-A więc jak będzie? Przystąpisz do nas?-zapytał mnie kolejny raz Dave.
-Oczywiście, że nie. Prędzej zginę.
-To też da się załatwić.-wtrąciła się Jessica.
Cezar i Dave popatrzyli na nią znacząco i już nie wypowiedziała kolejnego zdania. Ale to było żałosne. I trochę mnie już nudziły te pogadanki.
-Jestem wam potrzebna, prawda? Po której stronie będę walczyć to ta strona wygra, tak? Więc to nie ma sensu.
-Co nie ma sensu?-zapytała głupio Jessica.
-Mówiłam ci już, że jesteś cholerną idiotką? Jeśli tak to utwierdzam cie w tym przekonaniu, a jeśli nie to już wiesz. Chodzi mi o to, że nie zmienię zdania co do was i nie przejdę na
waszą stronę. Poza tym nie macie już jakichkolwiek argumentów. Bo … cóż. Chyba wam uciekły. Te argumenty oczywiście.
Zauważyłam jak zgrzytają zębami. Trafiłam w czuły punkt. Jak zawsze. Miałam rację co do ucieczki moich znajomych. Marco zrobił to szybciej niż przypuszczałam. Musi mi później
opowiedzieć jak to wykonał. Musze się razem z nim pośmiać. Gdybyście widzieli ich miny kiedy się dowiedzieli o tej legendarnej ucieczce. Niezapomniane.
-Weź ją Troy. Dziś się nie dogadamy.-powiedział Cezar.
-Mi się za to bardzo dobrze rozmawiało.-odparłam.-Jeszce kilka dni i się zmywam. Powinieneś korzystać z okazji i ze mną rozmawiać.
-Znowu to samo. Jesteś tu już tydzień, Cray. I jakoś dziwnie to się nie zmienia.-odparł Dave.
-Żebyś się nie zdziwił.
-Dziwne, ze twoi przyjaciele nie przychodzą po ciebie.-zauważyła Jessica.
-Pewnie się was boją.-powiedziałam ze sarkazmem.-Jedno mnie zastanawia. Dlaczego nie zauważyliście na… mojego przybycia na Obóz. Z tego co pamiętam są jakieś ‚alarmy’ dotyczące tego.
-Troy, coś mówiłem.
-Chodź Alice.
-Kolejny czuły punkt? Jak to jest Cezar? Boisz się czegoś? Dlatego nie chcesz powiedzieć? Myślisz, że komuś wygadam? Jak wejść do Obozu niepostrzeżenie. Napisze kiedyś taką książkę.
Ale z drugiej strony. To musiała być twoja wina. Widać jakim jesteś nieudacznikiem.-szydziłam i poszłam za Troyem zostawiając go bez słowa.
Standardowo, wchodziłam do swojej ‚ukochanej’ piwnicy i zaczęłam na nowo poszukiwania. Otóż nie marnowałam czasu na czekanie na moich przyjaciół. Szukałam drugiego wyjścia. Gdzieś tu musiało być. Nie chciało mi się wierzyć, że Dedal nie pomyślał o tym. Nie on. Miałam już przeszukanych pięć pokoi. Zostały cztery. A coś mi mówi, że to będzie na końcu. Ale wolałam wszystko posprawdzać. A nóż natrafię na coś interesującego. A sprawdzanie było bardzo dokładne. Każda byle książeczka była przeczytana od A do Z. Jednak dalej nie natrafiłam na wzmiankę o ojcu. W sumie, teraz, to ja już nie wiem czego tak na prawdę szukam. Może w głębi duszy nie chcę znaleźć wyjścia tylko odpowiedzi? Odpowiedzi… taaa jasne. Powodzenia Alice. Nie ma to jak marzenia ściętej głowy.
Stałam właśnie na przeciwko bardzo wysokiej półki z jakimiś starociami. A na samej górze, w gablotce był piękny naszyjnik. Zakurzony, ale z daleka było widać, że nie stracił blasku
wewnętrznego. Chciałam go zobaczyć z bliska. Rozejrzałam się po pomieszczeniu. Nie było ani drabiny ani żadnego wyższego krzesła. No to po pułkach. Mam nadzieje, że wytrzymają mój ciężar.
