Uczyłam się właśnie teleportacji. I uwiercie, to na prawdę nic ciekawego. Ani trochę mi nie szło. Na szczęście jeszcze się nigdzie nie teleportowałam.
-Haithem, pomyliłeś się. Nie potrafię się teleportować.
-Potrafisz. Pomyśl o tym miejscu przy szafie. Myśl o im tak, że chcesz się tam znaleźć. Każdą cząstką siebie wyobrażaj sobie to, że tam stoisz.
-Robię to i nic.
Robiłam to. Na prawdę. To nie była ściema. Zależało mi na tym. Mogłam bardziej przydać się moim przyjaciołom. I przy okazji pozbyć się statusu: ‚delikatna, pilnować!’.
-Ty cały czas myślisz o tym co nie trzeba.
-Wydaję ci się.-mruknęłam i znów pogrążyłam się w nauce.
I dalej nic. Może jednak nie potrafię tego robić? Może to była pomyłka?
Nagle ktoś dotknął moich ramion. Chciałam się obrócić, ale zamiast stanąć w oko w oko z tym KIMŚ, to miałam przed sobą pędzące samochody.
-Cholera!-krzyknęłam.
Muszę wrócić,bo inaczej będą mnie z jezdni zeskrobywać! Tylko jak?!! Że też musiałam trafić w takie niebezpieczne miejsce.
BUM!
Moje nogi nagle znalazły się w puszystym, pięknym i do cholery jasnej w LODOWATYM ŚNIEGU!!! Góry! Co Haithemowi przyszło do głowy, aby mi opowiadać o Mount Evereście!?!
-Nie panikuj Alice!-krzyknęłam sama do siebie.
Tylko jak mam nie panikować?!! Góra była stroma, a ja stałam na samym jej skraju. Nagle noga mi podjechała. Leciałam w dół. To nie mógł być koniec! Nie w taki sposób!
-Alice! Pomyśl o miejscu przy szafie!
Świetnie! Teraz już mam omamy.
-Alice, ja nie żartuje ! – tym razem ten głos słyszałam wyraźniej i nagle z chmur wyłonił się Haithem.
-Co ty tutaj robisz?-zapytałam, jakby to był mój największy problem, a nie to że spadam z Mount Everestu.
-Alice, zbliżamy się do ziemi, chyba nie chcesz teraz zginać?
Argumentów mu nie brakuje. Ale nie spróbuje się teleportować jego sposobem. Inaczej.
Eeee… światełko… byłoby miło jakbyś mnie znów wyteleportowało, ale tym razem do groty. Byłabym wdzięczna, nie ukrywam. Nic się nie działo. A ziemia na prawdę była coraz bliżej. Nie
dobrze.
Z delikatnym pyknięciem znalazłam się w grocie. Nie powiem… lądowanie z impetem na szafę nie jest najprzyjemniejsze. Oddychałam ciężko, jak po maratonie. Zeskoczyłam z szafy, kiedy obok
mnie pojawił się Haithem.
-A jednak potrafisz.-powiedział.
Podniosłam rękę na znak protestu.
-Nic nie mów.-wysapałam.
W głowie mi się kręciło i miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuję. A nogi miałam jak z waty. Cała się trzęsłam.
-Haithem, ona przeżyła szok. Daj jej spokój. Alice musi dojść do siebie.
Wiecie jak to jest, gdy się ma wolne kapowanie, prawda? To ja miałam właśnie to co wy, ale sto razy gorsze. Bowiem dopiero teraz zorientowałam się, że jakaś dziewczyna podtrzymuje
mnie, abym nie upadła.Byłam jej za to bardzo wdzięczna, bo czułam, że bez niej leżałabym na ziemi, jak nic.
-Usiądź.-powiedziała.
Zawroty głowy powoli, stopniowo słabły, więc mogłam przyjrzeć się swojej wybawczyni. Miała ciemno rude włosy sięgające do ramion, nie była szczupła ani gruba. W sam raz.
