rodziców. Teraz czeka mnie walka. Ale przed tym rozmowa z Chejronem, mamą i garnięcie tego wszystkiego.
-Przeniosę ją.-powiedziałam do Kim, która niosła moją mamę.
-Nie ma mowy. To początki twojego staperowania,Alice, a to jest długa nauka. Po za tym jesteś cała blada. I tak dziw, że i ty nie zemdlałaś. Staperowanie ludzi to nie takie proste.
-Nie gadaj tyle.-jak się uprę to nie ma na mnie mocnych. Chwyciłam mamę za rękę i pomyślałam o wygodnej kanapie w domu Sophie. I się tam znalazłam. Trochę zakręciło mi się w głowie, ale po chwili doszłam do siebie. Poczułam jak staperuje się Kim.
-Ty musisz być taka uparta?!
-No.-odparłam i pojawiłam się obok Kevina, Itana i Mee. Swoją drogą Itan i syn Hermesa świetnie się dogadują.
-Alice, co to było?-podszedł do mnie Marco.
-Ale co?
-Jak zobaczyłaś Mee.
-Dawno jej nie widziałam.-skłamałam.
-Alice…
-Później powiem. Chyba.
Dochodziliśmy już do willi, gdy wyszedł z niej Chris i … Azyl? Owczarek niemiecki od razu gdy mnie zobaczył rozpoczął bieg.
-Hej, piesku. Bardzo rozrabiałeś?
-Sam tu przybył. Nawet nie wiesz jakie mieliśmy zdziwko, gdy go ujrzeliśmy.-powiedział Chris. -Masz bardzo mądrego czworonoga.
-Ma to po mnie.
-Po tobie? Przecież ty nie jesteś mądra.
-Odezwał się. Lepiej popatrz na siebie, Kevin.-odburknęłam udając obrażoną.
-Ja tu widzę sam intelekt.
Wszyscy wokół buchnęli śmiechem. Weszliśmy do domu. O jedne drzwi oparta była Sophie.
-Witamy księżniczkę.-mruknęła,
-Mi tez miło cię widzieć.
-Alice, może pójdziemy do salonu. Tam wszystko nam opowiesz.- zaproponował Chejron.
BOSKIE! Z reszta jak zawsze 😀 Nie mogę się doczekać następnego rozdziału.
Bardzo ciekawe. Tylko masz za dużo dialogu. Czekam na więcej.
Wymiata!!! Oczekuje dalszych czesci 😀
Kocham to. Masz talent do pisania.
Wielbię, czczę i składam ofiary! To jest zaje!
prosze cie pisz szybko nastepna czesc