Ale ta szafa to staroć. Trzeszczała przy każdym moim kroku. Chciałam najmniej hałasu narobić,ale nie wiem czy mi się to udało. Teraz stałam już na szczycie i patrzyłam z bliska na
wisiorek.
-Piękny-szepnęłam zafascynowana.
Nie był duży. Miał może około dwóch centymetrów szerokości i dwa i pół długości. A było to serce. Ale nie takie zwykłe. Mogłoby się wydawać, że magia w nim niewidocznie
pulsuje. Był niezwykły. W odcieniach bursztynu, miodu. W świetle latarki jarzył się milionem maleńkich brylancików. Wzięłam go do ręki. Co nie było takie łatwe , bo jedną ręką dalej trzymałam się półki. O dziwo był otwierany. Rzuciła jeszcze okiem na gablotkę. Zobaczyłam za nią znak Dedala. Prawdziwy znak Dedala.
Szafka zachwiała się. Poczułam świst powietrza i wielki ból w nodze. I jeszcze coś. Delikatne pulsowanie serduszka zaciśniętego szczelnie w mojej dłoni.
Głowa mi zaraz eksploduje. Otworzyłam oczy. Początkowo światło oślepiło mnie, ale jak przyzwyczaiłam się do słońca zobaczyłam gdzie jestem. Szpital polowy. Dlaczego tu jestem?
-Nieźle nas wystraszyłaś.-powiedział na przywitanie Troy.
-Co się stało?
-Spadłaś z szafki na książki. Coś ty tam robiła?
Dedal. Znak Dedala. Pamiętam! Serce, gdzie ono jest? Zabrali je? Nie mogli! Musze je znaleźć. Nie wiem czemu. Po prostu czuje, że … że no nie wiem. Tego się nie da wyobrazić. Tego uczucia.
Najpierw go znajdę, a później ucieknę. O ile się nie zgubie w Labiryncie. Nie mam ze sobą Azyla. Nikt mi mnie pomoże. Ale nie z takich opresji wychodziłam.
-A więc?
-Szukałam książki o takich dupkach jak wy.-odpowiedziałam bez wahania. Akurat kłamanie nie przychodziło mi trudno.
-Tego jeszcze nie było w mitologii.-wyjaśnił syn Nike.
-Przypuszczam.
Chciałam wstać, ale powstrzymał mnie. Czemu historia lubi toczyć się kołem? Takie deja vu.
-Nic mi nie jest. Wracam do piwnicy. Nie mam zamiaru oglądać ciebie ani twoich przyjaciół.
-Tam jest niebezpiecznie.
-Co?! Chyba żartujesz! To był wypadek!
-Czemu nagle chcesz tam wrócić?-zaciekawił się.
-Tam są bardzo fajne książki. Poza tym, co bym robiła gdzie indziej? Tam przynajmniej miałam zajęcie.-kłamałam.
-Jak tam chcesz.-mruknął.-A teraz połóż się. Musisz nabrać sił do rozmowy z Cezarem.
-Chyba żartujesz.-jęknęłam.
-Wyglądam jakbym żartował?
-Kiedy wrócę do piwnicy?-zignorowałam jego pytanie.
-Troy, potrzebny jesteś. Już przyjechali. – powiedział ktoś w drzwiach.
-Idę.