Mogła mieć około osiemnastu, dwudziestu lat. Zauważyła, że się jej przyglądam.
-Sorry, nie przedstawiłam się. Nazywam się Kim.
-Al..
-Wiem kim jesteś. Hait mi powiedział o wszystkim.
-O wszystkim?-jęknęłam.
-O herosach też. Nie martw się. Potrafimy dochować tajemnicy.
-Alice, chyba nie jesteś zła, ze cię przestraszyłem? Na prawdę nie chciałem.-wtrącił się Haithem.
Powoli wracał mój normalny stan myślowy.
-Po pierwszym razie nie będziesz już miała takich problemów z teleportacją.-powiedział.
-Dalej używasz tego staroświeckiego słowa Hait?-odezwał się ktoś z pokoju przy biurku.
Znów usłyszałam pyknięcie i obok mojego znajomego pojawił się chłopak w wieku około siedemnastki. Miał ciemne włosy, wspaniały uśmiech i…. okulary przeciwsłoneczne(?) .
-Alice, poznaj Itana. Firmowego błazna. Po co ci te okulary? W grocie?-zapytał Haithem.
-O, fakt. Zapomniałem o nich.A myślałem, że tutaj jest takie słabe światło. Tak na marginesie to mogłeś sobie darować to o tym błaźnie. To miała być niespodzianka.-podniósł okulary i
wreszcie zobaczyłam jego oczy. Były ciemno niebieskie, idealnie pasujące do jego ciemnej karnacji.
-Gdzie byłeś? Martwiliśmy się.-powiedziała Kim.
-W Egipcie. Sami powinniście spróbować. Może na podróż poślubną?
-Itan. Błagam, skończ.
-A tak a pro po, to ty jesteś Alice?-zwrócił na mnie uwagę.
-Na to wygląda.-odpowiedziałam. Już całkowicie wróciłam do siebie.
-Nie używaj nazwy: teleportacja. To takie nudne i przewidywalne. Tylko Hait tak mówi. Bo go tak tatuś nauczył.-dodał z przekąsem.
-Itan, nie czepiaj się tego. To normalne określenie.-bronił się zainteresowany.
-Ale nie ucz go nowych. To nie wyraża naszego stylu życia. Za długo się mówi słowo:teleportacja. Za długo to trwa. A my wszytko robimy szyyybkoo.-specjalnie przeciągał to ostatnie słowo.
-A więc jak mam na to mówić?-zapytałam aby przerwać dalszą dyskusje.
-Stapering. Jesteśmy staperami.-odpowiedziała za niego Kim.
-Słyszałem, że udało ci się staperować pierwszy raz.-zagadnął Itan.
-Podobno.
-Jak było?
-Oprócz tego, że trafiłam na jezdnie, a później spadałam z Mount Everestu, to świetnie. A ! Zapomniałam jeszcze wspomnieć o późniejszych mdłościach i bólach głowy.
-I tak dobrze. Ja wymiotowałem przez następne dwa dni po tym pierwszym razie.-oczy mu się zaświeciły jak o tym mówił.
-Kto cię tego uczył?-zapytałam.
-Musiałem samemu. Odkryłem to przez przypadek. Powiedzmy, że nie miałem łatwego życia. Wychowywałem się na dzielnicy rządzonej przez gangsterów. Narkotyki i tym podobne były
codziennością. Razem z przyjaciółmi od zawsze bawiliśmy się w ‚policjantów’. Nie podobało nam się to co działo się na drogach. Kilku moich kumpli odłączyło się od nas i poszło do
gangów. Zostałem sam z moim przyjacielem. Mieliśmy wtedy po dwanaście lat. Pewnego dnia wymyśliliśmy, że ukradniemy broń i kilka paczek koki tym idiotom. Byliśmy już na miejscu, kiedy mój
kumpel zrezygnował. Ja nie. Poszedłem dalej. I nie żałuje. Wziąłem im wszystko co mieli tam. Byli wtedy na jakieś akcji, więc nikogo powinno nie być. Okazało się jednak, że jeden jest.
Gonił mnie. Znalazłem się w ślepym zaułku, a on powoli do mnie podchodził. Wystrzelił. I znalazłem się w Miami. Broń i kokę zatopiłem. A gdybyś widziała minę tego faceta gdy
zniknąłem. Niezapomniana. Do dziś mam ubaw, gdy to sobie przypominam. Później spotkałem tych dwoje.
-Jak z filmu akcji.-stwierdziłam.
-Dobra, koniec pogaduszek. Jak chcesz szybko pomóc kolegom to musisz się szybko uwijać. Możemy zaczynać?-zapytała Kim.
-Chyba tak.-wzruszyłam ramionami.
-Hait, pozwól, że ja powiem Alice co ma robić. Pozostaw to mistrzowi staperowania.
-Czyli na pewno nie tobie.-powiedział Haithem.
-Patrz i ucz się.-odburknął i podszedł do mnie.-Alice, pamiętasz co czułaś gdy się staperowałaś?
-Mdłości i ból głowy?
-Nie. Nie o to mi akurat chodziło. Czułaś wolność i swobodę. Uczucie nieważkości itp.
-Coś w tym jest.-przytaknęłam.
-Przypomnij sobie to. I pomyśl o miejscu,gdzie chciałabyś się znaleźć. Chodzi mi raczej o miejsce typu sklep. A najlepiej będzie jeśli trafisz do kuchni. To te drzwi obok biurka. Pomyśl, że
jesteś szalenie głodna i musisz natychmiast coś zjeść. A że najbliższa jadłodajnia jest tutaj, więc staperujesz się w tam to miejsce.
Zrobiłam to co powiedział. Dodałam tylko delikatne ‚proszę’. I… i nic.
-Widzisz? Nie wychodzi.-pożaliłam się, zamknęłam oczy i byłam w kuchni.
-Coś mówiłaś?-zapytał nonszalancko opierając się o blat stołu.
-Już nic.-odparłam uśmiechnięta. Miał rację co do tego uczucia.
-Teraz wróć tam.-już robiłam krok w stronę drzwi, kiedy mnie zatrzymał.-Chyba żartujesz. Przez stapering.
-Stapering. Nigdy się nie przyzwyczaję do tego słowa. – mruknęłam.
I znalazłam się od razu w pokoju obok Haithema. Bez żadnych próśb, dłuższego myślenia. Po prostu. Chciałam się tu znaleźć i już.
-Gratulacje.-mruknęła Kim trochę zdziwiona.
-Co?
-Bo wiesz. To jest tak, że staperować się lepiej potrafią zawsze mężczyźni. Mają po prostu ten gen lepiej wyostrzony. Dziewczyny raczej mniej. A ty… nigdy czegoś takiego nie widziałam.
Itan na prawdę jest dobry w tym staperingu. Jeden z najlepszych. Szczerze mówiąc, to najlepszy jakiego w życiu spotkałam.
-No, już mi tak nie schlebiaj.
-Zamknij się, It. Chodzi o to, że ty wykraczasz poza umiejętności staperek, a przewyższasz typowych staperów. Jesteś drugim najlepszym staperem świata. W każdym razie będziesz.
-Eee, no chyba nie.Nie chce być najlepszą staperką. Już wystarczy, że zostałam wplątana w sprawy nieśmiertelnych. Czemu zawsze muszę być… hmmm… wyróżniona, ale chyba bardziej by
pasowało: przeklęta?
-Bo jesteś niezwykła.-odpowiedział mi Itan o co nie prosiłam.
-No właśnie! Czemu nie mogę być normalna! Przynajmniej raz poczuć się jak zwykły, przeciętny Amerykanin.