Bez odpowiedzi na moje pytanie wyszedł i zamknął drzwi na klucz. Od razu wstałam na nogi. Nie był to dobry pomysł, bo zakręciło mi się w głowie. Po chwili otrząsnęłam się i
podeszłam do okna. Bez żadnych zabezpieczeń. Oni na prawdę są idiotami. Chyba nie myśleli, że będę grzecznie leżeć. To nie w moim stylu. Otworzyłam moją przepustkę na wolność. Nie było wysoko, więc swobodnie, bez hałasu zeskoczyłam nie uszkadzając ani siebie, ani nic z rzeczy materialnych. Kusiło mnie żeby zobaczyć jaką ochronę zapewnił mi Cezar. Oczywiście – dwoje herosów. Dzieci Aresa. Oni na prawdę mają niskie zdanie o moich możliwościach. Nieważne zresztą. Teraz muszę znaleźć mój ukochany miecz. Podobno jest tam kilku herosów, ale to chyba nie jest największy problem. Później znajdę wisiorek. Na koniec ucieczka przez labirynt i możliwie wielkie szczęście, abym się nie zgubiła. Szkoda, że to nie jest takie proste jak się mówi.
Szłam właśnie lasem. Natrafiłam się na kilku obozowiczów, ale sprawnie ich ominęłam. Tutaj poza tym nie jest tak jak za rządów Chejrona. Teraz herosi nie są jedną wspólną rodziną
z problemami tylko gangami, które cały czas skaczą sobie do gardeł. Tu nie zapytają mnie o zdrowie. Byłam już na miejscu. Nikogo nie było. Jak to możliwe? Sjesta? Nieee… Chyba, że ci goście są tacy ważnie, że każdy heros był potrzebny. Oprócz tych pilnujących wejścia do szpitala.
Więc bez problemu wzięłam mój miecz i poszłam w stronę Wielkiego Domu. Poszukiwania wisiorka postanowiłam zacząć właśnie tam. I nie ukrywam – na rękę byłoby mi gdyby wisiorek był właśnie tam.
-O cholera.-jęknęłam, gdy zobaczyłam wszystkich durniów, wyłaniających się ze stołówki. Co gorsze – trzy czwarte z nich zmierzała na ćwiczenia. A najlepsze jest to, że te ćwiczenia są
za moimi plecami.
Szybko wskoczyłam w krzaki, modląc się do wszelkich bogów, aby tam ci mnie nie zauważyli. Nie teraz. Nie, gdy jestem tak daleko wyjścia.
Wszyscy herosi przetoczyli się po ścieżce o dziwo bardzo sprawnie, więc podeszłam do okna Wielkiego Domu. Był już tam Cezar, Dave, Jessica, Troy i paru ochroniarzy. Musieli o czymś dyskutować, bo syn Hadesa bardzo machał rękami. Zobaczyłam wisiorek. Leżał niedbale na stoliku obok kwiatu. Do sali wpadł zdyszany heros, który powinien mnie pilnować. Czyli już wiedzą.
Mocniej ścisnęłam broń. Oni w momencie zamilkli. Potem nastąpił wielki harmider i każdy z osobna wybiegł. Nikt nie został z moim sercem. Uśmiechnęłam się. Aż tak łatwo nie mogło być.
A jednak. Teraz muszę się pośpieszyć. Nie mam za wiele czasu.
Tak więc w sekundzie byłam przy wisiorku i wybiegałam z Wielkiego Domu. Kierowałam się w stronę piwnicy. Tam jeszcze nie dotarli. Na razie…
Przeskakiwałam po trzy schody na raz i gdy znalazłam się przy Znaku Dedala byłam spokojniejsza. Tylko był teraz pewien maluteńki problem. Jak do cholery jasnej to się otwiera?! Zaklęcie?
Może trzeba poprosić? Albo ….
Dotknęłam znaku.
-Albo po prostu dotknąć.-mruknęłam do siebie, gdy drzwi się otwierały.
Wbiegłam do tunelu. Ciemność. Nic nie widziałam. A drzwi za mną się zatrzasnęły z głośnym hukiem. Nie mogli tego nie usłyszeć. Na pewno już biegną w dół. Kierowałam się na
wyczucie modląc się znów o szczęście i o to aby nie natrafić na żadnego potwora i robala. Bo coś mi mówi, że mój limit szczęścia się wyczerpał. I nie dziwiłam się gdy potykałam się
co chwile o korzenia, kamienie lub swoje nogi. Co chwila słyszałam odgłosy pogoni. Ale byli jeszcze bardzo daleko. Dziwne mi było, że syn Hadesa nie wykorzysta swoich zdolności. Byłam coraz bardziej zmęczona biegiem i coraz bardziej odczuwałam strach, który mnie paraliżuje. Nienawidzę ciemności!