-Do ciebie i twojego temperamentu by to nie pasowało.-pogrążyła mnie Kim.
-Przez czternaście lat, jakoś wytrzymałam.-upierałam się.
-Zresztą, nie ważne. Porozmawiacie o tym jutro. Teraz jest już późno. Trzeba iść już spać.-zakończył Haithem.
-Ale ty zrzędzisz.-mruknął It.
-A wy gdzie śpicie?-zapytałam, zawstydzona, że komuś najprawdopodobniej zwinęłam łóżko.-Staperujecie się do domu?
-Tu jest nasz dom.-odpowiedziała Kim.
-A jak chcesz nas znaleźć to mój pokój jest obok kuchni, pokój Kim jest obok mojego, a Haita musisz szukać obok Kim.-uśmiechnął się nonszalancko.-Chodzi mi oczywiście o pokój.
-Ty na prawdę jesteś taki głupi It, czy tylko takiego udajesz?-zapytał Hait.
-Ja idę, nie wiem jak wy. Na serio jestem zmęczona.-powiedziała Kim i staperowała się najprawdopodobniej do swojego pokoju.
Po chwili staperował się też Haithem. Zostałam sama z Itanem.
-Chce ci się spać?-zapytał po chwili ciszy.
-Szczerze mówiąc, to ani trochę.
-Wolisz cieplejsze klimaty czy raczej chłodne?
-Nigdy nie byłam w Europie.-powiedziałam jakby od niechcenia.
-Hmmm… to może Francja? Wieża Eiffela?
-Nie będą źli?
-Nie powinni. Są przyzwyczajeni, że mnie cały czas nie ma.
Już sięgał po moją dłoń, żeby staperować nas, ale byłam szybsza. Stałam już przed wieżą Eiffela. Po chwili pojawił się Itan.
-Nieźle. A myślałem, że wylądujesz w oceanie.
-Nie wierzysz we mnie?
-Ależ skąd. To widzimy się na górze.
-Chyba żartujesz.
-Wymiękasz? Na szczyt.
-Spróbuj być szybciej ode mnie.-i zniknęłam.
To jest na prawdę wspaniałe uczucie. Tak jak mówił It. Czuje się wolność i coś takiego, czego nie da się opisać słowami. Coś czego nie da się pokazać. Coś niezwykłego. A to
wszytko trwa tylko tyle co zwykłe mrugnięcie oka. Niesamowite.
-Pierwszy!-krzyknął mi koło ucha Itan tym samym budząc mnie z rozmyślań i uświadamiając, że stoję na samym szczycie wieży.
Chciałam krzyknąć, ale głos ugrzązł mi w gardle. Ugrzązł z pięknego widoku jaki zobaczyłam. Panorama Paryża robi wrażenie. Szczególnie wieczorem
-Pięknie, prawda?-szepnął.
Pokiwałam tylko głową. Po chwili ciszy otrząsnęłam się.
-A ludzie nas nie widzą?-zapytałam.
-Dla nich jesteśmy tylko dodatkiem do konstrukcji.
-O nieee…-szepnęłam.
-Co?
-Mamy nie widziałam od nie wiem jak dawna, a przyjaciółka pewnie nie wie jak wyglądam. Na pewno mnie znienawidziła. Wyjechałam bez słowa.
-Możemy ich teraz odwiedzić.-powiedział.
-W nocy?
-Raptem bardzo późny wieczór.
-Późny wieczór? Jeśli dla ciebie godzina druga w nocy to późny wieczór to ja nie wiem jak na ciebie reagują przyjaciele, gdy ich odwiedzasz.
-Moi przyjaciele to Kim i Hait. I ty… mam nadzieje.
-Oczywiście.-powiedziałam.-Jak w ogóle mogłeś mieć jakiekolwiek wątpliwości?
-Zgłodniałem. A ty?
-Trochę. Wracamy?
-Zjedzmy tutaj.
– Wszystko jest pozamykane. Chyba, ze chcesz zjeść w klubie nocnym.
-Dla nas otwarte jest wszystko. I nie chodzi mi tutaj o klubie nocnym.-posłał mi uśmiech, który pozazdrościłby mu sam Hermes.
-Ty na pewno nie jesteś herosem?
-Na sto procent nie.
-Gdzie mam się staperować?
-Podążaj za mną.
-Jak?!
-Wymyśl sama.-powiedział i zniknął.
I co miałam teraz robić? Zacznijmy od tego, aby zejść stąd. Zimno się zrobiło.
Ok, a teraz pomyśl Alice. Może to jest tak jak węszy pies?
Tylko o tym pomyślałam a poczułam zapach bzu. Nie wiedziałam skąd. Nagle się pojawił. Super -.-… ze staperów zrobili psów tropicieli. Ale to cholernie głupie!
Mimo to zastaperowałam się za tym zapachem. I wylądowałam wprost na Itana.
-Sorry.-mruknęłam i pomogłam mu wstać.
-Musisz jeszcze poćwiczyć lądowanie.-uśmiechnął się, otrzepując się z kurzu.
-Chyba będzie trzeba.
Dopiero teraz zwróciłam uwagę, gdzie jesteśmy. Byliśmy w jednej z tych francuskich uliczek. Nie powiem-sceneria romantyczna. Staliśmy przed restauracją.
-Zamknięta. Po co tu jeszcze stoisz?
-Ty mnie w ogóle nie słuchałaś na wieży. Mówiłem ci, że dla staperów nic nie jest zamknięte.
-A kamery?-nie byłam pewna tego pomysłu i nie ukrywam trochę się bałam czy nas nie złapią. Mam dość problemów na razie.
-Nie wyłapują nas. Jesteśmy dla nich jak duchy.
-Ale w lustrach się pojawiamy?-zapytałam, aby było wszystko jasne.
-Tak. Pewnie.
-To mi przypomina Mgłę.-mruknęłam.
-Mgłę?-zdziwił się.
-Mitologia grecka. Zresztą nieważne.
-Właśnie, że ważne. Opowiesz mi wszystko w środku.-powiedział i zniknął, a ja za nim.
Byliśmy w kuchni.
-Umiesz gotować?
-No raczej.-uśmiechnął się i wziął fartuch kucharski.- Jak się wychowywało bez prawdziwych rodziców to się musiało.
-Prawdziwych?
-Ojciec pił, a matka została zastrzelona przez gangsterów, gdy miałem cztery lata.
-Przykro mi.
-Mi nie. Miałem dobrą szkołę życia, która się jeszcze chyba nie skończyła. Oczywiście jest mi trochę przykro, że matka zginęła, ale żyje się dalej. A twoi starzy?
-Tata zginął gdy miałam siedem lat. A mama nie wiem co teraz robi, gdzie jest. Odkąd zostałam wplątana w sprawy herosów widziałam ją tylko raz. Później znów kontakt się urwał.
-Przerąbane.-mruknął.
-No, panie mądraliński do roboty. Jedzenie się samo nie zrobi.
Zabraliśmy się do roboty. Uznaliśmy, że najsmaczniejszym daniem jakie uda nam się zrobić to tylko kanapki. Ja kroiłam chleb, pomidory, ogórki, a Itan zajął się szynką, serem i
kapustą. Cały czas się przy tym wygłupialiśmy. Potem, on znalazł mąkę. Efekt był taki, że jak ja tak i on byliśmy cali biali, a kuchnia wyglądała gorzej jak po trzęsieniu ziemi. Może
trochę przesadziłam, ale wiele to nie odbiegało od prawdy. Później ja zajęłam się nakrywaniem do stołu, a on sprzątał pobojowisko. Zanim zaczęliśmy jeść oboje wytrzepaliśmy się z
mąki i próbowaliśmy doprowadzić się do porządku. Jako tako nam się to udało.