Właśnie w tej chwili wisiorek trzymany w mojej lewej ręce zaczął delikatnie świecić. Jakby wiedział co czuje, ale był też świadomy, żeby nie świecić za mocno, aby się nie
zdradzić. Zauroczona tym widokiem na chwilę przystanęłam i zaczęłam obracać nim między palcami. Ocuciły mnie zbliżające się krzyki. Założyłam serce na szyi i ruszyłam dalej. Strach
już mi nie dokuczał. Dodał mi sił do szybszego biegu. Odwróciłam się aby zobaczyć jak daleko są. Widziałam już słabe światła latarek odbijające się od skał. Skręciłam w prawo.
Wspominałam już coś o szczęściu, prawda? Otóż natrafiłam na ślepy zaułek. Nie mogłam zawrócić. Pozostało mi tylko czekać i łudzić się, że jednak ominą to miejsce. Gdy powoli
wycofywałam się do kąta na coś natrafiłam. Już otwierałam usta aby krzyknąć ale to czyjaś dłoń zasłoniła mi usta.
-Chcesz żeby cię znaleźli?-usłyszałam szept obok ucha.
Nie znałam tego głosu. Ważne było to, że nie był to głos ani Cezara, ani Troya ani nikogo z tamtych. Ten głos był inny. Troszeczkę szorstki, ale zarazem kojący. Fajne połączenie,
co nie? Ale i tak wolałam się nie odwracać. Stałam jak wryta. Wisiorek całkowicie przygasł, jakby wiedział, że nikomu nie może się pokazać. Usłyszałam odgłosy biegu, przekleństwa
Dave’a i jeszcze coś czego nie potrafiłam zidentyfikować.
-Ty i ty. Sprawdźcie tą dziurę.-doszedł nas głos Cezara. Znów poczułam fale przerażenia. I znów wisiorek zaczął świecić. Poczułam mdłości. Kręciło mi się w głowie. Bałam się że
się zdradzę. A wiedziałam że to powinna być tajemnica. Strach zżerał mnie od środka. Głosy herosów były coraz bliżej.
-Spokojnie. Zaufaj mi. Zamknij oczy.-szepnął.
Zrobiłam to. Było mi wszystko jedno czy zginę tak czy inaczej. Nie miałam sił walczyć. Poczułam jak nogi same mi opadają i klękam. Z półprzymkniętych oczu zobaczyłam jeszcze pokój.
Światło dawała jedynie mała świeca.
I znów ciemność, tylko że tym razem ciemność przepełniona ciepłem.
Ta poetycka opowieść jest odzwierciedleniem twojej duszy. to co kotłuje sie w twoim głupiutkim mózgu jest dla nas dalej wielką zagadką ale ważne ze ten móżdżek cos produkuje i dodaje to na strone http://blog.percyjackson.pl/ .:)
Cudowne! Herosowe! Super! 😀 A końcówka zwala z nóg.
Ja już chcę ciąg dalszy! Ja już chcę ciąg dalszy!
Dobra, niech już będzie, poczekam. 😀 Ale ostrzegam, że będę się niecierpliwić.
Wreszcie! Nie dodawałaś opowiadań od wieków! Bardzo mi się podoba, KOCHAM jej odzywki… ALE NIE KOŃCZ W TAKICH MOMENTACH!!!
Świetne.! Mam nadzieję, że nie znudzi Ci się nigdy pisanie i będziesz dalej tworzyć ;p
Świetne!!! Ale… zapomniałaś o małym fakcie: labirynt mogą otwierać herosi, ale nie śmiertelnicy;(
Korsyka, to ty zapomniałaś o małym fakcie. Ona nie jest zwykłą śmiertelniczką
Super , czadowe , a co ja się będę … zgadzam się z powyższymi komentarzami 😀