-Więc jak to jest, Alice?
-Co?
-To całe życie herosów?
-Do wieku trzynastu lat dostają się do Obozu, rodzic musi ich uznać i zostają tam albo na wakacje albo na cały rok. Uczą się walczyć i tym podobne. Mają ADHD i dysekcje, bo są nastawieni
do walki i na starogrecki. A o bogach chyba większość wiesz?
-Jacy oni są?-oczy mu się świeciły jak u małego dziecka, który dostaje zabawkę.
-Bogowie? Większość jest spoko. Szczególnie kiedy mi pomagają. Ale teraz na serio. Z takim Hermesem i Apollinem da się pogadać. Gorzej z tymi szychami. Wkurza mnie jedynie to, że grzeją
tyłki na Olimpie,a herosi muszą walczyć. Nie wszyscy oczywiście. Niektórzy bogowie pomagają od czasu do czasu.
-A te sytuacje co teraz zaistniały?
-Chodzi ci o tych zbuntowanych herosów?
-No.
-Trójka herosów-dzieci Wielkiej trójki, wymyśliły sobie, że zawładną światem. Ktoś pewnie jest nad nimi. Nie wierze, że sami to wymyślili. Ale do rzeczy. Zebrali se armie. Niestety jest
ich więcej niż nas. Zrobili najazd. Nasi dostali się w niewole. Ja z moim kumplem poszliśmy po nich. Miało być tylko na zwiady, ale mojemu przyjacielowi udało się ich uwolnić. Powiedzmy, że
ja zostałam na dłużej. Po jakiś dwóch tygodniach znalazłam wisiorek.
-Nazwij go. Jest twój. Wybrał cię.-przerwał mi.
-Ale jak?-zapytałam głupio, choć znałam dobrze odpowiedź.
-Chyba już wiesz.
-Tak dużo można odczytać z mojej twarzy?
-Nie. Tylko to co oczywiste. A więc?
-Karkaz.-szepnęłam.
-Dziwnie. Ale ładnie. Dokończ.
-Na czym skończyłam?
-Na tym jak znalazłaś Karkaz.
-Później uciekłam przez labirynt Dedala. I tam spotkałam Haita. A resztę już chyba znasz.
-Znam.-potwierdził.
Popatrzałam na zegar na ścianie. Czwarta dwadzieścia pięć. A my jutro… nie, dzisiaj mamy wstać o ósmej! Coś mi się to nie widzi. Itan zauważył, że patrzę na zegar i też tam
spojrzał.
-Chyba trzeba się brać.
-Od razu do groty?-zapytałam.
-Od razu.-odpowiedział i ziewnął. Po chwili i ja to zrobiłam.
-Nie wiesz że ziewanie jest zaraźliwe? – jęknęłam.
-Do zobaczenia w grocie.-zdmuchnął świeczki i już go nie było.
Tym razem z lądowaniem trafiłam idealnie. Widocznie Karkaz też był już zmęczony.
Super! Ja też chciałabym się tak teleportować! Czekam na następny rozdział!
Jak powyżej, zgadzam się z Tobą *Annabelle* w 200% 😀
Szkoda że nie było jej ciętego języka,
ale opowiadanie i tak jest za#$%@&te
twoje opowiaania są super. piszesz jakbys była jakąś córką Rowling, meyer, riordana, brashares, granta, funke i wielu innych slunnych pisarzy razem wzietych. nie wiem jak lepiej opisac twoje opowiadanie. tylko zapomnialas o czyms: labirynt przestal istniec po śmierci dedala. ale to nie jest istotne.
BIIIIIIIIIIIIIIIIIP! To jest zajebi***!!! Przyskrzyniłam samotną literówkę, ale poza tym wysuperowiście i czyściutko!
I LOVE TO OPOWIADANIE!!!